Wszystko zależy od wrażliwości i emocjonalnej dojrzałości oglądającego. Tu nie ma akcji, nic się nie dzieje, a cały film polega na rozkminianiu przez głównego bohatera, czy mógł coś zrobić, czy mógł zapobiec, czy syn wiedział i najważniejsze - czy uda mu się wybaczyć samemu sobie. A żeby oglądającemu było jeszcze trudniej, to w połowie filmu jest pierwsze zawirowanie akcji, by na koniec filmu, drugim zwrotem akcji dobić widza. I tylko długie kłosy zboża w pełnym słońcu, a pośród nich uśmiechnięta twarz bohatera, daje jakąkolwiek nadzieję na odrobinę pozytywnego odbioru. Tym bardziej, że film jest na faktach i ciężko po seansie o budujące myślenie.
Temat poruszony w filmie jest bardzo istotny, bo najwidoczniej mimo tego, co mówi większość, osoby homoseksualne wcale nie są traktowane jak każdy. Mówić można dużo, ale to w działaniu uzewnętrzniają się nasze przekonania, czasami tkwiące gdzieś głęboko w podświadomości. W filmie padło stwierdzenie, że napastnicy, czy też może całe środowisko równieśnicze, jest reprezentatywne dla całego spłeczeństwa, więc skoro chłopak był traktowany jak napiętnowany, to też w zaciszu domów musiały być takie rozmowy i traktowanie go jako odszczepieńca. Dla mnie film jest wartościowy, ale według mnie nie najlepiej zrobiony. Trochę brakowało w tym obrazie elementu zaskoczenia, wszystko było raczej łatwe do przewidzenia, może jedynie poza końcówką filmu. Taka przewidywalność sprawia, że film jest mniej interesujący. Myślę, że ten ważny temat dało się ująć bardziej ciekawie.