Film Michała Wnuka w chłodny i - jak się wydaje - maksymalnie obiektywny sposób próbuje pokazać sytuacje, którymi na co dzień bombardowani są lekarze z oddziałów intensywnej terapii i transplantologii. Tutaj kwestie życia i śmierci z konieczności wpisane zostają w rutynowe, codzienne procedury, z których w jakiejś mierze wyrugowane zostają ludzkie odruchy i emocje. Łatwo zrozumieć, że każdego tamtejszego lekarza, który próbuje za długo zastanawiać się nad niektórymi sprawami, czeka prędzej czy później głęboki kryzys. Dlatego zdecydowanie lepiej dać się porwać rutynowym formułom, uprzedmiotowić ludzkie ciało i jego organy tak bardzo, jak się da, i móc nad denatem spokojnie porozmawiać z kolegą o tym, jak jego dziecko radzi sobie w przedszkolu. Nawet, jeśli tym denatem jest ledwie osiemnastoletnia samobójczyni, a pod szpitalem czeka na kontakt z lekarzami jej znajdująca się na skraju rozstroju nerwowego matka.