CZY KTOS MOZE MI POWIEDZIEC JAKIE JEST PRZESLANIE TEGO FILMU BO SERIO NIE WIEM I TO NIE JEST PROWOKACJA. PROSZE.
Ja uważam, że chodzi o to, że nie muisz byc wyjątkowo piękny, mądry, modny, ważne, że jesteś dobry dla innych i i tak daleko zajdziesz. Nie mówię o tym, że wystarczy byc dobrym, żeby zostac milionerem, ale naprawdę to wystarczy, żeby być zadowolonym z życia. On niby był taki głupi i upośledzony, a w końcu dostał to wszystko o czym marzy każdy człowieki to nie przez przekręty, po prostu robiłto, co uważał za dobre.
Dobro i milosc to najwieksza wartosc, bedac dobrym bedziesz szczesliwym. W zyciu nie mozna tylko brac, trzeba dac cos od siebie. To tez czyni czlowieka szczesliwym, banalne ale piekne :-)
Podobno zło jest głupotą, bo niszczy samo siebie, zaś dobro jest mądrością. Popkultura spowodowała, że w obecnym świecie, takiego człowieka postrzega się jako głupca, ale moim zdaniem ciężko o kogoś tak wyjątkowo mądrego.
Popkultura zrównała też pojęcie mądrości i inteligencji. Forrest nie jest inteligentny, ale w naszym społeczeństwie to zwykle przesądza o ocenie człowieka. Film jest celną krytyką takiego spojrzenia.
Można stwierdzić, że Daniel Goleman, pisząc "Inteligencję Emocjonalną", pamiętał podświadomie o postaci Forresta :)
wg mnie nie ma tu przesłania, są tylko przedstawione ciekawe losy niezbyt rozgarniętego faceta.
Chociaż, przesłaniem może być to, żeby nie mieć zahamowań w osiąganiu swoich celów bo jeśli się stara to dojdzie się do "mety", że do zrealizowania swoich marzeń nie potrzeba mądrości, cwaniactwa, tylko wiary w siebie, no i matczynej miłości;)
Przesłanie takiemoże być..
Wiara w siebie jest akurat swego rodzaju mądrością, w początku do cwaniactwa czy dumy imho.
A moim zdaniem tyn film ma wiele przesłań, m.in to, że jeśli się czegoś bardzo chce, to można to osiągnać i, że nie trzeba być ani mądrym, ani pięknym aby coś w życiu osiągnąć i by być szczęśliwym.
A żebyś wiedział, że w tej sentencji jest wiele prawdy. Shit happens i nic na to nie poradzimy. Dlatego jak już się nam happen to nie winniśmy nad nim rozpaczać, tylko wiedzieć jak ten shit uprzątnąć lub, jak w filmie, kogo poprosić o pomoc.
wiara w siebie mądrością.. - o ile mądrość jest pojęciem względnym. jeśli tak, nie masz o czym ze mną dyskutować;)
Szczęście bez mądrości nie istnieje. Dla mnie szczęście i mądrość są równoważne, inaczej twierdzi wiele osób i pewna bliska mi dziewczyna. Jeśli więc ktoś twierdzi, że szczęście jest pojęciem względnym, to tak jakby twierdził, że są różne mądrości i różne dobra. Moje zdanie w tej kwestii nie ma znaczenia, cokolwiek myślę, myśleniem nie zmienię rzeczywistości.
jeśli twoje zdanie w tej kwestii nie ma znaczenia, to po co się odzywasz?
nie masz odwagi ponieść odpowiedzialności za własne poglądy?
Odzywanie się nie jest tylko po to by wyrażać własne zdanie. Jest też po to by opisywać rzeczywistość obiektywnie. Niektórzy nie wierzą w obiektywność. Poza tym, nie da się ponosić odpowiedzialności, za coś za co się nie ponosi odpowiedzialności, nie ponosisz odpowiedzialności za myśli, tylko za ich wprowadzenie, wyrażenie itp. Myślę o zjedzeniu czegoś, ale nie ponoszę odpowiedzialności za zjedzenie czegoś do momentu aż tego nie zjem. Poza tym mogę ponieść odpowiedzialność za zjedzenie czegoś, mimo że nie pomyślałem o zjedzeniu czegokolwiek świadomie. Myślenie i własne zdanie nie ma więc wpływu na rzeczywistość. Człowiek nie jest tylko swoimi myślami, można wiele przypuszczać ale cudze myśli zawsze pozostaną tajemnicą bo nawet wypowiedziane ograniczają się tylko do systemu symboli i znaków na przykład mowy.
no właśnie, dopóki nie zjesz, nie poniesiesz odpowiedzialności. Niby rozumiesz, niby wszystko jasne, a swoim zachowaniem zaprzeczasz własnym poglądom.
opisując rzeczywistość nigdy nie będziemy obiektywni, bo nie zdołalibyśmy całej jej ogarnąć, lub znieść jej ogromu - chociażby dlatego. Sama Zofia Nałkowska w swoich "Medalionach" napisała: "Rzeczywistość jest do zniesienia, gdyż jest niecała wiadoma. Dociera do nas w ułamkach zdarzeń, w strzępach relacji..."
Także ocenianie rzeczywistości nigdy nie będzie obiektywne, rzeczywistość zawsze będzie przez nas odbierana przez pryzmat tego co chcemy zobaczyć, co jesteśmy w stanie dostrzec.
A więc odzywając się możemy wyrażać tylko własne spostrzeżenia, zdanie itp.
Zakładanie że nigdy nie będziemy obiektywni to założenie subiektywistów, kij im w oko i nie tylko, istnieją prawdy obiektywne i celem człowieka jest się do nich zbliżać nawet jeśli nie daje rady. Nałkowska nie była filozofem jak widać po jej twierdzeniach, humanizm nie jest wrzechrzeczą.
Jest taka oczywistość, jak zrozumiesz działanie pryzmatu jesteś w stanie odjąć pryzmat od postrzeganego podmiotu, a co za tym idzie, dostrzegasz wtedy rzecz taką jaka jest. Proste prawo fizyki.
Odzywając się możemy robić wszystko i nic, słowa to otwieracze do konserw, nie konserwy, to środki do osiągania celów, nie powstają bez celu. Celem może być obiektywność jak i subiektywność. Filozofia mówi wiele na temat słowa, prawie tyle co psychologia komunikacji, przedmiot bardzo ciekawy swoją drogą :)
znajdź, przedstaw mi prawdę obiektywną.
kij w oko? skąd takie słownictwo u filozofa;) i gdzie ta twoja psychologia komunikacji?:)
hehe, strasznie upraszczasz - pryzmat w wypadku dostrzegania duchowego itpd to nie jakieś szkiełko deformujące obraz. Tutaj po odstawieniu jakiś własnych postrzegań na bok i tak ujrzysz od nowa własnymi oczami, tylko nową sytuację, pozwalającą patrzeć w taki a nie inny sposób.
Gdyby psychika człowieka była taka prosta jak te prawa fizyki...
Celem może być obiektywność jak i subiektywność w odzywaniu się - tak, nie zaprzeczam, ale jest na świecie wiele celów, jedni chcą być nieśmiertelni, inni chcą jak najszybciej się wyhuśtać.
Cele potrafią być nierealne jak i bardzo możliwe:)
Ale słowa, jak powiedziałeś, nie powstają bez celu. Samo dążenie do celu już jest subiektywne, bo napędzają je własne chęci. A słowa tym bardziej:)
Błąd merytoryczny, cel nie może być subiektywny tak jak pytanie nie może być ani prawdziwe ani fałszywe. Cel może mieć pewną wartość jeśli mówimy o celach cząstkowych lub o kwestiach przyczynowoskutkowych. A ja nie jestem filozofem, zajmuję się resocjalizacją, filozofia i buddyzm to moje hobby, lecz życie głównie kręci się w około psychologii i pedagogiki.
Skoro już mówiłaś o Nałkowskiej to też przytoczę humanistę. Orsona Scotta Carda.
"Ponieważ istoty ludzkie, wiedziała o tym doskonale, są tylko maszynami, które zrobią wszystko, czego się od nich oczekuje. Trzeba tylko wiedzieć, jakie pociągać dźwignie. Nieważne, jak skomplikowani się wydają - wystarczy odciąć ich od sieci innych ludzi, którzy nadają kształt ich osobowości, od społeczności, która definiuje ich tożsamość, a redukują się do zestawu dźwigni. Choćby się opierali, choćby rozumieli, że są manipulowani, wystarczy poczekać, a można na nich grać niczym na fortepianie - każda nuta dokładnie tam, gdzie powinna zabrzmieć."*
*Cień Endera - Cień Hegemona - Orson Scott Card
Teraz coraz częściej się o tym mówi, że człowiek tak na prawdę nie jest niezbadany, że to tylko mechanizm. Co prawda można wierzyć w Boga i nie wierzyć, jednak brak wiary w Boga, też chyba jest swego rodzaju wiarą, wiarą w to, że Boga nie ma :)
albo wiarą w siebie;)
strasznie uogólniasz, ale to już nie mój kłopot.
Chwalisz się swoją wiedzą jakbyś miał ze sto lat, jednak mówienie w celu uzyskania szacunku mądrości ci nie dodaje, lecz ujmuje, bo naprawdę, nie obchodzi mnie czym się zajmujesz, co cię intetresuje tylko co możesz powiedzieć sensownego na temat, który już dawno pominąłeś.
Także, jeśli jesteś w stanie jedynie przeciągać tą hm.. rozmowę, to ja dziękuję, szkoda mi czasu. Nara.
To Ty się pytasz o "MOJĄ" psychologię komunikacji, więc to nie ja przekierowałem. Mędrcem nie jestem i nie wiem co ma wiedza i zawód do mądrości. Nie mówię jakbym miał 100 lat. Jak bym miał 100 lat to znaczy, że słyszałabyś głosy z za grobu. Ale do dyskusji:
1 Stwierdzenie, że coś jest uogólnieniem nie jest poparte argumentem, uznaję je za przymiot czyli Twoje prywatne emocjonalnie nacechowane zdanie.
2 Nie chwalę się wiedzą tylko przedstawiam argumenty, cytat został podany z książki SF, każdy ma prawo czytać książki dla dzieci, mógłbym podać opowieści z Narni a stwierdziłabyś, że się chwalę.
3 Nie obchodzi mnie, co Cię obchodzi, obchodzą mnie Twoje argumenty a ich nie dostrzegam.
4 To że coś pominąłem nie zostało poparte argumentem więc uznaję to za subiektywne odczucie lub załamanie nerwowe.
5 Wolałbym rozmawiać na prive jeśli nie masz nic przeciwko a tu możesz mnie zjechać, bo wydaje mi się że Twoja argumnetacja jest robiona na pokaz, jest tu więcej zdań złożonych z przymiotników i określeń niż czegoś do czego można się odnieść.
666 Jakbym był głupcem powierzyłbym swoje myślenie Tobie, jakbym był mędrcem, nie powierzyłbym go sobie :)
To przykre, że wszystko uogólniasz - nie muszę podawać argumentów, bo wszystkie twoje wypowiedzi nimi są. Mam cię cytować, żeby w końcu cię oświeciło?
Także nie mamy o czym rozmawiać. nie próbuj mnie tam prowokować jakimiś osądami, bo jak widzisz, wcale mnie to dalszej dyskusji nie napędza.
Pa:)
Nigdy nie pojmę tego tak dokładnie jak Ty, mi się o tym swobodnie rozmawia bo lubię ten temat, mam o tym jakąś wiedzę, ale stosować się do niej to nie to samo chyba co wiedzieć, mi daleko do stosowania się do tego. Wiele we mnie egoizmu i materializmu, nie zrozumiem tego tak jak to mówisz, nie oświecę się tak nagle. Miło było z Tobą porozmawiać mimo tego że czasami czułem zdenerwowanie tym co uważałem za nie słuszne, nie wiem czy komukolwiek ta dyskucja coś dała.
agusia-cns 18 czerwca 2008 20:59 odpowiedz zgłoś do usunięcia
A moim zdaniem tyn film ma wiele przesłań, m.in to, że jeśli się czegoś bardzo chce, to można to osiągnać i, że nie trzeba być ani mądrym, ani pięknym aby
coś w życiu osiągnąć i by być szczęśliwym.
Nie trzeba być mądrym by być szczęśliwym? Może inteligentnym nie ale mądrym koniecznie. Czym jest szczęście głupca? Mądrość to czerpanie szczęścia z tego co
się ma, taka Jezusowa pełnia, posiadasz wszystko niczego nie pragnąc.
Co do osiągnięcia czegoś w życiu.To nawet Stalin COŚ w życiu osiągnął.
Mądrość ani szczęście nie są pojęciem względnym. Bo każdy pragnie szczęścia i chce unikać cierpienia. Każda istota chce unikać cierpienia. Są istoty które
poświęcają życie, ale nie ma istot poświęcających własny gatunek, (może były ale niezbyt długo).
Jedną drogą odwagi jest odważenie się powiedzenia tego, że nasze własne zdanie nie ma znaczenia. Nasze zdanie nabiera go wtedy, kiedy przestaje być naszym
własnym zdaniem, ale nie jest też czyimś zdaniem jednocześnie będąc zdaniem każdego. Czyli nasze zdanie nabiera znaczenia kiedy jest zdaniem uniwersalnym.
Słowo pisane nie jest zachowaniem i nie zaprzecza własnym poglądom. Słowo pisane jest próbą odwzorowania poglądu utworzonego w umyśle. Jednak żadne słowa do
końca nie przeleją poglądu. Każdy wie, że do nauczenia się mądrości nie wystarczy książka. A słowa większą moc mają kiedy są powiedziane, niż kiedy są
napisane. Dlatego Sokrates nie pozostawił po sobie własnych pism. Dlatego próbę cierpliwości przechodzimy doświadczając. Nie nauczymy się robić salta
czytając o nim, ale czytanie może się przydać do tego by mieć podstawy ku wykonaniu go. Z mądrością jest tak samo.
Nie widzę powodu by twierdzić, że nie da się ogarnąć całej rzeczywistości. Poza tym mając styczność z jabłkiem nie potrzebuję pojmować w tym momencie banana.
Pojąc całą rzeczywistość, to pojąć ją taką jaka Jest Tu i Teraz. Rzeczywistość nie istnieje w przyszłości ani w przeszłości. To pozostaje jedynie w pamięci
jako rejestr. Wtedy mówi się o czymś czego nie ma, o jakimś unreal. Teza wyciągnięta z cytatu Nałkowskiej moim zdaniem odbiega dość daleko od fizycznego
pojmowania rzeczywistości, naturą człowieka jest zbierać informacje z całości i ze strzępków. To, że zbieramy pogląd o całości, ze strzępków, nie oznacza, że
nie ogarniamy rzeczywistości całej, znaczy to tylko tyle, że nie musimy ogarniać wszystkiego na raz, możemy to robić po kolei i dojść do tego samego.
Mówisz o pryzmatach. Pryzmat tego co chcemy, a jeśli nie chcemy? (nie chcemy w sensie nie posiadamy chęci, a nie w sensie chęci przeciwstawne). Jeśli
człowiek osiągnie pustkę, przestanie posiadać "własne" zdanie, dojdzie do oświecenia, Nirvany, stanu Buddy, stanie się mędrcem, wtedy taka istota jest
obiektywna, skupienie się i czuwanie.
Prawdę obiektywną chcesz? Wszyscy umierają. Każda istota chce unikać cierpienia (wybór śmierci jako ucieczka od cierpienia, wybór śmierci jako ucieczka od
dyshonoru, od strachu przed utratą miłości, śmierć jako pragnienie odejścia ze świata cierpień, widać nawet umierając chcemu unikać cierpienia). Każda istota
pragnie miłości. Prawda obiektywna, jestem tu i teraz nieliczy się miejsce i położenie, czy też czas, bo to się zawsze zmienia. Nawet leżąc w grobie w jednym
miejscu, nie jesteśym w tym samym miejscu, zmienia się ziemia, jej wiek, więc miejsce i czas pozostaje tylko imaginacją. Rzeczywistość to obecność.
Prawda obiektywna: "Pewna jest tylko śmierć i podatki".
Po co kij w oko? Po to by oko bolało :)
Wcale nie upraszczam. Pryzmat w sensie umysłowym to ludzkie doświadczenia. Pryzmatem są zdolności mózgu, gdyby umrzeć i zachować umysł, można by mówić o braku pryzmatu, gdyby zostawić te życie kompletnie w spokoju. Ten temat pojawia się w reinkarnacjach i inkarnacjach.
Psychika jest zbiorem praw, psychiatrzy, socjolodzy, psychologowie, pedagodzy, cały czas zbierają te prawa. Buddyzm zajmuje się badaniem umysłu od 3k lat.
Mam nadzieję, że odpowiedziałem na wszystkie Twoje pytania. Jeśli nie to po prostu ich nie zadałaś :)
---
*uwaga, to jest tylko dyskusja i proszę na jej podstawie nie pisać drugiego Main Kampf czy Młotu na czarownice :)
Według mnie przesłaniem tego filmu jest to, iż należy iść oraz podchodzić do życia z dystansem... Jeżeli Ci się nie uda, należy się uśmiechnąć i próbować ponownie dojść do celu. Oczywiście, próbując dojść do takowego celu zawsze można pomóc innym, niezależnie od tego, czy Ci pomogą, czy nie. Takie zachowanie może naładować Cię pozytywną energią, w brnięciu do swego... :)
Tak, jak to ktoś wcześniej "shit happens" gówno się zdarza...
Ale czy tak nie jest?
Ten film jest tak prosty w przekazie...
"Czasem poprostu brakuje kamieni"-scena gdy Jenny rzuca kamieniami w swój rodzinny dom.
Urzekający moment, i ten komentarz, można tłumaczyć"czasem poprostu brakuje sił"...niesamowity..."Życie jest jak pudełko czekoladek,nigdy nie wiesz na jaką trafisz" To chyba też coś co może dać nam wiedzę, ladne porównanie. Bo tak naprawdę dziś jesteś kimś a jutro osobą z której wszyscy sie śmieją. Jesteś nikim. A Forrest z Tym Walczył.
Z kolei ja powiem Ci tak: TEN FILM NIE MA WIĘKSZEGO PRZESŁANIA. Co nie zmienia faktu, że jest mistrzowski. Jednak według mnie należy pamiętać, że to bajka i tylko bajka, historia nieudacznika, która w realnym świecie nie może się wydarzyć.
No nie wiem:) każdy potrafi w nim odnaleść coś innego, ja oglądając go 1 raz byłem nim zachwycony ale nie głębią czy czymś...Zwykłą historią świetnie nakręconą i skliconą...Ale gdy oglądam ja po raz 20, 21, to jednak zauważam conieco więcej...
według mnie chodzi o to, że każdy człowiek może być przeznaczony do wielkich czynów i każdy może odnaleźć szczęście pomimo wielu przeciwności.
poza tym film ten ukazuje jak zmieniała się kultura i obyczaje Amerykanów na przestrzeni kilku dekad, od początku rock&rolla poprzez kulturę hipisowską do czasów w miarę nam najbliższych.
Nic na sile i dla lansu... Forrest robil poprostu wszystko przez przypadek, nie zeby byc Kims bo nie wiedzial nawet co to znaczy.
W zasadzie macie wszyscy rację, ale myślę, że powstaniu tego filmy przyświecała inna koncepcja: przekrojowe pokazanie ameryki na przestrzeni 30-40 lat.
Forrest, tak jak i jego ukochana uczestniczą chyba we wszystkich ważnych wydarzeniach i ruchach w tamtym okresie. Nie jest to spojrzenie nowe, ale po raz pierwszy mieliśmy bohatera który nie idzie z prądem zmian. Nie ocenia, nie stoi po żadnej ze stron. Przez cały film Forrest nadal jest prostodusznym chłopakiem z prowincji, nie rozlicza wojny w Wietnamie czy hipisów, dzięki czemu widz sam wyrabia sobie o tym zdanie.
Jest to american dream podniesiony do absurdu!!! chodzi o to miedzy innymi ze niby zwykli ludzie tworzą historie ameryki, każdy może do czegoś w życiu dojść. Film jest na prawde świetny, jeden z moich ulubionych. Gadałem nawet o nim na maturze (bylo to m.in. porownanie filmu z ksiązką)
dla mnie to jest po prostu dość zabawna, wzruszająca opowieść, w której można zawiesić oko na portretach psychologicznych bohterów. nad przesłaniem wolę się nie zastanawiać, żeby film nie stracił dla mnie wartości:P
''CZY KTOS MOZE MI POWIEDZIEC JAKIE JEST PRZESLANIE TEGO FILMU ? ''
Run Forest run !!!
Po prostu rób to, co trzeba robić, a wyjdziesz na tym dobrze. ;) Krzyczą ci "Biegnij!", to biegnij, kolega wspomina coś o krewetkowym interesie, to go załóż, mówią, że w ping-pongu chodzi wyłącznie o to, by paletką odbić piłeczkę, to odbijaj. :) Możesz okazać się niezłym biegaczem, mającym szczęście rybakiem lub mistrzem świata w ping-pongu. Wszystko co robisz rób z prostotą, oddaniem, bez zbędnych komplikacji i z wiarą, że to naprawdę takie proste, jak wszyscy mówią. :)
Moim skromnym zdaniem w tym filmie jest wiele przesłań. Każdy z epizodów coś wnosi. Podobała mi się konfrontacja postaci Forresta z płk Taylorem. Taylor był jak każdy z nas, no przynajmniej łatwiej się z nim utożsamić niż z Forrestem. Człowiek który za dużo myśli, stara się wszystko zgłębić i w końcu się w tym wszystkim gubi. Potrzebuje sensu życia, potrzebuje być taki jak inni, życie dla niego składa się z piramidy wymagań jakie sobie stawia, a bez spełnienia tych warunków czuje się nikim. A przecież sens życia nie ucieka wraz z utratą sprawności fizycznej czy innego atrybutu, który ludzie tak zaciekle chcą posiąść. A Forrest? Prostota (niekoniecznie zaś głupota) znacznie ułatwia mu życie. Ciesz się tym co masz, przyjmuj życie takim jakim jest, ciągle idź (lub biegnij:P) przed siebie. To chyba jest dobre przesłanie. Forrest nie stracił swojego "wewnętrznego dziecka" i patrzy na świat szerzej otwartymi oczami, niż mogłoby się wydawać.
Nie jest łatwo określić przesłanie tego filmu. Piszecie, że chodzi o to, że trzeba być dobrym człowiekiem, wtedy wszystko potoczy się lepiej i człowiek sam będzie bardziej zadowolony ze swojego życia, dobroś i miłość to największe małżeństwo. Ale czy o to chodzi? Moim zdaniem o coś innego.Happagus napisała "jeśli się czegoś bardzo chce, to można to osiągnać". Odpowiedz mi na pytanie- czy Forrest chciał być sławny/milionerem?bo jeśli nie o to chodzi, to ni wiem o co.Według mnie chodzi (biega:]) o to że pieniądze nie czynią człowieka tak naprawdę szczęśliwym. Kiedy Forrest dowiedział się, że płk. Dan zainwestował jego pieniądze w "koncern sadowniczy" Apple, powiedział jedynie "To zawsze o jeden problem mniej" mając na myśli pieniądze(jeśli się mylę poprawcie).Więc o kasę mu raczej nie chodziło.Drugie pytanie- czy Forrest był szczęśliwy? W życiu najbardziej zależało mu na Jenny, która olewała go cały czas, następnie przyszła do niego, przespała się z nim i uciekła.Był wtedy szczęśliwy? a wróciła bynajmniej nie z miłości do niego, ale do swojego syna.Wiedziała, że jest chora i umrze, chciała, żeby ktoś zajął się małym. Natomiast zgadzam się całkowicie z tym, że mimo wszystko Forrest szedł (biegł) przez życie wytrwale- czego symbolem może być kilkuletni bieg. Ale wydaje mi się, że on nie był tak do końca szczęśliwy.
Prawie pół roku od ostatniej odpowiedzi ajć... pisząc, że gdy bardo chce się coś osiągnąć to można tego dokonać, nie miałam na myśli sławy, bądź bycia przez Forresta milionerem, tylko dążenie przez niego do wytyczonych celów, czemu biegał? Dla miłości, przez miłość? Ale odzyskał swoją ukochaną i udało się to jemu, mimo jego upośledzenia. O to mi chodziło, a nie o bycie przez niego sławnym/bogatym.
Pozdrawiam.
Jeśli coś robisz,rób to najlepiej jak potrafisz.Forrest umiał tylko biegać,a jak daleko to go zaprowadziło.Ciesz się zwykłymi rzeczami.Jak już gdzieś napisałem,to film o fatum.Forrest powinien skończyć,w jakimś zakładzie dla umysłowo niedorozwiniętych.Ale tak się nie stało.Wszystko co mu się zdarzyło Forrestowi przyniosło sławę i pieniądze.Ilu z nas biega,a ilu ma z tego jakieś korzyści?Ilu było w wojsku,a ilu zostało bohaterami wojennymi?Po prostu Forrestowi trafia się wszystko,co najlepsze,nawet jeśli na początku wydaje się,że nic z tego nie będzie.Farciarz:)Dlatego główny bohater jest taki jest.Po to by pokazać,że w każdym zdarzeniu,tym co nam się przytrafia tkwi potencjał,zalążek szczęścia,który trzeba wykorzystać.A może się mylę.
Ten film bardzo mi się podoba.Dziwne,bo uważam,ze człowiek jest kowalem swego losu.Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie.A film jest o przeznaczeniu właśnie.I ,czarno na białym,dowodzi,że "głupi" ma zawsze szczęście;)Taki już jego los.
Rewelacyjna rola Hanksa.
W postaci Foresta podobało mi się to,że on cały czas miał świadomość swoich ograniczeń.
Może i nie mam racji, ale wg mnie chodzi o to, że nawet jeśli inni twierdzili , że jest przygłupem to jednak był mądrzejszy od nich wszystkich razem wziętych. Pokazał że miłość i dobroć to największa mądrość jaką może posiąść człowiek. Nie jakieś matematyczne wzory i inne bzdety
Czasami w życiu jest tak, że samo wszystko się układa, trzeba tylko dać szansę, by mogło to się potoczyć. Pokazuje nam, że "ograniczony" człowiek, wcale nie musi tak samo czynić. Forrest dotrzymywał słowa, robił zawsze to, co uważał za słuszne. Chociaż raz zastanówmy się, oceniając ludzi na podstawie jakiś głupich reguł, czy nie zmienimy ich życia. Forrest dostał szansę i wiemy jak ją wspaniale wykorzystał.
Według mnie film pokazuje godzi w nasze ogólne poczucie ze im człowiek inteligetniejszy tym lepszy.osoba foresta jest skonfrontowana z wieloma postawami. Od Jean przez pułkownika aż po jego matke. wszyscy byli inteligetni ale niky nie był szczęśliwy. Siłą filmu jest nieprawdopodobny optymizm i prostota. każdy znajduje tu coś dla siebie. Dla mnie jeden z ważniejszych mometów był kiedy Forest się pyta Jean czemu ona nie chce go pokochac (czy jakoś tak)i ona wtedy postanawia przejść na nastawienie foresta lecz jej sie nie udaje, gdyż przyzwyczajenie do ucieczki wzieło góre.
"Trzeba brać życie, jakim jest"
"Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz na co trafisz". Zrozumiałeś geniuszu?????????????