Ale nie odważył się powiedzieć swojej żonie, że zdobył ją tylko dlatego, że mógł zniwelować wszystkie swoje błędy, które zrobił po drodze. W gruncie rzeczy ją oszukał, dopasował się do jej potrzeb i oczekiwań. Okłamał. W taki sposób to każdy z nas naprawiłby swoje błędy np. z kobietami i w każdym innym aspekcie życia. Tylko cóż - to nieuczciwe, ponieważ zasady dla pozostałych są inne. Dlatego w mojej opinii główny bohater nie zasłużył na to szczęśliwe i rodzinne życie (mimo że jest dobrym człowiekiem), bo miał nieskończoną ilość podejść i mógł na bieżąco naprawiać swoje błędy. Zdobył to w nieuczciwy sposób, a w filmie ani razu nie był pokazany motyw, gdzie on ma z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia. Oszukał i okłamał kobietę, którą kochał i z którą żył i zapewne oszukiwał ją do końca życia - do końca życia żyła w niewiedzy, dlaczego jest z rudym, a nie z kimś innym.
Masz rację,słuszne spostrzeżenie. Miał o tyle lepiej,że ciągle cofał się w czasie zamiast ponieść konsekwencje swoich czynów. Za łatwo mu wszystko przyszło,bez wysiłku,bo zmieniał czas. Rodzinę zdobył dzięki oszukiwaniu. Przez to cały film jest naiwny i do bólu banalny.
Nie do końca można to w ten sposób wytłumaczyć. Mary była Timem oczarowana po pierwszej randce, kiedy spotkali się na kolacji. Było widać, że bardzo liczy na rozwój znajomości. Tim wykorzystał swoje "moce", aby ponownie móc ją poznać, gdy po akcji z sztuką teatralną numer zaginął i okazało się, że Mary go nie pamięta. Pewnie gdyby nie to, już po pierwszym spotkaniu byłyby kolejne. Racja - trochę nadużył swoich umiejętności w scenach łóżkowych. ;) Ale poza tym kolejne ich wspólne momenty nie opierały się na podróżowaniu w czasie, sam Tim opowiadał, że coraz rzadziej to robi. A gdyby ich związek nie byl oparty na miłości, to nawet podróże w czasie na niewiele by się zdały.
Może i masz rację z tym,że ich związek musiał opierać się na miłości,bo bez tego nic by się nie zadziało,ale nadal podtrzymuję swoje zdanie,że zbyt łatwo mu poszło. Wystarczyło,że popełnił jakiś błąd i od razu wchodził do szafy,aby cofnąć czas i "wycofać" coś co mu nie wyszło. Szczerze powiedziawszy mnie osobiście film wymęczył. Początkowo zapowiadał się ciekawie,ale im dalej tym gorzej. Obejrzałam raz i więcej już na pewno nie obejrzę.
Generalnie oceniam dwie godziny spędzone z tym filmem jako udane: wzruszyłem się, zamyśliłem, pośmiałem, z czystym sumieniem polecam! Co do problemu poruszonego w tym wątku to muszę stwierdzić, że twórcy postarali się, żeby rozwiązać tę kwestię. W scenie kiedy oboje wychodzą z imprezy, na której się poznali mijają gościa, który miał zostać jej partnerem, którego zgodnie oceniają jako kretyna. Z przebiegu akcji wynika, że gdyby Mary nie poznała Tima, związałaby się z tym gościem i najprawdopodobniej byłaby mniej szczęśliwa niż z Timem. Pod koniec filmu Mary zdradza Timowi, że chce mieć z nim trzecie dziecko, to chyba oznacza, że jest z nim szczęśliwa. Od starożytnej Grecji aktualna jest eudajmonia - pogląd mówiący, że nadrzędnym celem człowieka jest osiągnięcie szczęścia. Tim dzięki swoim "mocom" uczynił ją szczęśliwszą niż byłaby gdyby ich nie miał. To moim zdaniem (wysiłkiem twórców) rozgrzesza go z zarzucanym mu powyżej przewinień.
Na samym początku filmu widzimy jak Tim probóje poderwać koleżankę siostry. Mimo iż cofał się w czasie nie zdobył jej serca bo ewidentnie nie było między nimi chemii. Dziewczyna go nie chciała i cofanie się w czasie nic nie zmieniło.
Nie każdy musi być cierpiętnikiem. Do wielu spraw, prowadzą drogi na skróty. Ty decydujesz czy chcesz je odkryć, czy wolisz wydeptane/oklepane ścieżki.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Możliwe,że na negatywny odbiór głównego bohatera wpłynęła cała moja ocena,gdyż film nie przypadł mi do gustu. Jakoś nie mógł mnie do siebie przekonać. Może gdyby mi się podobał to inaczej spojrzałabym na Tima. Tak tylko gdybam.
Fajna dyskusja, też się zastanawiałam, czy to było uczciwe.
Jest jeszcze drugi aspekt: czy, żyjąc z tym darem, Tim nie był w pewien sposób samotny?
Niekoniecznie, bo zawsze mógł o tym powiedzieć komuś w zaufaniu, a na pewno byliby tacy, którzy by uwierzyli. Natomiast nie mógł tego powiedzieć swojej żonie, bo musiałby równocześnie się przyznać do oszustwa, dzięki któremu ona z nim była.
Przecież mu zależało i był nią oczarowany. Nie wykorzystał jej i przypadli sobie do gustu oboje. Zresztą my się nie cofamy w czasie, a sprytniejsi potrafią ubiec konkurenta i tak.
Każdy wypowiadający się tu pewnie skorzystałby z takiej możliwości.
Bardzo sympatyczny film.
Czym innym jest być sprytniejszym od konkurenta, a czym innym mieć nieskończoną ilość szans, aby zdobyć jakąś kobietę, czy po prostu osiągnąć swój cel. Przy okazji udając, że jest się kimś innym, niż się tak naprawdę jest. Zwykłe oszustwo, choć jak widać cel uświęca środki.
Jak w życiu, tylko bohater miał łatwiej. Nie miałeś tak, że po chwili pomyślałeś, że mogłeś inaczej zareagować czy coś innego powiedzieć, a konsekwencje już nastały?
Z drugiej strony pamiętam, że on też chciał pomóc swoim bliskim, więc takim egoistą nie był.
Ja bym nie pogardził taką zdolnością.
Oczywiście, że tak miałem, nie tylko po chwili, ale często i po wielu latach ma się takie myśli. Wiele osób postąpiłoby w życiu inaczej, gdyby mogli cofnąć czas. Ale nikt nie może go cofnąć, a bohater tego filmu mógł. I cofnąć czas, żeby np. nie spowodować wypadku, albo żeby kogoś uratować, czy zdobyć fajną pracę - to byłoby ok. Ale cofnąć czas po to, aby przed ukochaną kobietą udawać kogoś, kim się nie jest, w celu jej "usidlenia" - to zwykłe oszustwo. Wiadomo, ja pewnie też bym nie pogardził taką zdolnością, ale nie wiem, czy czułbym się fair wobec swojej żony, że ją zdobyłem aż takim oszustwem i że tak naprawdę ona jest z kimś innym, niż myśli, że jest. Tak naprawdę całe życie potem masz poczucie, że oszukujesz swoją żonę, bo się do niej co rusz dopasowujesz. Po każdej kłótni cofasz czas i postępujesz tak, jakby ona tego oczekiwała, a przecież jeśli się kogoś kocha, to się go tak perfidnie nie oszukuje i nie kłamie.
to nie ma znaczenia bo docelowo i tak się nim szczerze zainteresowała ZA PIERWSZYM razem jak byli na blind date w ciemności. Bardzo możliwe że była to jedyna kobieta, która dała mu szanse, wiec i on jej się poświecił.
Oszukiwanie kogoś to nie jest poświęcenie. Zainteresowała się nim za pierwszym razem, dlatego w tej kwestii faktycznie to nie ma znaczenia, ale potem mógł nieuczciwie naprawiać błędy, które popełniał w trakcie trwania związku.
Pierdzielisz, z takim zdolnościami mógł zdobyć każdą (i ew. potem porzucić), a walczył tylko o nią i to na poważnie. To chyba normalne, że jak chcemy kogoś oczarować to staramy się pokazać z jak najlepszej strony - eksponujemy swoje mocne strony, a ukrywamy słabe. Bardzo ją kochał, że tak ciągle o nią zabiegał, nawet gdy już byli razem.
Bardzo fajny film.
Tak, eksponujemy swoje mocne strony, a słabe ukrywamy, ale takim oszustwem, jakim on ją zdobył, to nie zrobi tego żaden człowiek, nie mający tego typu umiejętności. I tak naprawdę oszukiwał ją do końca, nawet w wieku 80 lat mógł cofnąć czas o 2 godziny, aby się nie pokłócić. Tak można działać, ale trzeba być psychopatą, aby robić to przez kilkadziesiąt lat i nie mieć poczucia, że tak naprawdę żyje się w permanentnym kłamstwie i oszukuje się tego, kogo się kocha. To już lepiej faktycznie zaliczać panienki i je potem porzucać, już to jest bardziej moralne, niż całe życie okłamywać ukochaną osobę.
Takie zagadnienie można rozważać i rozważać. Czasem jest, czasem nie jest. Ale tu jest oszustwo permanentne, non stop, z którym normalny człowiek raczej by sobie nie poradził, jeśli naprawdę kocha swoją żonę.
Trochę mi się przypomina "Kamizelka" Prusa , gdzie oboje małżonkowie dość długo się wzajemnie oszukują, by drugie czuło się lepiej.
Ciekawe porównanie. Jednak tam każdy chciał dobra drugiego, tutaj okłamywanie jest jednostronne i przede wszystkim dla dobra własnego. Choć dobro kobiety również występuje, to wynika jedynie z permanentnego oszustwa jej faceta.
A to nie jest tak, że mamy przecież niekończące się możliwości tylko sami siebie ograniczamy. Co stoi na przeszkodzie walczyć do upadłego ? Tylko tu wpleciono trochę magii.
Walka do upadłego to jedno i zgoda, ale możliwość naprawiania swoich błędów - tego akurat zrobić nie możemy, a bohater mógł.
Zgadzam się. Problem w tym, że w obecnych czasach nie wiem, czy ostał się choćby jeden uczciwy człowiek. Wiem, że nie ma uczciwych Polaków, a co do reszty świata muszę sprawdzić...
Jak się w ten sposób mówi o Polakach, to w liberalnych środowiskach jest to akceptowane, a nawet pożądane, aby pozostać modnym. Ale jak powiesz to samo zdanie o innych narodach, żydowskim na przykład, to zostaniesz uznany za kogoś, kto jest ksenofobem, który bezpodstawnie uogólnia. Poza tym umówmy się - nigdy nikogo nie oszukałeś? Nigdy, nigdy, nigdy? :) Zapomniało się, co?