Po obejrzeniu zwiastuna w kinie spodziewałem się, że "Człowiek na krawędzi" będzie dreszczowcem ciągle trzymającym w napięciu niczym "Telefon" Schumachera, albo też solidnym filmem sensacyjnym pokroju "Włoskiej roboty". Rzeczywistość mnie zaskoczyła. "Człowiek na krawędzi" przywraca kinu sensacyjnemu to, co Vin Diesel i Statham skutecznie w nim unicestwili, a co w "Szklanej pułapce" było wręcz jedną z największych zalet - humor.
Spodziewałem się, że Nick (Sam Worthingthon) będzie w tym planie jedynie marionetką, a sam skok będzie tylko częścią większego spisku na życie kogoś innego, kogo Nick będzie musiał wystawić. Fabuła okazała się jednak prostsza, a sam Nick brał inny udział w skoku. Mimo wszystko akcja ma dobre tempo, niezłych bohaterów i potrafi przykuć uwagę. Chociaż fantazja scenarzysty przez większość filmu stara się trzymać rzeczywistości (miła odmiana po niektórych przesadzonych blockbusterach) także i w końcowej energicznej scenie, to jednak kulminacyjny punkt finału jest czystą fantastyką, a epilog wraz z kilkoma dodatkowymi informacjami na temat planu i jego członków ujawnia, że był on trochę zbyt grubymi nićmi szyty.
Miłym urozmaiceniem rozrywki jest wciąż pojawiający się humor. Zapewniają go wzajemne docinki włamywaczki i włamywacza oraz odpowiednio wplatane reakcje tłumu ("-Wszyscy Ci wiwatują! -Skacz! Skacz w moje ramiona!"). Dzięki nim nie jest to kolejny film sensacyjny, w którym wszyscy zachowują się cały czas śmiertelnie poważnie, a przez co film staje się monotonny ciągle wygrywając na tych samych nutach.
Główną gwiazdą filmu jest Sam Worthington i w tej roli spisuje się dobrze. Gorzej z Elizabeth Banks, która gra negocjatorkę podłamaną poprzednim niepowodzeniem, ale jest w tej roli zbyt ciepła. Co innego Genesis Rodriguez, której rola nie miała być dramatyczna, a bazowała głównie na seksapilu - mógłbym się nad nim rozwodzić godzinami, bo gra nim całkiem dobrze. Całkiem sporą rolę ma też Ed Harris i również wywiązuję się z niej wyśmienicie.
Po "Człowieku na krawędzi" spodziewałem się thrilleru bądź sensacyjniaka który nawet na chwilę nie da odpocząć skołatanym nerwom. Ostatecznie otrzymałem solidnego i przyjemnego sensacyjniaka z akcją i z humorem. Muszę przyznać, że i z tego dania jestem jak najbardziej zadowolony. Przyjemna rozrywka, choć ten finał to sobie mogli darować.
3/5
-------------------------------------------
wspominane filmy:
4/5 - "Telefon" http://www.filmweb.pl/Telefon
3-4/5 - "Włoska robota" http://www.filmweb.pl/Wloska.Robota
4/5 - "Szklana pułapka" http://www.filmweb.pl/Szklana.Pulapka
Co prawda to prawda, współczesne kino akcji coraz częściej kręcone jest "na ściśniętych pośladkach" - najwyraźniej czasy "buddy action comedy" w stylu "Zabójczej broni" bezpowrotnie przeminęły...
Co do przesady i naciąganych/wyświechtanych wątków, wspomnieć można o (SPOILER) zakończeniu w stylu ostatnich "Niezniszczalnych", kiedy to cała ekipa spotyka się w barze i raczy się wieńczącym sukcesy drinkiem (zapewne niejednym ;D) - cliché w najczystszej postaci.
Ogólnie zgadzam się z większością zalet i wad wypunktowanych w recenzji, nie podoba mi się jedynie porównanie "Człowieka..." do kina typu "Szklana pułapka". Filmy z serii opowieści o wiecznie pakującym się w kłopoty gliniarzu, poza "trójeczką", nie były wspomnianymi wcześniej "buddy action comedy" i bazowały raczej na charyzmatycznym głównym bohaterze i jego "one-linerach" niż docinkach między partnerami. W produkcji z Worthingtonem zaś relacje między włamywaczami przypominają raczej te z "Ocean's 11/12/13, którym to produkcjom zdecydowanie bliżej do recenzowanego filmu niż "Die Hard".
Witam z uśmiechem Szanownego Gościa! :)
O tak! A już najgorszy wariant filmu sensacyjnego - na ściśniętych pośladkach i na ADHD-kamerze. To już bardziej męczy, niż rozrywa.
Co do "Szklanej pułapki", wspominam o niej, ale obu filmów ze sobą nie porównuję. Nie uznaję też "Szklanej pułapki", czy "Człowieka na krawędzi" za buddy-action ala "Zabójcza broń", tylko szerzej jako sensacyjniaki z humorem jak "Ocean 11" właśnie, czy "Długi pocałunek na dobranoc" (Holender! Jak ja bym chciał zobaczyć "Długi pocałunek ..." w kinie!). :)
Zgadzam się ze wszystkim co obaj napisaliście prócz jednego. Ja widziałem "Długi pocałunek na dobranoc w kinie". Przyznaję że jest wiele dużo gorszych filmów, ale każdy z tu wymienionych łącznie z Włoską robotą jest o niebo lepszy. Wierz mi, nic nie straciłeś nie oglądając tego filmu w kinie.
Dzięki, ale sęk w tym że ja bardzo lubię "Długi pocałunek na dobranoc". :) Niby fakt, że jest gorszy od reszty wspomnianych filmów (chociaż postawiłbym go ponad "Człowiekiem na krawędzi"), ale dla mnie to nadal świetna rozrywka z dobrymi scenami akcji i bohaterami. Ja bym nie pogardził. :)