Miałam bardzo duże oczekiwania co do tego filmu. Zawiodłam sie jednak bardzo. Po 25 minutach czekałam tylko na koniec. Gra aktorska fatalna! Na pierwszym planie miłość, w zamierzeniu pewnie namietna i spontaniczna, a co dostajemy? Dwojke ludzi ktorzy przez cale dwie godziny zachowuja sie jakby byli sobie obcy. Nie widac miedzy nimi zadnnych relacji. Ryan ciagle z ta sama mina, Emma przerysowuje, widac miedzy nimi ogromny dystans. Nic dziwnego, ze końcówka, ktora w zalozeniu pewnie miala byc wyciskaczem łez, wywolala u mnie ulge, ze w koncu dobiegl upragniony koniec! Na plus zasługują zdjecia i muzyka ktora byla naprawde dobra, ale niestety malo zroznicowana. Nuda. Nuda. Nuda. Interesujące zakonczenie i mysl przewodnia filmu. Szkoda, ze beznadziejnie wykonanie. Za co te nagrody? Zapewne za nazwiska ;) Nie polecam. Nie powrócę do tego filmu.
Najwidoczniej nalezysz do kurczacego sie gatunku ludzi samodzielnie myslacych;) Pozdrawiam
" Za co te nagrody? Zapewne za nazwiska ;)"
Tak. To bardzo samodzielne myślenie.
No co ty. Dali 7 globów więc wystawiłem 9 tak z pewnością byłoby 4 -6. To oczywiste chyba. W końcu każdy kto daje 7 - 10 to tylko dlatego bo film dostaje nagrody.
Bo wszyscy co dają temu filmowi 2 - 6 to grupka osób samodzielnie myślących a dający 7 - 10 to zawsze osoby którzy wystawili taką ocenę bo tak trzeba. Wiadomo.
Kazdy ocenia jak uwaza i sugeruje sie własnymi wytycznymi, wiec kompletnie Cię nie rozumiem.
Hmm, jasne, zgadzam się, ale... Gra aktorska fatalna? To musical, więc musicalowa. Mimo, że nie jest to film, który zostanie mi w pamięci, to odegrany, przynajmniej przez główny duet, bardzo ok :)
Jaka to musicalowa gra aktorska? Albo aktor gra dobrze albo nie. Ja się zgadzam w 100% z opinią, że pomiędzy głównymi bohaterami nie było ani trochę chemii. Da się dobrze zagrać w musicalu. Polecam obejrzeć np. "Upiora w operze" albo "Burleskę".
Normalnie. Aktor Musicalowy różni się od aktora Dramatycznego. Jeśli jesteś fanem gry aktorów dramatycznych jak Tom Hanks, Marlon Brando czy Dustin Hoffman i nagle włączysz filmy z Gene Kelly czy Fredem Astirem to pomyślisz sobie jak oni sztucznie grają, ale to nie prawda bo tak właśnie gra się w musicalach, często gra aktorska jest przerysowana w musicalach i nienaturalna.
Niestety nie mogę się z Tobą zgodzić, ponieważ jest wielu aktorów, którzy potrafią świetnie zagrać i w musicalu i w dramacie, np. Hugh Jackman, Meryl Streep, Evan McGregor czy nawet Zac Efron. Dodatkowo wydaje mi się, że nie można powiedzieć o współczesnych musicalach, że są przerysowane i nienaturalne. Oczywiście wszystko zależy od produkcji, ale w większości zauważyłam, że twórcy starają się nadać musicalom poważny ton.
Tak jak napisałaś to już zależy o jakim musicalu mówimy, jest wiele musicali gdzie faktycznie gra aktorska jest praktycznie taka jak w dramatach, ale jest równie sporo takich gdzie ta gra jest przerysowana. Ok, masz trochę racji, że współcześnie odchodzi się już powoli od tej tradycji musicalowej i stara się by nawet musicale były grane podobnie do większości filmów, ale ja jako fan musicali (głównie tych ze złotej epoki Hollywood) jakoś mam już to w głowie, że istnieje różnica między aktorem dramatycznym a musicalowym, ale faktycznie ona się ostatnio już zaciera :( Jednak ta dyskusja nie zmienia faktu, że zgadzam się iż Emma Stone nie zagrała tutaj życiowej roli, po prostu zagrała "swoje" i nic ponad to, Ryan pomimo iż jest gościem 5 spojrzeń to trafił w rolę podobnie jak w "Blade Runner" i on według mnie lepiej sobie poradził.
Upiór w operze albo Burleske... no naprawdę krytyk jesteś, same kamienie milowe filmografii wybrałeś
Mogłabym wymieniać dalej, m.in.: "Les Miserables", "Moulin Rouge!", "The Greatest Showman", "Mamma mia!" i wiele, wiele innych produkcji. To były dwa przykłady, które w bardzo dobry sposób pokazują musical przeniesiony z desek teatralnych ("Upiór...") oraz konwencję własną ("Burleska"). Może to nie są "kamienie milowe" w filmografii, ale na pewno bardzo ważne pozycje jeśli chodzi o musical w kinie.
I nadal się pograżasz; mama mia, the greatest showman, nędznicy.Ile ty masz lat.A Kabaretu nie znasz lub West side story
Znam, nawet bardzo dobrze, ale widzę, że nie zauważyłaś dość istotnego faktu, że poruszyłam temat WSPÓŁCZESNYCH ekranizacji i tego w jaki sposób się do nich podchodzi. Natomiast "Kabaret" czy "West side story" były tworzone tak jak już ktoś wspomniał w tej dyskusji w sposób lekko przerysowany, od czego się obecnie odchodzi.
Ja oceniłam na 8, a jakoś zupełnie nie sugerowałam się tym jakie nagrody (i czy w ogóle) film zgarnął, więc teoria bezsensowna.
A czy Ty samodzielnie myślisz? Bo z twojej oceny wnioskuję, że Ci się podobało, więc pewnie jesteś oddanym fanem pana Ryana i pani Emmy :)
Nie. W sumie Gosling jest niezły ale Stone była mi zawsze obojętna. Mogła tu zagrać Emma Watson bo lubię Pottera ale w "La La Land" ta dwójka akurat bardzo mi się podobała. Zwłaszcza Emma.
W "Jak zostać kotem" też grał mój ulubieniec Kevin Spacey ale film to dno i wspaniale się czułem dając to 2/10.
Ja widzę, że ty masz problem z tą Emmą. Emma od razu mi się kojarzy HP, a tej aktorki w ogóle nie kojarzę. Gosling trochę za sztywny jest. Na początku byli sobie obcy, więc czego ty chciałeś? Seksu na pierwszej randce. Chyba pomyliłeś gatunki. A co do potem, to trochę mogli zagrać lepiej, ale wyszło tak jak było w filmie.
"Najwidoczniej nalezysz do kurczacego sie gatunku ludzi samodzielnie myslacych;) Pozdrawiam"
X
DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
"Najwidoczniej nalezysz do kurczacego sie gatunku ludzi samodzielnie myslacych;) Pozdrawiam"
Skończcie pdolić wy niedoroby intelektualne.
"Myślenie"? Co wy matoły wiecie o "myśleniu". Wielcy praktycy "myślenia"! Gdybyście mieli związek z "myśleniem" udzielalibyście się na forach o matematyce, fizyce, inżynierii, technologii...
Nie matoły - wy nie macie nic wspólnego z myśleniem. Wybraliście dziedzinę, która nie ma nic wspólnego z myśleniem, wystarczy, że każdy pdoli sobie "co mu się tam wydaje"!
Bo sztuka - nie jest o myśleniu!
Jest o - emocjach i odczuciach. Już się rwa dawno tego powinniście nauczyć skończone osły!
Jedni się na tym filmie wzruszą, a drudzy jak ta tu wyżej, zanudzą - to nie ma NIC WSPÓLNEGO Z FILMEM, bo to są SUBIEKTYWNE, INDYWIDUALNE reakcje emocjonalne konkretnych ludzi.
Co najwyżej możemy mówić o "statystyce". Czy dany film "wyczuł" statystyczną konstrukcję emocjonalną populacji.
I skoro film dostaje nagrody, zachwyty ludzi (w większości) to widocznie trafił z tą statystyką. Bo tylko ci o "innej wrażliwości" się nudzili.
Ale to nie ma nic wspólnego z MYŚLENIEM. Bo wątpię, żeby reżyser filmu analizował statystyki emocjonalne populacji i robił film "ze wzoru". Zrobił film 'pod siebie' i akurat miał szczęście, że mimo iż to nie film o transformersach - trafił w gusta tak wielu ludzi.
A to, że ta głupia co założyła ten temat, ma jakieś frustracje z tym, że nie dla niej był zrobiony film - to nie wina filmu. Jej frustracje wcale nie oznaczają, że film jest zły!
A już na pewno jej frustracje - nie oznaczają, że ona charakteryzuje się jakimś wyjątkowym - MYŚLENIEM....
URWA JEGO MAĆ!
Twoje maniery to efekt złego doboru genów czy też patologicznej sytuacji w domu? Niezależnie od odpowiedzi, życzę Ci powrotu do zdrowia psychicznego. No i niech Cię szlag za szybko nie trafi :) Chociaż...
Zgadzam się ze wszystkim. W innym miejscu napisałem więcej o tym cieniutkim filmiku.
To i ja się zgadzam, specjalnie wyszukałem taki krótki post, bo na więcej pisania o tym filmie szkoda mi czasu.
Cześć, czołem.
"Za co te nagrody? Zapewne za nazwiska ;)"
Rozumiem że to ironia mająca na celu rozśmieszyć czytającego ?
Też się rozczarowałam, świetna muzyka i chyba tyle. Nie jestem co prawda fanką musicali, ale byłam do niego pozytywnie nastawiona. I pierwsze co pomyslałam to nie była gra na miarę Zlotych Globów, oboje mieli lepsze role w karierze. Rzeczywiście zabrakło chemii między aktorami, co mnie zdziwiło bo grają kolejny raz parę.
Muzyka i Taniec to 40-50% sukcesu w Musicalu :D Więc jeśli piszesz, że świetna muzyka to znaczy, że jest już dobrze. Musical to nie jest gatunek filmowy gdzie story czy gra aktorska musi być na najwyższym poziomie.
Skoro tak twierdzisz, to aktorzy pierwszoplanowi mogą pochodzić prosto z ulicy? Bez doświadczenia? Jeżeli w filmie(musical to jednak film) nie gra jedna rzecz, to cała reszta idzie się walić.
Oczywiście, bo teraz żeby pokazać relacje między bohaterami, to trzeba ich pokazać w łóżku/w negliżu/śliniących się do siebie przez połowę filmu... Szkoda, że ludzie nie potrafią spojrzeć głębiej, no ale cóż, chyba urodziłam się nie w tych czasach co powinnam :)
Głodnemu chleb na myśli :) Mówiąc, że nie ma między nimi chemii nie miałam na myśli seksu co dwie sceny. Grają bez uczuć, po prostu. Patrząc na ich rozmowy nie widzę rozmawiających ze sobą zakochanych, a jedynie kiepskich aktorów. Narażam się teraz na lincz, ale takie są moje odczucia.
W dużej mierze zgadzam się z Twoją opinią odnośnie "braku chemii" miedzy bohaterami. Istotnie,pomimo niewątpliwych założeń i starań,brakowało jednak specyficznego klimatu i czaru,który powinien mieć miejsce w omawianej filmowej relacji. Nie da się ukryć,że wyszło niestety trochę sztywno.
No sorry to chyba oglądaliśmy inne filmy. Latają w chmurach, całują się w tramwaju. To jak wygląda ta "chemia"?
Cytując suncarol z komentarza poniżej "(...)chemia to nie złapanie się za rączki, zatańczenie walczyka i buzi buzi. Chemia to właśnie jakaś nienazwana siła, błysk w oku, przez który wierzymy aktorom że są zakochani." I latanie na chmurach niczego nie zmienia, ba wydaje się w takiej sztucznej relacji niemalże komiczne ;)
A kto tu pisze o ślinieniu u licha? Ja nie potrzebuję scen seksu żeby wychwycić emocje u aktorów. Oglądałaś może film Once? Nawet konwencja podobna, musical, a jakże. Nie chcę spoilerować więc powiem tylko - tam tych emocji jest multum, a nikt się nie ślini, nie ma negliżu ani scen seksu. Muzyka zostaje w głowie. Z tamtego filmu Emma i Ryan mogliby się uczyć, tym bardziej, że to nie pierwszy ich film razem. Gdzie tam jest to iskrzenie, te emocje, gdy jak dzieci rozstają się bo ona nie może z nim jechać, ani on nie może jechać z nią, bo "brakuje im czasu na spełnianie marzeń", ale jednocześnie jej go wystarczyło do założenia rodziny włącznie z rodzeniem dziecka? I właśnie dlatego ten film do mnie nie trafia. Nie musi kończyć się happy endem, ale musi być autentyczny. Once jest bardzo autentyczny spontaniczny zwyczajny i piękny. Tam króluje muzyka, ona jest sednem, a miłość... miłość jest jak lekki wiatr wkradający się między dźwięki. Ją czuć, słychać, widać w oczach, choć nikt o niej prawie nie mówi. Tutaj dużo się o niej mówi (wielkie słowa "zawsze będę cię kochać" po czym po roku lub dwóch wyjdę za mąż i zrobię sobie dzieciaka a jak cię znowu zobaczę przypadkiem w knajpie to prawie się popłaczę a potem spoko, wrócę do męża i dzieciaka). I nie, chemia to nie złapanie się za rączki, zatańczenie walczyka i buzi buzi. Chemia to właśnie jakaś nienazwana siła, błysk w oku, przez który wierzymy aktorom że są zakochani. O ile powiedzmy, że uwierzyłam Ryanowi, tak Emmie za cholerę. Widziałam w nich nie parę, ale aktorów, którzy grają parę. A nie o to chodziło jak mniemam.
trudno się z tą opinią nie zgodzić - oczekiwałam iskrzenia, chemii i napięcia między aktorami ...a tu... klapa - a szkoda bo lubię Goslinga
Akurat ONCE to jest bardzo słaby przykład. Ale zgadzam się, że nie trzeba sesku, by pokazać namiętność. W tym przykładzie szczególnie polecam SPRAGNIENI MIŁOŚCI.
Brak tego co opisałaś to jedna z największych zalet tego filmu. Niestety widzom przez serwowaną w Hollywood od lat papkę w postaci wszechobecnego negliżu i seksu miłość poplątała się z pożądaniem...
To w końcu o czym jest ten film? Bo z tego co widzę po opisie, to o "wielkiej miłości". A ja tu widzę bardziej przyjaciół, niż zakochanych.
Cóż mogę na to poradzić. Mówimy o pojęciach abstrakcyjnych, niedefiniowalnych, więc jeśli tak dla Ciebie wygląda przyjaźń to ciężko z tym polemizować :)
Ponieważ musical LLL postrzegam jak "perszinga" z głowicą masowego rażenia, pokusiłem się o napisanie zjadliwej recenzji; niestety zarówno moja, jak i 18 innych są blokowane - od wielu dni oczekują na weryfikację. Być może stoi za tym nawet lobby zza oceanu ;) . Oni wiedzą, że umoczyli, a jedynym wyjściem jest ucieczka do przodu, czyli obsypanie nagrodami, to może część kasy się zwróci. Jasne, że lajki i hejty mają znaczenie dla frekwencji w kinach.
Zatrzymaną recenzję można znaleźć na - http://easyeagle.pl - polecam tym, co się wahają
Piszesz, ze tylko "Hair" wybitne, a mysle, ze pare innych tytulow tez:) Mia nie przeszla negatywnej przemiany w moim odczuciu. Generalnie film oceniam lepiej niz Ty, ale na pewno nie uwazam tego musicalu za jakis nadzwyczajny.
Nie wiem czy autor twojej "recenzji" w ogóle oglądał film. Pisze o nim jak o polukrowanej laurce bogacza. Ale reżyser chciał go zrealizować od dawna tylko nie dostawał na to kasy. Film nie jest propagandą "amerykańskiego snu". Czy nie było w nim przesłuchań na które chodziła Mia? A druga część w ogóle w smaku jest gorzka. Piszesz same propagandowe brednie.