John Dawlish-auror, który miał "W" ze wszystkich owutemów, a który jednak za każdym razem "get's owned". Dwukrotnie załatwiony przed Dumbledore'a, a potem przez... babcię Neville'a. Ostatecznie okazał się też kolaborantem, współpracującym z nowym reżimem w "Insygniach śmierci". Czyżby autorka chciała dać do zrozumienia, że liczy się przede wszystkim talent, a oceny nie w pełni go odzwierciedlają?