(...) Film, choć druzgocący, jest też wewnętrznie budujący. Wśród bohaterów znajdują się postaci, które inspirują do walki o lepsze jutro, i którym sami kibicujemy. Po obejrzeniu „Jutro albo pojutrze” będziecie trzymać kciuki, by Zack pokonał demony przeszłości, a Keire odnalazł się w nowym środowisku. Ten zaskakujący projekt to tak naprawdę zapis krętej podróży, jaką odbył każdy z bohaterów − także aspirujący filmowiec, Bing Liu, finalnie nominowany do Oscara. Zakres tematów, jakim w swoim pierwszym filmie poświęcił uwagę Liu, jest szeroki: mowa tu o kryzysie męskości, kulcie siły, dynamice w relacjach płciowych, mechanizmach obronnych, wreszcie o akceptacji przemocy. Matka reżysera tłumaczy przed kamerą, że jej ciche przyzwolenie na agresję męża motywowane było potrzebą przynależności. Od czasu „Tarnation” nie widziałem dokumentu równie terapeutycznego, o tak intensywnej sile rażenia.
Pełna recenzja: We'll Always Have the Movies (Wordpress)