Film ma bardzo podzielone opinie, jedni zachwycają się (szczególnie recenzenci z youtuba) inni oskarżają o najgorszą herezję.
Zacznę od przebudzenia mocy, film który mocno mnie "podjarał". Fakt, że powstaje kolejna trylogia jednej z kultowych serii, dodatkowo osobiście uwielbiam świat wykreowany przez Lucasa. Trochę niepokoju budził fakt, iż to Disney będzie "tworzył" najnowsze filmy, mimo to nakręciłem się mocno.
Niestety pierwsze odczucia po obejrzeniu 7 epizodu były średnie. Mocno denerwował fakt praktycznie skopiowania Nowej Nadziei, tylko w gorszym wydaniu. Potęgował to brak efektownych walk, kiepskich żartów i kilka nielogicznych scen. Kolejne podejście do tematu dało cieplejsze odczucia, kilka kuriozalnych momentów niejako się wyjaśniło, a sam przebieg dawał nadzieję na lepsze kolejne części.
I tutaj przechodzimy do epizodu 8. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, obejrzałem kilkanaście minut reklam i pojawiły się tak kultowe już napisy, rozpoczynające od słów dawno dawno temu . . . Właśnie te napisy zaczynają sekwencję narzekań. Zasadniczo zawsze ten moment wywoływał u mnie ciarki, (nie pamiętam jak było w przypadku Przebudzenia Mocy) a tym razem jakoś nie, miałem wrażenie, że treść napisów jest zarówno oczywista, jak i skierowana do maksymalnie 12 letnich odbiorców.
Chwilę później byłem w zdecydowanie innym nastroju, sam dialog Poe z Huxem autentycznie mnie rozbawił, ucieszyłem się na myśl o tym iż poziom dowcipności jest lepszy niż w poprzedniej części gdzie dialogi mające w zamyśle bawić, żenowały. Po chwili pilot zaczął w widowiskowy sposób niszczyć wieżyczki krążownika i pomyślałem "No w końcu film na który warto było pójść do kina". Szybko zostałem sprowadzony na ziemię i niestety do poziomu zadowolenia z pierwszych 10 minut filmu nie udało się w żadnym innym momencie zbliżyć.
Warte zaznaczenia jest, że osobiście nie darzę jakąś ogromną sympatią klimatów science-fiction, wyjątkiem są właśnie Gwiezdne Wojny. Dodatkowo w przeciwieństwie do opinii lwiej części "prawdziwych" fanów, bardziej przypadły mi do gustu prequele, aniżeli oryginalna trylogia, (i na tym zapewne większość skończyła czytać) natomiast uważam wszystkie 6 części za świetne filmy, które oglądam z wielką chęcią za każdym razem.
Po zniszczeniu krążownika, rebelia ucieka w nad przestrzeń i chwilę później zostaje namierzona przez Najwyższy porządek, a ten najlepszymi statkami goni ich od 20 do 120 minuty filmy, iście ekscytująca akcja.
Przenieśmy się zatem na wyspę gdzie ukrywał się Luke w poszukiwaniu akcji. Na twarz przyjmujemy scenę końcową 7 części, rozszerzoną o wywalenie miecza przez Skywalkera za siebie. Logiki, jak w przypadku 90% filmu doszukiwać się jest tu próżno. Ale jak bez pytania, co tu robisz? Skąd masz ten miecz? Bez sentymentu do miecza który nosił Anakin, a później Obi-Wan wywalasz go od tak. Pikanterii owej sytuacji dodaje niesamowity dialog między nimi " -Przysłał mnie Ruch Oporu, jestem Rey, w Kaylo Renie narasta mrok. - Powiedz co tutaj robisz! x3. Jak usłyszałem opinię ludzi wiecznie narzekających na "drewnianą" grę Haydena, a zachwycają aktorstwem Ridley i wręcz spuszczają nad głębią relacji pomiędzy jej postacią, a Lukiem, to zastanawiałem się czy im ktoś płaci za głupotę. Nie mówię, że postać Anakina została zagrana świetne, w oczy kłują szczególnie momenty gdy ten toczy wewnętrzną walkę ze sobą, ale cała reszta aktorsko nie wygląda źle. Z ich ekscytujących dialogów dowiadujemy się, że on zapuścił się tutaj aby na wyspie dokonać żywota. Wtf, jakim cudem ktoś mający taki zamiar tworzy mapę z miejscem swojego pobytu? Na wyspie są w mojej opinii dwie dobre sceny. Pierwsza jak Luke ucząc czym jest moc bije liściem po dłoni dziewczynę, druga w momencie gdy głaz spada na wóz opiekunek świątyni. Reszta to ciągnące się jak flaki z olejem relacje między trójkątem Rey - Luke - Ben. Z całej tej relacji dowiadujemy się tylko, co stało się ze świątynią i dlaczego Kylo przeszedł na stronę Snoke'a. Potencjał wyspy spier..lony w iście disneyowskim stylu, a prąca do przodu fabuła o mało nie rozsadziła widzom głowy.
Wróćmy ponownie na statek Rebelii. Jakimś cudem Najwyższy porządek mógł namierzyć w nad przestrzeni ich statek, wtf? Jednak okazało się, że statek rebeliantów jest uwaga, uwaga LŻEJSZY i dlatego nie zdołają go dogonić, więc najlepszy pomysł to pościg kilkunastogodzinny za nim aż ten straci paliwo, bo nasz statek w energię zaopatrują genialne pomysły, a nie czekaj . . . Nic więc dziwnego, że pojazdy mogące przemierzać kilka galaktyk w ciągu dnia biorą "na zmęczenie", a Najwyższy porządek nie dysponuje żadnym urządzeniem mogącym przesyłać informację na odległość i zablokować drogę.
Jednak mają pomysł, wyślemy myśliwce z Kylo Renem na czele, te potrafią przebić się przez pole ochronne zbyt mocne dla dział niszczyciela i rozpierniczymy mostek dowodzenia. Takiej sytuacji sprzeciwia się Leia, która odurzona po wybuchu i zamarznięta po kilkudziesięciu sekundach w kosmosie używa mocy aby powrócić na statek, tam otwierają jej drzwi (o dziwo logiczne, że podczas tego nic nie chce ich wyssać ze statku) rebelianci.
Nowym liderem Ruchu Oporu zostaje Holdo, kobieta o fioletowych włosach, bo w galaktyce mamy tylko jedną rasę z której powinny wywodzić się ważne postaci. Jednak każdy jest inny, ten jest brunetem, ta ma fioletowe włosy, jeszcze inny jest czarny, a niektórzy są . . . No właśnie ludźmi o azjatyckiej urodzie, dla tych misje z kasynem i mistrzami hakerów zostają. Kolejny logiczny fakt, statek który obserwowany jest non stop przez tysiące ludzi nie zwraca uwagi na opuszczający go mniejszy, czemu oni wszyscy nie opuszczą tak statku, albo polecą po genialne pomysły roboczo zwane paliwem. Misja z poszukiwaniem hakera, tak mocno popchnęła historię naprzód i zaprezentowała kilku kolejnych świetnych bohaterów, że trudno się połapać o co chodzi w tym momencie filmu.
Wróćmy znowu na okręt Rebelii, gdzie sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, a Holdo widząc bunt na pokładzie zawzięcie nie chce zdradzić swego planu (logicznie jak zwykle).
W tym czasie na spotkanie z telepatycznym kochankiem rusza Rey, przekonana że dobrowolne poddanie się Najwyższemu Wodzowi umożliwi nawrócenie Kylo Rena. Podczas wizyty Snoke opowiada w jaki sposób przejął władzę i kim tak naprawdę jest, z wrażenie dziewczyna aż zaczęła lewitować, aby lepiej przetrawić zasłyszane wiadomości. Niestety brak odpowiedniego przeszkolenia bhp w kwestii obsługi miecza laserowego powoduje, że owy przedmiot lata po sali, turla się po posadzce, aż w końcu powoduje tragiczny wypadek. Całe zajście zostaje mylnie zinterpretowane przez czerwoną straż pałacową i wywiązuje się najbardziej epicka potyczka w historii kina, gdzie w mistrzowski sposób władając mieczem świetlnym Kylo Ren eliminuje najtrudniejszego przeciwnika już na początku starcia, mianowicie podłogę. Dzięki temu wraz z lubą ostatecznie pokonują przeciwników, jednakże za moment kłótnia kochanków doprowadza do rozłamu między nimi. Ta nieprzyjemna kłótnia, zmusza Bena do pójścia na kosmiczny melanż po którym nieprzytomny budzi się na podłodze w asyście rudowłosego kuzyna Huxa.
Na statku rebelii akcja wre, już kilka godzin później Holdo wraz z Leią obalają samozwańczego uzurpatora Poe i wprowadzają misterny plan ewakuacji w życie. Na nieszczęście ten model krążownika nie posiada autopilota, ani żadnej cegły i Holdo decyduje się aby pójść na dno wraz z okrętem. Spokojnie oglądając jak 3/4 jej kamratów zostaje rozproszonych po świecie . . . w milionach kawałków, Holdo odzyskuje jasność umysłu i na krążowniku pozbawionym prawie całkowicie genialnych pomysłów wskakuje w nad przestrzeń. Podobnie jak jej pierwowzór, na drodze napotyka karto . . . statek wroga.
Finałowa akcja, to połączenie wspaniałego kunsztu strategiczno-taktycznego dowódców Najwyższego Porządku z klarowną wiadomością dla rebeliantów od Skywalkera - "Idę wam załatwić czas, uciekajcie głupcy." Rey widząc, że Ben rozmawia z widmem, zdaje sobie sprawę iż ten musiał nadużyć alkoholu po ich kłótni, dlatego w ramach zemsty postanawia wywieźć całą jego rodzinę.
Scenariusz filmu jest tak słaby, że tylko w humorystycznie przerysowany sposób dałem radę pisać o wydarzeniach w nim zawartych. Idąc na gwiezdne wojny oczekuje wartkiej akcji, pięknych scen walk mieczem świetlnych, a nie filmu z dialogami rodem z głębokich dramatów. Nie było żadnej z tych rzeczy, dodatkowo historia nie wiele poszła do przodu, wszystkie wydarzenia można było zamknąć w godzinnym filmie nie tracąc nic z wątków fabularnych. W momencie gdy Kylo chce, aby Rey przyłączyła się do niego i razem spaliliby całą przeszłość, pomyślałem "Tak, to jest ten moment, spalcie cała tę rebelie i Nowy porządek, a może da się uratować jeszcze uniwersum Star Wars". Niestety Rey zje..ła i nici z tego. Serio ile można widzieć na ekranie walkę jakiś ukrytych rebeliantów z potężnym tyranem. Dlatego też wolę nową trylogię, gdzie nie mamy jasno określonych dwóch stron konfliktu, jest senat, federacja handlu, jedi, sithowie. De facto z pewnością na korzyść nowej trylogii działa fakt, że poznajemy nowe, ciekawe planety. Tutaj 60% filmu toczy się na statku w kosmosie.
Podsumowując, zawiodłem się mocno filmem i z pewnością na 9 epizod nie wybiorę się do kina. Moja nadzieja na godny film Star Wars od disneya umarła.
Choć mi się podobał ten epizod, to uśmiałam się niesamowicie czytając Twój post :D. No ale ja nie mam kija w tyłku.
Cieszę się, że zdołałem swoimi wypocinami wywołać u kogoś uśmiech.
pozdrawiam serdecznie i Szczęśliwych Świąt!
To, że film mnie zawiódł, czy po prostu był niespójny logicznie nie oznacza, że był bardzo słaby z automatu. Oprawa wizualna podobała mi się bardzo, gdybym oceniał "uczuciowo" to pewnie nie dałbym więcej niż 4, jednak wystawiając ocenę zawsze skupiam się na jego wszystkich aspektach.
Ja też wystawiając ocenę skupiam się na wszystkim, choć najbardziej na historii w filmie opowiedzianej.
Tak na dobrą sprawę, każdy epizod SW jest mniej lub bardziej niespójny z logiką. Nie, nie mam zamiaru Cię przekonywać do swojego odbioru tego filmu. Tak po prostu jest z tą serią. Dobrej nocy :)
"każdy epizod SW jest mniej lub bardziej niespójny z logiką." - pomijajac stylistyke, merytorycznie jakie to niespojnosci logiczne zarzucisz na przyklad odcinkowi IV? tak z ciekawosci? a moze po 2 takie glowne na kazdy ze starych filmow, cos na miare poscigu z VIII?
Wesolych!
wszystkie te niby argumenty to stek bzdur. chocby punkt pierwszy.
serio? autor tej bzdety nie domysla sie ze w wojsku nie strzela na widzimisie? sa rozkazy, procedury, raporty, to jest flota a nie zbieranina imperialistow. moze to nie pierwszy i nie 1000 przypadek, ze puste kapsuly odpalaja z uszkodzonego okretu i na to jest procedura?
jest to w kazdym razie realistyczne dla kazdego kto byl w wojsku, oczywiscie nie bedzie realistyczne dla kazdego pryszczatego gimnazjalisty...
zapomniales jedynie dodac, ze napotkany w kasynowym wiezieniu kapitan Jack Sparr... ups, no, ten superhaker pijak i zlodziej kilkoma celnymi kliknieciami w holowizor udowodnil ze rebelia nie ma zadnego sensu.
Rebelia nie miała także sensu w odsłonach IV-VI. Choćby postać Hana Solo szulera i złodzieja, który został jedną z twarzy ówczesnej rebelii pokazuje, że moralność walczących o "wolność" wcale nie była tak jednoznaczna jak się na pierwszy rzut oka wydaje.