"Męscy bohaterowie niby wykonują jakieś zawody, jednak są w tym tak mdli i nieprzekonujący, że równie dobrze mogliby pobierać od państwa zasiłek dla bezrobotnych. W rolach nijakich mężczyzn Zatorski chętnie obsadza mydłkowatych amantów takich jak Lesław Żurek.
Bohaterki to klasyczne wielkookie cielęta snujące się po ekranie dla ozdoby.
W filmach Zatorskiego oko widza z powinno zatrzymywać się na ślicznych bohaterach, dlatego tło jest wylizane z jakichkolwiek szczegółów. Dekoracje z IKEI i pocztówkowe kadry Warszawy to wszystko, na co możemy liczyć. Chyba że trafi się jakiś radosny "product placement".
Kiedy na ekranie nic się nie dzieje (bohater gapi się przez okno, para bohaterów patrzy sobie w oczy), w tle leci jakiś skoczny albo romantyczny kawałek wprowadzający w odpowiedni nastrój. "Los numeros" możemy uznać za przydługi wideoklip towarzyszący dynamicznej ścieżce dźwiękowej.
Sposób, w jaki komunikują się ze sobą bohaterowie, sprowadza się do :
A) stwierdzania oczywistości ("Idziesz ? Tak, idę" - Bohater idzie),
B) streszczania zawiłych zwrotów akcji (bohaterowie opowiadają sobie : co, kto i dlaczego zrobił).
Taka strategia dialogów to dziedzictwo telenowelowego scenariopisarstwa, które uwzględnia, że gospodyni domowa nie patrzy cały czas na ekran, tylko np. obiera ziemniaki. W kinie w tym czasie możemy zająć się jedzeniem popcornu i wysyłaniem SMS-ów – nic ważnego w przebiegu akcji na pewno nam nie umknie.
Zatorski wziął sobie do serca złotą zasadę hollywoodzkich producentów, że dobry scenariusz da się streścić w jednym zdaniu : LOS NUMEROS : POLICJANT WYGRYWA LOS NA LOTERII.
Te pomysły nie są rozwijane w pełnowymiarowe scenariusze, zaś luki, przeskoki i nielogiczności akcji przypominają południowoamerykańskie telenowele albo kinematografię azjatycką"
Całe 82 minuty robienia z widzów debili. Są jacyś chętni na wydanie 20 zł w kinie ?"
cała prawdao filmie
Z tym, że to nie jego wypowiedź:) po prostu zacytował recenzję (na którą trafiłam gdzieś w gazecie też), tyle że faktycznie mógł podać źródło, czy autora.
Popieram;)
Mimo, iż osobiście uważam, że Żurek to jeden z najprzystojniejszych polskich aktorów młodego pokolenia, to określenie "mydłowaty" znakomicie do niego pasuje;P Bardzo trafne spostrzeżenie:))
Dialogi faktycznie - zajmujące;P A najbardziej rażący w tym filmie jest wyraźny brak gry aktorskiej;P
Dużym plusem według mnie była postać, którą zagrał Antoni Pawlicki. Jak dla mnie fenomen;)
Bardzo naturalnie przedstawił swą rolę filmowego pajaca. Porównując grę aktorską Pawlickiego w "Los Numeros" a wychwalanego Małaszyńskiego za rolę w "Ciacho", to ten pierwszy moim skromnym zdaniem zbiera laury...
Podsumowując - kolejna typowa nieudana polska produkcja.
Przy czym chcę zwrócić uwagę , że nie oceniam tego w ten sposób tylko dlatego, iż ostatnio bardzo popularne i modne stało się narzekanie na polskie komedie, lecz ze względu na to, że... to była naprawdę "kolejna nieudana polska produkcja";P
Pozdrawiam.