z cyklu: czasy rodzą się na nowo, o trzydzieści lat za późno albo - jak mawiała moja babcia - nie ma nic gorszego od filmu obrachowanego na poprawę nastroju..
tyleż uczuciowe, co ckliwe, próby wpasowania się we własny garnitur z komunii po trzydziestu latach - wygrane na samych oczywistościach, scenariuszowych jednoznacznościach, wieloznacznych ciszach, familijnych kliszach i sentymentalnych banałach.