Film oparty jest na faktach, które wydarzyły się w Samarze w 1956 roku. W czasie świąt dziewczyna zdejmuje ze ściany ikonę Nikołaja Cudotwórcy i zaczyna z nią tańczyć, lecz nagle zastyga w miejscu. To stanie trwa wiele miesięcy. Mieszkańcy prowincjonalnego miasteczka są przestraszeni tym nadzwyczajnym zdarzeniem, które obrasta w cud. By spróbować zorientować się w sytuacji, udaje się tam dziennikarz stołecznej gazety...
Trochę historii:
Dodajmy też, że tą dziewczyną faktycznie była Zoja Karnauchowa. A rzecz działa się w Samarze (ówczesny Kujbyszew). W noworoczną noc w domu Klaudii Bołonkinej (przy ulicy Czkałowa 84) na zaproszenie je syna zebrała się grupa młodzieży. W grupie była Zoja, która nie doczekawszy się swojego chłopaka Mikołaja (młody praktykant) wzięła ikonę św. Mikołaja i zaczęła z nią tańczyć... Spotkała ją za to kara skamienienia na 128 dni do Wielkanocy. Na Boże Narodzenie do Zoi wpuszczono jeromonacha Serafina, który wyją z jej rąk ikonę. Zoja ożywa po tym, jak odwiedza ją św. Mikołaj Cudotwórca. Potem miała albo 3 dni po ożyciu umrzeć, albo trafić do szpitala psychiatrycznego, albo trafić do monasteru i być pochowana w Troicko-Siergijewskiej Ławrze.