O ile wiem, na końcu filmu następuje "wielka" ocena do przewodnika Miszlena (swoją drogą - Francja oceniająca sushi - to jakby ja katolik nauczający o buddyzmie muzułmanina). Nagle lektor mówi, że kulkę ryżu i kawałek mięsa przygotowywał syn "mistrza", dla mnie to wniosek, że nakładać mięso na kawałek ryżu może każdy. Rozumiem, że chodzi o przyległości, o wybór łososia, odpowiednie ugotowanie odpowiedniego ryżu, ale urwał nać, to TYLKO kulka ryżu z przyklejonym mięsem... zrobienie dobrego schabowego wymaga więcej kunsztu... (oczywiście dobry schabowy przewyższa smakiem sushi o całe lata świetlne - wiem,że o gustach się nie dyskutuje, ale zauważam, że w środowiskach, które za wszelką cenę chcą uchodzić za inteligentne, sushi stanowi pewien rodzaj szpanu. Stwierdzenie "byłem na sushi" od razu w zamyśle ma kreować kogoś otwartego i inteligentnego... masakra. mam nadzieję, ze jak z każdą modą, kulka ryżu z surowym mięsem, odejdzie szybko w mroki zapomnienia i pociągnie za sobą wszystkich pseudointeligentów. Fajny film o zwykłej kulce kleiku ryżowego z kawałkiem surowej ryby. Jego przesłanie i filozofia nie mogły by uchodzić nawet za przystawkę do dobrej rolady z modrą kapustą i kluskami śląskimi. Nie uważam jedzenia biednych rybaków, którzy jedli to co znaleźli (glony + ryba) za jakieś wybitne osiągnięcie kulinarne. Podczas gdy zapewne cesarz Japonii zajadał się wołowiną - rybacy, jak już wspomniałem, suszyli błoto i nakładali na nie odrobinę ryżu z rybą. Pozdrawiam.
Nie każdy, sushi robił jego syn, także już niemłody - w filmie pada takie zdanie, że potrzeba 10 lat praktyki, żeby się wszystkiego nauczyć, warto odróżnić zwykłe sushi, które jest dziś wszędzie i przypomina fast food, są nawet zestawy w marketach od tej klasy mistrzostwa, coś co wydaje się bardzo łatwe nie musi takim być, nawet średniej klasy sushi w Japonii jest nie do porównania z Polską, bo u nas nie ma takich składników, tej klasy tuńczyka, odpowiedniego ryżu, ośmiornic, a sushi w dużej mierze opiera się na wysokiej klasy składnikach, które w dodatku powinny być świeże.
Dobre sushi jest drogie, bo wymaga dużego nakładu pracy, dwa świeżych i dobrej klasy składników, co przekłada się na cenę, dobrych restauracji sushi w Polsce byłoby raptem kilka, a i tak poziomem dorównują one pewno przeciętnej klasy restauracji w Japonii jak pokazał na jednym z filmów Krzysztof Gonciarz ( polecam materiał na YouTube ) - tuńczyk jest drogi, tej klasy ryż, także więc nie rozumiem porównania z wołowiną ?
Przy okazji trochę zwaliła mnie z nóg cena zestawu - posiłku u Jiro - 30 tysięcy jenów czyli trochę ponad 900 złotych.
Nie tylko jedne ryby są gotowane inne surowe, część rzeczy było skomplikowanych i na taki posiłek składa się 20 różnych kawałków, sama ilość składników bardzo duża, piszesz ryż, ale jaki ryż i jak gotowany - właściwie nie do kupienia w innym miejscu, gotowany pod ciśnieniem, skoro ośmiornicę masują 40 minut przed gotowaniem, a samo gotowanie też nie należy do prostych to trudno porównać to do schabowego.
Rozumiem wszystko, napisałem o tym także w pierwszym poście. Pamiętaj, kulka ryżu z rybą. W filmie była tylko kulka ryżu z rybą.
Czy ty oglądałeś w ogóle film ? Jeśli mamy tam np technologię gotowania ryżu, której nie ma nigdzie indziej na świecie, to trochę trudno stosować tu skalę porównawczą ze sushi w markecie, uparłeś się i ciągle swoje kulka ryżu - przecież w filmie mamy pokazane dania i co wyglądają pięknie - wyglądają - smakują - pewno też, skoro do restauracji ustawiają się kolejki i trzeba się zapisać. Siłą rzeczy to odbioru tego filmu potrzebna jest jakaś dobra wola, czy choćby chęć wyjścia z po za swojego kanonu typu schabowy z kapustą. Jak można w ogóle tak dobry film ocenić na 3 ?
Hmmm... susi jadłem w kilku miejscach, które z racji swojego umiejscowienia muszą robić to sushi (może po europejsku niestety) dobrze. Jedno było megabardzo drogie (za to nie płaciłem), drugie było już na moją kieszeń. Oba posiłki wspominam jak najgorzej. OBA przedziały cenowe kleików ryżowych, które jadłem, smakowały identycznie. Zakładam z dużym prawdopodobieństwem, że różnica w smaku (a choćby i na lepsze) pomiędzy najdroższym kleikiem, który dane było mi spożywać a kleikiem Pana Dżiro nie będzie na tyle duża, by uzasadnionym było przyklejać takie ochy i achy do całej otoczki, którą (z marketingowego punktu widzenia rewelacyjną) Dżiro roztacza wokoło swojego kleiku. Pierwsze Sushi (to tańsze) jadłem w Katowicach :) pamiętam jak dziś, jak kazałem Pani Kelnerce przynieść mi 0,33 coca-coli za 5 (pięć!) złotych byle tylko móc popijać ten szajs (nie chciałem wyrzucać - 50 zeta do troszkę jest za trzy łyżki ryżu i kilka pasków ryby) :) Posiłek kosztował mnie więc pół stówy (8 kawałków), których nie dojadłem :D masakra :D
W Polsce używa się często najtańszego ryżu, bo ten z Japonii jest za drogi, nie ma takich ryb, choćby tej klasy tuńczyka, bo też za drogi, trochę trudno oceniać kuchnię sushi po wizycie w barze w Katowicach, to jakby wyrabiać sobie zdanie na temat kuchni azjatyckich po wizycie w budkach przed Dworcem Centralnym. Weźmy stek - nic prostszego jak upiec kawałek mięsa, ale znaleźć dobrą knajpę jest sztuką, takich steków jak mają w USA, w Polsce właściwie nie ma może po za 5 pięcioma miejscami. To nie był film o barze w Katowicach.
Odpowiedź jakiej się spodziewałem :D zero argumentów tylko odpowiednio ułagodzone (użycie słowa "często") niczym nie podparte hasła, które napisać może każdy :) czy tylko skośnoocy umieją naumieć naumiania się gotowania ryżu? Mamy statki, nawet mamy samoloty :D co to jest zatrudnić jakiegoś Azjatę do przyrządzania kleiku w europie? Mamy w końcu globalną wioskę - nie? A i owszem, katowickie sushi mogło być z niezbyt drogiego ryżu. Drugie, które spożywałem poza granicami naszego kraju również. Mogło być także tak, że oba kleiki, które jadłem były z dobrego ryżu, przyrządzonego zgodnie z prawidłami. Przecież to tylko kwestia zapakowania worków z ryżem na kontenerowiec i dopłacenia kilku guldenów (wierz mi, za kleik, który jadłem poza granicami naszego kraju można by kupić dobrego tableta (cała 8 osobowa porcja). Wszak zjadłem tylko dwa kawałki (reszta przez gardło mi nie przeszła) :) bardziej smakowała mi porcja mięska za około 35 euro, którą zjadłem zaraz po kleiku :) pozdrawiam :)
Cały Twój komentarz to dwa słowa krytykujące kogoś kto nie myśli jak Ty. Zero argumentów. Jakiejkolwiek polemiki.
Ma zacząć argumentować za tym, że mam Cie za prostaka i jeszcze polemizować?!. Nie dzięki, Twoje wypowiedzi wystarczą, wiele osób Ci to już napisało, a Ty już tylko się powtarzasz.
:) jednak zostanę przy swoim :) kawałek surowej ryby na kawałek ugotowanego ryżu nakładać może każdy. Masz rację nie każdy powinien. Właściwie to nikt nie powinien, bo to żarcie to szajs :D
uwielbiam patrzeć jak ludzie potrafią przyprawić ideologię do wszystkiego :D
właściwie tutaj pasuje przysłowie, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) biedni rybacy najwidoczniej mieli tak mało ryb i ryżu, że nie mieli czego za bardzo wybierać i cieszyli się z tego co mają. Musieli celebrować każdy kawałek... tak powstała celebracja najprostszej i najbardziej beznadziejnej w smaku przekąski na świecie :)
na pewno jest zdrowe :) na pewno w smaku ch*jowe. Jest także banalnie proste do zrobienia, więc przy odpowiedniej kampanii zdobyło popularność wśród "jętelegętnych" tępych mas pseudointeligentów :)
Wydaje mi się że z każdym jedzeniem jest tak jak mówisz. Nawet najwykwintniejsze pierdoły mozną zrobić na odpitol sie i tyle w tym temacie. Natomiast co do przyprawiania ideologii to azjaci tak mają :) nie tylko z sushi ale i np. z parzeniem herbaty - to taka kultura i juz. Pierwsze prawo internetów : Nie próbuj zrozumieć Azjatów :)
P.S. Ja tam uwielbiamm sushi :)
W zasadzie trudno się z tobą nie zgodzić. Dla mnie też schabowy czy flaki są mistrzostwem, w porównaniu do surowej ryby z ryżem. Praktyka 10-letnia, wydaje się przesadą, dla przykładu podam że szkolenie na kucharza przygotowującego fugu trwa 2-3 lata (plus surowy egzamin końcowy) a ryzyko jest niewspółmierne do przygotowania sushi. Pomimo tego, sentencje Jiro na temat systematyczności i ciągłego doskonalenia się w tym co wykonujemy, są godne odnotowania. Uważam też, że ma to związek z panującą tam doktryną, czy to sztuki walki czy jakiś inny rodzaj czynności, ta właśnie sentencja jest w Japonii dobrze znana.
Tylko w Japonii? Takie "uduchawianie" systematyczności wszystkich skośnookich blednie przy 25 letniej systematyczności mojego Ojca codziennie (z niewieloma wolnymi weekendami) zjeżdżającego 700 metrów pod ziemię. A tu jakiś dziadziuś gotuje sobie ryżuś...
No ale załóżmy, że przykład mojego Ojca jest niezbyt dobrym przykładem. Mam więc inny. Ktoś określił, (niejaki Malcolm Gladwell) że każdy jest w stanie osiągnąć mistrzostwo w dowolnej dziedzinie, jeżeli tylko na naukę poświęci około 10000 godzin. To daje tylko 5 godzin praktyki dziennie przez nieco ponad 5 lat. Nie jestem do tego przekonany (a i naukowcy mówią, że zasada nie dotyczy wszystkich aktywności) ale nawet gdyby założyć czas kilkakrotnie dłuższy, można zadać pytanie, jak stare byli te skośnookie kuchciki gotujące ryżowy kleik? :)
Mimo wszystko Japończyków cechuje swego rodzaju perfekcjonizm w tym co wykonują a może to tylko wrażenie, tak samo jak zanikający już tradycjonalizm prezentowany tutaj przez Jiro. Fakt znany chyba na całym świecie, że jeśli coś odpowiednio długo praktykujemy, to stajemy się mistrzami. Tylko wydaje mi się, że sumienność w przypadku Japończyków , to w jakiś stopniu ich cecha narodowa. Jakby nie patrzeć, praca w resteuracji ma się nijak do pracy górnika. Osobiście mam szacunek do ludzi pracujących naprawdę ciężko, tracących zdrowie. Pewnie jeśli kiedyś powstanie interesujący dokument, na ten albo podobny temat, pokazujący realia i nasze zaangażowanie w wykonywaną na co dzień prace, to postaram się obejrzeć
Q górnikach? chyba już kilka powstało... co do tej sumienności... każdy jest sumienny, każdy pracuje ciężko. Owszem, może sumienność to narodowy sport Japończyków, tak jak pracowitość Niemców. Tylko wyróżnianie w tym dziadziusia pichcącego kleik ryżowy wydaje mi się nieco śmieszne.
Tutaj został wyróżniony za sushi o innych kryteriach którymi sugerowali się jurorzy, nic mi nie wiadomo......
Odniosłem się do twojego ostatniego komentarza, pomijając naturalnie ostatnie zdanie. Natomiast kleik to kleik a sushi to sushi...... nie ma co kombinować :)
wysunęłaś ciężkie działa przeciwko mnie :) podaj proszę jakieś argumenty za tym, że jestem idiotą :)
No dobrze, ale jakie konkretnie moje spostrzeżenia wydają ci się nieprzemyślane? Powiedz proszę z czym się nie zgadzasz i podaj swoje argumenty.
Crazy Ivan, nie szanuję osób, które nie szanują pracy innych ludzi, nawet jeśli tą pracą jest ugotowanie ryżu do sushi perfekcji (czytaj: tak, żeby nie rozwalał się na talerzu i w ręku, ale żeby nie był KLEIKIEM i papką dla niemowląt).
Na szczęście czasy mamy takie, że nie każdy musi być górnikiem, żeby jego praca była szanowana.
Zatrudnij się w kuchni i zobacz, jak wygląda taka praca od środka, najlepiej w jakiejś gar-kuchni.
Trochę pokory.
Zauważ, faktyczna restauracja mająca przemiał setek klientów dziennie faktycznie jest poligonem wojskowym. Porównywanie jej z restauracją mającą 5 krzeseł jest nie na miejscu. Nie mam szacunku bardziej dla potrawy aniżeli dla dziadziusia gotującego kleik (chociaż w porównaniu z moim ojcem górnikiem dziadziuś się w życiu fizyczne nie narobił). Mówię tutaj o śmiesznym przyklejaniu bóg wie jakiej "duchowości" do danej potrawy. Nie wiem czy wiesz, ale są podobno zasady jak jeść kleik z kawałkiem surowej ryby... bez przesady.
Wg. mnie film był przede wszystkim o sposobie na życie pana Jiro, samodyscyplinie itp.
Sam wolałbym posiadać dużo umiejętności w mniejszym stopniu, ale co kto lubi.