Bardzo przykro mi to pisać, ale kreacja Russella Crowe'a to największa porażka tego filmu.
Abstrahując już od tego, że partie wokalne w jego wykonaniu były najbardziej męczące -
scenariusz odziera postać z psychologicznej głębi, przedstawia ją zbyt prosto (uprzedzam, że nie
znam musicalu, więc może nie powinnam się wypowiadać). Dawno temu oglądałam ekranizację
Nędzników w postaci mini-serialu. Pozostało mi już tylko mgliste wspomnienie całości, ale nie
zapomnę jakie wrażenie wywarł na mnie Javert w wykonaniu Malkovicha. Crowe niestety nie
wytrzymuje tego porównania. Ale może to tylko dlatego, że scenariusz nie pozwolił mu się
rozwinąć...
A możesz mi w takim razie wytłumaczyć swoją reakcję? "a nie.." co? A nie wyrażaj swojej opinii, nie oceniaj filmu, bo mają do tego prawo tylko znawcy literatury? Czy o co chodzi? Uczono mnie, że film jest ODRĘBNYM ujęciem tej samej historii, posługuje się odmiennymi środkami wyrazu i NIE jest książką. Dwie odrębne elokucje, jaki pisał ktoś mądry. To, że czytałam książkę nie czyni mojej wypowiedzi bardziej wartościową w tym kontekście. Przecież niczego nie zestawiam i nie porównuję.
Widzisz mi tylko o to chodziło, że w książce inspektor Javert jest dokładnie opisany - jego osobowość, charakter, przyczyny dla których postępował tak a nie inaczej... a z twej pierwszej wypowiedzi wnioskować można że swoją wiedzę na temat J. czerpałaś tylko z mini serialu który oglądałaś dawno... i tylko na tej podstawie oceniasz grę Russell'a Crowe a to moim zdaniem jest niesprawiedliwe - bo może Malkovich inaczej niż Crowe odbierał postać graną przez siebie...i w takim wypadku trzeba po prostu wrócić do pierwotnego źródła czyli do książki.... pozdrawiam a Ty się tak nie gorączkuj nie chciałam nikogo urazić, po prostu kocham tę książkę.
W musicalu wszyscy są spłaszczeni, nie tylko Javert. Przecież Valjean nie ma prawie żadnych wątpliwości,a w książce jest ich pełen, co buduje wielkość tej postaci.
Takie są prawa musicalu. Trochę mi to przeszkadzało w odbiorze, ale dało sie przeżyć, zwłaszcza że sam spektakl widziałam wcześniej w innym wykonaniu. I przez porównanie film zachwycił mnie autentycznością :)
Według mnie część wokalna w wykonaniu Russella Crowe'a jest oszałamiająca ,wywarła na mnie wielkie wrażenie. Na prawdę dobry film,warty oglądnięcia i godny polecenia ze względu na świetną grę aktorską,muzykę,wokal oraz wątki. Polecam ! :)
Jak to - Valjean nie ma prawie żadnych wątpliwości? Toż on ma je przez cały film! Począwszy od piosenki Who am I, tuż po tym, jak biskup go uratował, później, kiedy dowiaduje się, że skazano kogo innego w jego miejsce, kiedy czyta list od Mariusa do Cosette i kiedy decyduje się odejść.
Javert też nie jest specjalnie spłaszczony. W końcu zaczyna się gubić już kiedy Valjean go wypuszcza, a później już się to tylko pogłębia aż do jego śmierci.
"Who am I" jest wtedy, kiedy dowiaduje się, że za niego został uznany i ma być skazany ktoś inny, a nie podczas spotkania z Biskupem.
Możliwe, wydawało mi się, że wtedy też pada to pytanie - w każdym razie chodzi o te sceny.
Oj, jest, jest, jeśli porównujesz z książką. Ale to nadal bardzo dobry film, dałam mu 8, więc chyba nie ma między nami specjalnego sporu poza czysto technicznym i definicyjnym :)
Więc powiedz mi, o co konkretnie jest bogatsza postać Javerta w książce? W filmie jest beznamiętnym, ślepo wierzącym w słuszność prawa i wypełniającym rozkazy służbistą. Nie jest czarnym charakterem, a później, nie mogąc pogodzić swojego światopoglądu z tym, że Valjean uratował mu życie, zabija się. O jakie cechy spłycono Javerta w filmie?
Nie czytałem jeszcze książki, właśnie dlatego, że nie mogę jej nigdzie dostać. To, co wiem o Javercie opieram na tym, co przeczytałem o samej książce i tej postaci. I, nie licząc pewnych wycinków fabuły z książki, to Javert z filmu charakterem i osobowością pokrywa się z tym z książki. Dlatego póki co pytam ciebie: skoro twierdzisz, że w filmie go spłycili, to powiedz o jakie cechy jest uboższy.
W takim razie nie będę Ci psuć lektury :)
Allegro albo http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=912 :)
Linki do kolejnych części:
http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=232
Różnica jest jakościowa. Zrozumiesz, jak przeczytasz np. scenę z barykady, kiedy Valjean ratuje Mariusa.
Wokalnie rzeczywiście Crowe nie porywa, wręcz przeciwnie, ale ogólnie bardzo mu zgrabnie wyszło. Co prawda wydaje mi się, że morał życia Javerta został totalnie odwrócony (w filmie sugerują, że Javert się zabił, bo przeżył duchową przemianę, zauważył, że robił źle i takie tam, podczas gdy w książce zabił się dlatego, że owej przemiany przejść nie potrafił), ale mimo to Crowe jako Javert ratuje ten dziwaczny film.
Pozwolę sobie uściślić dziwaczny - ani film ani musical, więc w rezultacie na żadnym polu nie da się nim zachwycić.
Nie czytałam książki, a scenę samobójstwa Javerta odczytałam tak właśnie, że nie mógł się pogodzić z tym, że Valjean żyje. Może to zależy od interpretacji ;)
Ja także nie czytałam książki, a mimo to zinterpretowałam scenę z Javertem na moście w poprawny, według Ciebie, sposób. I chociaż na to czekałam, wcale nie zauważyłam jego duchowej przemiany. Dlatego faktycznie - wszystko zależy od interpretacji widza.
A jeśli chodzi o wokal to, jako totalnemu laikowi, śpiew Crowe'a bardzo mi się podobał. Nie potrafię ocenić czy był dobry "technicznie", czy nie, ale dla mojego ucha był przyjemny ;)
zgadzam się, postać Russella Crowe'a jest moim zdaniem najsłabszym elementem filmu, i to w moim odczuciu głównie ze względu na wokal. Wydaje mi się, że do tej roli powinna być wzięta osoba o bardziej donośniejszym, bardziej basowej, decydującej, męskiej barwie głosu. No ale tak czy siak, musical bardzo mi się podobał, zwłaszcza kobiece wokale.
Polecam ten wywiad (jeżeli ktoś jest biegły w angielskim) http://www.youtube.com/watch?v=vnAhVVPUdGU . Widać, że Crowe naprawdę przyłożył się do tej roli, a przynajmniej taka była jego intencja. Problemem jest to, że wiele ludzi liczyło na Javerta w stylu Philipa Quasta, natomiast Russel Crowe postanowił nie wzorować się na nikim, tylko stworzyć bardzo indywidualny obraz inspektora wg własnego uznania. Mając to na uwadze, oglądając film po raz drugi, naprawdę doceniłam jego wykonaną pracę :). A głos? No cóż - może i mógłby mieć więcej "pazura", ale bardziej łagodnej i subtelnej wersji słucha mi się bardzo przyjemnie, taka barwa głosu też, moim zdaniem, ma urok. Przynajmniej otrzymaliśmy coś nowego, a nie powielenie schematu. Natomiast grze tego pana nie mogę nic zarzucić, wręcz przeciwnie. A tu myślę, że obaj panowie wypadli świetnie ;) http://www.youtube.com/watch?v=0fB6LIsntpg
Jak dla mnie Javert nie był taki zły. Wokalem nie powalał, ale i nie drażnił, przynajmniej w moim odczuciu. Zagrał bez szału, przyzwoicie.
Mam zupełnie inne odczucia. Z męskiej obsady Crowe jako jedyny potrafił śpiewać, a zagrał też niczego sobie. Za to partie wokalne Jackmana (pomijając jego śpiew, to rola była pierwszorzędna) i Redmayne'a (głos dwunastoletniej dziewczyny) były tragiczne. Bardzo odstawali umiejętnościami od Amandy Seyfried i Samanthy Barks, a także Crowe'a.