Francuski numer/film/Francuski+numer-2006-2640802006
pressbook
Inne
O filmie
Z jednej z warszawskich ulic zostaje skradziony zdezelowany mercedes „beczka”. Jego właściciel, biznesmen Kurowski, za wszelką cenę postanawia go odzyskać. Na poszukiwanie auta wysyła swoich zaufanych ludzi – Leona i Chwastka. Samochód trafia do komisu samochodowego. Wkrótce stanie się własnością atrakcyjnej, młodej kobiety – Magdy. W tym czasie pięćdziesięcioletni bezrobotny Stefan i jego dwudziestodwuletni syn Janek wybierają się do Paryża. Matka Janka załatwiła im obu pracę. W dniu wyjazdu okazuje się jednak, że Stefan wydał pieniądze przeznaczone na bilety na jeden ze swoich „lukratywnych interesów”. Inwestycja Stefana to niestety – jak zwykle – totalna klapa. Pieniądze przepadły, a Janek i Stefan muszą znaleźć inny sposób, by dostać się do Paryża. W gazecie znajdują „autostopowe” ogłoszenie Magdy. Na ten sam anons natrafia czarnoskóry student Uniwersytetu Warszawskiego - Machu, który dostał stypendium na Sorbonie i następnego dnia musi się zameldować na paryskiej uczelni. W przeddzień wyjazdu urządza suto zakrapiane pożegnanie w akademiku i zostaje okradziony. Koledzy z domu studenckiego robią wprawdzie zrzutkę, by mu pomóc, ale zgromadzona suma wystarcza zaledwie na „autostopową” podróż. Kolejną osobą, która odpowiada na prasowe ogłoszenie Magdy, jest Siergiej – Ormianin, były reprezentant Rosji w podnoszeniu ciężarów. Zamiast zrobienia kariery sportowej w Polsce, Siergiej ląduje na stadionie... handlując pirackimi płytami. Rodzina załatwia mu pracę w Paryżu i ten jak najszybciej chce się tam dostać. Na miejscu zbiórki zjawia się wreszcie cała czwórka, czyli Stefan z Jankiem, mocno skacowany Machu oraz jak zwykle małomówny Siergiej. Magdy jednak nie ma. Wszyscy trzej niecierpliwią się, czekając na jej przybycie. Stefan nie jest zachwycony perspektywą podróży w towarzystwie Murzyna i Ormianina. W końcu Magda nadchodzi i po krótkiej sprzeczce na temat spóźnienia oraz ceny przejazdu, inkasuje pieniądze by natychmiast przekazać je pewnemu mężczyźnie. Osłupiałym towarzyszom podróży wyjaśnia, że właśnie kupiła samochód. Wzburzeni Stefan, Janek, Machu i Siergiej wsiadają do mercedesa z nadzieją, że obejdzie się bez dalszych problemów. Nie wiedzą, że to dopiero początek ich kłopotów… W dodatku za mercedesem podążają Leon i Chwastek, zdecydowani odzyskać samochód „za wszelką cenę”.
o podróży żółtym mercedesem
Zdjęcia do „Francuskiego numeru” rozpoczęły się we wrześniu 2005 roku. Robertowi Wichrowskiemu – debiutantowi w fabule, udało się zgromadzić znakomitą obsadę. Wśród pasażerów filmowego mercedesa znaleźli się m.in. Karolina Gruszka, Jan Frycz i Jakub Tolak. Bardzo nośnym pomysłem, dającym komediowy wydźwięk, okazało się stworzenie uzupełniających się i zaskakujących duetów aktorskich. Mamy więc nietypowych gangsterów: Chwastka (Maciej Stuhr), wielbiciela internetu i rozmów na gg, i Leona (Robert Więckiewicz), który widzi świat przez pryzmat filmów amerykańskich. Partnerzy rozmawiając ze sobą kompletnie się nie rozumieją, ponieważ Leon nawiązuje do filmów, których Chwastek nigdy nie oglądał. Skuteczne tropienie mercedesa przerywają im telefony zdenerwowanego bossa, którego krew zalewa, kiedy słyszy jednostajne: „Szefie, wszystko mamy pod kontrolą!”. Stefanowi (Jan Frycz), eurosceptykowi, któremu w życiu nie specjalnie się powiodło, przychodzi stale konfrontować swoje poglądy z synem Jankiem (Jakub Tolak), zaradnym i otwartym na świat studentem. Janek nie zgadza się z przekonaniami ojca, są one bowiem rodem z PRL-u. Całości dopełniają jeszcze: Murzyn Machu (Yaya Samake), student ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, który bez trudu odpiera złośliwe uwagi Stefana oraz małomówny (może i dobrze, bo to w końcu mistrz w podnoszeniu ciężarów…) Ormianin Siergiej (Piotr Borowski). Mocne skontrastowanie postaci, polegające na zabawie konwencjami filmowymi, w tym wypadku na zderzaniu przeciwieństw, bardzo dobrze się w filmie sprawdziło, jednocześnie umożliwiając komediowe popisy aktorskie (m.in. Jan Frycz i Karolina Gruszka). Karolina Gruszka: – Moja bohaterka, Magda, to dziewczyna, która zachowuje się w dość… niekonwencjonalny sposób. Nie chcę zdradzać szczegółów, by nikomu nie psuć zabawy, ale przyznam się, że ta postać czasem mnie irytowała, tak bardzo była skupiona na swoim celu. Starałam się jednak ją obronić. W końcu ona kieruje się miłością. Chce zwrócić na siebie uwagę chłopaka, w którym jest bardzo zakochana – mówi aktorka, podkreślając, że bardzo cieszy się z możliwości pracy w takim zespole. – Był jeszcze jeden powód, obok zmierzenia się z nowym dla mnie gatunkiem filmowym, dla którego przyjęłam rolę we „Francuskim numerze”: spotkanie z Janem Fryczem. Od dawna marzyłam o tym, by zobaczyć jak on pracuje. Głęboko wierzę w to, że najwięcej można się nauczyć właśnie poprzez podpatrywanie mistrzów przy pracy. To naprawdę niezwykłe doświadczenie – obserwować na planie kogoś, kto jest prawdziwym autorytetem w tym zawodzie. Zobaczyłam stuprocentowe zaangażowanie… z jednoczesnym przymrużeniem oka i odrobiną dystansu wobec aktorstwa. Zdarza mi się traktować nadmiernie serio to, co robię. Wtedy zaś często traci się niezbędną lekkość. Pracując z Janem Fryczem, po raz pierwszy tak wyraźnie dostrzegłam jej wartość – dodaje Karolina Gruszka. Dla Gruszki jest to pierwsza rola w komedii: – Muszę przyznać, że miałam wielką potrzebę zmierzenia się z czymś nowym – czymś, czego do tej pory nie robiłam. Po Szekspirze na scenie Teatru Narodowego i po „Kochankach z Marony” – dramacie psychologicznym wg prozy Iwaszkiewicza, dostałam do rąk scenariusz komedii. Uświadomiłam sobie, że nigdy jeszcze nie zagrałam roli o komediowym charakterze! Równocześnie postać, którą mi zaproponowano, mocno różniła się od moich dotychczasowych wcieleń: współczesna, dynamiczna, zabawna dziewczyna, i do tego niekoniecznie bez skazy. Duża pokusa dla aktorki. Bardzo ważnym wątkiem filmu jest opowieść o skomplikowanej relacji między Stefanem i jego synem Jankiem. Według reżysera, wątek ten to starcie socjalnej peerelowskiej rzeczywistości ze stawiającą nowe wyzwania III RP. – W jednej ze scen wygłaszam mniej więcej taki monolog: Mam 50 lat, niczego się w życiu nie dorobiłem, nie mam nawet prawa jazdy, bo nie stać mnie na samochód. Jadę z synem do Paryża, ponieważ mieszkająca tam już od jakiegoś czasu żona znalazła dla mnie jakąś pracę – opowiada Jan Frycz. Przeciwieństwem Stefana jest jego syn. Janek przyjął zaproszenie matki, ponieważ chce w Paryżu spróbować pożyć inaczej, zanim wróci do Polski i podejmie normalną pracę. – Odmienny stosunek do nowej rzeczywistości jest powodem wielu konfliktów. Jednak wydarzenia, które mają miejsce podczas podróży, zmuszają granych przez nas bohaterów do bardziej przyjaznego spojrzenia na siebie. Obaj zaczynają traktować się z szacunkiem – mówi Jakub Tolak. Jan Frycz bardzo ceni sobie pracę z twórcami tego filmu. – Mam wrażenie – mówi – że z ludźmi, z którymi tutaj się spotkałem: Robertem Wichrowskim, Markiem Rajcą, kolegami aktorami, mówimy podobnym językiem, mamy podobne poczucie humoru i idziemy w jednym kierunku. Nie było nieporozumień wynikających z innej wizji tego, co chcemy opowiedzieć. Yaya Samake, grający Machu, nigeryjskiego studenta Uniwersytetu Warszawskiego, który otrzymał stypendium na Sorbonie, pochodzi w rzeczywistości z Mali i jest studentem ostatniego roku prawa na Uniwersytecie Warszawskim. – Piszę teraz pracę magisterską z dziedziny prawa międzynarodowego. Do „Francuskiego numeru” trafiłem poprzez casting. Zaproszono mnie, ponieważ wcześniej zagrałem już w serialu „Na Wspólnej” – tłumaczy Yaya Samake, dodając, że w mercedesie, w którym spędzali bardzo dużo czasu, było cholernie ciasno. Szczególnie, kiedy na pokładzie pojawił się jeszcze... pies. Na miano maskotki filmu zasługuje niewątpliwie uroczy pasażer, który jeszcze w Warszawie „dosiada się” do pozostałych bohaterów. Ma jednak to szczęście, że w przeciwieństwie do gniotących się na tylnym siedzeniu Stefana, Janka i Machu, podróżuje wygodnie z przodu, trzymany na rękach przez Siergieja. Francuski buldog Stefanek (w rzeczywistości gra go suczka Sonia i jest to jej pierwsza poważna rola filmowa) okazuje się własnością Magdy, która nie zważając na protesty swoich „klientów” – zwłaszcza Stefana oburzonego tym, że pies jest jego imiennikiem – oznajmia, że pupil jedzie z nimi do Paryża. „Bardzo lubię kino francuskie – opowiada Wichrowski. – Cenię szczególnie takie filmy, jak „Gusta i guściki”, czy „Popatrz na mnie”. Uważam, że ich reżyserka, Agnes Jaoui, jak mało kto potrafi odejść od fabuły i skupić się na opowiadaniu o ludziach. Chciałem, by „Francuski numer” też taki był. Pragnąłem nakręcić film o ludziach, o ich wadach i słabościach, ale przepuszczonych przez delikatny filtr nierealności. Kiedy opowiadam o moich bohaterach, szukam w nich nie tylko wad, ale też pozytywnych cech. Zależało mi, aby byli to normalni ludzie – tacy, jakich można codziennie spotkać na ulicy. Mam nadzieję, że dzięki temu, nawet jeśli postaci na ekranie będą robić jakieś idiotyczne rzeczy, widz spojrzy na to z sympatią. I jeszcze jedna istotna kwestia: chciałem, aby podróż moich bohaterów stała się dla nich okazją do przełamania różnych uprzedzeń, zwłaszcza tych światopoglądowych. Przecież my, Polacy, będąc w Unii Europejskiej, czujemy się wobec innych krajów jak obywatele drugiej kategorii. Lecz nie przeszkadza nam to patrzeć z wyższością na przybyszów zza wschodniej granicy”.
O polskim kinie drogi - Podróże z uśmiechem
Jeden z najstarszych tematów kultury – podróż będąca drogą do wewnętrznej przemiany bohaterów – zawsze był silnie obecny w kinie amerykańskim. Gatunek filmowy zwany „road movie” (film drogi) zyskał ogromną popularność za sprawą „Swobodnego jeźdźca” (1969), opowieści o romantycznych wyrzutkach nieprzystosowanych do społeczeństwa. Mit Odysa w kinie odżywa zresztą wciąż na nowo, czasem w dość zaskakujących konfiguracjach – także w polskich komediach. Najsłynniejszą z nich jest oczywiście „Rejs” (1970) Marka Piwowskiego. Rejs to wycieczka zorganizowana: daleko nie można dopłynąć, nie ma też mowy o spontanicznej wędrówce. Płynie się powoli statkiem po Wiśle, starannie zaplanowaną trasą Warszawa – Płock, w rytm dziwacznych zarządzeń i rytuałów, które są po części narzucone, a po części tworzone przez uczestników wyprawy. „Rejs” był metaforą życia w PRL-u, tej drogi znikąd donikąd, ale okazał się też uniwersalną opowieścią o ludzkiej naturze, skłonnej do absurdu, a także do mniejszych i większych podłostek. Serial i film fabularny „Podróż za jeden uśmiech” (1971) Stanisława Jędryki to historia wyprawy dwóch nastolatków z Krakowa nad Bałtyk. Pojawia się tu ton (kontrolowanego) luzu związanego z ideą autostopu. Sylwetki chłopięcych bohaterów: maminsynka Dudusia (Filip Łobodziński) oraz niezwykle zaradnego Poldka (Henryk Gołębiewski) zostały należycie skontrastowane. Ocalono też smak przygody. W podobnej, ale o wiele bardziej dydaktycznej konwencji utrzymany był serial „Droga” (1973) z Wiesławem Gołasem w roli Marianka, kierowcy PKS. Serial nie bez powodu został nagrodzony za walory wychowawcze w 1975 roku przez ówczesne Ministerstwo Oświaty i Wychowania. Sympatyczny skądinąd Marianek to wzór obywatela. Można odnieść wrażenie, że ruszył w drogę tylko po to, by rozwiązywać problemy innych. Pomaga więc przy powodzi, chroni naiwną dziewczynę przed prostytucją, zostaje kuratorem chłopaka z poprawczaka… Podobnie pouczająca miała być podróż w „Niespotykanie spokojnym człowieku” (TV, 1975) Stanisława Barei. Janusz Kłosiński, jako dawny repatriant ze Wschodu, usiłuje nie dopuścić do małżeństwa swego syna ze szwaczką, gdyż obawia się, że pierworodny porzuci gospodarkę i przeniesie się do miasta. Podróżuje zatem w tę i z powrotem, by zapobiec nadciągającej katastrofie. Wszystko kończy się dobrze: syn pozostanie na roli. Na szczęście schematyczny pomysł poruszający ważny (jak się wówczas pisywało) problem społeczny – odpływu młodych ze wsi do miasta, został zrównoważony celnymi obserwacjami obyczajowymi i prawdą charakteru głównego bohatera. Bardziej zdecydowane próby oddalenia się od społecznych nacisków zaczęli podejmować bohaterowie polskich komedii w latach 80. Sztandarowym przykładem była „Wielka majówka” (1981) Krzysztofa Rogulskiego. Peregrynacje Ryśka, uciekiniera z domu wychowawczego (Zbigniew Zamachowski), i drobnego oszusta Julka (Jan Piechociński), przewodnika po obcej Ryśkowi Warszawie, kończą się ostatecznie skokiem w stronę fantazji, odcięciem od zakłamanego świata, którym rządzą pozory i szmal. W niewesołych, sarkastycznych tragikomediach Marka Koterskiego pojawia się często motyw podróży jako upragnionej ucieczki, która okazuje się jednak ułudą. Adaś Miauczyński (Cezary Pazura) na trasie Łódź – Wrocław poszukuje erotycznego spełnienia („Ajlawiu”, 1999). Natomiast w „Dniu świra” (2000) Miauczyński (tym razem Marek Kondrat) udaje się nad Bałtyk, śladem dawnych bohaterów polskich filmów. Już sama podróż pociągiem przedstawiona jest niemalże jak męczeństwo, a upragniony pobyt na plaży jako doświadczenie wręcz piekielne. Adaś nie czerpie radości z podróży, bo zabrał ze sobą cały bagaż kompleksów i problemów. Może zatem najwyższy czas, by polskie komedie zdobyły się na bardziej beztroski ton i oddały upojenie i radość z drogi w nieznane? Taką próbą jest bez wątpienia „Francuski numer”.
Realizatorzy
Robert WICHROWSKI (reżyseria) Jest absolwentem politologii na Uniwersytecie Gdańskim. Ukończył także mistrzowski kurs reżyserii Andrzeja Wajdy i wydział realizatorski w łódzkiej Szkole Filmowej. Na co dzień zajmuje się realizacją reklam i teledysków. Ma też na koncie filmy dokumentalne, poświęcone polskim sportowcom i alpinistom. „Francuski numer” jest jego debiutem w kinie fabularnym. Marek RAJCA (zdjęcia) W 1996 roku ukończył wydział operatorski łódzkiej Szkoły Filmowej. Od tego momentu nieustannie związany jest z filmem. Pracował jako operator kamery przy tak prestiżowych produkcjach, jak „Zemsta” Andrzeja Wajdy, „Pianista” Romana Polańskiego (zdjęcia: Paweł Edelman) i „Król Artur” Antoine'a Fuquy (zdjęcia: Sławomir Idziak). Jako samodzielny operator Rajca pracował przy serialach: „Ja, Malinowski”, „Czego się boją faceci, czyli seks w mniejszym mieście” i „Na Wspólnej”. Ma też na koncie jeden film fabularny: „Trzeci” Jana Hryniaka. Jan FRYCZ (Stefan) Aktor Teatru Starego w Krakowie, uhonorowany wieloma nagrodami i odznaczeniami. Otrzymał m.in. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (2005) „za wybitne zasługi w pracy artystycznej”. Na ekranie zadebiutował w 1976 roku. Często i chętnie wybiera role postaci trudnych i kontrowersyjnych. Chętnie współpracował z Mariuszem Trelińskim, tworząc pamiętne kreacje w filmach „Pożegnanie jesieni” i „Egoiści”. Grał również u Andrzeja Barańskiego („Kawalerskie życie na obczyźnie”, „Dwa księżyce”), Krystyny Jandy („Pestka”) i Piotra Wereśniaka („Zakochani”). Ostatnio oglądaliśmy go w „Komorniku” Feliksa Falka – polskim kandydacie do Oscara®, oraz w serialu „Magda M.”. Za rolę sadystycznego ojca w „Pręgach” Magdaleny Piekorz otrzymał Orła – Polską Nagrodę Filmową w kategorii „najlepsza drugoplanowa rola męska” (2004). To już drugi jego Orzeł. Pierwszego przyznano mu rok wcześniej za „Pornografię” (główna rola męska). Karolina GRUSZKA (Magda) Tę utalentowaną artystkę, uznawaną za jedną z najpiękniejszych polskich aktorek, odkryła dla kina Izabella Cywińska, powierzając jej jedną z ważniejszych ról w swoim serialu „Boża podszewka”. Od tego czasu Karolina Gruszka występuje bardzo często, studiując jednocześnie na wydziale aktorskim w Warszawskiej Akademii Teatralnej. Najciekawsze role zagrała u Jana Jakuba Kolskiego („Daleko od okna”) i Filipa Bajona („Przedwiośnie”), ale pojawiła się także u Davida Lyncha. Miniony rok był dla niej wyjątkowo udany: na ekrany telewizyjne trafiła druga część „Bożej podszewki”, w której zagrała jedną z trzech głównych ról. Młodziutka aktorka otrzymała też na ostatnim XXX. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych nagrodę za znakomity występ w filmie „Kochankowie z Marony” Izabelli Cywińskiej. Znana głównie z ról dramatycznych, w filmie „Francuski numer” debiutuje w repertuarze komediowym. Jakub TOLAK (Janek) Najlepiej znają go miłośnicy serialu „Klan”, gdzie gra już od prawie ośmiu lat. Można go było także zobaczyć w innych produkcjach, takich jak: „Wiedźmin”, „Glina”, czy serial „Bulionerzy”. Na koncie ma również trzy role teatralne. Jest to jego pierwszy poważny film. Maciej STUHR (Chwastek) Przez lata mówiono o nim, że jest synem Jerzego Stuhra. Choć zadebiutował przed kamerą jako trzynastolatek u boku sławnego taty w „Dekalogu, dziesięć” Krzysztofa Kieślowskiego, długo nie ciągnęło go przed kamerę. Zanim zdecydował się na studia aktorskie, ukończył psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Swoich sił próbował jako kabareciarz, stając się współtwórcą kabaretu „Po żarcie”. Od 1997 roku, kiedy to zagrał w „Historiach miłosnych” w reżyserii ojca, coraz lepiej radzi sobie w zawodzie aktora. Znany jest głównie z ról komediowych w takich filmach, jak „Poranek kojota” czy „Chłopaki nie płaczą”. Ma również talent dramatyczny, co udowodnił m.in. w „Przedwiośniu” Filipa Bajona, czy ostatnio w „Weselu” Wojciecha Smarzowskiego. Niedługo zobaczymy go w kolejnej roli dramatycznej w filmie „Opowieści galicyjskie” Dariusza Jabłońskiego. Od roku 2004 jest aktorem Teatru Dramatycznego w Warszawie. Robert WIĘCKIEWICZ (Leon) Aktor warszawskiego Teatru Rozmaitości. Po ukończeniu studiów aktorskich w 1993 roku zadebiutował w „Samowolce”. Potem przyszły role w takich filmach, jak „Psy 2. Ostatnia krew”, „Amok”, „Ogniem i mieczem”, „Pół serio”, „Sezon na leszcza” i „Noc świętego Mikołaja”. Za rolę w filmie „Vinci” Juliusza Machulskiego otrzymał wyróżnienie Courmayeur (International Mystery Festival – Noir in Festival). Choć znany był z licznych ról charakterystycznych, dopiero ta właśnie rola sprawiła, że stał się prawdziwą gwiazdą. Piotr BOROWSKI (Siergiej) Od 2004 roku gra gościnnie w Teatrze Stara Prochownia w Warszawie. Zajmuje się także dubbingiem. Podkładał m.in. głos w filmach o Harrym Potterze. Rok 2005 był dla niego bardzo pracowity. Zagrał w „Egzaminie z życia”, „Kryminalnych”, „Klanie”, „Pensjonacie pod Różą”, „Pitbullu” (film i serial), „Rancho” i „Tango z aniołem”. Marcin DOROCIŃSKI (Mateusz) Bardzo obiecujący aktor filmowy i teatralny. Ma 33 lata. Od czasu ukończenia studiów w 1996 roku nie miał wielkiego szczęścia do filmu, grywając głównie role drugoplanowe i epizody. A jeśli zdarzyła mu się rola główna – jak w „Krugerandach” Wojciecha Nowaka – film nie odnosił sukcesu. Dopiero ostatni rok okazał się dla niego przełomowy: zdobył dwa bardzo ważne wyróżnienia filmowe, nobilitujące go jako aktora – oba za film „Pitbull”: nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego (do 1986 przyznawana była przez tygodnik „Ekran”) i nagrodę aktorską w Koszalinie (KSF „Młodzi i Film”). Bardzo dobrze przyjęto również jego występ w telewizyjnym filmie Macieja Pieprzycy „Barbórka”. Dorociński, podobnie jak Maciej Stuhr, związany jest z warszawskim Teatrem Dramatycznym. Bronisław WROCŁAWSKI (Kurowski) Urodzony w 1951 roku. Jeden z najwybitniejszych aktorów średniego pokolenia, związany z Teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi. Dziekan wydziału aktorskiego łódzkiej Filmówki. Ma na koncie dziesiątki ról filmowych, teatralnych i telewizyjnych. Debiutował na ekranie w 1977 roku w filmie „Tańczący jastrząb” Grzegorza Królikiewicza wg prozy Juliana Kawalca. Widzowie kinowi pamiętają go przede wszystkim z takich filmów, jak „Vabank II” (1985) i „Kingsajz” (1988) w reżyserii Juliusza Machulskiego, „Sezon na bażanty” (Wiesław Saniewski, 1986), „W środku Europy” (Piotr Łazarkiewicz, 1990), „Zabić na końcu” (Wojciech Wójcik, 1990), „20 lat później” (Michał Dudkiewicz, 1994), „Tato” (Maciej Ślesicki, 1995). Telewidzowie zaś mogą oglądać go m.in. w serialach „Magda M.”, „Pensjonat pod Różą”, „Kryminalni” oraz „Na dobre i na złe”. Yaya SAMAKE (Machu) Pochodzi z Mali. W Polsce studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim (właśnie pisze pracę magisterską). Aktorstwo traktuje jako hobby. Do tej pory można go było zobaczyć w pojedynczych odcinkach serialu „Na dobre i na złe”, gdzie zagrał dwie różne role, oraz w serialu „Na Wspólnej”.