Dyrektor teatru ma kłopoty z wystawieniem sztuki "Trzeci dzwonek". Główna gwiazda zespołu najpierw zgadza zagrać rolę charakterystyczną, a nie amantki, potem jednak się wycofuje. Reżyser faworyzuje swą przyjaciółkę, Perczykównę, główny amant żąda podwyżki . . . W końcu główną rolę obejmuje suflerka i dzięki temu premiera może się odbyć.
Film jest rzadką okazją do obejrzenia i posłuchania (choć tylko przez chwilę) Leopolda Tyrmanda. To okularnik w Klubie Literatów, który mówi Wiewiórskiemu, że ten "znakomicie wygląda" i że "teatr położy sztukę, a potem krytycy czepiają się autora".
Jestem absolutnie zafascynowana polskim starym filmem - zarówno przedwojennym, jak i tym kręconym tuż po wojnie, w szczególności klasyką z lat 60.
Cóż to za gra aktorska! Jakie scenariusze! Tętniące inteligencją, poczuciem humoru, lekkością... Nie to, co teraz...
Film "Jutro premiera" opowiada o perypetiach "młodego"...