Jako wieloletni fan twórczości Nolana, postanowiłem popatrzeć na film z perspektywy stosowanych przez tego twórcę środków artystycznego wyrazu i postarałem się przeanalizować zakończenie, nie skłaniając się w stronę żadnej konkretnej teorii.
Każdy film Nolana jest jak piękna, pozłacana brama. Widz może poprzestać na jej podziwianiu, lub znajdując ukryte wskazówki, otworzyć ją i sięgnąć zrozumienia.
Al Pacino
1) Generalnie coś, co od razu rzuca się w oczy (jeśli rozumie się metody artstyczne Nolana) to swoista oniryka zakończenia. Skłania ona do zastanowienia się nad strukturą rzeczywistości w ostatnich 20,30 minutach tego znakomitego filmu. Nolan nigdy nie bał się poruszać w swoich dziełach ważkich tematów, łącząc koncepcje filozoficzne z prozą życia i fantastyką. Ten swoisty intelektualny eklektyzm widoczny był np w Incepcji, gdzie wybitny reżyser nawiązywał do kartezjańskiej idei świadomści. Moim zdaniem zakończenie Interstellar jest nawiązaniem do wcześniejszych filmów dając widzowi łatwe, prymitywne i szczęśliwe zakończenie rodem z hollywodzkich produkcji oraz drugie, ukryte znaczenie, które odczytają tylko bardziej zaprawieni w bojach kinomanii.
2) Kiedy Cooper się katapultował zaczął umierać. Świetnie odtworzył to McConaughey, którego kreacja aktorska zasługuje na Oskara. Jego jęki jednoznacznie sugerują, że bohater był w agonii, a sam astronauta stracił już kontrolę nad swoim umysłem, który odszedł na zawsze w objęcia Morfeusza.
3) Film podzielony jest na dwa wyraźne segmenty. Pierwszy, dominujący i przytłaczający jak rzeczywistość, jest bardzo realistyczny. Drugi jest już oniryczny, niemal baśniowy. O ile pierwsza część filmu sprawia wrażenie historii, która wcale nie musi skończyć się dobrze, o tyle druga jest jakby apogeum kreacyjnego spełniania nadziei bohaterów. Ten podział jest bardzo wyraźnie odznaczony samymi kolorami. Zauwazyliście, że w tej drugiej częsci dominują jaskrawe, przyjemne kolory? Nie dzieje się tak bez przyczyny.
4) Stacja kosmiczna w zakończeniu stanowi przedstawienie motywu Arkadyjskiego. Ale czy na pewno nie jest to koszmar? Ten topos, mówiący o idyllicznym miejscu, Nolan odtworzył w znakomity i niepokojący zarazem sposób. Matthew z jednej strony czuje radość, że przeżył, ale z drugiej wie, że wszystko jest kłamstwem, a jego ja realne umiera czego dowodem jest stary dom, w którym każą mu mieszkać w tej nowoczesnej stacji kosmicznej. Kosmonauta wie, że nie może uciec od rzeczywistości, a jego podświadomość przesyła mu sygnały, korzystając z resztek tlenu, które pozostały w skafandrze. Pomimo pozornego dobrobytu bohater ucieka ze stacji, wiedząc że nie czeka go na niej nic dobrego. Jego umysł wówczas jeszcze walczy, tworząc obrazy i wizje przypominające te z jungowskiej interpretacji gnostyckiej skoły idealizmu poznawczo behawioralnego.
5) Zauważyliście, że po wpadnięciu w czarną dziurę Matthew nagle stwierdza, że miłość jest równa prawom fizyki? To bardzo ciekawe, w kontekście uczuć, jakimi z czasem zaczęli dażyć się Cooper i idealnie sportetowana przez Ann Hathaway postać Barnd. Widać było, że coś do siebie czują, ale istniała jedna przeszkoda poprzedni ukochany pięknej Ann. Pamiętacie, że mamy do czynienia z ideanym światem projeckcji Coopera? Wszystko przebiega idealnie, poza losem kochanka Ann. Dlaczego? Bohater podświadomie usuwa przeszkodę, stojącą na drodze rodzącemu się uczuciu. Amor omnia vincit to kwintesencja myślenia życzeniowego, tak charakterystycznego dla stanów umierającego umysłu. Cooper stał się Adamem, dążącym do odnalezienia swojej Ewy, roztacza więc wizję swojego nowego, idealnego świata. Konająca świadomość kolejny raz ujawnia swoje marzenia, tworząc projekcję idealnej rzeczywistość.
Na koniec wstawiam cytat z jednego z ulubionych myślicieli Nolana
"Między wnętrzem i zewnętrzem nie ma łączności. Szklane fasady odsyłają otoczeniu jego własny obraz. Są bardziej nieprzekraczalne niż jakikolwiek mur z kamienia. Wszystko komunikuje, ale spojrzenia nigdy się nie spotkają."
Jean Baudrillard
Ja napiszę inne wyjaśnienie. Porównam je do zakończenia filmu(i książki zarazem) "Życie Pi". Jak ktoś oglądał to wie o czym będę pisał. Pi dał wybór pisarzowi (reporterowi), spytał którą wersję historii woli - tą z tygrysem czy tą z kucharzem.Nie zdradził w żaden sposób która wersja się wydarzyła naprawdę.
Tutaj jet podobnie. Tylko że za Pi Patela robi reżyser Nolan. Końcówka filmu. Cooper umiera! Tak umiera! W choryzoncie zdarzeń. Doktor Mann powiedział, że przed śmiercią zobacz (przypomni) sobie widok jego dzieci - tak też sięstało. Wyobraził sobie (sam stworzył obraz), że przetrwa katapultację z Rangera i go znaleźli i spotyka się ze starą już Murph. Tak naprawdę umiera w czarnej dziurze.
Lecz to widz wybiera, w które zakończenie chciałby uwierzyć. W to wyłożone na talerzu (czyli przetrwanie i spotkanie po latach z Murph i misja ratunkowa dla dr Brand) czy też w to najbardziej prawdopodobne, lecz pesymistyczne ze śmiercią Coopera i prawdziwością słów doktora Mann'a o tym, że zobaczy się swoje dzieci jak już będziemy myśleli, że umieramy.
Po pierwszym seansie (drugi dzień po premierze) szukałem na tym forum i na innych stronach podobnej interpretacji i nie znalazłem. Po drugim(po 6 dniach ^^) już ich było kilka, ale na stronach zagranicznych, tutaj nic podobnego. Podobny zabieg zastosowano w Incepcji i we wspomnianym Życiu Pi. Tylko że w Incepcji, nie wywierał tylu emocji, jak w Interstellarze i w Życiu Pi.
Bardzo ciekawie, że zwracasz na to uwagę! Przyszło mi teraz też do głowy, że oba filmy w podobny sposób radzą sobie z ukazaniem drogi, jaką przebyć musi dusza człowieka, zagubiona w przestrzeni. W jednym przypadku mamy ocean, w drugim kosmos. W obu przypadkach jest to zagubienie w przestrzeni. Intertekstualność jest niesamowita!
Oddanie widzowi możliwości interpretacji zakończenia jest genialnym, a zarazem niezwykle niebezpiecznym instrumentem narracyjnym. Jest tak, dlatego, że jak powiedzieli wybitni filozofowie XX wieczni B. Russell i L. Wittgenstein "większość ludzi to intelektualni impotenci, którzy w tym zamtuzie zwanym życiem nadmiernie wierzą w nieograniczony potencjał jednostki". Tak też jest w tym przypadku, większość ludzi po prostu nie zrozumiała prawdziwego zakończenia filmu, kupując szczęśliwą i wulgarnie prostacką wersję interpretacji zakończenia, którą Nolan musiał podać, aby zadowolić najmniej wysublimowane gusta, niedojrzałe do skosztowania tego filmowego foie gras.
Dokładnie tak. Ale nie odrazu trzeba cisnąć po czyjeś inteligencji :). Ja na przykład chciałbym uwierzyć w to szczęśliwe zakończenie. Mnie ono ruszyło, mimo że w nie nie uwierzyłem w nie a tekst "Bo mój tata obiecał mi" mnie zmiażdżył, tak samo jak rozmowy wideo, a raczej korespondencja w jedną stronę. Najbardziej wzruszające. Widze, że nie tylko ja lubię interpretować filmy dogłębnie :P
Kolejne cenne spostrzeżenie!
Chęć happy endu leży chyba w ludzkiej naturze :))) jest zakodowana w podświadomości. Ludzie na szczęśliwe zakończenia narzekają, ale czasem gdy ulubiony bohater zginie, zastanawiają się co by było, gdyby mu się udało.
Niestety większość woli uwierzyć w nawet najbardziej sztuczny i przerysowany happy end niż zmierzyć się z rzeczywistością i zobaczyć, że góra lodowa to coś wiecej niz tylko sam wierzchołek wystający ponad powierzchnię
Też się cieszę, że trafiłem na tak wysmakowanego kinomaniaka!
Bez sensu. hahahahah , a grawitacją co rusza na początku filmu i przesyła dane przez grawitację z komputera ? Duszek ? xd
"większość ludzi po prostu nie zrozumiała prawdziwego zakończenia filmu, kupując szczęśliwą i wulgarnie prostacką wersję interpretacji zakończenia, którą Nolan musiał podać, aby zadowolić najmniej wysublimowane gusta, niedojrzałe do skosztowania tego filmowego foie gras" - och, ach!! Jak to dobrze, że mamy na forum tak genialnych interpretatorów o tak bardzo wysublimowanych gustach, jak autor cytatu i spec od śmierci w objęciach Morfeusza, oraz kolega od katapultacji i CHoryzontu zdarzeń, którzy oświecają nas - ciemną masę kinowych sal!!!
Przyznam że i ja czekałem na tak behawioralnie intertekstualne kognicyjnie poszerzone strumieniem świadomości hiperbole analizy świadomości Twórcy tego dzieła. Cymes. Literalnie i na wyższych poziomach, których zwykli kinomani nie odbiorą, bo zauważyć nie mogą. Wspaniałe.
Jak powiedział Wolter na łożu śmierci "Jego umysł wówczas jeszcze walczy, tworząc obrazy i wizje przypominające te z jungowskiej interpretacji gnostyckiej skoły idealizmu poznawczo behawioralnego."
I umarł, za Morfeusza, i za Neo i za nas wszystkich.
Kto następny?
Myślałem że obaj wiemy że chodzi o Hadesa.
Nie przeszkadzam w snuciu teorii, zawsze to jakaś rozrywka i na pewno nie można zarzucić filmowi że nie skłania do refleksji, to też zaleta.
Pełna zgoda, ale muszę dokonać małego sprostowania. Hades był jedynie władcą zaświatów, nie miał bezpośredniego wpływu na bieg spraw ziemskich. Bezpośrednim bóstwem utożsamianym ze śmiercią był Tanatos, który był równocześnie stryjem Morfeusza, marzenia sennego. Kiedy doszło do uwięzienia Tanatosa, posłańcem śmierci stał się okresowo właśnie Morfeusz. W swojej interpretacji wskazują na wielką rolę ułudy, marzenia, jakiej uczestnikiem staje się Cooper. Pozwoliłem sobie skorzystać z roli, jaką odgrywał w uśmiercaniu Morfeusz, który zabierał ludzi właśnie podczas snu.
Taaa. Umarł i jako duszek ruszał grawitacją na początku filmu. Och jacy to wy jesteście "genialni": hahah
@fnr
Zrobiłem kilka innych błędów, zdarzają się każdemu. W odpowiedzi zmuszony jestem przytoczyć pewną anegdotę. Kiedy mój ojciec chodził do liceum, a było to po wojnie, różni ludzie przychodzili zrobić maturę. To były inne czasy niż teraz. Kiedyś, kiedy czekali na zajęcia, ktoś w sali głośno gwizdnął, dokładnie kiedy drzwi zamykał profesor. Popatrzył tak na tego gwiżdżącego znacząco i rzucił tylko: "Różni są ludzie i różne są gusta. Co się dzieje z tym światem?"
Zostawiam Ci to do przemyślenia.
"Różni są ludzie i różne są gusta. Co się dzieje z tym światem?" - no właśnie, dlatego ja proponuję - wyrażaj własne zdanie w formie nieco innej niż "jedyna słuszna prawda", bo czytając to co napisałeś można odnieść wrażenie, że ludzi mających inne zdanie traktujesz "nieco" z góry.
Znakomitą część życia poświęciłem na rozmyślania na tematy eschatologii i ontologii, więc nie dziw się proszę, że zamierzam zdecydowanie bronić swoich poglądów. Dopuszczam oczywiście możliwość błędu, bo parafrazując koncepcje głoszone przez Claude'a Levi-Straussa, wszystkie opinie mogą być równie wyrafinowane, jedynie nasza indywidualna percepcja nadaje im charakter wartościujący i hierarchiczny.
Widzę, że lubisz się popisywać - wybacz, ale nie robi to na mnie wrażenia - bardzo mnie cieszy, że znakomitą część życia poświęciłeś na rozmyślania na tematy eschatologii i ontologii, ale wolałbym abyś potrafił czytać ze zrozumieniem i odpowiadał na temat. Jeśli nie potrafisz to lepiej w ogóle nie odpowiadaj.
Prawdziwe, racjonalne rozłożenie filmu na czynniki pierwsze oraz ostateczne konkluzje, nie mają w sobie nic z emocjonalnego stosunku do innych widzów. To byłoby niestosowne. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak, iż mamy do czynienia z blockbusterem, na którym przeciętny widz ma się świetnie bawić, nawet jeśli ogranicza się to do prostackich momentami rozwiązań fabularnych. Najlepsze w kinie Nolana jest właśnie to, że udaje się w jego filmach zaszyć treści niewidoczne na pierwszy rzut oka.
"Prawdziwe, racjonalne rozłożenie filmu na czynniki pierwsze oraz ostateczne konkluzje, nie mają w sobie nic z emocjonalnego stosunku do innych widzów" - naprawdę? Naprawdę muszę Ci zacytować, podać na talerzu to co napisałeś w pierwszym poście, abyś zrozumiał?
Przecież nie jestem jakimś zgorzkniałym i zmanierowanym molem książkowym,żeby doszukiwać się jakichś zaszytych treści! ; )
Wszystko jest jedynie kwestią tego, jak często miewasz retrospektywne i introspektywne humory. Ja miewam często, więc często się czegoś doszukuję.
Miewam często humory... ; )
Uśmiercenie kogoś,kto tak usilnie próbuje wrócić,zwyczajnie męczy;zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę pewną końcową kwiestię,tak mocno nawiązującą do początkowej:
"Zostań".
Szanowny kolego. Mam dwa pytania:
1. Czy uważasz, że fabuła filmu Interstellar, jest prowadzona spójnie, konsekwentnie, racjonalnie?
2. Jakie masz kryterium odróżniania filmów, które posiadają ukrytą głęboką treść od tych, które tej ukrytej głębokiej treści nie posiadają?
Bo tak sobie myślę, że jeżeli nie masz jasnego i wyraźnego kryterium, to będzie znaczyło, że rozgraniczając które dzieło ma głębie a które nie opierasz się o własny kaprys. A to z kolei oznacza, że nawet jeśli z zamyśle twórców film takiej głębokiej treści nie miał, to i tak ją „dorobisz”, bo film po prostu Ci się podoba. Mamy wszyscy szczęście, że myśliciele spłodzili sporo teorii, więc jeśli zna się tych teorii wystarczająco wiele, to zawsze można znaleźć teorię pasującą do dzieła (nawet jeżeli dla twórcy dzieła ta teoria nie miała żadnego znaczenia). Co z kolei prowadzi do tego, że uprawiamy zwykłe pustosłowie.
W pewnym momencie rozmyślania nad tym dziełem też przyszła mi do głowy myśl, że to co się dzieje po wleceniu Coopera w horyzont zdarzeń to pewna forma zaświatów, kojarzyło mi się to nieco ze stanem bohaterów powieści UBIK. Jest teoria że każdy ma swoje niebo i piekło.
Miałem przyjemność zapoznać się z tą książką, dzięki ostatniemu wznowieniu. Rewelacyjna fabuła i stawiające wszystko na głowie bardzo dobrze obrazuje, o co mi chodzi.
Tak mi się w tym wszystkim nie zgadza dlaczego podczas umierania miałby Cooper widzieć tylko jedno swoje dziecko i to w wieku ok. 90 lat a nie zakodowany obraz szczęśliwych młodziaków
Podświadomość nie funkcjonuje w ten sposób. Nie wiem czy Ty też tak miałeś, ale gdy potężny rozum roztacza przed Tobą jakąś wizję, czasem orientujesz się, że coś jest nie tak i już wiesz, że to sen. W przypadku Coopera rozum musiał kreować coś, co bohater przyjmie swoją świadomością, trawioną przez postępującą martwicę. Nie uważasz, że gdy pokazał mu swoje rozweselone dzieci, Cooper doszedłby do wniosku "nie, to się nie dzieje"? On musiał wierzyć, że to się dzieje. Sam Leibniz zwracał na to uwagę w swoich pismach, kiedy opisywał przyjacielowi swe introspekcje. To w ogóle fascynujące, jak to wszystko koresponduje z książką Daniela Kahnemana. Jeśli takie rzeczy Was ciekawią, polecam serdecznie!
Bez sensu, a grawitacją co rusza na początku filmu i przesyła dane przez grawitację z komputera ? Duszek ? xd
*tę z tygrysem
*horyzont
*Manna
Apostrof piszemy, gdy odmieniamy obcojęzyczny wyraz, który kończy się na niemą głoskę, np.: Mike - Mike'a. Pozdrawiam.
Wróciłem po wielu latach do tego filmu i nie do końca się zgodzę. Spotkał by wtedy dwójkę swoich dzieci a nie tylko córkę, o synu nie ma żadnej wzmianki co się z nim stało.
Ale jeśli jest tak jak mówisz, tak jak tłumaczysz sceny z biblioteczką i "duchem" ?
To samo mi się nasunęło po przeczytaniu tej dogłębnej, aczkolwiek chyba niekompletnej, interpretacji k_kowaloso. Wszystko byłoby logiczne i dopasowane, gdyby nie fakt, że w jakiś sposób biblioteczka z rzekomej wizji Coopera, jaką miała stworzyć jego podświadomość w chwili śmierci, idealnie tłumaczyła pokazane już w pierwszej części filmu nadprzyrodzone siły, które pokierowały losami bohaterów. Dlatego w Twojej (zwracam się do k_kowaloso) interpretacji wychodzi na to, że to uzasadnienie to tylko życzeniowe myślenie Coopera? Popraw mnie, jeśli się mylę.
Serdeczne dzięki za to pytanie, jest bardzo dobre!
Wszystkie wydarzenia, które mają miejsce po wpadnięciu Coopera w czarną dziurę, są jego myśleniem życzeniowym. Przy wyjaśnieniu bardzo pomocna okaże się koncepcja błędu poznawczego Junga. Wizja, którą snuje Cooper jest oparta na zasadzie stosowności. Między innymi dlatego właśnie powołałem się na Baudrillard'a. Tam gdzie rozum styka się z czymś nierozwiązywalnym, nieracjonalnym- jak spadające książki- znajduje stosowne do tego rozwiązanie, równie sprzeczne z logiką. Pamiętajmy, że nawet przytomni i na jawie, mamy wpływ tylko na niewielki odsetek naszych reakcji. Co też musi się dziać, gdy przechodzimy na drugą stronę! Cooper bardzo chciał mieć na coś wpływ. Jego umysł mu to umożliwił, łagodząc przejście na drugą stronę.
Umysł znalazł coś nieracjonalnego i zmuszony był odpowiedzieć czymś nieracjonalnym!
Ale te wydarzenia miały miejsce na poczatku filmu :) Wobec takiej interpretacji, dalej nie wiadomo o co chodziło i co to był za "Duch"
Ten <duch> i ogólna ezoteryczność pewnych leitmotivów ma złożony charakter. Nie można dać jednoznacznej odpowiedzi przy takim skomplikowaniu horyzontu zdarzeń fabularnych. Zwróć uwagę, że owa grawitacja ma takie znaczenie jakie aktualnie przypisuje jej Cooper. Całość doprawiona jest ewoluującym permanentnie "scio me nihil scire" protagonisty, który, co ma tu niebagatelna znaczenie, zaczyna przypisywać jej coraz bardziej osobiste znaczenie. Owe personalne znaczenie osiąga oczywiście swoje apogeum w momencie kiedy jego umysł traci kontakt z rzeczywistością. Są to halucynacje i omamy, tak podobne do tych, które dotykają ludzi w momencie śmierci klinicznej. Jasne jest mimo powyższych faktów, iż proste utożsamienie bohatera z duchem na zasadzie 1 do 1, nie jest odpowiedzią.
A co z zegarkiem? O zegarku nie mógł wiedzieć. Chyba, że uważasz, że to co widzimy na Ziemi dzieje się tylko w głowie Coopera?
od momentu wpadnięcia w czarną dziurę wszystko dzieje się w głowie Coopera. Ze znanych sobie elementów świata tka on swoją wizję. Zauważ, że o zegarku wiedział.
Ale to sie klei z wczesniejszymi kawałkami, które mamy z ziemi. A jak wytlumaczysz "ducha" za półką z książkami? Chcesz powiedziec, ze wierzysz w sily nadprzyrodzone, ale w to ze to Cooper sterował tym zza horyzontu zdarzeń juz nie?
I czemu za moment śmierci uznawać akurat katapultowanie. Wg. znanej nam fizyki powinno go rozwalic wraz z całym statkiem w momencie w którym wleciał w czarną dziurę. Nie miał by czasu się katapultowa, ani nawet o czymś pomyslec. Więc czemu nie ten moment uznać za jego śmierć?
*Baudrillarda
Apostrof piszemy, gdy odmieniamy obcojęzyczny wyraz, który kończy się na niemą głoskę, np.: Mike - Mike'a. Pozdrawiam.
A jak wytłumaczyć tunel który zostawili "oni" koło Saturna i to akurat w bliskiej odległości potencjalnych planet do skolonizowania? Nolan robi to celowo. U niego nie ma jednego zakończenia, zakończenie robi sobie widz sam a on do każdego daje furtkę w scenariuszu
Nie zgadzam się z Twoją teorią. Może i jest bardziej logiczna, jednak moim zdaniem nie to chciał pokazać Nolan, a doszukiwanie się śmierci Coopera jest niepotrzebne. Sam to robiłem, jednak happy end jest po prostu smaczniejszy i po co sobie to wszystko psuć takimi teoriami? Zresztą czekam na kogoś z otoczenia Nolana, lub aktora, który się wypowie nt. zakończenia (może już ktoś to zrobił, nie śledzę) tak jak to miało w przypadku Incepcji.
Nie rozumiem także wyszukanego języka, którym się posługujesz na forum filmowym, gdzie 60% to trolle XD Pozderky
btw. możesz podlinkować artykuły i wypowiedzi na których bazowałeś pisząc swoją teorię!
Nie bazowałem, tylko sam to tak odczułem po seansie. Między innymi o tym co ja piszę można przeczytać:
http://www.cinemablend.com/new/Why-Interstellar-Ending-Doesn-t-Mean-What-You-Thi nk-It-Means-68115.html
http://www.ign.com/boards/threads/omgomg-i-finally-understand-the-ending-of-inte rstellar-spoilers.454289767/
wystarczy wpisać w google hasło "cooper died interstellar" albo "did cooper die" coś w tym stylu. Na zagranicznych forach wiele osób to zauważa, tutaj prawie nikt.
Prawie - http://www.filmweb.pl/film/Interstellar-2014-375629/discussion/Interpretacja+zak ończenia,2537411 znalazłem jednak temat
Czytałem już powyższe.
Jak umierając Cooper mógł stworzyć wizję tego tesseractu skoro nie wiedział ze takie cos może istnieć. Nie klei mi się to, że umierający umysł stwarza takie wymyślne wyjaśnienie dla Coopera dot. półki z książkami i reszty. Nie klei się to.
Poza tym nie pytałem Ciebie xD
pisałem to po kryjomu na wykładzie i nie wiem czemu tyle razy użyłem słowa klei XD
największym problemem ludzi jest to ze patrzą na rzeczywistość przez pryzmat tego co chcieliby i nie chcieliby, aby było prawda ;D
Jedna rzecz jest pewna. Wizja Nolana zawsze jest spójna. Weźmy dowolny film z jego dorobku. Działa jak szwajcarski zegarek z kwarcowym mechanizmem. Kiedy w jego filmach pojawiają się tarcia, nigdy nie są niepotrzebne. Zanegujesz fakt istnienia tychże tarć i ich celowość?
I co Twoim zdaniem chciał przekazać Nolan?