Ten film to dość ciekawe zjawisko, na ktore długo czekałem. jeśli nie wiecie czy oglądać, czytajcie śmiało, nie ma tu spoilerów, a będziecie wiedzieli, czego się spodziewać.
Film zaczyna się od czarno białej sceny zabójstwa aktorki klasy b - Scarlet May, w latach 50ych. Oprawca pociął ją na kawałki żywcem, kręcąc całą masakrę, czyniąc ją jednocześnie ostatnim występem przed kamerą naszej nieszczęsnej panny Maj.
50-parę lat później Adam Waltz, fan kina klasy b (Edward Furlong, niegdyś młody talent, znany dobrze z "terminatora 2", "american history x" obecnie przeciętny aktor kina klasy b - "cruel world", "canes") wygrywa konkurs, w którym nagroda główną jest udział w badziewnym filmie o piratach, z królowa filmów klasy b - Cassie Blue (w tej roli Tiffany Shepis - gwiazda horrorów klasy B a nawet i Z, więc w sumie gra siebie:).
Producentem całego felernego przedsięwzięcia jest Connor Pritchett (Lance Henriksen, tego pana nie muszę chyba przedstawiać, ale poza znanymi rolami - androida w "obcym" 2 i 3, również pojawia się w filmach klasy b i niżej - "dying god"). jak napisałem - przedsięwzięcia felernego, bowiem na planie zaczynają ginąć aktorki. śledztwo w tej sprawie prowadzi detektyw Shields ( wtej roli nikt inny jak Tony Todd - kultowy Candyman, obecnie również gwiazda kina klasy b) wraz z panią detektyw LaRue, która żeby było zabawniej, jest fanka tego pokroju kina i dobrze zna pannę Maj, pannę Niebieską i cały magiczny świat kina klasy b.
tyle o fabule. niby typowy slasher. tragedia w przeszłości, teraz ktoś morduje ludzi. a jednak, jest w tym wszystkim torszkę oryginalności. co prawda zabójstw na planie było już sporo "cut", "scream 3" czy "cut throat". Tym razem dostajemy to wszystko z pewna autoironią.
Film niskobudżetowy, nieznanego reżysera, z plejadą gwiazd kina klasy b, nabijający się troszkę z tego rodzaju filmów. powinno być pięknie. ale tu pojawiają się schody:
co to miało być? film zaczyna się oryginalnie, niemal jak niskobudżetowy horror w stylu lekko artystycznym bądź eksperymentalnym, w czerni i bieli coś jakby hostel-noir... :) potem wchodzi niby zwykły slasher, z odrobina gore, z dyskretnym i specyficznym humorem, który nie jest może na tyle błyskotliwy, by fragmenty filmu wrzucać na youtube'a i wysyłać znajomym i "ohhhoho hahaha jakie śmieszne", ale sprawił, że przez pierwszą połową oglądałem film z uśmiechem na ustach, a parę razy nawet się zaśmiałem. potem ni z gruchy ni z pietruchy wchodzi wątek nadprzyrodzony, humor schodzi na bok i film wraca do jakiś zbyt ambitnych, nietrafionych scen, jak przydługa, powolna i w sumie bezcelowa rozmowa Henriksen z Toddem, przy jakiejś fortepianowej muzyczce. WTF? mogę sobie wyobrazić, jak wyglądać miała ta scena i jakie były intencje, ale kurcze, to nie działa!
no i tu jest coraz większe rozbicie jeśli to miałby być slasher z humorem to po co wątki nadprzyrodzone? no i jeszcze jedno, co ciekawe te słowa padły w filmie z ust Henriksena:
"Two minutes, no blood, no tits, what's going on?"
i racja. jeśli to miał być slasher, to po co mi tu jakiś niby artyzm, po co mi duchy, po co gadki? ja chce zabójstwa, body count leży i kwiczy, bo głodny jest.
Jeśli film zaś miał być czymś ambitniejszym, to prosiłbym więcej realizmu i mniej głupoty. np. jak to możliwe, że przy kręceniu filmu o piratach, nawet klasy b cała ekipa to niespełna 10 osób? albo skąd zabójca wziął głowę ofiary, która zostawił na miejscu zbrodni (policja chyba jej nie wyrzuciła na śmietnik?!
wątek nadprzyrodzony zaowocował dwoma tandetnymi i głupimi scenami i jedna całkiem fajną, dzięki której zniknął mój niesmak po dwóch pierwszych.
aktorswto jest całkiem niezłe, bez żadnych koszmarków , dialogi miały coś w sobie, podobały mi się.
po 90 minutach film zaskakuje choćby tym, że się nie kończy. tak. film jest zaskakująco długi. jeszcze bardziej zaskakuje mnie to, iż horror klasy b może trwać 108 minut i mnie nie nudzić. na dodatek potem koniec mamy dokładkę gore i "plot twistów".
technicznie film tez jest nierówny. edycja jest marna, przejścia ze sceny do sceny mają jakieś nienaturalne wyciszenia i "wygaszenia", nie podobało mi się to, ale np. zdjęcia są ok i jest to kolejny aspekt filmu, w którym widać, że ktoś z lepszym bać gorszym rezultatem się starał.
i właśnie to mi się w tym filmie najbardziej podoba. to nie jest kolejny film z jakością jak marny film z wesela, wydany na dvd z okładką mającą przyciągnąć naiwnych kupców (tak robi brain demage).
to jest film, gdzie ktoś miał pomysł, gdzie ktoś miała ambicje, gdzie się postarał o obsadę, o jakiś budżet, o gore, o humor. nie istotne dialogi, są dobre, nieistotne wnętrza pomieszczeń są nieźle urządzone...
do tego film ma kilka slasherowych plusów: maska zabójcy, gore (lekko sztuczne, ale jak na film tego pokroju to całkiem niezłe).
muzyka miejscami fajna, miejscami nie bardzo. przydałby sie jakiś "supsens score"
podsumowując, film pomimo wielu wpadek trafił do mojego serca fana horrorów. mógłby być znacznie lepszy, ale wyszedł i tak nieźle. 6/10, bo więcej nie mogę dać, ale mogę powiedzieć, że kiedyś go pewnie jeszcze obejrzę, a to jest dużo.
No wlaśnie, tyle dobrze, że krecony całkiem niezłym sprzetem, jak na taką nisko-budżetówkę. Dzwięk tylko trochę kiepskawy, dialogi słabo zrozumiałe, itp. Przejścia faktycznie dziwaczne- trochę nieoczekiwane.
Muzyka (coś co w moim przypadku się bardzo liczy), była kiepskawa. A raczej należałoby powiedzieć, że było jej absolutnie za mało. Były momenty, że nadawała klimat, ale było tego absolutnie za mało.
Aktorzy, kurcze, tak oglądam i oglądam, i ciągle po głowie mi chodzi, że gdzieś już widziałem tego gościa, a to przecież był Edward Furlong. Nie podejrzewałem, że on gra w takich filmach. W zasadzie film zobaczyłem dla Lance'a Henriksena, ktorego cenie za role w Millennium. Szkoda mi go, że gra w takich słabych produkcjach.
Reszta aktorów też nijaka. Chodzi mi raczej o część żeńską obsady. Jeśli już film jest kiepski, to przynajmniej aktorki powinny być wiecej niż średnie.
Najbardziej mi sie spodobała, początkowa scena. Dosyć artystyczna. Czarno-biała, z dużą ilością ziarna, mocne kontrasty...
Dla fanów taniego filmu, kiepskiego horroru jak znalazł.
A w innym wypadku, raczej omijać.
Ale jedno trzeba dać na pewno na plus. Jak na prawie 2 godzinny film, to jakoś nie nudził i w zasadzie nie było odczucia, ze pokazują ci masę zbednych scen, ktore tylko zapychją czas. Także, jak na 2godzinna produkcje, to chyba nieźle.
Generalnie,
Nie przepadam za słabymi filmami, które bardziej śmieszą aniżeli straszą. Bywają filmy, ktore są tanie, a jednak bardzo dobrze spełniają swoją rolę. Ten taki nie jest w moim odczuciu.