UWAGA!
Szanuję zdanie innych osób i świetnie rozumiem, że o gustach się nie dyskutuje.
Wyrażam tutaj moje osobiste zdanie i nie mam w zamiarach nikogo urazić.
Wyszukałem sobie pozytywne filmy no i pech chciał, że padło na "Happy go Lucky".
Oglądałem po angielsku, żeby troszkę sobie akcentu wyrobić i właściwie dlatego
obejżałem całość.
Do rzeczy- może to nie jest po prostu film dla płci męskiej(takie mam odczucie) i z tego
powodu zastanawiałem się czy oceniać tą produkcję, no ale jednak może komuś uratuję te
sto "z hakiem" minut życia.
Podszedłem do filmu ze świetnym samopoczuciem i miałem nadzieję na lekki, pozytywny obraz,
NO ALE GDZIE TAM!!! Straciłem chwilowo całą dobrą energię przez TO COŚ!
Uważam, że bycie szczęśliwym człowiekiem polega na spokoju, radości i życiu chwilą obecną,
dzieleniu się tym z innymi, po prostu bez zmartwień, ale widocznie się pomyliłem...
Według twórcy chodzi o rechotanie jak idiota do wszystkiego i udawaniu, że wszystko jest OK.
Nie pochwalam popularnego w tych czasach ukrywania uczuć i miny jakby Ci kot zdechł 5 minut
temu, no ale taki bezustanny zaciesz i rżenie jak koń kojażą mi się raczej z czymś pokroju
"łiiii moje obie szare komórki się zderzyły i wywołały skurcz mięśni twarzy i coś podobnego do dławienia czyt. śmiech".
Odnoszę bardzo silne wrażenie, że główna bohaterka jest celowo stworzona, tak jakby miała
jakąś chroniczną nadpobudliwość, chorobę czy też IQ oscylujące w okolicach przeciętnej gumy balonowej.
Poważnie, nie dałbym rady w towarzystwie takiej Poppy(czy jak tam się wabi) spędzić 5 minut!
No i na koniec: PO CO TO BYŁO???
Jaki był przesył? Przez cały film nic się konkretnego nie wydarzyło. Wyglądało to raczej jak
typowe życie jakiejś osoby, w której życiu nie ma ekscesów i za nic nie chciałbym mieć takiego
życia. Wolę być szczęśliwy na swój sposób.
Nie polecam.
Mi najmniej przypadł do gustu, jeśli chodzi o kino Leigh, ale ja nie jestem fanem pogodnych historii. Jednak nie polubiłem bohaterki i w tym widzę problem. Hawkins trzeba jej to oddać była jednak świetna. Jak zwykle podoba mi się, jak reżyser portretuje obyczajowość brytyjską. Film może i ma taką mało dynamiczną fabułę, ot wycinek z życia postaci (i przyklejonych do niej galerii pobocznych, równie ciekawych), ale też nie czepiam się "po co" i "jaki to ma sens". Paradoksalnie sama bohaterka o to siebie i innych pyta, ale odpowiedź prosta nie była i nie jest nadal;)
Troszkę już czasu minęło od kiedy oglądałem ten film, ale dopiero po Twoim komentarzu doznałem olśnienia, co mnie tak bardzo odpycha!
Jest to niewątpliwie ta właśnie "obyczajowość brytyjska"! Jestem aktualnie w Anglii(nie mieszkam tu na stałe i z pewnością nie zamieszkam)
i właśnie od pierwszego dnia gdy przybyłem w te rejony 'osłabiał' mnie ten cały brytyjski klimat( i nie mam tu na myśli pogody).
Nie umiem nawet dobrze określić co mi się nie podoba, po prostu wszystko co mnie tu otacza(np. sztuczna uprzejmość) sprawia, że czuję się chory. Cóż: z tego wynika, że reżyser bez wątpienia oddał ten 'wyjątkowy smak' brytyjski i sądząc często po wysokich notach- chwała mu za to.
Ja teraz wiem przynajmniej dlaczego dałem 2/10, ale też wiem, że film może się podobać jeśli ktoś lubi to czego ja nie jestem w stanie znieść.
Jak byłem w Anglii również średnio trafił do mnie ogólny klimat, ale może nie stricte brytyjski, a bardziej ogólnokulturowy. Jednak też nie wydaje mi się, abym prywatne niechęci przenosił na odbiór filmu. To tak jakbym z góry negował każdy western, bo nie znoszę tej konwencji;) Tutaj np. doceniam ciekawą, taką można rzec ofiarną rolę Hawkins i ufam, że postać Poppy jest nietuzinkowa, ale podobnie, jak niektórym momentami udzielała mi się niechęć do niej. Coś w rodzaju przyjaciela, którego często spotykasz, a masz dość słuchania kolejnych opowieści o jego życiu. Leigh jednak mnie łapie ogólną specyfiką jego kina.
Już myślałam, że jestem sama :D Włączyłam sobie pozytywny film a tu takie rozczarowanie, totalnie nie byłam w stanie znieść głównej bohaterki, mierziła mnie cały czas, wkurzająca osoba. To ciągłe postękiwanie, piskliwy śmiech, wieczny "rozdziaw" gębowy, zagadywanie do ludzi i głupie komentarze. Masakra!
Dzięki za ostrzeżenie.
Tak się zastanawiałem czy sobie nie włączyć ze względu na osobę reżysera i dwójkę aktorów, których uwielbiam (Marsan i Riseborough), ale ja również nie zniósłbym głównej bohaterki z Waszego opisu. Po co się męczyć?
Film taki sobie, spodziewałem się czegoś więcej po Mike'u Leigh , główna bohaterka też mnie itytowała( ale NIE Sally Hawkins, ona zagrała wspaniale) , a skoro jestem przy aktorach to nie mogę nie wspomnieć o Eddie Marsanie który fenomenalnie zagrał psychopatycznego instruktora(ENRAHA!!!). Gdyby nie ich gra aktorska to postawiłbym ocenę niższą.