w sumie to zbędny sequel i nie wiem po co go w ogóle robiono. Ta sama historia praktycznie tylko w nowszym wydaniu. Do obejrzenia i zapomnienia.
A mi się bardzo podobał. Wciągnął mnie i był ciekawy:) fajna była ta scena, w której wytatuowane serce zaczęło bić. I sama końcówka. Oczywiście, nie oglądałam jedynki, więc nie będę się wypowiadać na jej temat, niemniej jednak dwójka bardzo fajna.
I właśnie dlatego Ci się pewnie podoba, bo nie widziałaś pierwszej części... Pierwsza to arcydzieło, druga.. ciekawa, ale w zasadzie baardzo podobna historia. Zwłaszcza moment z odpadającą głową był komiczny, niby 'Carrie' jest starsza, a efekt jest bardziej realistyczny.
Właśnie. Gdybyś wpierw obejrzała film De Palmy to podeszła byś do jego kontynuacji w podobny sposób...
cenie Kinga, ale hm "Carrie" zarówno książki jak i ekranizacji nie nazwałabym arcydziełem. Moim skromnym zdaniem film był niepokojący,dziwny ... lepiej oceniam książkę. Furii nie oglądałam, i raczej mnie do tego nie ciągnie ;)
A nie prawda, ja widziałam oryginał dawno temu, potem odświeżyłam - podobał mi się, zresztą jestem fanką Kinga, ale nie mam ochoty do niego wracać (jako filmu). Natomiast dwójka podobała mi się bardziej. Nie mam pojęcia dlaczego, zdaje sobie sprawę z wtórności obrazu, dla mnie niepotrzebnie nawiązywali do oryginału, można by było zrobić z tego oddzielny film. Sam King majstrował przy scenariuszu, więc pewnie dlatego. Co mi się podobało : soundtrack, scena finałowa (o wiele bardziej niż w oryginale), główna bohaterka - także o wiele bardziej niż w oryginalne, wątek miłosny - może i tandetny (jak większość tego typu wątków), ale na mnie zadziałał. Gra aktorska przeciętna, jednak nie gorsza niż w pierwowzorze (może poza genialną Spacek). I dialogi były naprawdę w miarę dobre, jak na film dla nastolatków. Jedyny minus to właśnie to co wcześniej napisałam, odwołanie się do wersji z 76. Dlatego siłą rzeczy wszyscy oceniacie go przez pryzmat jedynki. W sumie nie można się temu dziwić. Film byłby lepiej odbierany, gdyby zrobić z niego osobną produkcję, nawet o tym samym schemacie.... jakby schematyczność w horrorach była czymś nowym.
Zgadzam się. U De Palmy było napięcie i psychologizacja postaci, a tu tylko leje się krew i przez połowę filmu fabuła się wlecze. Nie polecam.
Nie zgodzę się z Twoja wypowiedzą. Carrie : matka fanatyczka, osamotniona bohaterka, niezrozumiana, eskalacja odrzucenia, okrutny żart - finał. W Rage mamy w sumie to samo z kilkoma dodatkami. Jest fanatyczna matka, tylko tutaj dochodzi zabranie jej do szpitala, a więc spotęgowane osamotnienie - pokazana jest relacja z rodziną zastępczą, zostaje zaznaczone to jak traktują swoją podopieczną.Do tego stawka jest podbita samobójstwem najbliższej przyjaciółki, bohaterka jest odizolowana, choć nie szydzą z niej tak bardzo jak w pierwowzorze, dalej mamy to samo okrutny żart, tragiczny finał z naciskiem na odczucie zdrady przez najbliższą osobę + wątek prawdziwej miłości. Odwołuje do postu powyżej.
Jednakże matka Rachel w porównaniu z matką Carrie nie była fanatyczna, jej fanatyzm religijny sprowadzał się jedynie do odmawiania zdrowasiek. Rachel nie była tłamszona i poniżana jak Carrie, miała również przyjaciółkę, samotna stała się po jej samobójczej śmierci. W dodatku bohaterki miały zupełnie różne osobowości: nieśmiała i zagubiona Carrie oraz zbuntowana i niezależna Rachel. W związku z czym uważam, że Furia jest jedynie podobna do Carrie, ale w żadnym razie nie taka sama.
Tak jest. Nie powinno się jednak twierdzić, że w Rage, " tu tylko leje się krew ", bo to nie do końca prawda. Nie każdemu mogła przypaść do gustu ta odsłona, ale dla mnie bohaterka była o wiele ciekawsza, no i czułam do niej sympatie. W oryginale.... wręcz odwrotnie, to jest dowód na naprawdę dobrze odegraną rolę Spacek. Porównując kreację Rachel jestem jednak za stwierdzeniem, że postać nie była w żadnym wypadku płytsza, tylko inaczej (choć w niektórych punktach) podobnie nakreślona. Porównując ją do 80% jak nie więcej bohaterek horrorów, nie ma się do czego przyczepić.