Genialna interpretacja komiksu i w takich kategoriach należy ten film rozpatrywać. Zacznijmy od warstwy technicznej. Świetne kadry, mrok i montaż. W tym filmie nie ma niepotrzebnych scen. Nie ma dłużyzn. Symbolika od początku do końca wylewa się z ekranu. Nawet taki szczegół jak miecz ma swoje znaczenie (kto nie wie czym zajmuje się FKA Twigs niech sobie wygoogluje). Soundtrack genialny, mroczny, gniewny i zarazem emocjonalny, tak jak to co widzimy na ekranie. Aktorstwo, zwłaszcza głównego bohatera, nie jest wybitne. Jednakże jest to prosta historia i nie razi to jakoś w oczy. Na plus zdecydowanie FKA Twigs i pan grający Roega. Najmocniejszy punkt tego filmu to emocje. Film pokazuje nam budowanie relacji między Ericiem i Shelly ( nie było tego w pierwowzorze z Brandonem). Jest czas, by poznać bohaterów i bardziej odczuć tragedię jaka ich spotkała. W ogóle zastosowano tu ciekawy zabieg pokazujący cierpienie fizyczne bohatera. Cierpienie psychiczne jest w sferze domysłów i można się go domyślić podświadomie na podstawie tego co zobaczyliśmy w pierwszej części filmu. Filmu nie ma w ogóle sensu porównywać do oryginału z Brandonem Lee, który jest zupełnie inną interpretacją komiksu, a właściwie łączą go z tym filmem tylko imiona dwójki bohaterów. Nie rozumiem ludzi, którzy wywalają hejt na nową produkcję. To jakby mieć pretensję do malarza, że malując Tatry stanął w innym miejscu niż jego poprzednik i użył innych barw. Pierwowzór był trochę romantyczną historią pokazującą zagubionego Erica szukającego spokoju z Shelly. Nowy Draven chce zemsty, nie jest postacią kryształową. Shelly też nie jest zjawą w białej sukni, a żywym człowiekiem ze swoimi wadami. Podsumowując – świetny film momentami lepszy niż oryginał, który jest ikoniczny i nikt go nie usuwa. Więc zawsze można do niego wrócić. Swoją drogą nowemu Krukowi chyba bliżej jest do Crow 2 City Of Angels.
Zgadzam się. To są w ogóle tak kontrastowe odsłony, że bez sensu moim zdaniem w ogóle szukać w nich podobieństw. Każda część zresztą była totalnie innym tworem. Nie jest to MCU i nie ma co doszukiwać się kontynuacji czy lepszej/gorszej wersji filmu z 1994. Bill generalnie świetnie pociągnął rolę.
Bardzo fajne podsumowanie - nawet nie wiedziałem, że to film na podstawie komiksu. Odczucia po obejrzeniu mam takie same. Świetny.
Ten post to chyba prowokacja. Ten film nawet nie znając komiksu nie ma ładu ani składu. Historia miłości w jeden dzień ? Każdy ma iphona bez blokady? Baterie w nim trzymają długi czas. Nie wiadomo co zły bohater ma za konszachty….kolega tatuażysta ginie tuż obok niego,przez to że do niego przyszedł a on nawet okiem nie mrugnął jak go zabili. …..film brednia. Nie znam oryginału z 90 .
Masz na myśli komiks? Bo on jako jedyny jest tu oryginałem. Oba filmy, zarówno ten z 1994 r. jak i zeszłoroczny, to ekranizacje. Jedna zyskała popularność bo aktor zmarł na planie, a druga jej nie, ponieważ jest zbyt bliska komiksowi.