Wersja Gillana jest na soundtracku http://www.youtube.com/watch?v=O2cCuadivpE ale nie zdecydował się na rolę w filmie
Po przesłuchaniu obu wersji stwierdziłam, że nie jestem w stanie powiedzieć, który jest lepszy. Są momenty na plus i dla Iana i Teda. Obaj są świetni :)
Jak dla mnie absolutnie Neeley, ma taki power w głosie. Ale jak widzisz, to wszystko zależy od gustu osoby :)
Neeley - Gillian jako Chrystus mnie bardzo rozczarował, zabrakło ku mojemu zdziwieniu tej wspomnianej przez Paulinkę mocy. ;)
Mimo że jestem wielkim fanem Deep Purple to oddaje pokłony Neeleyemu a to z tej prostej przyczyny że to hippe musical a rock to rock , u nas Piekarczyk też dał rade ale to już inna historia !
Trwa dyskusja nad wokalem kto lepszy ? więc jako że to hipisowski musical uważam że Neeley lepszy - mimo że Deep Purple z Gillanem powala .
No tak, tylko nie bardzo rozumiem tego Twojego rozgraniczenia na muzyke z "hippe musicalu" i na rocka. JCS to musical oparty na muzyce rockowej przecież.
chodzi mi o gusta , klimat i wykonanie akurat w tym przypadku GILLAN kontra NEELEY . Na korzyść Nelleya !!!
W Getsemani Ted lepszy, ale ogólnie na przestrzeni całego musicalu Ian wychodzi zwycięsko. Ogólnie Gillan jest dużo sprawniejszym wokalistą.
Oczywiście, że Gillan jest dużo sprawniejszy, zwłaszcza, że ma po prostu głos. Falset Neeley'a jest fatalny.
W Getsemani też Gillan jest lepszy - śpiewał cały czas, podczas gdy Neeley zniżył się do recytacji.
Wiesz, zawsze można zrzucić tę melorecytację na karb impresji aktorskiej, w końcu to film, a na concept albumie z 70' roku, gdzie był tylko dźwięk bez obrazu, takiej potrzeby nie było i Ian mógł dać czadu. Ale ogólnie tych głosów nie ma co porównywać, Gillan to wokalny gigant i Ted mu zwyczajnie nie dorównuje.
Film w którym nie pada ani jedno wypowiedziane słowo poza tymi właśnie. Jak dla mnie Neeley'owi brakło pomysłu na interpretację.
Nie jest to jedyna słabość filmu - choreografia jest typowa dla lat 70' czyli bardzo słaba. Nie wiem dlaczego tak jest, przecież musical i balet wymyślono już dawno temu, nie mniej wszelkie podrygi sceniczne jakie można zobaczyć na produkcjach z tych lat (teledyski, fragmenty koncertów...) wołają o pomstę do nieba w porównaniu ze współczesnymi. Dopatrzyłem się też kilku nieudolności montażowych.
Dla mnie ten film to porażka. O wiele lepiej posłuchać sobie płyty z Gillanem, albo pójść do teatru. Na przykład w Łodzi wystawiali ostatnio, i w Chorzowie.
Kto był Jezusem, Balcar? Jeśli tak to podziękuję, chociaż przyznaję, że Janusz Radek jako Judasz jest doskonały.