Nietrudno przewidzieć, jak zostanie odebrany w Polsce, jeśli zdobędzie tu popularność. Spór tradycjonalistów z liberałami będący osią całej historii, popularny wśród wiernych papież nielubiany w Watykanie jasno nawiązujący do Franciszka, kontrowersyjna wciąż uwaga o pontyfikacie Jana Pawła II, wątek terrorystyczny, wreszcie finałowy zwrot akcji tak przytomnie, jak prowokacyjnie odwołujący się do woli bożej.
Film, którego czekają nieuchronne oskarżenia o bluźnierstwa i świętokradztwo, w rzeczywistości niepotrzebnie ociepla wizerunek Kościoła: sugeruje, że na jego szczycie są ludzie na tyle dobrzy, uczciwi i zatroskani o jego przyszłość jak tutejsza frakcja liberalna, której największymi przedstawionymi na ekranie wadami są obłuda wobec własnych ambicji, wybieranie mniejszego zła poprzez zakulisowe próby nakierowania konklawe na wybór skorumpowanego, ale umiarkowanego kandydata zamiast nawiedzonego reakcjonisty czy kryzys tożsamościowy Lawrence'a, o którym koniec końców nie dowiadujemy się niczego. Księży handlującymi godnościami kościelnymi czy łamiących celibat spotyka sprawiedliwość, ojciec święty na łożu śmierci ostatkiem sił dba o to, by nie zastąpił go nikt niegodny, a choć poglądy kard. Tedesco nt. islamu mogą zdobywać dużą popularność, to przerysowany dewot, który za poważny błąd uważa nawet przeprowadzanie nabożeństw w językach narodowych.
W czasach, gdy kościół katolicki sukcesywnie traci swoje wpływy i ma do wyboru kolejną reformację lub powolną śmierć, reżyser przedstawiając historię osadzoną ewidentnie w świecie wzorowanym na rzeczywistości przedstawia świat daleki od faktycznego, kreując Watykan na niejednorodne ideologicznie, ale dużo bliższe naukom Chrystusa miejsce niż jest nim naprawdę. Książkę wydano w 2016 roku, ale kiedy kręcono film, Franciszek zdążył się doszczętnie skompromitować właściwie wszystkim, co związane z inwazją Rosji na Ukrainę. Trudno przez to o zakończenie bardziej naiwne niż wybór takiego papieża z akurat takiego powodu, na co zresztą zanosiło się odkąd tylko pojawił się na ekranie, a fakt, że ktoś taki jak Wojtyła do dziś uchodzi właśnie za otwartego, liberalnego papieża, sam w sobie wystarczy za komentarz.
Kompletnie nie! Ten film to czysty satanizm, zwłaszcza, że działa na ludzi wyznania katolickiego którzy mają o nim dobrą opinię. Strasznie śmieszy mnie kiedy katolik zajada się bluźnierstwem a potem sypie pochlebne komentarze :)
Nie wiem czy Ty jesteś, ale co niektórzy się deklarują i zajadają.
Dlaczego wbrew pozorom? To całkiem otwarcie prokościelny film. Szczególnie to naiwne zakończenie, w którym stado walczących sępów nagle wzrusza się podniósłą przemową.
Z perspektywy twórcy z zachodu - Kościół jest egzotyką. Stąd "happy end" ma zupełnie inny wydźwięk niż dla Polaka nie mającego po drodze z Kościołem. I człowiek prokościelny i antyklerykał po swojemu nagną rzeczywistość. Ty skrytykujesz, że sumienia kardynałów są do poruszenia, prokościelny będzie głosił tezę, ze lwia większość kardynałów to chodzące dobra. Twórca, czy widz zachodni (ani scenarzysta ani reżyser nie produkowali wcześniej filmów związanych z wiarą), bierze po omacku stronę. Dla nich kościół jest dużo większą egzotyką niż Polak jest w stanie zrozumieć, bo dla nas to norma (do poziomu, że nie mają nawet pojęcia gość w sutannie jest duchownym i że co to w ogóle za suknia).
Jak powiedzieć się, że jest się libkiem bez mówienia, że jest się libkiem.
Ten film nie jest prokościelny, ale proliberalny, a mówisz o prokościelności tylko dlatego, że twoje antyklerykalne uczucia nie zostały zaspokojone.
Wg mnie ten film jest prokościelny, ma ocieplić wizerunek kościoła, który wie, że może obecnie odzyskać wiernych tylko przyznając się do słabych stron, pokazując skorumpowanych kardynałów, ale jednocześnie pokazuje, że oj tam oj tam, bo przecież wystarczy dwóch kardynałów, których największa przywarą jest skrywana ambicja lub niedawny problem z modlitwą i papież, który jest spoko i już kościół uratowany.
Tak w ogóle, zawsze mnie śmieszą ateusze (którym jesteś, prawda?), którzy mówią co jest, a co nie jest bliższe naukom Jezusa xD
Lepsi są "katole" krzyczący o wierze i szacunku do niej, a zapominający o miłosierdziu i jej zasadach za to z frazesami
dokładnie! Ile to razy można w mediach społecznościowych przeczytać obrzydliwe komentarze, po czym wejdzie się na profil tych osób, a tam - Bóg, honor, ojczyzna, życzenia świąteczne albo cytaty z Biblii. Obłuda, obłuda i jeszcze raz obłuda
wiesz, wiele razy słyszałam od katoli takie głupoty, że sam Jezus Chrystus złapałby się za głowę i dziwił, jak takie osoby mogą w niego wierzyć. Natomiast wielu ateistów, których znam, faktycznie przeczytało Biblię - stąd ich odwrót od wiary.
Nie cierpię liberałów, więc sam możesz ocenić, czy powinieneś dalej zgadywać.
Mnie śmieszą pozerzy, którzy nie mają za grosz poczucia wspólnotowości i modelują sobie zasady swojej silnie skodyfikowanej i wspólnotowej religii wedle własnego uznania. Właśnie ten problem Kościoła inteligentnie adresuje zakończenie filmu.
Polscy "chrześcijanie" wiedzą o swojej religii tyle, że pokonuje ich już przykazanie miłości i zaskakująco często wydaje im się, że ich religia to jakiś undergroundowy, kontrkulturowy movement, który powoduje, że treść Nowego Testamentu jest znana jedynie garstce wybranych jak regulamin Fight Clubu, Biblia nie jest wcale zdecydowanie najczęściej analizowanym tekstem kultury w historii ludzkości, a "ateusze" są nimi zawsze z pokolenia na pokolenie przynajmniej od czasów chrystianizacji Rzymu. Nigdy nie wychowują się w religijnych rodzinach, nigdy nie chodzą na religię w szkołach i przede wszystkim nigdy nie są ochrzczeni, bo w końcu Kościół szanuje nauki Jezusa, dla którego chrzest był jednoznacznie następstwem pokuty i wyznania wiary. Protestanci też w ogóle nie istnieją.
Franciszek nigdy nie skompromitował się w związku z inwazją Rosji na Ukrainę. Papież nigdy nie powinien deklarować się po jednej stronie konfliktu. To co może zrobić to potępić zbrodnie wojenne, jeżeli zostały udowodnione przed międzynarodowym trybunałem. Do tej pory nikt nic Ruskim ani Putinowi nie udowodnił. Niestety.
edit: Do JP2 jest kilka innych nawiązań. Ralph Fiennes prawdopodobnie stylizuje swoją fizyczną grę aktorską na sylwetce JP2. Grany przez niego Lawrence ma ograniczone ruchy odcinka szyjnego, w kierunku dżwięku odwraca całe ciało, jego głowa jest permamentnie pochylona - co jest prawdopodobnie wynikiem wielogodzinnych modlitw. Bardzo subtelnie zagrane. Fiennes powinien dostać Oskara za tą rolę, ale w anty religijnym Hollywood to nie jest możliwe.
Nikt niczego ruskim ani Putinowi nie udowodnił? Ciekawe. A masakra w Buczy? A porywanie ukraińskich dzieci?
"W czasach, gdy kościół katolicki sukcesywnie traci swoje wpływy i ma do wyboru kolejną reformację lub powolną śmierć" Na pewno instytucja, która istnieje od setek lat umrze, bo Ty tak chcesz. Świat nie jest taki prosty.
Każda kultura prędzej czy później wymiera i ta nie będzie wyjątkiem. Nie stanie się to szybko i to kwestia pokoleń, ale już teraz chrześcijaństwo w odróżnieniu od pozostałych religii abrahamowych sukcesywnie traci wyznawców. Zachodni świat stale się sekularyzuje, a oligarchiczny kapitalizm (niespecjalnie możliwy do pogodzenia z chrześcijaństwem, swoją drogą) zamordował instytucję rodziny, więc dzietność w takich krajach spada najszybciej, mimo że na całym świecie leci na łeb od jakichś 70 lat (w krajach muzułmańskich też). Kult pracy (oczywiście pożyczony z systemów komunistycznych, żeby było śmieszniej) niszczy zresztą przyrost naturalny nawet w ateistycznych/pogańskich społeczeństwach takich jak Korea i Japonia.
Mnie wystarczy, że Polska jest najszybciej laicyzującym się krajem na świecie, a Kościół zupełnie nie zdaje sobie sprawy dlaczego, więc tylko przyspiesza ten proces. Nie sądzę jednak, by moje życzenia miały na to jakikolwiek wpływ.
Niektórzy nadal uważają, że wystarczy dużo się naprodukować aby ich tezy zdawały się nie odbiegać od rzeczywistości. Prawda jest zgoła inna, sens zostaje pominięty i zostaje lanie wody, tak rozmyte, że, aż nieczytelne
To powierzchowny, schematyczny film ze szczególnie naiwnym zakończeniem, który jakkolwiek sprawdza się jedynie jako kryminał. Dlatego jest boleśnie jednoznaczny w wymowie. Nawet poglądy głównego czarnego charakteru zostały na tyle przejaskrawione, by nie zdobywały więcej sympatii niż oczekiwaliby twórcy i nie pozostawiały widzowi wątpliwości, po której stronie historii powinien się znaleźć.
Jeśli jednak niektórych przerastają takie banalne moralizatorskie pozycje, trudno się dziwić, że później robi na nich wrażenie długość łatwej do napisania w trzy minuty wypowiedzi na niecałe trzysta wyrazów.