Wszystkie elementy tego filmu są jak z lat 70: muzyki nie ma, sceny walki pokazane w prawie najgorszy sposób, fabuła uchodzi niezauważona w tłumie nie wspominając o grze aktorów. Obejżeć ten film cały to dopiero sztuka
Perfekcja jest tylko słowem i ten kto twierdzi, że taki jest najwięcej mu do tego brakuje... Czego jesteś przykładem... i ślepoty... bo to, że muzyk nie ma w kill billu było tylko rozpoczęciem tematu... w rozwinięciu podałem szczegółowo, że chodziło mi o sceny akcji ponieważ uważam, że w reszcie filmu występują muzyki, co wyraźnie napisałem... Złe kalkulacje, hmm?
Więc czy perfekcją można nazwać osobę popełniającą błędy?
Ale skoro nadal twierdzisz, że emanujesz aurą perfekcji to zmień sobie pseudonim na: artificial human
Film jest swietny a co do sciezki dzwiekowej to do czasu pojawienia sie 2 czesci jedynka nie wychodzila z odtwarzacza cd dwojka do tej pory tam lezy
Równie dobrze mogę powiedzieć, że Star wars jest właśnie tylko dla fanów. Obejrzęli oni kiedyśtam jeden z tych filmów i ptem z sentymentu oglądali następne. Nawet jeśli były kiepskie, to były... fajne, bo Lucas... Tym sposobem można ględzić o wszystkim i czepiać się braku obiektywizmu. Ja też mam swoich ulubionych twórców, ale przyznaję, gdy zawodzą. Zresztą w przypadku Tarantino, przy okazjio premiery vol.2 krytykowałem mocno ten film, za ów brak przebłysku geniuszu z pierwszej części, któa w swej konwencji była bardzo rozrywkowa i miła dla oka - choćby ta mangowa 'bajka', czy finałowa scena w śniegu.
Ponadto:
Nier ma znaczenia ilośc fanów. Jeast wiele różnych opinii, ale ta najwłąściwsza oczywiście nasz - Jakżeby inaczej.
Nie lubię filmów nafaszerowanych piosenkami wszedzie, gdzie się da. Często zdarza się to w ekranizacjach komiksów. Z tego powodu sporego minusa ma np. Daredevil, a plusa np. Blueberry - z niemal niezauważalną muzyką;) Natomiast u Tarantino niewatpliwie zawsze ona miała znaczenie i on - jako reżyser i scenarzysta - także nad nią miał pewien nadzór. Mi przypadła do gustu już przed oglądaniem filmu. Otwierająca piosenka była znakomita, a także 'About her', użyta w drugiej częśći. Świetne były krótkie instrumentalne 'przerywniki'. W scenach walk słychać było... walkę. To dobrze. Teraz zazwyczaj wrzuca się coś dynamicznego, co nie zawsze jest już intrygujące - któryś 'Blade' np.
Bez przesady, film nie jest taki zły. Może i muzyka, walki i fabuła jest gorsza niż w "Dragon Ballu", zresztą, ty mi to powiedz - albo w sumie nie, nie interesuje mnie zdanie kogoś, kto daje DB ocenę 10.
Nie dałem 10 DB tylko DBZ, a to dlatego, że : postacie są jednymi z najbardziej wyrazistych i dróżniających się, fabuła nie jest może nadzwyczajna ale na pewno trochę lepsza od star wars, a przynajmniej na mniej więcej równym poziomie, sceny akcji są najlepszymi jakie dotej pory powstały i odwzorowanie ich w filmie na dzisiejsze czasy kosztowały by bardzo, bardzo dużo, a muzyki, nawet te smutne, mają zapamiętywalny i fajny rytm... Ale jak się oglądało francuską wersję w TV to nic dziwnego, że uznajesz, że DBZ nie ma fabuły... bo faktycznie w tej wersji, którą puszczano w Polsce dialogi są na poziomie siedmiolatka i w 99% kompletnie nie mają związku z ich oryginałem... póki nie obejżałem japońskiego oryginału to oprócz walk i wykreowanych światów mało podobało mi się z DBZ
A poza tym to ja nie powinienem liczyć się ze zdaniem kogoś kto daje 10: kto wrobił królika rogera albo superprodukcji takiej jak seksmisja. Na dodatek wypowiada się na temat rzeczy, którą oglądał w najgorszym możliwym wydaniu. To tak jakbyś obejrzał hiszpańską wersję star warsu i powiedział, że w tym filmie Vader ma beznadziejny głos...
Przeczytaj, za co dałem 10 filmowi, "Kto wrobił królika Rogera" i od razu zobacz jakie otrzymał nagrody. O "Seksmisji" nie będe z toba dyskutował, bo to nie jest twój poziom, możliwe, że jesteś za młody, żeby docenić ten film.
http://www.filmweb.pl/Prze%B3omowy,,%2810,10%29,temat,Topic,id=314874 [www.filmweb.pl/Prze%B3o ...]
Nie oglądałem DB czy DBZ w telewizji ale ściągnięłem sobie z neta (dla dziewczyny). Dawać temu tytułowi 10 może tylko zagorzały fan, krórym pewnie jesteś. Każdy inny oceni tą bajeczkę, co najwyżej na 6. Zresztą jak lubisz porządną anime lub mange (to chyba to samo, ale pewności nie mam), to proponuje ci "Akire", " Ruchomy zamek Hauru", czy " Spirited Away", te filmy zasługują na 10, choć ja na pewno takiej oceny im nie wystawie, bo po prostu nie jestem fanem tego klimatu.
To, że ściągnąłeś z neta nie znaczy, że ściągnąłeś japońską wersję... bo jest ich prawie tyle co krajów ( a najgorsza jest wersja USA mająca zmienione nawet muzyki na jekieś dosowe badziewie). I z tych japońskich odcinków(około 300) w necie jest niewiele odcinków. A fanem mangi nie jestem. Pozatym dlaczego dałem 10 DBZ opisałem wystarczająco dokładnie jeszcze wcześniej...
Co do tego królika rogera to nie lubię takich klimatów tak jak ty mangowych i myślę, że nie trzeba tu nic więcej dopowiadać bo każdy odbiera wszystko inaczej, chociarz z minimalną różnicą.
Nie wiem czy mnie dobrze zrozumiałeś, ale ja nie przepadam za mangą i anime, ale staram się być z nimi na bierzącą (gł. przez dziewczyne, ona to uwielbia). DBZ mam (miałem) wersję jpn ale to i tak nie pomogło. A jak przeczytasz link, który ci podałem, to zrozumiesz, że to też nie jest mój klimat, ja po prostu byłem w stanie docenić nowatorstwo i ciekawą grę aktorów. Jest to jedyny film-bajka, którą mogę z czystym sumieniem polecić.
Ja rozumiem, żę ci się mangowe klimaty nie podobają ale chcę żebyś ty też zrozumiał, że mi się nie podoba np. kill bill. A królika rogera uwierz mi, że jak na film-bajkę lubię... ale po prostu jeszcze nie na tyle, żeby dać 10
Ale mimo, że w DBZ nasze zdania się nie zgadzają to, z tego co się zorientowałem, to tak samo jak ja uważasz, że powrót króla był najgorszą częścią władcy pierścieni... Co mnie cieszy bo większość uważa ostatnią część za najlepszą, chociaż nie wiem niby za co...
To dlatego, że mnie strasznie wynudziła i miała pełno błędów zarówno logicznych jak i wpdek, które miały prawo być 30-40 lat temu. Ale do serii nic nie mam, więc nie bede meczyć cie krytykowaniem jej.
Jejku teraz to człowieku dałeś plamę. Skoro uważasz, że Kto wrobił królika Rogera czy Seksmisja nie zasługują na ocenę 10 to już absolutnie nie wiem co o Tobie myśleć. Chyba jeszcze nie dorosłeś do oglądania filmów. Fakt, że Kto wrobił... to lekka komedyjko-bajka ale dyszka należy się jej chociażby za genialny pomysł, realizację i to że była to swego rodzaju rewolucja w kinie, a sam film spełnia swoją rozrywkową rolę w najlepszy sposób. Co do Seksmisji to aż mnie zatkało. Przecież ten film nie mieści się nawet w Filmwebowej skale, jest to jeden z najlepszych filmów w Polskiej filmografii i 10 to zdecydowanie za mało. Doskonała, błyskotliwa, pomysłowa i inteligentna komedia w której niemal każdy dialog jest perfekcyjny, że nie wspomnę o tym ile weszło do języka potocznego. Rozumiem że brak w tym filmie super efektów specjalnych, no i "muzyki" są kiepskie. Doceń jednak geniusz tego filmu w warstwie scenariuszowej i dialogowej a nie realizacyjnej która przypada przecież na początek lat 80 w Polsce (i tak Seksmisja zrobiona jest wyjątkowo dobrze jak na nasze warunki). Co do Dragon Balla to niezależnie od tłumaczenia pozostanie on kiepską i naiwną bajeczką i wątpie żebyś kogoś przekonał że duży wpływ ma tutaj tłumaczenie. W filmie liczy się też to co widać na ekranie a to co widać w DB raczej powoduje torsje i to chyba nie tylko u mnie i czy to wersja japońska, rosyjska, czeczeńska czy irańska raczej nie robi różnicy (widziałem wiele filmów i animek w kaleczących dubbingach i były całkiem ok). Co do anime to może bym Ciebie zrozumiał jakbyś chwalił produkcje pokroju Ghost In The Shell, Akira, Metropolis czy też filmy studia Ghibli. Zaskakujące jest też jak uparcie bronisz tych swoich "muzyk" mimo że wielokrotnie mówiono Ci, że tak się nie mówi. Wytykasz jednocześnie innym kaleczenie polskiej ortografii. Wiele błędów rzeczywiście wynika z pośpiesznego pisania, wiele nie, jednak liczba mnoga od słowa "muzyka" NIE ISTNIEJE w języku Polskim. Czy tego chcesz czy nie, nawet jak jest wiele "muzyk" to określa się to "muzyką" a nie "muzykami". Pojedyncze frakmenty w ścieżce dźwiękowej filmu określić można jako "utwór", "piosenka", "motyw muzyczny" itp. ale nigdy nie "muzykami". Wydaje mi się że w podstawówce już się o tym mówi.
Pozdrawiam
Obejrzec kawalek tego filmu i nie dac sie wciagnac w zabawe w kino z Quentinem- to dopiero jest sztuka!:D. W "Kill Billu" nie ma muzyki? To co oni, cholera,umieszczaja na tych sciezkach dzwiekowych?:D:D:D
Ty człowieku jestes niezle pojebany albo masz 10 lat albo jestes opozniony w rozwoju .. po polsku pisac nie umiesz.!! moze jestes z jakiegos zadupia czeresniak..zobaczyles dragon balla i podniecasz sie jak dzika malpa ..pierdolisz jakis totalne bzdury o braku "muzyk" a co to qrwa ma znaczyc ?!?! skonczyles chocia"Ż" podstawowke??
Ty a moze walnales sobie baranka w oborze i we łbie ci sie poprzewracalo i myslisz ze bragon ball to najwieksze arcydzielo swiatowego kina ?!?! qrwa aż brak slow na takiego BARANA jak TY!!
i pozdrow ziomali z zespolu.
Z tego wniosek, że 90% amerykańskiej ludności jest "z jakiegoś zadupia czereśniak" bo tyle około uważa dragon balla z za najlepszą kreskówkę jaka kiedykolwiek powstała.
A co do reszty twojej wypowiedzi to odpowiem w twoim stylu:
-opóźniony w rozwoju to się stałeś ty odkąd twój stary wykopał zmarłą babkę z grobu i cię razem z nią zapinał przez sen lewym kutasem przez dolne dziąsło...
-za to skończyłeś podstawówkę robiąc karierę na dawaniu nauczycielom dupy... a w wolnych godzinach też zmarłej babce...
-a co do tego baranka, to stara cię nim zrobiła kutasząc, wcześniej wspomnianą babunię w odbytnicę aż po przewód pokarmowy, w czasie ich przemiany podczas pełni księżyca.
Na koniec: pozdrów matkę i zmarłą babcię przy najbliższej pełni księżyca
Jestes burakiem ze wsi MASZ MÓZG JAK GÓWNO (BARDZO RZADKI) sram na ciebie i twoje 90% ludnosci amerykanskiej buehehehe ...cipo jebana powiedz starej żeby założyła dłuższą sukienke bo jej jaja wystają ..zanim kurwo powstales to 2 tygodnie w kondonie za oknem wisiales!!! i cie słonce przypieklo. Potem w inkubatorze miales spiecie!!! a teraz wyglądasz jak gównowzeracz!.. na urodziny dostales dwu kasetowy odkurzacz do spawania mebli i sie podniecasz tak jak bys wpierdolil chleb w butelce!!! ...ejj frajerze daj mi swoje zdjęcie bo zbieram pokemony.. twoj stary opowiadal jak sie sposcil sobie na buta i kopnal twoja stara w pizde az sie glut jej dookola ucha zawinal.. twoj stary spuścił się w kalosza, a matka wdepnęla....co ja tu bede gadał huj ci na imie i dziwka twoja stara.. targaj bagiete ,wąhaj huja barania torbo ..teraz to juz KURWA nie pamiętasz jak sie dusiłeś sliwką to ci hujem gardło przepchnąłem, ale ty mi sie odwdzięczyłeś - jak wpadłem do szamba i mnie z gówien wylizałeś!! i nie che mi sie z toba gadac bo taplasz sie w zaplytkim brodziku inteligencji !!!! a ryj masz jak akumulator - ino ładowac...
ho ho ho... widzę cipcio, że cię ruszyły wrzuty na rodzinkę... o jejku...
to wyobraź sobie, że wrzucając na moją sprawiasz mi przyjemność...
Biedaczku, zapłakany i próbujący na mnie wrzucić w desperacji zamiast pomyśleć nad czymś co by mnie obraziło nawaliłeś stertę przeciętnych wyzwisk... a jakie one oryginalne... pewnie babcię znowu z ojcem wykopałeś z grobu i zapytałeś jej o zdanie... bo widać nauki starej szkoły wulgaryzmów... dalibyście jej już w spokoju spacerować podczas pełni. Przecierz tacie też możesz obciągać a nie tylko babci i babci...
wez leszczu do jaj mi nie dorastasz ...dostalbys klapsa tobys sie nogami zakryl..i wez wymysl cos innego bo twoje seksualne fantazje jak wykopujesz ze starym babke i ja walicie na dwa baty staja sie nudne ...
No i ujawnił się prymitywizm was obu.
Prezentujecie ten sam poziom (braku) inteligencji i kultury. Jak sobie powyklinacie na siebie to wam ulży? Im więcej w wypowiedzi pada wszelkich idiotycznych wyzwisk tym bardziej udowadniacie jakimi jesteście kretynami. Dyskutować, krytykować a także ewentualnie wyzywać trzeba inteligentnie i z błyskotliwością a wy rzucacie tylko debilnymi wulgaryzmami. Obaj jesteście siebie warci. Żenujący idioci. Powyzywajcie się dalej niedowartościowane dzieciaczki :-P
Kiedy wypowiedzi były warte odpowiedzi argumentowanej to tak robiłem. A wulgarność i inteligencja to dwie różne rzeczy.
Gdyby na ciebie ktoś tak wrzucał to załatwił byś go kulturą...
Albo inaczej: ktoś na ciebie z siekierą a ty mu na to grzecznie:jak pan może... tak niekulturalnie, phi... no wie pan...
Nie skomentuję tego, co napisałeś na temat fabuły, gry aktorów oraz scen walki ukazanych w filmie ,,Kill Bill,, Skupię się jedynie na ŚCIEŻCE DŹWIĘKOWEJ, aby pokazać Tobie, jak bardzo się mylisz pisząc iż w filmie nie ma ,,muzyki,,.
1. Film rozpoczyna "Bang Bang (My Baby Shot Me Down)" Nancy Sinatra, która tym samym staje się najbardziej kojarzonym utworem z tym obrazem, czymś w rodzaju motywu przewodniego. Zresztą sam utwór możemy jeszcze usłyszeć i później - w scenie, gdy The Bride wchodzi do baru Hattori Hanzo. Wybór tej piosenki reżyser skwitował słowami: "Myślę, iż będzie wam bardzo ciężko słuchać tej piosenki po obejrzeniu filmu, nie myśląc przy tym o The Bride leżącej w kaplicy. To właśnie miałem w głowie sześć lat temu, kiedy wymyślałem 'Kill Bill'. Razem z całą historią wpadłem na pomysł użycia tej piosenki w napisach początkowych". Piosenkę skomponował Sonny Bono w 1966 roku. Wersja, którą znamy z filmu, jest jedną z wielu (wcześniej wykonywał ją m.in. Stevie Wonder), choć bodaj najlepszą i najbardziej znaną ze wszystkich, a dla wielu przebijającą oryginał śpiewany przez Cher. Warto też wspomnieć o bardzo popularnej swego czasu wersji włoskiej, którą wykonała niejaka Dalida (naprawdę Yolande Christina Gigliotti) - wielbiona szczególnie w Europie i na Bliskim Wschodzie piosenkarka egipska, a także aktorka i Miss Egiptu 1954.
2. Idąc dalej tropem chronologicznym, kolejnym utworem jaki słychać (bardzo słabo, ale jednak) w filmie jest "Music Box Dancer" Franka Millsa. Tę przyjemną muzyczkę przywodzącą na myśl stare furgonetki z lodami (lodziarki? ;) słyszymy w momencie, gdy The Bride parkuje auto przed domem Vernity Green. Melodię tą naprawdę ciężko wychwycić właśnie ze względu na to skojarzenie, a także minimalny fragment, jaki został użyty. I choć na moment powraca ona w jednej ze scen tuż po pojedynku, to wciąż pozostaje nierozpoznana. Jest to zresztą pierwszy fragment, którego użycia w filmie nie rozumiem, a i nie jest to jakkolwiek uzasadnione. Cieszę się jednak, że mogłem ją dorwać na nieoficjalnym soundtracku, bo jest to bardzo przyjemna muzyczka. Jest to autorska praca Millsa, a pierwszy raz ujrzała światło dzienne na albumie, który muzyk sam nagrał i wydał w połowie lat 70-tych. Sam utwór zauważony został w 1979 roku przez firmę Polydor Records, która też wydała singiel oraz album z tymże przebojem. Jest to największe dokonanie Millsa, gdyż "Music Box Dancer" znalazł się w pierwszej piątce instrumentalnych przebojów Ameryki roku 79 właśnie. Także oba wydania były bestsellerami - singiel dotarł na 3 miejsce ówczesnej listy przebojów, a album na miejsce 21.
3. Kiedy nasza filmowa bohaterka po raz pierwszy widzi Vernitę, obraz staje się czerwony, a my możemy usłyszeć bardzo denerwującą melodię. To fragment "Ironside" Quincy Jonesa. Jest to motyw przewodni z serialu z 1967 roku pod tym samym tytułem. Tarantino użył tylko tego konkretnego fragmentu, za to zrobił to trzykrotnie. Tym samym jest to najczęściej słyszana w filmie melodia - oprócz danej sceny ilustruje także scenę, w której The Bride zauważa Sophie w damskiej toalecie w Domu Błękitnych Liści oraz gdy widzi Elle z Buddem przy jego przyczepie (już w drugiej części).
4. W samochodzie szeryfa Earla McGrawa, który przybywa na miejsce zbrodni, w radiu przygrywa sympatyczny rock'n'roll, który ustaje dopiero po tym, jak jego syn (zarówno filmowy, jak i w prawdziwym życiu) wykonuje specyficzny gest ręką. To "That Certain Female" Charliego Feathersa. Piosenka ta pochodzi z jego albumu "Uh Huh Honey" z 1968 roku. I choć sam album cieszył się sporym powodzeniem w tamtych czasach, to sama piosenka została nieco zapomniana. Ale od czego mamy Tarantino :).
5. Z tego samego roku, co "That Certain Female", pochodzi także następna w kolejności melodia, "Twisted Nerve" samego Bernarda Herrmanna, nadwornego kompozytora Hitchcocka. Ten kawałek pochodzi jednak z filmu Roya Boultinga o tym samym tytule. W filmie natomiast ma chyba jedno z lepszych wejść, bo zaczyna gwizdać go Elle Driver vel Darryl Hannah podczas przygotowań do zakończenia żywota The Bride leżącej w szpitalu.
6. Według oficjalnego soundtracku powinienem teraz opisać "The Grand Duel" Bacalova. Nic z tego, bowiem w samym filmie mamy wcześniej jeszcze dwie inne melodie. Każdy, kto pamięta scenę z Buckiem, z łatwością przypomni sobie także świetną melodię z momentu, kiedy ten wchodzi do szpitalnej sali i widzi nieprzytomnego faceta (martwego?), którego przyprowadził tu wcześniej, aby ten "poużywał" sobie na The Bride, której z kolei nie ma tam, gdzie być powinna. Scenę tę opisuje "7 Note In Nero", za którą odpowiada Fabio Frizzi & Vince Tempera. Melodia ta pochodzi z włoskiego filmu Lucio Fulciego (pod tym samym tytułem oczywiście) z roku 1977. Po polsku tytuł przetłumaczono jako "Siedem czarnych nut" i jest to jeden z lepszych i równocześnie mniej znanych filmów tego reżysera operującego w gatunku gore, wczesny slasher. Jak się okazuje, także w "Kill Bill" muzyka spełniła swe zadanie w 100%.
7. Kolejną melodią jest "Truck Turner" samego Isaaca Hayesa, ze sceny ucieczki i trafienia na "Cipkowóz" :) Jest to piosenka z filmu o tym samym (a jakże!) tytule z 1974 roku, w którym twórca zagrał także rolę tytułową. Film z czasów blacksploitation cieszył się dość sporym uznaniem wśród jego odbiorców, a co za tym idzie - piosenka również. Także i Tarantino musiało się spodobać, bo oprócz "Truck Turner" pożyczył do filmu jeszcze inne dokonanie Hayesa.
8. Najpierw jednak wspomniany wcześniej "The Grand Duel", lecz w dwóch odsłonach, bo właśnie dwa razy pojawia się w obrazie. Tarantino jednak bardzo sprytnie połączył obie odsłony i można uznać je za jedno. Oto bowiem w scenie, w której The Bride próbuje poruszyć dużym palcem u nogi słychać "The Grand Duel, M10", a zaraz potem, w początkach sekwencji anime a.k.a. opowieści o O-Ren Ishii mamy "The Grand Duel (Parte Prima)". Samą melodię niektórzy zapewne znają ze spaghetti westernu z 1972 r. z Lee Van Cleefem w roli głównej, pod tytułem "The Grand Duel" (czemu mnie to nie dziwi) a.k.a. "Storm Rider". Odpowiada za nią oczywiście Luis Enriquez Bacalov, a tytuły obu fragmentów odpowiadają dokładnie tym na oryginalnym soundtracku z "The Grand Duel" (tyle, że są po angielsku a nie po włosku).
9. Idąc dalej sekwencją anime napotykamy scenę, w której ojciec O-Ren zostaje zabity. Tutaj użyty został kolejny legendarny fragment spaghetti westernu, "I Lunghi Giorni Della Vendetta" ("Long Days Of Vengeance") Armando Trovajoli. Jest to motyw przewodni z tegoż filmu (oczywiście z tym samym tytułem :) z 1966 roku.
10. O-Ren dorasta, zostaje zabójczynią. Przykład tego, jak dobra jest w swoim fachu bardzo trafnie ilustruje powrót Isaaca Hayesa i jego "Run Fay Run". Tym razem jest to utwór z filmu "Uomini duri" (Three Tough Guys) z roku 1974, który Hayes zrealizował zaraz po "Truck Turner". Raz jeszcze pokusił się także o zagranie jednej z ról w tymże obrazie.
11. W jednej z recenzji wspomniałem dość dogłębnie o następnym utworze. Utwór ten ilustruje scenę, w której Hattori Hanzo pokazuje The Bride kolekcję katan, a nazywa się "Kaifuku Suru Kizu" (bardzo trafny tytuł, po angielsku brzmiący "Wound That Heals"). Wykonuje go Lily Chou-Chou - nieistniejąca wokalistka (ach, ci Japończycy ;), która pomimo tego, że śpiewa, to jeszcze wydaje płyty. Płyty w Japonii rozchodzą się jak świeże bułeczki, a na jednej z nich - "Kokyu" - można znaleźć właśnie ten utwór. Oryginalnie melodia pochodzi z filmu "All about Lily Chou Chou", którego bohaterką jest właśnie ta wokalistka. Za jej sukcesy odpowiadają już dwie całkowicie realne osoby - kompozytor Takeshi Kobayashi (nie, nie ten od Keysera Soze) i piosenkarka Salyu, która zadebiutowała w 2000 roku (film, którego reżyserem jest Iwai Shunji powstał rok później).
12. "The Lonely Shepherd" Zamfira to natomiast podkład także występujący więcej jak raz. Jego fragment słyszymy po raz pierwszy, kiedy Hanzo przekazuje The Bride miecz, jaki dla niej zrobił, wygłaszając przy tym swoiste sentencje życiowe. Pełniejszą wersję tej świetnej melodii słychać w scenie końcowej - The Bride siedzi w samolocie i tworzy listę osób do zabicia. Melodia ta pochodzi z płyty o tym samym tytule i jest pierwszym utworem jaki na niej znajdziemy. Autor naprawdę nazywa się Gheorghe Zamfir i pochodzi z Rumunii (maczał palce w takich filmach, jak "Piknik pod Wiszącą Skałą", "Dawno temu w Ameryce" czy "Karate Kid"), a płyta wydana została w 1984 roku. Cieszyła się jednak na tyle dużym powodzeniem, że miała kilka wznowień. Wydały ją m.in. Philips i wytwórnia Maverick.
13. Kiedy po raz pierwszy prezentowani nam są Sofie Fatale, GoGo Yubari i Johnny Mo (łysol) w tle słychać "Armundo" Davida Allena Younga (czasem występującego jako DA Young). Bardzo krótki to kawałek i w samym obrazie niemal nie do wychwycenia. Muzyka ta powstała na potrzeby filmu.
14. Podobnie zresztą jak i następna kompozycja, sygnowana przez The RZA - "Yakuza Oren 1". Ten 20-sekundowy fragment to czysta ilustracja sceny, w której O-Ren ucina głowę bossowi Tanaka kończąc tym samym dyskusję na temat jej pochodzenia. Do RZA, który jest głównym kompozytorem tego filmu, jeszcze wrócimy.
15. Tymczasem zabawi nas Al Hirt i jego trąbka w "Green Hornet". Jest to tzw. main theme z przeboju telewizyjnego (oczywiście pod tym samym tytułem) z 1966 roku z legendą kina kopanego, Brucem Lee, w jednej z głównych ról. Sam serial znany jest także jako "The Kato Show" i wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z pomocnikiem Jacquesa Clouseau z serii filmów o Różowej Panterze. Głównym kompozytorem oprawy muzycznej do tego filmu był zmarły dość niedawno Billy May. Al Hirt - ceniony wówczas trębacz - odpowiedzialny jest jedynie za aranżację niektórych utworów i umieszczony w scenie przybycia The Bride do Tokio motyw główny.
16. Gdy tylko ten utwór dobiega końca wchodzimy na salony Domu Błękitnych Liści w rytm następnego przeboju - "Battle Without Honor Or Humanity" Tomoyasu Hotei (kawałek słyszalny również w trailerze). To największy przebój tego muzyka, znanego głównie w Korei i Japonii z wielu coverów (m.in. Led Zeppelin). Od olimpiady w Atlancie w 1996 roku współpracował z nieżyjącym już niestety Michaelem Kamenem - wydali nawet wspólną płytę pod nazwą "Guitar Concerto". Często nazywany jest "Electric Samurai" i taką nazwę nosi też jego ostatnia płyta. Od czasu swojego debiutu w 1988 roku wydał 24 albumy oraz wystąpił w filmach "Samurai Fiction" i właśnie "Battle Without Honor Or Humanity", z którego to pochodzi ten fragment. Do obu zresztą nagrał i wyprodukował soundtracki.
17. W trakcie, gdy kamera wije się po miejscu przyszłej jatki, możemy usłyszeć aż 3 przeboje niezwykle popularnej japońskiej grupy, kryjącej się pod nazwą The 5.6.7.8's. Są to w kolejności: "I Walk Like Jane Mansfield", "I'm Blue" oraz "Woo Hoo". Tylko ostatnia z nich została umieszczona na oficjalnej ścieżce dźwiękowej, choć według mnie wszystkie są fajne na tyle, aby się tam znaleźć. Są to proste i łatwe do zapamiętania piosenki i tak wygląda cały repertuar tego całkowicie żeńskiego zespołu. Aktualnie w skład zespołu wchodzą: Yoshiko Fujiyama (wokal), Rico (gitara), Omo (basy) oraz Sachiko (perkusja), aczkolwiek jest to drugi skład od czasu ich powstania w 1986 roku. Ich cechą charakterystyczną są częste przebieranki w różnorodne kostiumy (przynajmniej kiedyś) oraz występy na bosaka.
18. W momencie odcięcia ręki Sophie przez The Bride w tle pobrzmiewa pierwszy Ennio Morricone w filmie oraz jego "From Man to Man (Death Rides A Horse)". Jest to motyw przewodni z kolejnego już westernu, jakie tu wymieniłem, a mianowicie z... "Death Rides A Horse" (tylko nie mówcie, że się nie spodziewaliście ;) z roku 1968. Co ciekawe, dość niedawno, bo w zeszłym roku, firma GDM Music wydała wznowienie ścieżki dźwiękowej z tego filmu, z ośmioma dodatkowymi utworami i oznaczoną jako limited edition.
19. A potem mamy ciszę przed burzą i początkowe starcia Tarantino serwuje nam na sucho, bez muzyki. Dopiero w pojedynku GoGo Yubari z The Bride raczy nas efekt dźwiękowy nazwany pieszczotliwie "Flip Strings" (dokładnie w momencie, gdy obie panie skaczą).
20. Natomiast gdy Crazy 88 otacza The Bride słyszymy kolejne dokonanie RZA, pt. "Crane". To oczywiście kawałek powstały na potrzeby produkcji, podobnież jak "Flip Strings", a jedyną 'ciekawostką' z tym związaną jest umieszczenie go na płycie wraz z "White Lightning" Charlesa Bernsteina jako jednego utworu. W filmie są one rozdzielone aż czterema innymi ścieżkami.
21. I pierwszą taką ścieżką jest "I Giorni Dell'Ira" ("Day Of Anger") Riza Ortolani. Pojawia się on już w scenie jatki, a konkretniej w momencie wyjęcia oka jednemu z przeciwników i (w wersji europejskiej, ocenzurowanej) przejścia obrazu w czarno-biały. Motyw ten pochodzi ze spaghetti-westernu (a jakże!) pod tym samy tytułem (a jakże!) z roku 1967. Jest to kolejny już taki motyw z filmu, w którym główną rolę miał zaszczyt grać Lee Van Cleef (a jakże! :). Szkoda, że aktor ten nie dożył czasów Tarantino...
22. Walka zamienia się w rzeźnię, a w tle pojawia się kolejny motyw. Tym razem jest to "Champions Of Death" Shunsuke Kikuchiego. I tu pojawia się błąd, przed którym ostrzegam. Wiele bowiem stron internetowych (nawet tych oficjalnych) wymienia jako twórcę utworu niejakiego Shuzsuko Kibushi. Jest to oczywisty błąd i nie znajdziemy takiej osoby (a przynajmniej nie będzie ona odpowiadać za tę melodię ;). Natomiast nazwisko Kikuchi powinno coś mówić fanom japońskiej animacji. Jest to bowiem japoński kompozytor odpowiadający za muzykę do takich legendarnych (w tym kręgu) produkcji, jak seria "Dragon Ball" czy też "Highschool!". Twórca ten odpowiada także za oprawę ponad 100 japońskich produkcji, począwszy od roku 1961. Sam utwór zaś powstał najprawdopodobniej na potrzeby filmu Tarantino. Mówię najprawdopodobniej, ponieważ nie udało mi się znaleźć jakiejkolwiek innej informacji, która by temu zaprzeczała.
23. Na pewno pamiętacie melodię przypominającą ruszający pociąg w momencie, kiedy The Bride widzi odchodzącą O-Ren. To "Super 16", za który odpowiada NEU!. Jest to krótki kawałek wzięty z jednego z albumów - "Neu! 2", który wydany został w roku 1973. Za NEU! odpowiadają dwaj panowie, a mianowicie Michael Rother & Klaus Dinger. Zespół powstał w 1971 roku. Swoją drogą chyba tylko Tarantino mógł wpaść na pomysł umieszczenia minutowego wycinka muzycznego z jednej z płyt tak archaicznego zespołu (który rozpadł się w latach 80-tych) - tym bardziej, że mogłoby go tam zupełnie nie być i nikt by nawet nie zauważył.
24. Podobnie jak "Police Check Point" Harry'ego Bettsa, który jest następną w kolejności krótką muzyczką ilustrującą walkę z Crazy 88. Jest to fragment "Black Mama, White Mama" - jednej z ikon 'czarnego kina' lat 70-tych, do którego to Betts napisał muzykę. Film powstał dokładnie w 1972 roku, a główną rolę zagrała w nim przyszła Jackie Brown, czyli Pam Grier. Jednym z pomysłodawców projektu był natomiast sam Jonathan Demme, twórca "Milczenia owiec".
25. I tak znowu jesteśmy przy "White Lightning" Charlesa Bernsteina. Jego umieszczenie na płycie może sugerować powstanie specjalnie dla filmu, a tymczasem jest to kolejny motyw zapożyczony z innego filmu. Jego tytuł to oczywiście "White Lightning", rok produkcji 1973, a w rolach głównych tym razem Burt Reynolds i Ned Betty (nie ma Van Cleefa). Zaś sam Bernstein komponuje do dziś i nie ma nic wspólnego z nieżyjącym już Elmerem. Natomiast fragment utworu słyszymy dokładnie w scenie, kiedy The Bride otoczona jest przez niedobitki Crazy 88, a jeden z jej członków nabity jest na jej miecz.
26. Kiedy kończy się powyższy utwór, Tarantino zmienia nieco styl i walka przypomina zwariowany taniec. Wtedy właśnie do akcji wkracza The Human Beinz i utwór "Nobody But Me". To wesoła piosenka powstała w roku 1962, a napisali ją The Isley Brothers. Jednakże 6 lat później pomysł przechwyciła grupa z Ohio, grająca wówczas niemal wyłącznie w barach, i to ona właśnie wypromowała piosenkę. Chłopcy wypromowali ją na tyle dobrze, że był to ich jedyny hit z prawdziwego zdarzenia.
27. Walka trwa, a na arenę powraca Johnny Mo. Końcówkę jego pojedynku z The Bride ilustruje raz jeszcze The RZA, tym razem w 20 sekundowym, transowym podkładzie "Banister Fight".
28. A potem na dość długą chwilę zapada muzyczna cisza. Walka się kończy, The Bride schodzi do ogrodu i dopiero pojedynek z O-Ren przynosi kolejną, świetną melodię. Jest nią "Don't Let Me Be Misunderstood" grupy Santa Esmeralda. Jak pisałem już w recenzji, sama piosenka jest dość znana, szczególnie z wykonania Joe Cockera. Oryginalnie jest to przebój zespołu The Animals pochodzący jeszcze z lat 60-tych. Wersja Santa Esmeralda pochodzi natomiast z roku 1977. Był to najsłynniejszy cover tej grupy, tuż obok przeróbki "House Of The Rising Sun" - także zespołu The Animals oraz "Glorii" Van Morrisona. W latach 77-78 płyta zespołu była dość popularna, co potwierdza osiągnięcie 25-tego miejsca na liście przebojów. Natomiast sama piosenka osiągnęła miejsce 15. Oryginalnie przebój ten trwa 14 minut, na soundtracku z "Kill Bill" ma on 10, 5 minuty, a istnieje jeszcze mix trwający niecałe 7 minut.
29. Kiedy pojedynek dobiega końca możemy usłyszeć ładną pieśń Meiko Kaji, która zwie się "Shura No Hama" ("The Flower Of Carnage"). Meiko Kaji to legendarna już aktorka japońska, której wielkim fanem jest Tarantino. Jest to więc swoisty hołd reżysera dla jednej z jego muz. Meiko znana jest głównie z filmów klasy B z lat 70-tych oraz z dość niezwykłej urody. Także śpiewa, choć nie zawodowo. Oprócz "The Flower Of Carnage", które powstało na potrzeby filmu "Lady Snowblood" (znanego także pod tytułami "Blood Snow" oraz "Snow of Blood") ma na swoim koncie także kilka innych filmowych piosenek. Jedną z nich jest "Urami Bushi", które towarzyszy napisom końcowym obu części "Kill Bill", a które oryginalnie pochodzi z jednego z jej przebojów - "Female Prisoner Scorpion". Co ciekawe, pomimo reputacji, jaką cieszy się w Japonii (gdzie przecież wszelka technika jest na porządku dziennym) oraz przypomnienia jej osoby dzięki Tarantino, internet świeci pustkami na jej temat. A tak na marginesie, to Tarantino sporo zapożyczył, a miejscami dosłownie "zerżnął" wiele scen z owych filmów, szczególnie z "Lady Snowblood" (finałowy pojedynek na śniegu czy sposób przedstawienia 'bud guys' w retrospekcjach).
30. Zbliżamy się do końca Volume 1, The Bride przesłuchuje Sophie, aż w końcu dochodzimy do momentu, w którym ta zwierza się Billowi i moment, gdy The Bride stoi nad otwartym bagażnikiem. Wtedy w tle leci ostatni kawałek, jakim dysponuje część pierwsza. To "Yagyu Conspiracy" autorstwa Toshiaki Tsushima. Muzyka ta pochodzi z filmu z 1978 roku, znanego jako "The Yagyu Conspiracy", "Yagyu Clan Conspiracy" albo "The Shogun's Samurai". W oryginale tytuł brzmi "Yagyu ichizoku no inbô", muzykę skomponował do niego oczywiście Toshiaki Tsushima, a główną rolę zagrał... Sonny Chiba, czyli tarantinowski Hattori Hanzo.
Jak więc widzisz, "Kill Bill" to masa nawiązań na każdym możliwym poziomie. Powstało nawet kilka utworów na potrzeby filmu. I to chyba wszystko.
P.S.
Taka mała rada: Pomyśl, zanim coś zrobisz... popracuj nad stylem pisania... i będzie Si.
Nareszcie ludzka i mądra wypowiedź. Przynajmniej zatkało buraka na jakiś czas. Ciekawe, co tym razem wymyśli (może coś o babci?)...
Hartigan'ie powiedz mi, po co ty napisałeś te swoje 30 podpunktów? Napisałeś oczywiście jest tu nadużyciem, może lepiej przepisałeś, z inne strony. Wystarczylo kolego podac do niej link sami byśmy sobie poczytali, po co się meczyć chłopie z kopiowaniem i wklejaniem :) W dodatku zrobiłes to tak bezmyślnie, nawet chyba tego nie przeczytałeś. Ktoś zarzuca że kill bill jest beznadziejny pod względem muzycznym a ty nam podajesz jakie piosenki zostału użyte w filmie, kto je wykonuje i skopmonował. Ale po co? Jakie to ma znaczenie, co to zaargument? Ci wykonawcy, to w większości jakies japońskie disco polo. Na pewno zagięło to nas, przeciwników Kill Billa :)
PS: "możemy usłyszeć aż 3 przeboje niezwykle popularnej japońskiej grupy, kryjącej się pod nazwą The 5.6.7.8's" Masz racje niezwykle popularna, jak cholera, wszyscy u mnie tego słuchają :)
Osobiście uwielbiam ten film. Oczywiście szanuje to ze tobie się on nie podoba. Karzdy ma prawo do swojej własnej oceny, ale twierdzenie, ze w tym filmie NIE MA muzyki jest stanowczo przesadzone. Muzyka jest i to świetna.
Ale muzyka w filmie jest świetna , wystarczy przesłuchać soundtrack , każda , absolutnie każda pioenka jest użyta idealnie do danej sceny... Idealne zgranie muzyki z obrazem. Muzyka w scenie walki O ren z Beatrix , albo treningi u mistrza , albo oddawanie miecza przez Hatoriego Hanzo. Prosze pamiętać że pere utwórów napisał tutaj sam Ennio Moricone więc to nie jest " japońskie disco-polo". Zapewniam że w filmie są "Muzyki" , i to jak ktoś napisał na górze - dużo.
Post hartigana którym tutaj wszyscy tak się podniecili jest przepisany z www.film.org i nie został zamieszczony tam jako panegiryk soundtracka ale wyłącznie jako informacja co, jaka i kiedy muzycznie siedzi w w kill billu. Nie jest to żaden argument na to że jest ona dobra. Ja oglądając kill bill nie zwróciłem nawet uwagi na to co tam leci w tle wiec nie będę się tym zachwycal, choć oczywiście wszystko jest kwestią gustu, jednym się podoba to innym tamto
Co do Ennio Morricone – to troche bardziej skomplowane., w światełku filmowców nie wszyscy go kochają, nie każda jego muzyka jest cudowna. Morricone stał się takim muzycznym Stevenem Kingiem. Cos tam kiedys udanego wyszlo z pod jego reki a teraz hurtem może produkowac co się da, niekoniecznie martwiąc się o tego poziom. King wypuszcza sobie nascie książek rocznie, kasując za nie pieniadze z 10-letnim wyprzedzeniem. Morricone komponuje muzyke do 10 filmow rocznie i czy to oznacza że każda z nich jest super?
Według mnie nie zawsze filmy do których muzykę robi morricone sa dobre. Muzyka zawsze. To moje zdanie. Nie widziałem wszystkich filmów , ale nie widziałem zżadnego ze złą muzyką. Ale masz rację , mistrzowie czasami robią muzykę beznadziejnie kiepską. Wszyscy się tak podniecali muzyką Michaela Nymana do " Jestem" , że niby taki świeny kompozytor i polski film , a muzyka jest najgorszą stroną filmu.