Po nazwisku reżyserki i skądinąd dobrej obsadzie oczekiwałem czegoś ciekawego. Tymczasem dostałem straszny hollywoodzki banał ubrany w zwodnicze łatki niszowego dramatu. Do budowania nastroju Susanne Bier się przyłożyła - jej film został ładnie sfilmowany i okraszony subtelną ścieżką dźwiękową. Ale co z samą historią? Ta pomimo pozornej złożoności, którą udaje początkowa niechronologiczność fabuły, szybko ucieka w kierunku strasznych banałów, ograniczających się do - jakże subtelnej i odkrywczej - metafory, która drzemie w tytule - nie dobra materialne są najważniejsze, ale to, że mamy siebie. Na kilometr śmierdzi tanim populizmem.
No cóż, złożoność fabuły nie jest jedynym wyznacznikiem jakości filmu. Z niszowym, to nie przesadzaj znowu-chyba nie widziałeś naprawdę nędznych filmów. Patrząc jak najusilniej obiektywnie na ten filmik, pomimo swojej banalności i nawiązań do prostych spraw, uczuć i tragedii, to jest w nim coś bardzo urzekającego. Że "subtelna i odkrywcza" tematyka nawiązująca do owej metafory, zawartej w filmie na swój sposób Cię nie porusza, to nie znaczy negatywnie o filmie, tylko może po prostu nie masz duszy romantyka ? Miłość, przyjaźń, gniew, rozpacz są banalnymi uczuciami, a jednak tak wszechobenymi nieprawdaż ? Niestety jeśli nie lubisz filmów o takich tematach, no to jest problem, bo były one od zawsze podejmowane w sztuce, są i nadal będą aktualne. Tematyka filmu z tego co widze na tym forum właśnie doskonale trafia do większości ludzi, z uwagi na skrytykowane przez Ciebie nawiązanie do tych prostych, a zarazem głębokich i bliskich nam uczuć. :) A co powiesz na temat gry aktorskiej-Benico i Berry ? Jak najbardziej niebanalna, niespotykana i innowacyjna sztuka aktorska. No a co do populizmu to może zostawmy go politykom, a przynajmniej nie używajmy w kontekście ambitnych filmów, zarezerwujmy go dla prawdziwego, bezspornego kiczu. Za mocne słowa zostały użyte troszku w tej ocenie i retoryce, pozdrawiam !
Wiesz, nie zakładaj od razu, że Twój rozmówca jest jakimś nieczułym troglodytą, a Ty nieobojętnym na subtelność świata humanistą, bo nie jest to dobre podejście w dyskusji. ;) Trochę się rozpisałeś, ale zobacz sam - więcej jest tu Twoich odgórnych założeń na mój temat niż sensownych argumentów w obronie filmu.
Miłość, przyjaźń, gniew i rozpacz to są niemal w każdym filmie. To że taki obraz jest akurat dramatem, nie oznacza automatycznie, że jest też czymś ciekawym. Nie wiem też czy rozumiesz pojęcie słowa 'niszowy', bo nijak nie mogę zrozumieć Twojego zestawienia go ze słowem 'nędzny'. W moim odczuciu ten film tylko udaje - jak go zakwalifikowałeś - ambitne kino. Oprawa jest spokojna i intymna, bardzo europejska, bo pani reżyser kręciła do tej pory filmy w Danii i do pomocy przy 'Things We Lost...' ściągnęła kilka sprawdzonych osób. Ale cała ta otoczka nie zmienia faktu, że scenariusz operuje prostymi, populistycznymi banałami. Jeśli komuś się to podoba, do kogoś trafia - to w porządku, nie mam nic przeciwko. Ale ja jako doświadczony widz poszukuję czegoś więcej niż odkrywanie oczywistych prawd w sposób jaki widziałem już w kinie wielokrotnie.
"Wiesz, nie zakładaj od razu, że Twój rozmówca jest jakimś nieczułym troglodytą, a Ty nieobojętnym na subtelność świata humanistą, bo nie jest to dobre podejście w dyskusji."
Ależ ja wcale nie zakładałem że jestes nieczułym Trollem, patrząc przez pryzmat tego że mi się bardzo podobał, doszedłem do wniosku że moze nie lubisz dramatów. Co do mojej wrażliwości no to jest wyczulona, dlatego też może pomimo prostoty film mi się spodobał.
Co do niszy to przyznaje źle odczytałem sens epitetu, możesz zresztą sprecyzować czym jest dla Ciebie niszowy dramat, nie spotkałem się z takim określeniem, od niedawna jestem FW. Scenariusz operuje banałami, mi się to jednak w kontekście całej produkcji podoba, Tobie niet no i masz prawo, tylko nazywanie populistycznym filmu traktującego o powaznych uczuciach, walce wewnętrznej no to troszke przesada w tym kontekście, dla mnie na to określenie zasługiwały by filmu pokroju nie wiem Spidermana, bazującego tylko na efektach sp., wartkiej akcji, tonie krwii etc.
"więcej jest tu Twoich odgórnych założeń na mój temat niż sensownych argumentów w obronie filmu."
Tj nieprawda
"ja jako doświadczony widz poszukuję czegoś więcej niż odkrywanie oczywistych prawd w sposób jaki widziałem już w kinie wielokrotnie."
Oczywistych dla Ciebie, nie dla każdego. Ja też widziałem wielokrotnie ale i tak mi się podobało. Postaraj się przy recenzowaniu być bardziej obiektywnym. Zastosowałeś schemat jaki mi zarzuciłeś: Ty jesteś doświadczonym widzem, wszystko widziałeś, a podobać sie może produkcja tylko jakimś nowicjuszom kinowym, tak ? Pzdr
W kontekście 'Things We Lost...' wspomniana przeze mnie 'niszowość' sprowadza się do tego, że akcja rozwija się niespiesznie, muzyka i zdjęcia są dość wysublimowane i ogólnie brakuje typowo hollywoodzkich chwytów i pompy. Ale tyle jeśli chodzi o otoczkę. Bo treści, które się pod nią kryją - ich oczywistości i prostota celują już znacznie niżej niż oprawa.
Populistyczny to jednak nie do końca to samo co komercyjny, choć to określenia bardzo pokrewne. Poza tym naprawdę myślisz, że przeciętny widz ma zapotrzebowanie tylko na efekty specjalne w kolejnych 'Spider-manach'? Film opowiadający o uczuciach też może być populistyczny, patrz choćby 'Pożegnanie z Afryką'.
W mojej minirecenzji napisałem o własnych odczuciach. Końcowe zdanie miało podkreślić moje rozczarowanie faktem, że reżyserka robiąca nietuzinkowe kino, tym razem spłodziła film dla mnie nazbyt banalny i oczywisty. Nie poczułem się niestety w żaden sposób bogatszy po seansie, a jakieś tam doświadczenie pozwala mi uznać ten film za słaby. Ale to tylko opinia. Każdy ma własną i moją nie musisz się przejmować.