Wrażenia po seansie najnowszego "dziecka" Petera Jacksona można w zasadzie opisać jednym zdaniem: napuszony, przeciągnięty do granic przyzwoitości gniot. Nie zamierzam jednak być tak łaskawy i na tym poprzestać, bowiem rzadko który film w ostatnim czasie (a gówien powstaje naprawdę dużo) zasługuje w równym stopniu na krytykę, co "Hobbit".
Zacznijmy od zarzutu podstawowego, z którego wynikają praktycznie wszystkie pozostałe: twórca "Przerażaczy" postanowił z trzystustronnicowej książeczki wykroić materiał na trzy filmy, każdy zapewne po trzy godziny trwania (plus wersje rozszerzone, bo nic z "drogocennego" materiału zmarnować się nie może). Zagorzały fan pomyśli: cholera! musiał mieć mnóstwo świetnych pomysłów! I będzie w błędzie, bo Jackson pomysłów... nie miał. Dlatego jego dzieło wlecze się niemiłosiernie, powoduje ataki senności, w przerwach budząc zażenowanie. Z jednej strony niby-mroczny, z drugiej naiwny jak jego książkowy pierwowzór. Ekran znów zaludniają postacie dumnych elfów, walecznych krasnoludów i cipowatych hobbitów (w zasadzie, na całe szczęście, przez większość czasu jest tu tylko jeden pobratyniec Froda) - postacie płaskie, jednowymiarowe (w kontekście zastosowania przez Jacksona "rewolucyjnej" techniki 3D, jest to wystarczająco dosadny komentarz co do kierunku rozwoju współczesnego kina), do obrzydzenia pretensjonalne i upozowane (ach, jacyż oni honorowi, jacy szlachetni!). Z takimi oto, delikatnie mówiąc, nieciekawymi bohaterami wędrujemy przez Śródziemie. Wędrujemy. Wędrujemy. Wędrujemy. Dalej wędrujemy. Stop, przerwa. Hobbity i krasnoludy idą lulu, ale zanim oddadzą się w objęcia Morfeusza, popieprzą trochę nic nie wnoszących głupot. W przerwach między wędrowaniem i gadkami przy ognisku mamy jeszcze lejący się z ekranu patos oraz próbkę humoru, raczej prostackiego. Tak oto upływają nam dwie godziny, ostatnia zaś zarezerwowana została na rozwałkę. Teraz hobbit i krasnoludy (plus czarodziej-pederasta) zaprzestają wędrować i dysputować, bo muszą poświęcić swą całą energię na stoczenie boju. A w zasadzie kilku bojów, bo w filmie można doliczyć się przynajmniej trzech zakończeń (a to dopiero pierwsza część!).
W zestawieniu z bezbarwnością całości, jedynym jasnym punktem staje się epizod z Gollumem - tu rzeczywiście można zacząć odczuwać ów "mrok", jest napięcie i - przede wszystkim - sam Smeagol, który, choć wykreowany na ekranie komputera (oczywiście, przy nieocenionej pomocy Serkisa), okazuje się być najbardziej "żywą", autentyczną postacią z przewijających się przez ekran. Co ciekawe, wydaje się on tutaj być jeszcze bardziej zwichrowany, niż we "Władcy". Żeby jednak dotrwać do występu Golluma, trzeba przejść przez istną męczarnię, w której zalewać nas będą absurdy, podniosłe deklaracje i enyo-podobne, usypiające dźwięki. Słowo napisać też należy na temat zastoswanej tu "innowacyjnej" (wszak wszystko dziś jest innowacyjne i wynosi ludzkośc na wyższy poziom) techniki rejestrowania obrazu z prędkością 48-klatek na sekundę: nie prezentuje się to aż tak beznadziejnie, jak zakładałem, niemniej miejscami wyraźnie widać powinnowactwo z Anną Marią Wesołowską.
Podsumowując: "Hobbit: Niezwykła podróż" to nic więcej, jak cyniczny skok na kasę. Perfidne żerowanie na kieszeniach wszystkich okularników i długowłosych fanów "Manowar", którym wydaje się, że są elfami, krasnoludami, magami czy Bóg wie, kim jeszcze. Nie tyle nawet ekranizacja powieści, co... będący "trendy" i "fashion" reboot serii, bo i schemat fabularny jest tu identyczny, co w trylogii sprzed paru lat. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie opamiętanie (w co już zacząłem wątpić), dzieło Jacksona spokojnie będzie można uznać za klasyczny przejaw kiczu i braku umiaru, będących znakami dzisiejszych czasów.
A czemu bym nie powiedział? Wpadaj Damianie, do Katowic. Nie mam czasu jutro, we wtorek i w środę, ale w któryś z pozostałych dni się czas znajdzie. Mówisz, że bym nie był bezpieczny? To widzę, że masz przygotowane jakieś znakomite argumenty świadczące o wykształceniu, kulturze i klasie Twojego ojca, wszak to on Cię wychował. Pozdrów go serdecznie. Mógł Ci dać Fabian, a dał Damian, nie? :)
Dawno mi mężczyzna (chłopiec, znaczy się) nie mówił "mój drogi". Widzisz? Nie ukryjesz się.
Słowo "nielogiczny" nie znaczy "nie zgadzam się". Logika to taka nauka. Nie sądzimy, żebyś się orientował w algebrach Boole'a, systemach dowodzenia, nierozstrzygalności w rachunku predykatów, twierdzeniach Goedla. Ot, na podwórku, gdy chcesz koledze powiedzieć, że jest głupi, bo był aut, a on mówi, że nie, używasz słowa "nielogiczny" albo sięgasz po argument z psychiatryka. :)
Po popłakaniu się, że Ci na forum ktoś odpisał, doszedłeś w końcu do wniosku, że ludzie mają prawo sobie odpisywać! Powiem Ci, powinno to potrwać krócej niż trzy dni, ale każdy ma swoje tempo. Oczywiście, że masz prawo pleść bzdurki. Do pewnych ataków nie masz prawa, ale nawet to zignoruję, bo tak naprawdę seriami wyzwisk mnie nie ośmieszysz. Gdybyś miał jakąś wiedzę i znalazł błędy w moich tekstach, byłoby mi wstyd. A dziecko, które mnie zaetykietowało logicznie i psychiatrycznie, choć żadnej z tych nauk nie zna? Dałbym Ci pracę przy metkowaniu, gdybym miał sklep.
Argument "sam sobie zasłużyłeś" jest oczywistym sposobem ataku, Damianie. Już Ci o tym pisałem. Przyłapany na agresji będziesz wyszukiwał argumentację pokazującą, że tak należało. Bo wciąż nie jesteś zdolny przeanalizować, co piszesz. Jesteś w stanie jedynie brnąć. To jest cecha wielu słabych umysłów. Gdybyś miał wykształcenie choć psychologiczne albo socjologiczne, użyłbym terminu "dysonans poznawczy". W obliczu niepodważalnych dowodów, że z nas dwóch jesteś o wiele mniej wykształcony (bo nie znasz logiki wyższej, ja znam, nie wiesz nic na temat błędów poznawczych w psychologii, ja wiem) i o wiele mniej kulturalny (łatwo byłoby nam wypisać cytaty, chcesz?), musisz oto przekonać sam siebie, że nie postąpiłeś jak agresywny nieuk, ale że były powody. No a jakie można mieć powody zaatakowania kogoś? SAM SOBIE ZASŁUŻYŁ. :) To obrona ogromnej ilości przestępców. I ofiary gwałtu "prowokowały", i ofiary pobić "krzywo patrzą". Na pewno masz aż 21 lat, że jeszcze nie znasz tego mechanizmu?
Pa, Damianku.
"ej ziom, on mówi, że nie jesteś kulturalny, zaj*b mu, nauczymy ciotę kultury" :D
Podoba mi się ten ogromny rozdźwięk między Twoją niezgodą na to, co Ci piszę (odnośnie wykształcenia i kultury), a Twoimi reakcjami, które ślicznie potwierdzają, że mam rację. Bardzo jestem Ci wdzięczny, że gdy przewiduję, że nie zrewidujesz swojego zachowania i o własną agresję oskarżysz mnie, Ty to faktycznie robisz. A przewidywania dostajesz od kilku postów i już z czystej przekory mógłbyś zrobić coś przeciwnego. Ty jednak mnie straszysz, że sobie nie dasz w kaszę dmuchać. Czyli co? W osobistym kontakcie będziesz mieć jakieś świetne argumenty logiczne, których na forum się nie da zapisać, bo są tajemnicą wojskową? :)
Cała ta rozmowa jest trochę jakby uczeń gimnazjum mi wmawiał, że się uczył, że ma na końcu języka, ale zapomniał, a zadanie domowe to mu zjadł pies. Tylko bardzo niedoświadczone osoby mogą pociskać tak złe kity w nadziei, że przejdą. Damianku Damianku. A mogłeś się uczyć.
To jest niemożliwe, że osoba tak głupia jeszcze żyje. Czy ty jesteś w stanie chociaż sam się podetrzeć? Cały twój shittalk to słaba prowokacja. Mówię serio, jesteś najgłupszą osobą jaką spotkałem od dawna. I nie, nie szczekałbyś tak w realu, oboje o tym wiemy. Do katowic nie mam zamiaru się wybierać, ja nie jestem półgłówkiem twojego pokroju. Ja tylko trafnie zakładam, że ludzie tak słabi psychicznie jak Ty, kryją się w internecie. To jedynie miejsce gdzie błyszczysz swoimi żałosnymi prowokacjami. Każde zdanie, które tutaj napisałeś potwierdza, że zdrowym na umyślę człowiekiem nie jesteś. Oczywiście potrzebuje doktoratu z socjologi, żeby dorównać twojemu śmieciowemu wykształceniu i móc prawić o logice/psychiatrii.
Wszystko co napisałeś jest bezsensowne. Więcej nawet nie czytam tych wypocin, które mają na celu dowartościowanie twojej żałosnej osoby. Jesteś zwykłą, bezmózgą, ciotą po humanie.
Widzisz? Pisałem, że będziesz kontynuował ataki i pisanie, że mi się należą. :)
Do Katowic Ty nie przyjeżdżasz, więc oczywiście możesz pisać, że zachowywałbyś się bohatersko. Gdyby ciocia miała wąsy.
Oczywiście nie kryjesz się w internecie, nie?
Teraz jeszcze lekceważysz całe dziedziny naukowe, bo to "śmieciowe wykształcenie". Powiedz mi, czego byśmy się spodziewali po osobie niewykształconej w rozmowie z wykształconą? Właśnie tego, że ma kompleks na starcie z powodu braków wykształcenia, musi tę różnicę zniwelować, a jak to zrobić inaczej niż uznając, że dorobek ludzkości nie jest nic wart przy osobistych poglądach Damianka lat 21? :)
Gdyby na przykład ktoś wykształcony chciał się dowiedzieć, na ile teorie błędów poznawczych są sensowne, cóż by zrobił? Niektórzy mogą sądzić, że sięgnąłby po wyniki badań, po literaturę psychologiczną. Inni uważają, że należy spytać Damianka, lat 21. Damianek twierdzi, że bez sensu, to może ma rację? Są takie słonie albo żaby, które typują wynik meczu. Ty na tej zasadzie sens oceniasz? :D
Ciota nadal szczeka. Już uważaj, bo przeczytam wypowiedzi jakiegoś zera życiowego gnojonego cały swój żywot. =)
Nie przeczytasz!
Wspomniałem dysonans poznawczy? Prosta sytuacja, nauki przeczą zdaniu pewnego siebie Damiana. Przewidywany efekt:
- albo Damian zmienia zdanie, co redukuje dysonans i Damian wkracza w obszar nauki, albo
- Damian nie czyta tekstów, żeby ograniczyć ilość informacji, które są mu niewygodne. Damian lekceważy dorobek naukowy uznając go za "wiedzę śmieciową", choć nie podaje dlaczego (poza tym oczywiście, że wnioski naukowe nie zgadzają się z pewnością siebie Damianka). Damian aktywnie szuka możliwości podważenia zdania rozmówcy. Uwagę kieruje na sprawy osobiste, bo ich poruszanie zwalnia go z konieczności rozważania argumentów rzeczowych.
Literatura:
Festinger "Teoria dysonansu poznawczego"
Tavris, Aronson "Błądzą wszyscy (ale nie ja)"
Tyszka "Psychologiczne pułapki oceniania i podejmowania decyzji"
Dobelli "Sztuka jasnego myślenia".
Odnośnie logiki, nie masz nawet podstaw rozumienia tego tematu. Musiałbyś czytać od "Logiki pragmatycznej" i "Nauki poprawnego myślenia", przez jakieś wprowadzenia do logiki dla amatorów, na przykład "Logika dla opornych" Wieczorka (przy okazji jego i innych "Sztukę argumentacji"), aż po logikę matematyczną co poziomie studiów. To niestety wyzwanie na dekady, skoro długie teksty Cię odstraszają.
Gdy będziesz przeglądał moje rozmowy (polecam!), zobacz, jak szybko i prawie zawsze (w tym kraju czyta niewielu) z tematów nauki moi rozmówcy przechodzą na analizę, czy jestem gejem i na próby zastraszenia mnie biciem. :D
W środowisku, w którym to jest poziom ciętej riposty ("ej stary, ale mu zagroziłeś, że go będziesz bić") możesz liczyć na szacunek. Ale wyobraź sobie środowisko ludzi zajmujących się filmem na poważnie, środowisko logików, nawet psychiatrów, których wspominasz. Spróbuj sobie wyobrazić ich szacunek za to, że strollowałeś. :)
Przy okazji dostaniesz opis z wiki (bo książkę to Ci pokażę dopiero we Wro):
https://pl.wikipedia.org/wiki/B%C5%82%C4%85d_koniunkcji
https://pl.wikipedia.org/wiki/Heurystyka_zakotwiczenia_i_dostosowania
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zaniedbywanie_miarodajno%C5%9Bci
Popełniasz ich znacznie więcej, ale tu masz też bibliografię i proste opisy (przewidywana reakcja: nie przeczytasz, skrytykujesz wiki jako źródło, jakby było to źródło gorsze niż Damian lat 21). Przede wszystkim szwankuje Ci ocena własnych scenariuszy przebiegu działań wojennych. Oceniasz je na podstawie żywości obrazu we własnym umyśle, stąd w ogóle nie uwzględniasz, że koniunkcja zdarzeń (cały scenariusz) ma znikome prawdopodobieństwo wobec poszczególnych zdarzeń.
Zaniedbujesz (bardzo aktywnie, za pomocą całej gamy wyzwisk) fakt, że nie masz wiedzy w temacie. Ja zaproponowałem rozważenie scenariuszy alternatywnych, dających podobny efekt (a skoro takie istnieją, to znaczy, że popełniałeś błąd konfirmacji przez ignorowanie danych przeczących tezie), Ty piszesz mi ciągle o tym, że nie czytasz, czyli przyznajesz się do celowego odgradzania od informacji. Nie tylko zatem nie uwzględniasz, że nie jesteś ekspertem, ale dla ochrony raz wytworzonej opinii starasz się unikać dokształcenia. :)
-udawaj, że masz pojęcie na każdy temat
-zachowuj się jak nadęty pseudointelektualista
-porównaj obronę miasta przed obcymi w filmie 3 kategorii do obrony przed III rzeszą
-dziw się, że nikt nie chce z tobą dyskutować
-próbuj się odnieść do edukacji rozmówcy nie znając go
-dziw się, że zostałeś nazwany po imieniu
-wypisuj dalej pseudointelektualne bzdury na temat swojego rozmówcy - im więcej tym bardziej wiarygodnie wyglądasz
-załóż swoją foliową czapkę i bądź dalej zerem życiowym
Czekam na post na całą stronę
Nie nie czytałem tych wypocin powyżej
- złap mnie na błędzie!
- po czym byś odróżnił intelektualistę od ryby? Bo zdaje mi się, że ostatnio to intelektualistom pizzę dostarczałeś na wydział i nie miałeś czasu się przyjrzeć.
- hihi, porównuję zachowanie ludzi. A wiesz, że homofobiczne ataki masz bardzo podobne do tych w dwudziestoleciu? :)
- ależ wielu ludzi chce, Ty na przykład :D
- edukację widać po błędach. Poważnie. Zapytaj wykształconego, gdy spotkasz.
- miarą wiarygodności dla Ciebie jest na przykład orientacja czy chęć bicia. Obawiam się, że Twoich kryteriów wiarygodności nie spełniam. Ja po prostu daję bibliografię :D
- nie mam, ale pomyślę o Twojej życiowej radzie z kursu.
Wierzę, że nie czytałeś. :)
Podpowiesz mi, ile to już razy pisałeś, że więcej nie napiszesz? A ja Ci wtedy odpowiadałem, że owszem, napiszesz. I co? :) Powiesz mi jeszcze, że znasz Twój charakter lepiej, niż ja go znam?
Hihi. Gdy Ty krytykujesz, to tego poszanowania nie widać. Ale cieszy, że przynajmniej teoretycznie znasz pewne zasady zachowania. Sporo Ci postów usunęli w niektórych wątkach, pewnie ze złośliwości :D
Taaa.... Hmm , po przeczytaniu twojej krytyki , zastanawiam się jakie filmy oglądasz jeśli Hobbit był dla ciebie (cytuję):"napuszonym, przeciągniętym do granic przyzwoitości gniotem,,. Może nie lubisz fantastyki i dzieł Tolkiena ,ale nie pisz takich głupot , wiedząc że zaatakują cię fani WP i Hobbita . Przeciągnięty do granic przyzwoitości gniot to może być Zmierzch, a nie Hobbit czy Władca Pierścieni. Jeśli Hobbit to kicz , to ja nie wiem co dla ciebie jest fajnym filmem, na poziomie. Zastanawiam się też czy czytałeś książkę , bo bez przeczytania jej , trudno zrozumieć film. Nie rozumiem jak można taki film nazwać ,,gniotem" ?!?!
stary ale ty jesteś ograniczony:) te twoje zarzuty są tak absurdalne, że nawet nie ma sensu dyskutować, po co się pocisz pisząc prawie stronicowy tekst skoro wystarczyło napisać ze nie lubisz fantastyki (ewentualnie Trylogii Tolkiena) dać ocenę 1 i nie zaśmiecać forum swoimi wpisami które są co najwyżej śmiechu warte
Hmmm ... w sumie to już na wstępie piszesz nieprawdę:
" twórca "Przerażaczy" postanowił z trzystustronnicowej książeczki wykroić materiał na trzy filmy, każdy zapewne po trzy godziny trwania (plus wersje rozszerzone, bo nic z "drogocennego" materiału zmarnować się nie może). "
film trwa dwie i pól godziny a dopiero wersja rozszerzona będzie trwać ok. trzy godziny
poza tym, Jackson nie zekranizował samego " Hobbita ", lecz liczne dodatki, przypisy, notatki, listy, itp.
osobiście uważam, że nie należy tego filmu traktować jako ekranizacji / adaptacji " Hobbita " zawieszonej w próżni, gdyż to jest " Hobbit " Petera Jacksona, który nijak nie może być samodzielnym tworem, gdyż tworzy on całość wraz ze wcześniejszą ekranizacją " Władcy Pierścieni ", którą to ekranizację też należy odbierać jako WP Petera Jacksona.
Co do budowy filmu - Czytałeś / aś książkę?, ma ona dosyć prostą budowę a na fabułę składają się liczne wędrówki poprzetykane przygodami, questami: wędrówka - trolle - wędrówka - Rivendell - wędrówka - gobliny, wargowie i orły - wędrówka - Beorn - wędrówka - Mroczna Puszcza, itp. - - tak też wygląda film - zresztą, gdyby próbować zrobić z " Hobbita " jeden film to tej wędrówki było by za pewne jeszcze więcej a questowa budowa byłaby jeszcze bardziej wyrazista.
Film może oczywiście nieco nużyć swoją długością, ale nie jest nudny, wśród wad można wymienić chociażby niedopracowane efekty ( np. ognia ) oraz kilka nieśmiesznych żartów, które można by pominąć, ale to wszystko.
Aktorstwo jest, moim zdaniem na wysokim poziomie, zwłaszcza McKallen i Freman graja na prawdę dobrze a Sam Bilbo bije na głowę Froda z filmowego " Władcy Pierścieni ", właśnie tak sobie wyobrażałem tego konkretnego Hobbita.
Dodaj też, że oprócz jakichś hipotetycznych notatek PJ sfilmował masę własnych impresji na temat Hobbita, które Tolkienowi by do głowy nie przyszły, i które nijak się mają do klimatu Śródziemia jako takiego.
Słusznie piszesz, twierdząc, że hicior kinowy to "Władca Pierścieni" Petera Jacksona. Dodałabym, na motywach powieści .J.R.R. Tolkiena...
Wady można by wymieniać znacznie dłużej - przeładowanie CGI, większość żarcików, Biały Ork, to co zrobiono z Radagastem, Biała Rada...
Aktorstwa bym się nie czepiała, jest na poziomie.
Chyba mnie nie zrozumiałeś ... oceniając " Władcę Pierścieni " i " Hobbita " to " Hobbit " wydaje mi się być bliższy swojemu literackiemu pierwowzorowi, niż cała trylogia WP
" biały ork ' sprawia, że prosta opowieść o wędrówce i pokonaniu smoka staje się mniej liniowa i mniej płaska, Biała Rada też ma w tym swój udział, poza tym, Jackson nie filmuje tylko i wyłącznie " Hobbita " lecz posiłkuje się też wieloma innymi zapiskami Tolkiena.
Po pierwsze: zrozumiałaś, nie zrozumiałeś.
Po drugie: te hipotetyczne notatki Tolkiena - w większości istnieją chyba tylko w głowie PJ - nie wierzę, by człowiek o tak precyzyjnym umyśle, który stworzył Śródziemie z jego bogatą historią, mitolo9gią, językami itd, popełniał błędy i "ożywiał" postaci, które wcześniej uśmiercił [vide Azog], by zakłócał przebieg historii universum zwołując idiotyczne i niczemu nie służące spotkanie [patrz Rivendell, z Gandalfem telepatą, Galli snującą się lunatycznie po kątach, demonicznym Sarumanem [jakim cudem ten kretyn Gandalf nie załapał, że coś jest nie tak i potem - we Władcy - mu ufa?!], naćpanym Radagastem i Elrondem, który ewidentnie się nudzi i pod stołem pisze smsy...], Thranduil na jeleniu [no, chyba, że to sugestia, co do nie do końca pewnych praw Legolasa do korony, jako prawowitego dziedzica?], w gruncie rzeczy błędów i wypaczeń jest mnóstwo. Nie znaczy to, że uważam, iż Władca jest nakręcony wiernie!
Poza tym mam przykre wrażenie, że z każdym filmem pan reżyser ma coraz bardziej w nosie "klimat" Tolkienowski, przesłanie i wartości, które ukazywał Tolkien. Mam wrażenie, że filmy są coraz mniej "tolkienowskie" a coraz bardziej "holiłudzkie", a już kręcenie trzech trzygodzinnych "molochów" ze stustronnicowej książeczki dla dzieci -to ewidentny skok WYŁĄCZNIE na kasę.
Autor, którego tak podziwiasz jeszcze za życia mówił, że przyszli interpretatorzy jego powieści na potrzeby kina mogą robić wszystko, byleby nie zmieniali imion i nazw własnych
tzw. Biała Rada odbywała się w czasie akcji " Hobbita ", a jakże, tyle że nie w Rivendell ( prawdopodobnie w Lorien ) i chyba troszeczkę później ( gdy Gandalf zostawił kompanię Krasnoludów i Hobbita pod opieką Beorna ), na owej radzie, Saruman, który podejrzewał już, że Jedyny Pierścień nie przepadł na wieki, zgodził się na atak na twierdzę Saurona w Mrocznej Puszczy, aby odciągnąć jego sługi od poszukiwania Pierścienia - Saruman już wtedy nie był do końca swój, nie był jeszcze zły, spaczony ale coś już w nim kiełkowało i w filmie dobrze to pokazano.
Co do władcy Leśnych Elfów - na czym, Twoim zdaniem, powinien on jeździć? - jeleń, chyba idealnie kojarzy się z lasem, nieprawdaż?.
Biorąc sobie "do serca" te słowa, zapewne w następnej części otrzymamy romans krwisty Kiliego z elfką, Kili polegnie w obronie seksownej pannicy a nie wuja itd... :(
Może to i jest zgodne z przytoczonymi słowami Tolkiena [gdzie i kiedy coś takiego powiedział? Tak z ciekawości, skoro przytaczasz słowa [nie chodzi mi o cytat, ale oddanie treści] to interesuje mnie to na serio], ale z Hobbitem ma nie wiele wspólnego. Pewnie, możemy nakręcić film w którym książę uznaje Kopciszka, za tępą, niewychowaną i ordynarną kuchtę, a poślubia jedną z "sióstr". Możemy. Tylko ile to będzie miało wspólnego z Kopciuszkiem?
Jakoś tak może nieuważnie czytałam Tolkiena, ale wydawało mi się, że elfy po prostu jeździły KONNO, nie na jeleniach, łosiach czy karibu. Ewentualnie z buta zasuwały jako piechurzy. Mi ów celuloidowy jelonek nie skojarzył się z lasem, a z upośledzeniem umysłowym Thranduila - ewentualnie, jak już pisałam, jako żarcik z prawa do sukcesji Legolasa. Wiem, że w języku angielskim nie ma idiomu "rogacz", ale u mnie to była pierwsza myśl.
Niestety, nie jestem w stanie przytoczyć dokładnych słów ani ich źródła, zbyt wiele oglądało się dokumentów o Tolkienie jak i o jego powieściach
co do Elfów to mamy różne ich " szczepy "; elfy z Lorien, z Rivendell i z Mrocznej Puszczy, tzw. Leśne Elfy - nie jest powiedziane, że wszystkie jeżdżą konno poza tym, tylko władca Leśnych Elfów dosiadał owego " jelenia " co miało najprawdopodobniej podkreślić jego pozycję.
Zgadzam się! I o ile w LOTR zmiany wprowadzone przez twórców filmu miały (najczęściej) uzasadnienie, w intrygujący sposób naświetlały pewne aspekty powieści, o tyle w "Hobbicie" głównie irytują. Aż się prosi, by sparafrazować znaną frazę: "Reżyser P.J. uznał, że w opowieści tej brakuje mięsa i z właściwą sobie subtelnością dołożył kilka brutalnych scen..."
A co takiego złego jest w ocenieni filmu na 2/10, który jawnie robi z widza idiotę?
Może dlatego, że Hobbit nie jest "bardzo złym"[2] filmem. W ten sposób oceniając nie ma szansy ocenić obiektywnie prawdziwych gniotów.
Odkopać temat z lutego, nieźle.
Sugerowanie użytkownikom zakresu ocen, w jakim powinni się poruszać, a w jakim już nie, wyłącznie na podstawie jakiegoś spostrzeżenia na temat filmu powstałego tylko i wyłącznie w umyśle sugerującego jest niepoważne i - wierz mi - nikt inteligentny twojego posta poważnie nie potraktuje. Tym bardziej, że Twoja postawa - akceptując tę pokrętną filozofię - jest podszyta hipokryzją - danie 10 i automatyczne stawianie "Hobbita" obok prawdziwych arcydzieł kinematografii i filmów "wiecznie aktualnych" jest niczym innym jak to co sobie w pokrętny sposób skrytykowałeś.
Tyle tylko, że ja nie czepiam się tej Twojej 10 dla, cyt. ApolloCreed, filmu, który robi z widza jawnie idiotę, tak jak Ty 2 Caliguli. Tylko dlaczego krytykując czyjąś ocenę na podstawie "nie powinno się", sam wystawiasz taką samą (tzn. równie nieobiektywną)?
Przy okazji mój post jest przykładem: spróbuje teraz dojść do tego jakie oceny dla "Hobbita" są "poprawne". Ty powiedziałeś, że nie 2, a ja że nie 10. Moje słowo przeciw Twojemu. Kompletny bezsens, który zapoczątkowałeś, co nie?
Nieźle, nawet w poście na pozór merytorycznym udało Ci się obrazić kogoś. Nieźle. Nie do końca się jednak z Tobą zgodzę.
Idąc twym tokiem myślenia można postawić każdemu filmowi 10 lub 1 i będzie to zgodne z prawdą.
Dlaczego moim zdaniem 2 to lekka przesada, a 10 nie:
1. Film ma średnią = 7,9 przy ponad 140 tyś. głosów, gdzie "Trolle" tworzące sobie wiele kont aby zaniżyć/ zawyżyć kontrolują jedynie ułamki procent. Ocena szarego tłumu.
2. Film został nominowany do oscara w kilku kategoriach. W jakiś sposób jest to wyznacznik pewnego poziomu. Ocena "znawców"
3. Film owszem ma błędy, niedociągnięcia - wady. Szczerze nie widziałem jeszcze filmu bez takowych. Wszystkie filmy mają swoje słabsze momenty.
4. Uznając ten film za bardzo zły, naprawdę nie wiem jak można ocenić inne filmy, znacznie gorsze, prawie jak oszustwo.
5. To nie wujek Uwe.
Obiektywnie rzecz biorąc film zasługuje na ocenę 7-8 i nie zasługuje na pierwszą setkę rankingu - nie jest tak doskonały jak np. Odyseja Kosmiczna - zbyt dużo w tym filmie razi. Dlaczego więc dałem 10? Ze względu na temat, wykonanie i możliwość zobaczenia dobrze odwzorowanego świata z książki, którą cenię.
Błędnym jest Twoje myślenie, że dając tę samą ocenę stawiam te filmy równo - po prostu na ocenę składają się inne czynniki. Mieszanie jednak filmu takiego jak ten - czyli mającego dużo do zaoferowania widzowi, wydaje mi się nie na miejscu.
Nie obraziłem Cię, nie wiem gdzie tam coś takiego widzisz.
1. Jedz kupę, miliony much nie mogą się mylić. W polityce te same osoby też przeiceż wybierają tego "sensownego", tak? Żaden argument.
2. Miał nominacje tylko w kategoriach technicznych, nie artystycznych. Nie jest sztuką wydać kupę kasy na efekty czy imponujące scenografie. Często filmy nominowane do Malin mają również nominacje do Oscara za efekty czy kostiumy. Też zły argument
3. Ma wielbłądy, a nie błędy
4. Przecież sam piszesz "Błędnym jest Twoje myślenie, że dając tę samą ocenę stawiam te filmy równo - po prostu na ocenę składają się inne czynniki." Nie rozumiem, sam sobie odpowiadasz.
Obiektywnie zasługuje na 4-5 bo pod względem artystycznym to tekst bzdur, a kwestie artystyczne powinny być mocniej cenione niż techniczne. Podobnie z wiernością do książki, film jest pozmieniany. I tak to jest z tą obiektywnością jak widzisz.
Czytaj ze zrozumieniem - nigdzie nie napisałem, że mnie obraziłeś. Plus obraźliwe jest samo Twoje podejście.
1. To nie polityka, tutaj masz prawdziwą demokrację, a nie kierunkowaną.
2. Nie sprowadzaj od razu wszystkiego do zera - sam zauważyłeś, że są już plusy (techniczny aspekt) jak więc oceniać na minimum powyżej zera?
3. Jak KAŻDY film.
4. Jednocześnie tylko dlatego, że film mi się nie podobał nie zmieszam go z błotem.
Co do wierności książki to się zastanów nad tym co za tragedia mogła powstać.
Nie wiem co masz na myśli, że kogoś obrażam. Że napisałem, że film robi z widza idiotę? To był cytat, a po za tym, to nie to samo co nazwać kogoś komu podoba się ten film idiotą.
(nacisnął mi się enter, musze kontynuować w nowym poście)
1. Czyli chcesz mi powiedzieć, że w sztuce o wartości dzieł decyduje społeczeństwo? Jest właśnie inaczej, Bergman czy Wong Kar-Wai podobają się marginesowi, Malicka rozumie pewnie z 1% społeczeństwa, a za jakieś dziwne obrazy gdzie jest jedna kreska nikt nie zapłaciłby nawet 10 zł, podczas gdy osiągają wartości milionów dolarów.
Ocena tłumu nie ma nic do rzeczy jeśli chodzi o wyznacznik poziomu filmu. Nawiasem mówiąc, kiedyś miałeś podobne postrzeganie jak teraz Twoja: wydawało mi się że masa generalnie jest w stanie "wcelować" dość blisko obiektywnego poziomu dzieła. Ale z biegiem czasu kompletnie się wycofałem s tej teorii i dziś uważam, że totalnie tkwiłem w błędzie.
2. Ale Ty wmawiając, że 2 to ocena nieodpowiednia dla filmu, starasz się narzucić swój pogląd na wartości przy ocenie. Dlaczego ktokolwiek ma uważać, że aspekty techniczne mają być powodem do podwyższenia oceny? Ktoś kto oceni film pod względem artystycznym (a w dodatku tutaj ma prawo również ocenić film pod względem przeniesienia książki, a wszelkie opinie o tym jak to jest przeprowadzone idealnie i jak to źle by było gdyby zrobiono ekranizacje w skali 1;1 to dla mnie jakiś kosmos, humbug) ma pełną podstawę do nazwania tego filmu szmirą.
Po prostu zmarginalizowanie spraw technicznych (które zresztą nie są wcale takie wspaniałe) to rzecz naturalna jeśli ktoś stara się oceniać film w bardziej inteligentny sposób. Jestem w pełni zrozumieć taką osobę.
3. Nie każdy.
4. Problem polega na tym, że Ty żyjesz w przeświadczeniu, że "Hobbit" to jakiś świetny film "z drobnymi wadami". Po prostu nie jesteś w stanie zrozumieć innego postrzegania "Hobbita". Dlatego włącza Ci się mechanizm obronny, ponieważ orbitujesz tylko wokół Twojego wyobrażenia filmu.
Musisz po prostu dać zielone światło i przepuścić myśl. Otworzyć się. Poczytać słabe opinie z dobrymi argumentacjami.
1. Nie decyduje, jest to czynnik porównawczy.
I generalnie się to zgadza - słabe filmy mają słabą ocenę, dobre wysoką. Są wyjątki ale to nikogo nie dziwi.
2. Film może być genialny, perfekcyjny w wielu elementach ale kurcze w piątej minucie coś mi nie pasuje - dam 1 - powodzenia z takim światopoglądem.
3. Udowodnij, a sorry przecież się nie da.
4. Czytałem już dobre opinie przy słabych ocenach i takie trzeba przetrzymać. Opinia tutaj w temacie to zaś jest parodia. Nie żyje w przeświadczeniu, że Hobbit to świetny film, Ja go uważam za świetny film. Wiem że nie jest idealny - dużo mu do tego brakuje.
Może inaczej
+: zdjęcia; muzyka; scenografia; charakterystyka; odwzorowane postaci; sprawnie przeniesiona historia na ekran; liczne nawiązania do Trylogii; dobre efekty 3D; genialny Gollum; dobry Azog; temat; rozwinięte sceny (walka gigantów); materiał spoza książki.
-: słabe CGI przy prologu - ewidentny komputerowy efekt zwolnienia postaci; Żądło raz się pali, a raz nie; Wargi inne niż we Władcy, małe niepotrzebne zmiany (scena z drzewem inna niż w książce), błędy fizyki.
W każdym filmie ocenionym przeze mnie na 10 znajdę Ci wady. Zalety w nich po prostu są zbyt przytłaczające.
Mamy inny sposób oceniania i diametralnie inny sposób bycia, więc raczej się tu nie dogadamy.
1. Jeśli jest to czynnik porównawczy i istnieją wyjątki to po co to przytaczać, skoro "Hobbit" może okazywać się wyjątkiem?
2. Teraz zaczynasz pisać, że wystawiona ocena przez pana X (Caligulę) jest nieszczera. To zmiana linii dyskusji.
Piszesz, że dobrze przedstawione postacie, podczas gdy prawie każdy z krasnoludów to jeden model osobowościowy, co powoduje, że większa część drużyny w końcu zlewa się w jedną masę. Jakie to dobre?
Sprawa jest prosta. Można spojrzeć na to dzieło, spojrzeć na Azoga, pomyśleć sobie "WTF? co on tu robi, przeciez w literaturze nie żyje!?", popatrzeć na jeden model osobowościowy krasnoludów, złapać się za głowę nad nafaszerowaniem infantylną akcją filmu, zmianą scen na potrzeby komercyjne, wkurzyć się i wystawić po prostu pałę. Podstawą do oceny: brak poszanowania Tolkiena, czyli coś co automatycznie może znokautować film i ściągnąć go na najniższe oceny. Ja to przyjmuję i rozumiem, to jest dla mnie logiczne.
Twoje plusy i minusy są natomiast trochę nieracjonalne. Ot, piszesz, że minusem jest zmiana sceny z drzewem, ale zmiana sceny walki gigantów (nie wiadomo po co) nazywasz już potrzebną "rozwiniętą sceną". Kształtowanie argumentu na potrzeby, możesz go skonstruować i nazwać tak, że by pasował do wszystkiego. Na tym opierają się głównie argumenty zwolenników: tam gdzie trzeba używa się zwrotów typu "rozwinięcie", "rozszerzenie", "upiększenie". Tylko to sa puste hasła.
Oczywiście, że mamy inny sposób postrzegania, ale przecież nie dyskutujemy o różnicach w naszym postrzeganiu, lecz o tolerancji dla oceny 2/10. Te wywody nie mają na celu przeciągać się miedzy nami, lecz wykazać, że ktoś może logicznie uargumentować swoją bardzo niską ocenę. Ja przecież też nie popieram zdania Caliguli i nie uważam, że ten film zasługuje na 2/10 (ja wystawiam mu na razie 5/10), czyli pamiętaj, że nie rozmawiasz z osobą, która nie do końca popiera założyciela tego tematu. Po prostu rozumiem jego postrzeganie, które wyłożył.
Odwzorowanie postaci - jako przypasowanie ich do postaci z ekranizowanego dzieła. To nie wina reżysera, że tam postacie były jednowymiarowe.
Brak poszanowania dla Tolkiena - to już było w WP, składają się na to różne rzeczy - przykładowo Tolkien nie poparłby poszerzania bitew, ponieważ sam uważał je za niepotrzebne.
Tutaj mamy jednak sytuacje, gdzie ekipa zbiera się do adaptacji dzieła - na jego podstawie tworzy zupełnie nową historię. I masz rację można potraktować to irracjonalnie - nie jest tak jak w książce, więc odpada lub racjonalnie podejść do tworu który wyjdzie spod ręki ekipy filmowej.
Zmiana sceny z drzewem jest niepotrzebna gdyż tak naprawdę nic nie zmienia, nic nie wnosi, a jedynie zmiany ulegają warunki w których dane jest walczyć krasnoludom.
Zmiana dotycząca gigantów jest taka, iż w powieści występuje jedynie wzmianka na trzy zdania, a zrobiona została z tego scena. Zmiany do pierwowzoru nie ma.
Puste hasła niezbyt, tutaj dosłowne znaczenie jest.
Ja również rozumiem możliwość ocenienia filmów nisko ale nie w takim stylu i nie z takim bezpodstawnym krytycyzmem.
A czy czasem w ksiązce nie jest tak, że drużyna tylko przygląda się walce gigantów, podczas gdy w filmie bierze w niej udział?
Była burza, a oni byli w dolinie gdzie walczyli giganci.
Cała reszta - walka i obecność w centrum wydarzenia to już jest dodatek.
To dodatek, który został zaimplementowany na potrzeby komercyjne. Oni brali bezpośrednio udział w walce gigantów nie dla jakiejś przyczynowości, tylko po to, żeby Jackson mógł zaszpanować efektami (przypominam, że cała ta akcja nafaszerowana jest dziecinnością). Jackson nie mógł nakręcić zwykłej walki gdzieś tam w tle ponieważ byłoby to sprzeczne z komercyjną filozofią filmu. Musiał więc wpakować bohaterów w walkę, w myśl zasady "więcej, mocnej, efektowniej".
Jesli to akceptujesz - Twoja sprawa, ale takie podejście jest podstawą do wystawienia "Hobbitowi" słabej oceny. I dlatego robisz błąd uważając, że 2/10 to nieadekwatna czy ocena wypaczająca.
I to działa w ten sposób co napisałem wyżej. Ty określisz ten fragment "dodatkiem" albo właśnie "ciekawym rozwinięciem". Ale kiedy poruszyłem kwestię tego efekciarstwa z uż. Joecrou (taki z czerwonym samochodem), ten kompletnie nie wiedział co odpowiedzieć. Bo o ile w "WP" wszystkie efekty były konieczne (pokazanie np. wojen, oblężeń) to tu są one realizowane w sposób do niczego nie prowadzący. Ot, po to, żeby były. I to jets totalna wada filmu. Szpanerstwo, komercjalizowanie na siłę którego nie cierpię.
Efekciarstwo przez cały film to niezbyt dobra rzecz. Uważam jednak, że efekciarskie wtrącenia, czy emanowanie patosem w filmach nie jest złą rzeczą. Schematyczną owszem ale czy zawsze schemat musi być zły?
W niektórych filmach minimalistyczne podejście jest potrzebne aby zwyczajnie nie zniszczyć klimatu czy nie powodować zbyt dużego dysonansu pomiędzy czystą akcją, a dialogami. W Hobbicie jednak wpasowuje się to w tło całej opowieści.
Prawda żadnego znaczenia ta scena nie miała - wspieranie się poszczególnych członków wyprawy można było przedstawić w jakikolwiek inny sposób równie trafnie.
Jackson wybrał tym razem efekty ale czy to źle? Na ten film idzie się też z powodu własnie tego, że ładnie się prezentuje, więc efekty specjalne są raczej oczekiwane. Do brzydkich ta scena raczej nie należała, taki cut-scene dla nacieszenia się widza możliwościami technicznymi filmu.
Niemniej nie uważam jej też za zupełnie pustej, wprowadza akcję i w pewien sposób obrazuje, podróż była niebezpieczna. Kwestia tego, że wychodzą bez zadrapań/ stłuczeń to rzeczywista gafa.
Jeśli uważasz, że w "Hobbicie" efekciarskie podejście dobrze się sprawdza to wytłumacz dlatego.
Spójrz: z Hobbita, krótkiej książeczki robi się film tak samo objętościowy jak WP. Z prostszej mniej rozbudowanej historii wprowadza się dodatkowe wątki i - co najważniejsze - faszeruje totalnie akcją (akcji będzie pewnie tyle samo albo podobnie co w WP). Dochodzimy do paradoksalnego momentu, w którym króciutka książeczka z prostszą opowieścią staje się tak sama objętościowo jak rozbuchana, potężna epopeja. I uważasz obiektywnie, że to dobrze? Obiektywnie?
"Prawda żadnego znaczenia ta scena nie miała - wspieranie się poszczególnych członków wyprawy można było przedstawić w jakikolwiek inny sposób równie trafnie. "
Można było. Można było przedstawić to tak, że giganci walczyliby, a drużyna przyglądałaby się temu. Zachowałbyś wtedy pewną skromność,mógłbyś w sposób taki sam "popisać" się efektami, a jednocześnie uniknąłbyś zdziecinnienia. Na film idzie się na efekty, to racja, ale właśnie te efekty można wykorzystać inaczej (piękne krajobrazy, zbliżenia postaci itp), a nie akcję, w której x-krasnolud spada z wysokości 10 metrów na pupę innego krasnoluda odbijając się w locie 3 razy od gałęzi i goblina.
Sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby pierwszy pod rękę PJ'a trafił Hobbit, wtedy mielibyśmy przypasowanie Trylogii do niego. Tutaj wydaje mi się reżyser stara się nadgonić przepaść między książkami, które w sumie opowiadają podobne historie, a jednak są diametralnie różne zarówno stylem jak i światem w nich przedstawionym.
Kwestia tego jak przetransformowana została książka - mi się konsensus tutaj zawarty zwyczajnie podoba. Jest to coś pomiędzy, dzięki czemu nie jest totalnie dziecinne jak Hobbit ale nie jest też z Hobbitem nie związane.
I tu miejsce bytu odnajduje efekciarskie podejście, którego w surowym scenariuszu z książki nie dałoby rady spotkać, dodatkowo opisy są tam mało szczegółowe, bajkowe i reżyser też się tą bajką bawi.
W dzisiejszych czasach film musi zawierać sceny jak to - o zgrozo niektórzy opisują nie znając znaczenia tego słowa - "epickie", aby zwyczajnie przyciągnąć lubiących Baya, Nolana czy nie znających Tolkiena do kina. Póki te sceny nie odgrywają głównej roli w filmie - jak to ma miejsce tutaj - nie są niczym złym.
Sprawdza się też tutaj efekciarstwo w prosty sposób - film się generalnie podobał, choć ceną uwagi krytyków i AF.
Same zmiany fabularne oraz odejście od myśli Tolkienowskiej nie jest też złe ponieważ niejako odgranicza płaszczyzny książki i filmu, co moim zdaniem jest dobre.
Tak, ale Twoja odpowiedź nie broni filmu. Cały na przykład pierwszy akapit jest kompletnie bez znaczenia ponieważ jaki wpływ na ocenę dzieła ma to, że powstał on przed czy po czymś? W jaki sposób i w ogóle dlaczego film WP ma wpływać na film Hobbit? No i nie wyjaśniłeś jeśli Jackson stara się nadgonić przepaść między książkami to dlaczego to robi?
No więc ja wyjaśnię: Robi to dla kabzy.
Dalej piszesz w sumie tylko o tym, że coś Ci się podoba (prywatne odczucia pozostają w naszej dyskusji bez znaczenia, celem jest sensowność argumentacji dla 2/10), a także, że w "dzisiejszych czasach film musi być epicki". Musi? Naprawdę? Gdzie jest napisane, że musi?
Twoja powyższa odpowiedź właściwie tylko potwierdza słabość "Hobbita". Pozdrawiam
Filmu już nie bronię, bo sądzę, że dalej obroni się sam.
Jackson jasno mówił o tym, że chce zrobić drugą trylogię tak aby tworzyła ciąg z WP, dlatego upodabnia obie produkcje.
Dla kasy to wiadomo, wszystkie filmy takie są. Inaczej po prostu wrzuciliby film do sieci. Napisałem też dlaczego to robi - ma taką możliwość, brakuje do tego przeciwwskazań oraz aby podnieść efektowność całego filmu.
Dalej pisałem już swoje odczucia - co uważam. Argumentację dotyczącą oceny już chyba zakończyliśmy - nikt nikogo nie przekonał.
"Musi" w cudzysłowie powinienem napisać - takie efekty przyciągają ludzi niezwiązanych z historią przedstawioną w filmie.
To co piszę nijak ma się do filmu - można słabo bronić dobrego filmu równie dobrze jak efektywnie bronić gniota. Czy potwierdzam niższość Hobbita w stosunku do innych filmów? Nie sądzę. Zależy jak co kto widzi.
To co napisałeś to tak jakby nic nie napisać.
Jaki wpływ na poziom filmu ma mieć to co mówi czy chce zrobić Jackson?
Jaki wpływ na poziom filmu ma mieć to, że jest zrobiony dla kasy (nie każdy film jest robiony dla kasy)?
Jaki wpływ na poziom filmu ma mieć to, że przyciąga się efektami podatne na komercję masy?
Jaki wpływ na poziom filmu ma mieć to, że nie potwierdzasz niższości Hobbita w stosunku do lepszych filmu?
Odp: żaden.
? Musiałeś sobie na to odpowiedzieć pisemnie?
Odpowiedziałem na Twoje pytania, nie było tam sformułowania "wpływ na poziom filmu" ;)
Jak ci sie tak nie podoba Hobbit to nakrec lepszy film, kupa ludzi wylewala pot zeby stworzyc to epickie dzielo, a jakis wymalowany klaun
mysli, ze sam zrobilby to lepiej. Zenada!
Sugestia jakoby nie oceniać filmów niżej niż takie, które jest się w stanie samemu nakręcić jest naprawdę idiotyczna.
Poza tym, Caligula to użytkownik, który zwykł tu raczej dyskutować na jakimś poziomie, więc nie oczekuj, że zainteresuje sie takim pieniactwem jak Twoje czy uż. kondi143. Nie oczekuj również, że przejmie się tym co nabazgrałeś.
pozdrawiam.