Na wstępie tej krótkiej opowiastki powiem, że film mi się początkowo podobał. Pierwsza scena - nawet bardzo mi się podobała. Jednak z biegiem czasu było coraz gorzej. W połowie już film przestał mi się podobał i wytrzymywałem przed ekranem jedynie odcinając kupony od początkowego nim zadowolenia.
Dlaczego nie jest to dobry film?
1. Do bólu schematyczne i przerysowane postacie(niektóre). Najbardziej bolesny przykład - pani dyrektor szpitala. Początkowo sztampowa "zimna suka" (później obowiązkowa przemiana, ale to inna już sprawa).
Inny przykład - szef policji - taki tam karierowicz, wypisz, wymaluj postać do znienawidzenia przez widzów.
2. Zakładnicy. Bardzo to wszystko wyglądało sztucznie i niewiarygodnie. Tralala, wszyscy się lubimy. Te okrzyki aprobaty itp - szczególnie irytujące.
Poza tym - okropna, ohydna scenka z dziewczyną w peruce i jej chłopakiem. Na prawdę to było okropne.
3. Naiwne i pretensjonalne - znalezienie serca gdy facet sobie już do głowy celuje i nawet strzelić już zdążył... Dokładnie ta sama ohyda co w przypadku tanich filmów akcji w których bomby rozbrajają w ostatnich sekundach.
4. Ogólna sielankowa atmosfera (sztucznie sielankowa) pod koniec filmu. To nie było dobrze nakręcone. NIe wyszło to przekonująco. Było na poziomie, nie wiem, jakichś filmów sportowych klasy C.
5. Zbyt duże bicie piany i polityczne zacięcie. Mniej nachalnie i troche obiektywniej można było podejść do samych systemowych rozwiązań, bo to przecież nielada problem.
6. Trochę bezrefleksyjne podejście do samych czynów Johna. Jego czyny były w filmie zbyt jednoznacznie dobrze oceniane, a przecież były dużo, dużo bardziej problematyczne (jak takie dylematy Kieślowski w Dekalogach pięknie prezentował!).
Pominięto przecież taką choćby drobnostkę jak - wpisanie syna na liste oznacza wywalenie kogoś innego. Synek dostał serce - umarł ktoś kto inny.
W polsce jak by to można było przenieść? Limit przyjęć się skończył i ojcowie lecą z bronią do szpitala. Robią strzelaninę. Ostatni z nich kto przeżyje może sobie szantażować i brać zakładników :)
A jakby do Johna Q przyleciał z kałachem inny ojciec, którego dziecko wypadałoby przez niego z listy? Wojna!
No i jeszcze - ilu pacjentów szpitala mogło umrzeć? Znowu szczęśliwy traw temu zapobiegł, choć kto wie czy ci co dzwonili zdążyli do innego szpitala dojechać...
7. Dobrze słyszałem, że został uznany niewinnym rozboju z bronią w ręku???????????
Chciałem jeszcze więcej rzeczy wymieniać, ale to wszystko co w tej chwili przychodzi mi do głowy.
Ostateczna ocena - 6/10
Całkowicie się z tobą zgadzam. Film strasznie schematyczny i liniowy, postacie stereotypowe etc. Od siebie dorzucam jeszcze polityczną lewicową propagandę: "nie dobrze że wszyscy mają dostęp do broni", "powszechne ubezpieczenia społeczne"- przez które właśnie świadczenia medyczne są takie drogie w ogóle nie chce mi się o tym rozpisywać. Ogólnie film do połowy przyjemnie się oglądało daje 5/10
P.S. Dla młodego pozytyw za fascynacje kulturystyką;]
też się zgodzę ;)
to może byłby i dobry film gdyby zrobili go nie amerykanie, bez tej sztuczności, nadęcia i "wielkiego braterstwa wszystkich" ...
A ja mam tylko jedno stwierdzenie, które przyszło mi do głowy po przeczytaniu twojego pierwszego zdania mianowicie:
"Jesteś idiotą".
Dziękuję...
Zgadzam się z kubą2943. Nigdy nie pojmę ludzi. Nie wiem jak ten film może się nie podobać? Trzeba nie mieć serca i patrzeć na kino tylko przez pryzmat szoku, przemocy i drobnostek nie burzących w żaden sposób piękna tego obrazu. Dopatrujesz się rzeczy naprawdę banalnych i nie zaważających na jakości tej historii, opowieści. Postaci przerysowanych to chyba nie widziałeś na oczy.
Bardzo się cieszę że film zrealizowali amerykanie bo gdyby za to się zabrali jacyś Europejczycy to na 80% wszystko skończyło by się (samobójstwo + brak dawcy + wszyscy są źli i nie wzruszeni na tragedię ludzką) tak nieodwracalną apokalipsą że żyć by się nie chciało.' Bohaterowie' są potrzebni. Trzeba uruchomić pozytywne wibracje bo przypuszczam że niewiele w was dobrego zostało. Nie wszystko musi być do dupy.
Film rewelacyjnie zagrany. Patetyczny ale na pozytywny sposób a co ważniejsze nadszarpuje wielkie EGO amerykanów. Świetnie oddana skala problemu 'opieki medycznej'. Tym aktualniejsza że u nas dzieje się podobnie. Nie życzę wam chorować a film powinien obejrzeć każdy. ADAM23 masz wyprany mózg i wydaje mi się że ambitne kino przedkładasz nad dobre kino.
Pierdyknij sobie seans z Larsem von Trierem (trzepnij sobie przy okazji.... setkę) a temu filmowi daj święty spokój. Co za ...... sorki.....
Albo odpowiem, bo niekulturalnie się zachowałem.
<<"Nigdy nie pojmę ludzi. Nie wiem jak ten film może się nie podobać? "
A wiesz, że ja nie mogę zrozumieć jak komuś może podobać się kolor różowy?
Stety, niestety - ludzie mają różne gusta.
<<"Trzeba nie mieć serca i patrzeć na kino tylko przez pryzmat szoku, przemocy i drobnostek nie burzących w <<żaden sposób piękna tego obrazu."
Ciekawe wnioski z twoich teorii ci wychodzą. Wiele o sobie mogę się dowiedzieć.
<<"Dopatrujesz się rzeczy naprawdę banalnych i nie zaważających na jakości tej historii, opowieści."
A co to "jakosc historii"? Przewidywalna, banalna, infantylna, wtórna (ale świat nie jest czarno-biały, przypominam. Oczywiscie sa bardziej przewidywalne, banalniejsze, bardziej infantylne i wtórne)
<<"Postaci przerysowanych to chyba nie widziałeś na oczy. "
Widziałem bardziej i mniej przerysowane niż w tym filmie. Przerysowanie postaci jednak nie musi oznaczać wady. Czasem zdarzy mi się uwielbiać jakiś film z pięknie przerysowanymi postaciami.
<<"Bardzo się cieszę że film zrealizowali amerykanie bo gdyby za to się zabrali jacyś Europejczycy to na 80% <<wszystko skończyło by się (samobójstwo + brak dawcy + wszyscy są źli i nie wzruszeni na tragedię ludzką) tak <<nieodwracalną apokalipsą że żyć by się nie chciało.' Bohaterowie' są potrzebni. Trzeba uruchomić pozytywne <<wibracje bo przypuszczam że niewiele w was dobrego zostało. Nie wszystko musi być do dupy. "
Faktem jest, że ja lubię złe zakończenia. Ot po prostu - kwestia gustu. Są jednak historie, w których mi osobiście pasuje zakończenie złe, w niektórych dobre, w niektórych pasują oba. W przypadku "John Q" IMO - pasowało dobre, albo mieszanka dobrego ze złym.
Tyle że można zakończyć film pięknie, dobrze, wzruszająco i z gracją, a można nijako i z posmakiem banału i infantylizmu. Zawsze w ocenie będzie wiele subiektywnych odczuć.
Moim zdaniem "John Q" z odliczaniem sekund, wstrzymaniem strzału w ostatnich sekundach itp - klasyfikuje się do tych drugich.
Dam taki przykład:
Jeden z moich najulubieńszych filmów: "Piętno śmierci" Kurosawy. [SPOILERY!!!] Główny bohater - urzędnik, pracoholik, za plecami nazywany "mumią" dowiaduje się, że ma raka w takim stadium zaawansowania, że nie warto podejmować leczenia (ale jak się dowiaduje! Scena u lekarza - majstersztyk). Wiadomo - wielka deprecha, trauma, poczucie pustego, zmarnowanego życia. Na oślep szuka sposobu wypełnienia tych ostatnich dni. Próbuje - libacji, beztroskich zabaw, zaleca się niesmiało do młodej kobiety. Wszędzie znajduje pustkę i większą rozpacz. Film w tym momencie jest straaszliwie przygnębiający i przytłaczający.
Główny bohater w końcu postanawia ostatnie miesiące życia poświęcić na zaangażowanie się w pracy i w ramach niej podjąć walkę o zrobienie czegoś dobrego, pożytecznego, acz niewielkiego. Walczy ze zwierzchnikami, współpracownikami, a nawet naraża się mafii - w walce o... wybudowanie placu zabaw w miejscu gdzie są cuchnące bagna.
Nikomu nie mówi o swojej chorobie, walczy z bólem i tracąc w zasadzie swą pozycje zawodową - ze zwierzchnikami. W końcu umiera w bólach niedługo po otwarciu placu zabaw. Tu kończy się część traumatyczna.
Na stypie spotyka się nieświadoma rodzina i współpracownicy. W rozmowach powoli odkrywają prawdę o chorobie i poświęceniu. W końcu poznają relacje naocznego swiadka jego smierci, który stwierdził, że umierał z bólem ale uśmiechem na twarzy i pieśnią na ustach.
Wszyscy na stypie są pod wrażeniem ogromnym jego czynów i głośno deklarują chęć zmiany i naśladowania jego działań.
Na zakończenie filmu widać jednak, że postępują tak samo jak postępowali, a na przypomnienie o ich deklaracjach jedynie spuszczają wzrok.
Tu masz: niewyobrażalną traumę i przygniatający klimat, a później nagła odmiana i - lekko infantylny powiew optymizmu (mimo wszystko lekki w porównaniu ze wczesniejszą traumą), a na koniec gustowne nadwątlenie happy endu. Po tym filmie wyjdzie się w szoku i przewróconym mózgiem na lewą stronę (jak po przygnębiającym dramacie), ale jednoczesnie w umiarkowanie pogodnym nastroju (bo happy end), ale z poczuciem realizmu bo z przypomnieniem na końcu jednak smutnej prawdy o człowieku i nas samych.
W połączeniu z genialnie odegraną główną rolą i jak zawsze wysmakowanym reżyserstwie Kurosawy - dało film IMO wspaniały.
Jeśli chciało ci się to wszystko przeczytać, to powinieneś zauważyć, że twoje teorie co do mojej osoby i ogólnie - ludzi kręcących nosem na "John Q" są błędne.
<< "ADAM23 masz wyprany mózg i wydaje mi się że ambitne kino przedkładasz nad dobre kino."
Przez kogo wyprany? Jeśli widzisz u mnie jakiś snobizm to chyba... źle widzisz. Nie kryje się z tym, że np niektóre filmy Felliniego uwielbiam, ale większość bardzo mi się nie podoba. Nie ukrywam, że filmy Herzoga mnie nudzą przerażająco, a przy całym uwielbieniu moim filmów Tarkowskiego - na "Aleksander Rublow" zasypiam momentalnie. Mam nawet na blogu ranking "Top 50 - najbardziej niedoceniane przeze mnie filmy. Czyli ranking potwierdzający, że nie znam się na kinie"
<<Pierdyknij sobie seans z Larsem von Trierem (trzepnij sobie przy okazji.... setkę) a temu filmowi daj święty spokój.
Temu filmowi to ja dałem... 6/10. Średnia moich ocen filmów Triera to... 7.3 (ale fakt - jest to jeden z moich ulubionych reżyserów, mimo że uważam faceta za hipokrytę, idiotę i pozera :) )
Temu filmowi
A jeszcze co do Triera -
Jest sobie taki film "Tańcząc w ciemnościach" - musical (z Bjork), Schemat bardzo przypomina ... "John Q".
Matka (niemal zupełnie niewidoma) łamie prawo żeby sfinansować leczenie syna. [SPOILER] Na dodatek - już w więzieniu - rezygnuje z możliwego złagodzenia wyroku i wybiera śmierć na krześle elektrycznym, aby w jakiś tam sposób zwiększyć prawdopodobieństwo wyleczenia syna (nie pamiętam w jaki sposób to się odbyło).
Mimo, że straszliwie nie lubię musicali - film oceniłem na 7/10.
Rozumiem, ze kazdy ma swoj gust, jednym sie podoba, innym mniej, ja jestem jednak za"addam23", dlatego ze bardzo lubie ogladac washingtona na ekranie, i niestety musze powiedziec ze ma w swoim dorobku wiele duzo lepszych filmow. Nie mowie ze ten film jest zly ale tez nie jest wybitny, powiedzialbym - przecietny +, co nie oznacza ze go nie polecam - wprost przeciwnie, mozna go poogladac. Nie bede sie za duzo powtarzal, napisze tylko ze najbardziej rzuca sie w oczy schematycznosc, i ta amerykanska bohaterskosc, ktora jednak wg mnie jest juz w tym filmie przesadzona. Ale na szczescie to tylko moja opinia, zachecam kazdego do poogladania tego filmu i wyciagnieciu wlasnych wnioskow, pozdro.
Zgadzam się z Tobą.Też lubię Denzela :-). Postaci które grywa są co prawda trochę do siebie podobne, ale niekoniecznie musi to być wada, to jest pewna marka. Tutaj Washington wspina się na same szczyty poświęcenia i szlachetności, jeszcze trochę a John Q byłby parodią jego poprzednich ról.
Co do filmu to mi najbardziej przeszkadzała bezrefleksyjność. Dobre kino powinno moim zdaniem zadawać pytania a nie na nie odpowiadać. Tutaj mamy na talerzu podany podział na dobrych i złych, na to co słuszne i niesłuszne. Gdyby to jeszcze była taka konwencja to ok, ale ten film wyraźnie próbuje być czymś więcej niż kinem sensacyjnym...Niemniej, temat choć w realizacji szyty grubymi nićmi to ważny i zasługuje na uwagę.
Daję 6/10. Film jest składny, chociaż trochę niemożliwy to jednak logiczny, ogląda się przyjemnie., nie wieje nudą. Jest parę fajnych scen (szczególnie te z dziennikarzem;-)), film wzrusza chociaż czasami cały smutek jest w nim zbyt patetyczny. Nie plusuje niczym takim jak ładne zdjęcia, porywająca muzyka czy klimat.
Czyli według Ciebie każdy szlachetny gest ma status quo i nie należy go krytykować?
Coś jak zakaz zadawania niewygodnych pytań Jurkowi Owsiakowi?
addam23 świetnie wypunktował ten film. Wypisał wszystko co było w nim kiepskie. Historia mogła zostać lepiej opowiedziana, nakręcona.
Ja ja lubię, gdy ktoś wyzywa od idiotów, najlepiej jeszcze kretynów i debili ludzi, o odmiennym zdaniu i guście. Typowo polskie. Ja się z autorem nie zgodzę, mi się film spodobał, mimo, że racja, jest taki przerysowany i to widać, ale to jednak tylko film amerykański, ma dawać rozrywkę i na półtorej godziny zapomnieć o rzeczywistości. I to mu wychodzi.
No i dla mnie plus za muzykę, wielki plus.
"Do bólu schematyczne i przerysowane postacie(niektóre). Najbardziej bolesny przykład - pani dyrektor szpitala. Początkowo sztampowa "zimna suka" (później obowiązkowa przemiana, ale to inna już sprawa). "
Ok, tu się zgodzę.
"Inny przykład - szef policji - taki tam karierowicz, wypisz, wymaluj postać do znienawidzenia przez widzów." - Nie....
"Zakładnicy. Bardzo to wszystko wyglądało sztucznie i niewiarygodnie. Tralala, wszyscy się lubimy. Te okrzyki aprobaty itp - szczególnie irytujące." - Jedyne co mi się nie podobało to rozmowa Johna Q z tym czarnym z wąsami (przyszły ojciec, ten co go wypuścił razem z ciężarną żoną). Reszta może być
"Poza tym - okropna, ohydna scenka z dziewczyną w peruce i jej chłopakiem. Na prawdę to było okropne." - Dlaczego? Koleś dostał za swoje, laska się wreszcie odważyła i mu nakopała. Nie musiała tylko ściągać tej peruki, ale poza tym spoko.
"A jakby do Johna Q przyleciał z kałachem inny ojciec, którego dziecko wypadałoby przez niego z listy? Wojna!" - No popatrz, masz gotowca pod nowy film...;)
"Pominięto przecież taką choćby drobnostkę jak - wpisanie syna na liste oznacza wywalenie kogoś innego. Synek dostał serce - umarł ktoś kto inny. " - Owszem. Chyba coś przeoczyłeś. Na samym początku to było. Pierwsza scena. Kobieta z wypadku z udziałem tamtej ciężarówki. Potem ta sama scena powtórzona. Oni ją przywieźli do tego szpitala. to ona miała grupę B+. Czy sądzisz, że poświęcili ją dla syna Johna? Można się domyślać - bo tego już nie pokazali, ale można przypuszczać, że ona właśnie zmarła i to serce właśnie "trafiło" do biorcy.
"Naiwne i pretensjonalne - znalezienie serca gdy facet sobie już do głowy celuje i nawet strzelić już zdążył... Dokładnie ta sama ohyda co w przypadku tanich filmów akcji w których bomby rozbrajają w ostatnich sekundach." - Po pierwsze nie strzeli sobie. Po drugie typowe amerykańskie kino coś Ty chciał zobaczyć?
Sytuacja do przełknięcia, biorąc pod uwagę fakt, że musiało się dobrze skończyć, bo takie było założenie scenarzysty/reżysera czy kogo tam jeszcze.
"Ogólna sielankowa atmosfera (sztucznie sielankowa) pod koniec filmu. To nie było dobrze nakręcone. NIe wyszło to przekonująco. Było na poziomie, nie wiem, jakichś filmów sportowych klasy C." - Dla mnie ok.
"Zbyt duże bicie piany i polityczne zacięcie. Mniej nachalnie i troche obiektywniej można było podejść do samych systemowych rozwiązań, bo to przecież nielada problem." - To fakt
Film dostaje ode mnie 7/10. Nie określiłabym go jako bardzo dobrą produkcję, na to "musiałby sobie zasłużyć". Na ocenę składa się ogólna problematyka tematu, jak zawsze świetne aktorstwo Denzela i jeszcze kilku innych aktorów (m.in jego filmowa żona i dobrze zagrana rola - ten czarny co go odwieźli zamiast Johna Q, jeden z zakładników). Na ocene zasługuje również fajnie wpasowana w klimat muzyka. Film był momentami wzruszający. Przyjemnie się go ogląda, nie dłuży się. Według mnie tylko 6/10 (niezły) to za mało, a 8/10 za dużo głównie za przewidywalność pod koniec.
""Poza tym - okropna, ohydna scenka z dziewczyną w peruce i jej chłopakiem. Na prawdę to było okropne." - Dlaczego? Koleś dostał za swoje, laska się wreszcie odważyła i mu nakopała. Nie musiała tylko ściągać tej peruki, ale poza tym spoko."
Nie chodzi mi o sam sposób realizacji tej sceny, a nie samo wydarzenie, które miało miejsce.
"Owszem. Chyba coś przeoczyłeś. Na samym początku to było. Pierwsza scena. Kobieta z wypadku z udziałem tamtej ciężarówki. Potem ta sama scena powtórzona. Oni ją przywieźli do tego szpitala. to ona miała grupę B+. Czy sądzisz, że poświęcili ją dla syna Johna? Można się domyślać - bo tego już nie pokazali, ale można przypuszczać, że ona właśnie zmarła i to serce właśnie "trafiło" do biorcy."
Fakt, że umknął mi pewien fragment i ten punk powinien zostać usunięty, ale nie przez to co ty napisałes.
Mi chodzi o smierc nie dawcy serca (bo to by bylo idiotyzmem kompletnym z mojej strony), ale - przed akcją ojca ktos inny dostal by to serce (ktos inny zajmowal pierwsze miejsce na liscie oczekujacych). Nie dostal serca i mozliwe ze na kolejne się nie doczekał.
"Po pierwsze nie strzeli sobie. Po drugie typowe amerykańskie kino coś Ty chciał zobaczyć?
Sytuacja do przełknięcia, biorąc pod uwagę fakt, że musiało się dobrze skończyć, bo takie było założenie scenarzysty/reżysera czy kogo tam jeszcze."
A co to w USA nie robi się również swietnych filmów? Nie wiem dlaczego od razu miałem ten spisywać na straty. A intencje scenarzystów nie mają tu znaczenia dużego. Bo i intencją twórców telenowel jest zrobienie telenoweli :)
A czy do przełknięcia? Dla mnie nie.
"2. Zakładnicy. Bardzo to wszystko wyglądało sztucznie i niewiarygodnie. Tralala, wszyscy się lubimy. Te okrzyki aprobaty itp - szczególnie irytujące." - to, co opisujesz to klasyczny przykład syndromu sztokholmskiego. Dla mnie, jak najbardziej słuszne zastosowanie. Myślę, że sporo ludzi w tym wypadku, postąpiłoby podobnie wobec takiego człowieka. Tym bardziej, że bohater miał jak najbardziej słuszne, choć może nieco desperackie intencje.
A z Twoją oceną zgadzam się jak najbardziej - 6/10, czy nawet 7/10 to dobra ocena, jak na ten film. Nie jest on ani zły, ani dobry w moim przekonaniu. Pozdrawiam. :)
Tak, ale wykonanie mnie nie przekonało (choć żaden psycholog ze mnie, można nawet smiało powiedzieć ze znam sie na niej jak swinia na gwiazdach). W takim np "Pieskie popołudnie" był podobny motyw i wyglądało to dużo bardziej przekonująco.
Również zgadzam się niemal w 100%. Gdy przeczytałem jaki jest punkt wyjścia filmu, pomyślałem, że może być naprawdę ciekawie. Liczyłem się z tym, że nie będzie to arcydzieło i że będzie trochę "po amerykańsku", ale wciąż liczyłem na dobre kino. Po obejrzeniu muszę stwierdzić, że przede wszystkim zraził mnie nieprzekonujący aspekt psychologiczny. A co do tzw. happy endów (o których pisze niżej TCWolf82), to podobnie jak addam23 zwykle za nimi nie przepadam, ale jeśli mamy mówić o DOBRYCH happy endach – dobra, amerykańska szczęśliwa końcówa to była w „Skazanych na Shawshank”. Tam wyjątkowo to zawiśnięcie Andy’ego byłoby pójściem na łatwiznę, zaś to co w zamian zaproponował Darabont nie dość, że zaskakuje, to jeszcze wprowadza element klasycznego katharsis; katharsis, a nie, jak w „John Q” misia do podusi!
addam23, dziekuje Ci, ze wyraziles niesmak, jaki wzbudzil we mnie ten film. Zapowiadal sie niezle. No ale po 40 minutach zacząłem traktowac go jak komedie i naprawde dawno lepszej nie widzialem. I moja ulubiona scena: (lekarz)-Przykro mi John, bez nowego serca Mike nie przezyje. (John)- Ok... weź moje. ( w tle "wow"), (czarny mezczyzna z obcietym palcem)-Umrzesz. :d
8.Żenująco ustawiona scena wypadku dawczyni serca
9.Żenująco skopana akcja odstrzelenia Johna Q.
10.Ci wszyscy policjanci i policjantki z pistoletami wycelowanymi w budynek.
11.Końcowa wymowa czyli kwintesencja amerykańskiego myślenia - źle ci się dziej to bierz spluwę w dłoń i szukaj rozwiązania
*a scena skopania drania od laski z peruką jest jak dla mnie spoko
wszyscy ci którzy negatywnie odbierają ten film są psychopatami. Film służy do tego żeby go obejrzeć a ocena by stwierdzić czy był dobry czy nie, a WY wyszukujecie sie najdrobniejszych błędów na które wiekszość ludzi nie zwraca uwagi. Jeśli lubicie krytykować dobre filmy to poszukajcie pracy jako krytyk filmowy a nie przechwalacie się na forum kto wiecej błędów znajdzie. Nie macie co robić ?
Ale mi to się narzucało samo podczas oglądania. Co zrobić, że mi takie rzeczy przeszkadzają.
Ok - ocena odzwierciedla to jak komu film się podobał.
Ale każdy kto poszukuje odpowiedzi na pytanie - a dlaczego właściwie jeden film mi się podoba, a drugi nie, to psychopata według ciebie...
"eśli lubicie krytykować dobre filmy to poszukajcie pracy jako krytyk filmowy a nie przechwalacie się na forum kto wiecej błędów znajdzie. Nie macie co robić ?"
Ech... a od czego to forum jest? Żeby o botanice gadać, czy zbieraniu znaczków?
ludzie nie piszcie tyle bo wam się mózg przegrzeje. osobiście podobał mi się film ;)
ech... ja was nie rozumiem szczególnie ciebie addam23 podajesz same wady a w tym filmie było sporo zalet racja film był troche naciągany ale był też dużo prawdopodobny z tym synem.Ogólnie nawet mi się podobał ...
Bo to taki temat - dlaczego nie jest to film dobry, a więc - podaje wady. Film IMO nie jest dobry, ale zły również nie :)
2. A nie sądzisz, że wrzucanie tu stałej ekipy zakładników(współczujący, zły, groźny, narwany, dobry, rozsądny, inteligentny, chory) się już trochę przejadło? Jest tyle możliwości ile jest możliwych grup przypadkowych osób do stworzenia. Tak jest podobna prawdopodobna jak każda inna. A ta laska w peruce? Jak John Q może postępować zgodnie ze swoim sumieniem, to ona też chce :)
4. Sielankowa, bo miała pokazać, że spora część społeczeństwa popierała Johna. Nawet policjanci mierzący do niego z broni, choć tutaj może i ja widziałem więcej niż było pokazane. // Film sportowy klasy C? Nie próbuj być zbyt elokwentny, to śmieszne. Przepraszam za krytykę niemerytorycznego aspektu i subiektywnej oceny, ale takie porównani, to w moim odczuciu niezdrowe wyolbrzymianie, krzywdzące film.
7. Jeśli zakładnicy zeznawali na jego korzyść, to czemu nie? Broń nie była załadowana. Oberwał tylko typ, który sam go dźgnął skalpelem. Wszystko możliwe.
6. Taaak, przywołujesz wielką postać, wielkiego reżysera. Zgadzam się, mnie też brakuje filmów w klimacie "dekalogowym". I tak trafnie do nas pasujących. Chciałbym takich więcej, jednak lżejsze kino, ale nadal ciekawe i delikatnie pobudzające uśpione strefy naszej moralności - patrz John Q - też mi się przydają. I jak widzę nie tylko mnie.
Pozdrawiam
2. Jakby odwalili taką sztampę o jakiej piszesz - również nie byłoby oznaką dobrego filmu (w mojej prywatnej ocenie).
W kilku filmach zdarzały się przypadki zakładników wspierających porywaczy - tutaj jednak, zupełnie w to nie uwierzyłem, no i trochę przesadzili z tą sielanką.
4, no to porównaj schematy sportowych filmów klasy C ze schematem fabularnym Johna Q. Oczywiście - nie twierdze, że John Q jest na poziomie takich filmów (im daje 1/10 a John Q 6/10).
7. No tak, broń nie była załadowana... I tak pewnie mógłby wykpić się niejeden terrorysta, czy bandzior. Poza tym - kto go tam wie czy miał ją załądowaną i kiedy ją rozładował. Bo przecież jak mierzył sobie do głowy to już kula w magazynku chyba była (a więc miał amunicje ze sobą)
6. No tak. I dlatego John Q nie jest filmem dobrym, a przeciętnym/przyzwoitym. Z tymi uśpionymi strefami naszej moralności się nie zgadzam. Film jest zbyt jednostronny (a od początku, do końca uważałem, że jego czyny są godne potępienia, a reżyser nie zrobił nic, żeby komuś z takim spojrzeniem na sprawę również czuł się komfortowo.
Trzy do pięciu lat, to nie takie nic. Co do odczuć widza z taką oceną czynów bohatera jak Twoja pewnie masz rację. Ja z Twoją opinią się nie zgadzam, ponieważ inaczej oceniam to postępowanie, być może z powodu innych wartości przeze mnie cenionych. Ale to już nasze prywatne sprawy nie podlegające czyjejkolwiek ocenie.
Natomiast film faktycznie nie daje możliwości poddania pod wątpliwość odczuć widza. I dlatego jest w porządku, ponieważ sięgając po ten film oczekiwałem podobnych do przedstawionych, niewymagających dylematów i mogłem się całkiem spokojnie zrelaksować. Lekko poruszy, ale nie od razu wytrzepie mózg.
„Natomiast film faktycznie nie daje możliwości poddania pod wątpliwość odczuć widza. I dlatego jest w porządku, ponieważ sięgając po ten film oczekiwałem podobnych do przedstawionych, niewymagających dylematów i mogłem się całkiem spokojnie zrelaksować. Lekko poruszy, ale nie od razu wytrzepie mózg.”
No właśnie. Film jest zrobiony z założeniem, że Johnowi należy się podziw I że jego film jak najbardziej jest uzasadniony. Jak ktoś ma inne zdanie na ten temat – automatycznie ogląda mu się go dużo gorzej. To chyba również nie jest oznaka dobrego filmu? Taka jednoznaczność?
A ja się nie wypowiem na temat Twoich wypocin, bo oczywiście nakręciłbyś lepszy film. Zastanawiam sie tylko czy gdybyś miał dziecko buraku to zrobiłbyś inaczej niż główny aktor w filmie? Pewnie tak... Bo przecież dla Ciebie byłoby to zbyt przewidywalne i liniowe o.O
No tak, przecież rzeczą oczywistą jest, że najważniejszym kryterium jakości wszechrzeczy jest to, czy ja bym potrafił zrobić to lepiej...
Jak każdy przecież wie - najbardziej znani i cenieni krytycy filmowi, czy kulinarni sami robią wspaniałe filmy i cudownie gotują...
Przewidywalność i liniowość to kwestia formy, sposobu przekazu, sposobu opowiedzenia historii a nie samej historii.
A to co kto by zrobił w jakiej sytuacji, to już zupełnie nie ma z tym związku.
addam23, cieszę się, że są osoby, które zauważyły w tym filmie bardzo zręczną lewicową manipulację. ludzie, nie dajcie się nabrać! takich ludzi jak john q należy wsadzać do więzienia, a nie pochwalać!!! oczywiście każdy rodzic kocha swoje dziecko i robi wszystko, aby je ratować, ale nie może się to odbywać kosztem innych osób. john q to ślepiec, tego nie widział.
1. Nie, wcale bym tak nie powiedziała - może jedynie szef policji był trochę przerysowany. Pani dyrektor wręcz przeciwnie, właśnie ta przemiana uczyniła z niej postać niejednoznaczną.
2. Przecież nie wszyscy i nie od początku pochwalali zachowanie Johna Q. Początkowo się burzyli, z czasem przeszli na stronę Johna - nic w tym dziwnego, poznali jego historię, zobaczyli w nim człowieka, który walczy o życie swojego dziecka. Ja sama w takiej sytuacji byłabym po jego stronie. Zauważ, że nikomu nie zrobił krzywdy, poza snajperem, który najpierw próbował go zabić. Poza tym, ich okrzyki dotyczyły głównie krytyki systemu opieki zdrowotnej i haniebnych praktyk ubezpieczycieli - tu prawie wszyscy się zgadzali, bo znali to z autopsji. I cóż takiego "okropnego" i "ohydnego" było w scenie z tą parą?
3. No tak, masz trochę racji, ale taki już urok thrillerów i wspomnianych przez Ciebie filmów akcji, na tym polega budowanie napięcia. (Ponownie - co w tym "ohydnego"?) Moim zdaniem tutaj się udało - w chwili, gdy żona biegnie do szpitala, a John trzyma pistolet przystawiony do skroni, zaczęłam krzyczeć: poczekaj! poczekaj! ;) Jakie napięcie wprowadziłaby scena, w której rozbrajają bombę, gdy do wybuchu zostały jeszcze dwie godziny?
4. Znowu się nie zgadzam. W końcu został uznany za winnego, a w perspektywie miał od 3 do 5 lat więzienia. Tak wygląda sielanka?
5. Tak, tu się w pełni zgodzę - przydałby się jakiś głos broniący systemu, jakaś dyskusja, za dużo jednoznaczności.
6. Zgadzam się tylko z tym, że zbyt kryształowo przedstawiono tytułowego bohatera. Wolałabym, żeby bardziej "nabroił". Aby ktoś przez niego umarł, on sam zabił któregoś zakładnika czy choćby snajpera... No nie wiem, coś, przez co jego moralna ocena byłaby dla widza trudniejsza, mniej jednoznaczna.
Jednak co do dalszej części - wpisanie nowej osoby na listę wcale nie oznacza wywalenia z niej kogoś innego - po prostu lista się powiększa. Zauważ też, że w momencie, gdy tamta dziewczyna - dawczyni - zmarła, ktoś powiedział, że w chwili obecnej nie ma innego umierającego biorcy o grupie krwi B-.
A USA to nie Polska, gdzie są dwa szpitale na krzyż w mieście, w dodatku przepełnione. Poza tym, przecież przywieziono tylko jednego pacjenta, którego John pozwolił przyjąć, zoperowano go i uratowano. A później pojawiła się policja, zablokowano linie telefoniczne szpitala i na pewno powiadomiono kogo trzeba, żeby kolejnych pacjentów kierować do innych szpitali.
7. Dobrze słyszałeś. Ale tu znowu grają rolę różnice między USA a Polską - tam w zasadzie wszystko zależy od tego, jakiego ma się adwokata. Jeśli będzie miał dobrą gadkę, to tak poruszy dusze i serca przysięgłych, że mimo najmocniejszych dowodów mogą zwyrodnialca uznać za niewinnego. Na pewno też znaczenie miało to, że broń była nienabita, nikomu nie stała się krzywda, a świadkowie (zakładnicy) zapewne zeznawali na jego korzyść.
Jak dla mnie film 9/10, bardzo mi się podobał i bardzo mnie poruszył. A tak poza tym, to wyjątkowo rzeczowo przedstawiłeś swoje argumenty "na nie", rzadkie to na FW.
Twoje argumenty przemawiają do mnie. Sensownie to napisałaś :)
O co w TEJ SCENIE chodził, to już dawno zdążyłem zapomnieć, więc nie odpowiem niestety ;) A film jeszcze kiedyś na pewno obejrzę
dokladnie, wbijajac sie w kolejke chcial zabral zycie komus innemu. a to wszystko dlatego ze byl zbyt leniwy zeby zainteresowac sie tym jakie ma ubezpieczenie.
Chyba nie do końca uważnie oglądałeś ten film, czepiasz się wszystkich szczegółów a nie zauważasz niektórych istotny faktów. Mianowicie chodzi mi rzekome "zabicie kogoś innego" poprzez wpisanie dziecka głównego bohatera na listę. Jego ojciec został oszukany, powinien być ubezpieczony a nie był co go totalnie zszokowało, walczył o to co mu się należało. O pomoc medyczna dla jego dziecka która powinna być mu zapewniona ale przez zachłanność korporacji i system zabrano mu szanse... szanse na życie najważniejszej dla niego osoby na świecie, jego syna. I właśnie tę walkę przedstawia ten film, walkę o życie syna.
Kosztem syna kogoś innego... Kogoś kto np w takiej samej sytuacji się znajdował, ale w porę się zorientował i załatwił sprawę z ubezpieczycielem...
Nie piętnuje nikogo za to, że nie interesował się... Większość ludzi się nie interesuje. Ja się takimi rzeczami nie interesuje.
Po prostu - bad luck.
Jednak w filmie nie zająknięto się o konsekwencjach działań tego ojca... Serce jest jedno, chętnych wielu... Wpychając się na listę (na której się nie jest z jakichś powodów... każdy z oczekujących ma jakieś powody, coś sprawiło że się na liście znalazł, lub nie - ktoś komuś zajechał drogę i nie zdążył, komuś mógł się budzik zepsuć, kogoś mógł ubezpieczyciel okantować... itd)
spycha się kogoś innego.
To dopiero byłoby dramatyczne zakończenie, jeśli zamiast powstrzymania się w ostatniej sekundzie od strzału w głowę - w sali obok umierało dziecko innego ojca ;) Kto dostanie serce? Kto przeżyje! Cóż za emocje!
To też pokazuje jak mocno ocena sytuacji i odbiór prezentowanych wydarzeń zależy od sposobu pokazania tego ;) Gdyby w filmie pokazano, że tego serca nie dostaje inna umierająca osoba - film by się ludziom nie podobał tak bardzo (bo sympatia i podziw dla głównego bohatera pryska).
Znieczulica z ciebie i tyle. Nie potrafisz zrozumieć filmu więc uważasz że jest do bani... to takie przykre :)
Zgadzam się pięknie powiedziane. Ludzka znieczulica i czepianie się szczegółów zamiast dostrzeżenie naprawdę istotnych rzeczy. Żenada gościu!
jedni lubią takie filmy, inni inne - hahahahahahahahahaha. nie rozumiem tych zaciętych i żarliwych komentarzy i tłumaczenia swojego zdania! nie lubisz ok, cos ci sie nie podobało oki. ja lubię ten film, oki. i tyle. serdecznie pozdrawiam i więcej życzliwości zalecam, i Wam i sobie :) a denzel genialnie zagrał!!! łatwo jest oceniać, jak sie siedzi z dupa przed tv :):):)
to byłby świetny film, gdyby ojciec sobie strzelił. happy endy są fajne jak mają ręce i nogi. w czary nie wierzę.
podobał mi się, uważam, że bardzo dobry, bo mnie nie nudził. chciało się oglądać, a i sens miał. ale magiczny, porywający i wyjątkowy nie był, bo - tak jak piszesz - zabiegi mające działać na wrażliwość widza i powalić go na kolana, były sztuczne, przerysowane, oklepane.
8/10 - bardzo dobry. w porządku fabuła, gra aktorska, zdjęcia, montaż.
ale - jeśli spojrzeć na niego od drugiej strony - zgadzam się z Twoją krytyką w 100%
on nie dokonał żadnego rozboju, po prostu zamknął zakładników (za co został ukarany), więc wcale mnie nie zdziwiło że uniewinniono go od tego zarzutu. nic nie zniszczył, nic nie ukradł. co do dopisywania do listy biorców - żaden z oczekujących nie umarł z "winy" małego Mike'a, bo w chwili gdy serce przyjechało, był jedynym konającym biorcą ze zgodną grupa krwi. może dość banalnie to wyszło, ale szczytem tandety w tym filmie była zdecydowanie scena, w której John trzyma broń przy skroni i w ostatnich sekundach dociera do niego nowina o sercu od innego dawcy - mam na ten temat to samo zdanie co Ty. ta scena miała chyba trzymać w napięciu, ale nie oszukujmy się - każdy widz od początku wiedział, że serce dotrze na czas, a Denzel przeżyje. sam zabieg przeszczepiania serca też nie wyglądał wiarygodnie. co do "politycznego zacięcia" - podobało mi się, że twórcy filmu spojrzeli chłodnym, obiektywnym okiem na sytuację w Stanach, zamiast stwarzać iluzję wymarzonego państwa.