pierwsza adaptacja grishama taka sama jak kolejne adaptacje, odbite na powielaczu ciągłe wariacje wokół tego samego tematu z modnymi akurat pod ów czas aktorami..
dziękuję przyjacielu, z kolei twoja kolejna już wypowiedź której środek ciężkości zasadza się li tylko na jednym słowie (bzdura, wypocina, gimbaza itp.) oraz dwóch cyferkach przedzielonych ukośnikiem - może, dla odmiany, jakiś kontrargument?
no, to jest jakiś kontrargument nie lada, o który tu i ówdzie od mniej więcej dekady bez mała błagałem, choć przychodzi on w formie (aforyzmu) i z miejsca, którego się nie spodziewałem..
sam przez te lata przypuszczałem dwie rzeczy, pierwsza, przyziemna: iż pan kot ma wyłączone powiadomienia - to mi się lata całe wydawało jedynym sensownym wytłumaczeniem, przynajmniej dopóty nie nadeszła druga, podniebiańska: iż pan kot niemal do perfekcji jak się zdaje pojął był tę największą ze sztuk znaną dotychmiast wyłącznie wybranym: sztukę zachowywania milczenia..
Mam kota... w awatarze i nieraz sprzeczałem się na ostro, ale nie za pomocą takich jaśniepańskich sformułowań jak kotbury. Pod swoimi wypowiedziami mam sporo owych "bzdury", "gimbaza" itd. Nie reaguję, szkoda klawiatury.
ach te koty, koty, stałe źródło inspiracji, natchnienia i ekstazy głównie dla pisarzy, jedni zakładają przez nie grupy, inne grupy je dezorientują, jeszcze inni poświęcają im xiążki, już to te o kotach, już to te o tym, dlaczego kot jest kotem (ivanem, z domu iwaszkiewicz, ale bez znaku zapytania na końcu, bo autor nie pyta, autor wie), a jeszcze inni po prostu pozostawiają je w pustym mieszkaniu albo przez nie płaczą rozpaczliwie na myśl o tym, że pierdyknie atomówka i wybije wszystkie koty..
sam kot bury zresztą musi chyba kręcić jakąś beczkę z tego, inaczej nie pojmuję na co to i po co to komu..
mimo wszystko i jakby nie było ja do tej pory jakoś zawsze odpowiadałem trochę w myśl zasady: milczeć, tego nie robi się kotu..
poza tym nie chciałem, aby inne koty, które akurat nauczyły się czytać i czytają wypowiedzi wyrastały w przekonaniu, iż rację ma ten, który wypowie się ostatni..
i chyba też trochę wieczystą zasadą coexistentia oppositorum, zbieżności wszelkich przeciwieństw powodowany, albowiem - jak twierdzą pewni gruzińscy mistycy żywiący się energią słoneczną - kij to wciąż jeden kij, mimo iż ma dwa końce..
a zatem pamiętać należy, że grzechy kota są również naszymi!
tak, stawiam tezę, iż w każdym z nas siedzi taki mały kot bury, wypierdek mamuci, tętniący malkonem hejciarz, niegroźny, acz złośliwy i ponury, który w inne jeszcze zwierzę wegzorcyzmowany, na innym kontynencie, w innym kraju, w innym mieście, w innych okolicznościach przyrody i warunkach pogodowych, przez własnego dajmona zrazu wiedziony skończyłby zapewne gdzieś na dnie urwiska albo w objęciach dziko rwącej rzeki..
a zatem, reasumując - w aurze radosnego świętowania pod ostatnią scenę spartakusa z douglasem wszyscyśmy wykrzyczeć powinni - my name is kot bury for we are many!
I to mi się podoba - sarkastyczna spowiedź. Tak, we mnie też owo raczysko siedzi, ciężkoujarzmialna chęć dopier.... Walczę z nią, z rożnym zresztą skutkiem. Ostatnio nie piję, więc jestem łagodniejszy. A jazgot życia... No cóż, "Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać".
słuszna racja, krzypur, nie każdy może być jak dobry doktor huxtable przecież..
i tu jakimś cicho rechoczącym dziwacznym rykoszetem odbici wracamy na tory Firmy, bo ta - jeżeli przebijemy się przez jej hollywoodzką ornamentykę i zbędną sensację - ma strukturę współczesnej psychomachii, w której dusza bohatera staje się niejako piłeczką ping-pongową w odwiecznej tenisowej potyczce pomiędzy ciemną a jasną stroną mocy na stoliczku powszedniej egzystencji.
oto przełom następuje w momencie, w którym główny bohater staje nagi - nie goły, info dla stojących na straży moralności, po gołego tomcia, że aż rzec by się chciało i korci, by powiedzieć tomcia i jego paluszka, bo w wersji full frontal, odsyłam do trzech sekund w basenie w filmie Tylko Właściwe Posunięcia (najwyraźniej nasz tomuś, podobnie jak np. reese witherspoon w filmie Półmrok dosyć dobrze się orientował w jaki sposób szybko zrobić karierę w hollywoodzie, w ogóle jego filmy początkowe, już to wspomniane Posunięcia, już to Ryzykowny Interes, może jeszcze Koktajl, to były komedie obyczajowe bardzo w ów czas śliskie, dopiero filmy scorsesego, stone'a, scotta czy levinsone'a w serii ukróciły te głupotki - zaś obecnie to ja w ogóle nie wiem co się z nim dzieje, najpewniej odleciał w kosmos).
ale Firma, Firma, psychomachia, spowiedź i moment kulminacyjny, w którym staje nagi, najpierw przed sobą, o co stosunkowo łatwo, później, o co już znacznie trudniej, przed żoną. okazanie to należytego szacunku jedyne, właściwe, posunięcie konieczne, acz ryzykowne, jako iż - jak informuje tytuł wspaniałego dzieła mike'a leigh - wygrywa się albo wszystko albo nic.
Niestety ale dyskusja z tym debilem nie ma sensu. Gość jest jakiś chyba upośledzony, przeczesuje forum filmwebu i piszę te swoje bzdury. Chyba się facio za bardzo wczuł i myśli że jest drugim Zygmuntem Kałużyńskim. :-)
pełna zgoda, przyjacielu, tylko to porównanie pana kota z panem zygmuntem trochę mi nie leży. pan zygmunt był jednak kochany, oczytany, ani podległy ani zbuntowany, może - zgodnie zresztą ze swoją własną charakterystyką siebie samego - znał kilka podstawowych prawd, ale wypowiadał je w taki sposób, jakby je znał wszystkie. nie mylmy erudycji z idiotyzmem, osobowości z banałem, ekstrawaganckości z debilstwem. kota widzę raczej w roli namolnego komara dziennikarza z poniższego linku:
https://youtu.be/socwH9fznwo
choć przy bliższym zastanowieniu się stwierdzam, że nawet to wydaje mi się nieuzasadnionym komplementowaniem kota. wyobraźmy sobie dziennikarza, który przeprowadza podobny wywiad z dziennikarzem przeprowadzającym wywiad z panem kałużyńskim spod powyższego linku - oto właściwa charakterystyka kota. pozdrawiam:)