Zarówno czas i miejsce produkcji oraz gatunek mogą sugerować, że "Corbari" będzie filmem macaroni combat, to jednak obraz Valentino Orsiniego to zdecydowanie dramat wojenny aniżeli czysto rozrywkowe euro war. Należy również wspomnieć, że tytułowy Silvio Corbari, w którego wciela się Giuliano Gemma istniał naprawdę. Już w pierwszej scenie filmu Corbari zabija swojego przyjaciela, który postanowił dołączyć do włoskiej armii, która jak wiemy podczas drugiej wojny światowej należała do państw osi. Tym samym nasz główny bohater postanawia zorganizować grupę partyzantów, w celu walki z faszystami w swoim kraju. Członkami oddziału Corbariego zostają głównie robotnicy lub rolnicy. Partyzanci atakują niemieckie konwoje, odbijają więźniów oraz przejmują transporty broni. Dostajemy też wątek romansowy pomiędzy Corbarim, a jedną z partyzantek Ines jednak przez pierwsze 50 minut jest on tylko gdzieś w tle, a dopiero później zaczyna mieć większe znaczenie. Partyzanci próbują też wyzwalać kolejne tereny by stworzyć coś na wzór autonomicznej enklawy. Gdy w pewnym momencie zaczyna się jednak wkradać do obrazu nuda twórcy wpadli na świetny pomysł (który prawdopodobnie był podyktowany prawdziwymi losami Corbariego) by poważnie zranić przywódcę partyzantów. Odświeżyło to film i dało mu drugi oddech. Corbari traci przywództwo, a faszystowskie gazety uznają go nawet za zmarłego. I choć Corbabri owszem był charyzmatycznym przywódcą partyzantów to jednak niknął on gdzieś pośród wszelkich działań wywrotowych swojej grupy i dopiero teraz wybił się na pierwszy plan. Już w tym momencie napisze, że Gemma świetnie się spisał w powierzonej roli. Wraz z Ines zaczyna on samodzielnie walczyć z faszystami. I przyznam, że ten moment podobał mi się najbardziej. Pod koniec mamy odrobinę skrótowości, tak jakby reżyser chciał przejść jak najszybciej do finału. Samo zakończenie zdecydowanie warte obejrzenia. Technicznie film bez większych zarzutów. Poprawnie wykonany z paroma niezłymi ujęciami i praca kamery. Oczywiście film nie ustrzegł się wad. Mogło by być odrobinę więcej akcji, choć i tak nie można narzekać. Brakowało mi też bardziej wyrazistego antagonisty. Trafiają się też pewne dłużyzny, a pod koniec wspomniana skrótowość. W ostatecznym rozrachunku dzieło Orsiniego jest filmem wartym obejrzenia. Aktorzy spisali się nieźle, Corbari jest postacią na tyle charyzmatyczną, że ciężko go nie polubić. Poza tym cała sytuacja sprzyja kibicowaniu jego poczynaniom, choć w pewnym momencie mogą one sugerować komunistyczne inklinacje. "Corbari" posiada też odpowiedni ładunek emocjonalny i całkiem nieźle równoważy kino partyzanckie z dramatem. Jeśli ktoś spodziewa się po tym filmie czystej rozrywki w stylu macaroni combat może się zawieść. Film sprawdzi się lepiej jako popołudniowy dramat niż kino akcji do popcornu.