Paradoksalnie najlepszy wg, mnie film całej serii, ma najmniej bonda w bondzie. Jednakże to właśnie jest jego największym atutem. Świetne sceny akcji, świetna fabuła. Craig doskonale sprawdził się w roli agemta 007. Film nawet jest trochę smutny za sprawą Vesper co podnosi ogólny odbiór filmu. 9/10. Pozdrawiam wszystkich którzy uważają tak samo, a także tych którzy mają odmienne zdanie.
Film jest owszem nawet dobry, ale i tak do największych klasyków serii dzielą go lata świetlne.
a możesz mi powiedzieć co go dzieli od "największych klasyków serii". Bo moim zdaniem pod względem
aktorstwa i fabuły(być może trochę za poważnej na Bonda" ta część jest najlepsza.
Aktorstwo jest dobre, fabuła ciekawa, ale film trochę mało bondowski i jednak nieco za poważny. To nie za bardzo pasuje do Bonda, brakuje tego luzu i dystansu. No i jak na Bonda jest trochę za długi (zresztą najdłuższy w serii), niektóre sceny są zbyt przegadane i przeciągnięte (tak samo wątek miłosny). Muzyka też ogólnie mnie zawiodła. Dla przykładu odniosę się tu do bardzo niedocenianej części "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości", bo jego konwencja jest podobna do "Casino Royale". Tamten film też jest realistyczny (chyba nawet bardziej niż CR), Bond jest pozbawiony gadżetów, bardzo ludzki (nawet płacze!) i się zakochuje (co więcej, żeni się). Film jest jednak bardzo bondowski, są świetne dialogi, chyba najlepszy scenariusz w całej serii, wspaniała muzyka Johna Barry'ego, wyjątkowy klimat, piękne widoki. Aktorstwo też nie zawodzi: znakomita gra Savalasa i Rigg (chyba najlepiej zagrana dziewczyna Bonda!). Lazenby wybitny nie był, ale na pewno też nie spierniczył filmu, a ostatnia scena filmu wyszła mu wręcz świetnie. To dowód na to, że nawet bez efekciarstwa można zrobić bondowski film Dlatego jeśli twórcy chcą Bonda "bardziej serio", to niech wzorują się właśnie na tej części albo na Daltonie.
tu będę bronił Evy Green, która może nie jest najurodziwszą dziewczyną Bonda ale na pewno najlepiej zagraną
i hipnotyzujaca. ale zgadzam się z tobą całkowicie że "w tajnej...: jest najbardziej niedocenianą częścią, ale to
poczęści winna Seana który zagrał Bonda z pewnym dystansem, Lezenby'emu tego zabrakło. potem nadeszły
czasy Moora(rozlazły, nudny ciągle z tym samym niby ironicznym uśmiechem) i Bond przynajmniej dla mnie
przemienił się w swoją własna parodię. niestety to się spodobało, były to filmy czysto rozrywkowa(proste
przesadzone historyjki o ratowaniu świata), jak dla mnie mógłby je kręcić Bay czy Snyder. potem próba
powrotu do "sedna" sprawy z pomocą Daltona przyjęta dość chłodno(chociaż jak dla mnie on najbardziej
przypominał książkowego 007) i powrót do poprzedniej konwencji z Brosnanem w roli głownej(ale dwa razy
bardziej przegiętej niż u Rogera). a teraz mamy Craiga którego jedyną winą jest to ze scenarzysci pozbawili
go typowo Bondowych odzywek i takiego spojrzenia na wszyskto z dystansu ( o czym sam wspomniałeś) i
gdyby to miał, Casino Royale zostało by najlepszą częśćią). chociaż i w roli szpiega chama spisuje się bardzo
dobrze. Ja powiem szczerze ze mi najbardziej brakuje potyczek słownych Jamesa z Moneypenny.
a teraz tak szybko muzyka nie była najwyższych lotów poprostu była, ale piosekna na dzień dobry. Moim
zdaniem jedna z najlepszych.
Eva Green zagrała naprawdę dobrze, choć wspomniana przeze mnie Rigg była według mnie jeszcze lepsza. Spodobała mi się też, bo wolę bystre i zaradne dziewczyny Bonda niż jakieś słodkie idiotki.
Bondy od zawsze były filmami rozrywkowymi i nie ma się tu czego czepiać. Raczej nie należy doszukiwać się w nich drugiego dna. ;) Co do Daltona, to faktycznie jest mocno niedoceniany. To zaraz po Connerym mój drugi ulubiony Bond. Jeśli chodzi o Brosnana, to w sumie w pierwszych trzech jego filmach nie było większych przegięć jak u Moore'a, któremu się ich tak nie wypomina. ;) Wyłączam oczywiście ostatnią, fatalną część z Brosnanem, która była niczym innym jak zwyczajną orgią efektów komputerowych. Myślę że właśnie przez pryzmat tego ostatniego, nieudanego filmu tak krytycznie ocenia się go jako Bonda, choć moim zdaniem zagrał naprawdę dobrze.
Co do Craiga, to masz rację. Nie należę wprawdzie do jego entuzjastów, ale gdyby tylko scenarzyści pisali mu bardziej bondowskie kwestie, myślę że w pełni bym go zaakceptował. Mimo wszystko wolę Bonda-dżentelmena niż Bonda-chama. ;) Ale może jeszcze się wyrobi. Np. taki Lazenby to kompletnie na Bonda nie wyglądał, ale dzięki świetnemu scenariuszowi wypadł całkiem poprawnie. ;) Moneypenny faktycznie brakuje, ale to dlatego że chyba w książce też jej nie ma. Mam nadzieję, że wróci też Q i to wcale nie z powodu gadżetów, ale tych genialnych, pełnych sarkazmu i uszczypliwości dialogów z Bondem. ;) Dodawały one zawsze filmom dużo kolorytu. Co do piosenki, zgadzam się. Świetnie oddaje ducha przygód 007, za to duży plus.
Moim zdaniem także jest to zdecydowanie najlepszy Bond. Sam się zdziwiłem jak bardzo mi się podobał. Jest innny od pozostałych. Quantum of Solace próbuje naśladować styl brutalności i twardziela Bonda jednak temu filmowi wychodzi to znacznie gorzej.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcie nowego Bonda uznałem go za człowieka zupełnie nie pasującego do agenta MI6. Na początku sądziłem że to jakiś ruski pierdziel. Ale nie w roli Bonda. Jamesa Bonda spisał się znakomicie. W tym filmie jest pot ,brud a nie to że Brosnan jedzie ulicami Rosji w idealnej koszuli. Casino Royale posiada też wartką akcję z bardzo dobrą ostatnią scenę. Dobra gra aktorska Eva Green ,Judi Dench. Czarny charakter to wg. mnie 2 w kolejności najlepszy i najczarniejszy bohater w historii przygód Bonda. Le Chiffre jest równie fenomenalny co Goldfinger jednak czegoś mu brakuje do Max'a Zorin'a.
I tak jak już został powiedziane mało Bonda w Bondzie na +.
Zdecydowanie mój "bondowski" faworyt.
Le Chiffre równie fenomenalny co Goldfinger??? No bez przesady panowie... To na pewno dobry przeciwnik Bonda, ale bywali też lepsi.
No właśnie ten film pokazał, że postać Bonda nie jest taka jednowymiarowa jak do tej pory go kreowano. Każdy poprzedni film był sztampowy, kręcony trochę według jednego schematu. Ładne kobiety, szybkie samochody, trochę przemocy, trochę 'wielkiego świata'. Tylko, że w pewnym momencie nie dało się tego strawić. Zwłaszcza dwóch ostatnich Bondów z Brosnnanem. Nie dawało się na nie patrzeć. Były karykaturalnie przerysowane, a jak patrzyłem na te ilości gadżetów to mi się tylko uśmiechałem.
Ostatnio kupiłem w Merlinie dwupłytową edycję Casino Royale (nota bene) i obejrzałem ten film kolejne trzy razy. Za każdym razem, widziałem coś ciekawego. I uważam, że odświeżenie które zafundował Craig było jak najbardziej potrzebne. Bo ile można traktować o tym samym.
A tak przy okazji, dzięki temu, że Merlin ma wyprzedaż, tudzież inną promocję na płyty DVD, to zastanawiam się, czy nie uzupełnić kolekcji bondowskiej.
Bez przesady... Już w przeszłości bywały filmy, które pokazywały, że Bond nie jest jednowymiarowy. Choćby "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości", "Licencja na zabijanie", "W obliczu śmierci" czy "Świat to za mało". Nikt mi nie wmówi, że te części są schematyczne. Są jednak w 100% BONDOWSKIE. Casino Royale to z pewnościa dobry film sensacyjny, ale Bonda jest tu trochę za mało. Postać Bonda nie jest też jednowymiarowa chociażby z tego powodu, że każdy aktor przedstawia inne na nią spojrzenie, żadna kreacja nie jest taka sama. Inny jest Bond Connery'ego, inny Daltona, inny Lazenby'ego, jeszcze inny Moore'a czy Brosnana, no i zupełnie inny Bond Craiga (wręcz balansuje na granicy bycia Bondem). Jeden jest urokliwym zabijaką, jeden dowcipnym dżentelmenem, jeden jest mroczny i jednocześnie bardzo ludzki, etc. etc... I jeszcze jedno:
"Każdy poprzedni film był sztampowy, kręcony trochę według jednego schematu. Ładne kobiety, szybkie samochody, trochę przemocy, trochę 'wielkiego świata'. Tylko, że w pewnym momencie nie dało się tego strawić."
No a w CR tych elementów to niby nie ma? ;)
ech mimo mojej wielkiej sympatii dla tej części przygód 007, moim zdaniem powinni wrócic do konwencji z
Daltonem. Oprócz ładnych kobiet, szybkich samochodów itd są jeszcze dobre dialogi i troszke humoru, a
zarazem te dwa filmy były "rzeczywiste" jak na Bonda.
Że sie włącze do dyskusji, to co to jest ta bondowskość? Szczególnie ta
oparta na filmach.
Rozumieme obrońców starych bondów bo Connery jest po prostu dobry a
Moora przyjemnie i lekko się ogląda.
Ale czy panowie od filmów nie uciekli za bardzo od pierwowzoru Ian'a
Fleminga że teraz wracają do początków czyli "Dobra panowie z tego nic
już nie będzie rozrzucamy klocki i budujemy na nowo"
P.S pisze to tu bo nie chce mi się przekrzykiwać krytykantów na forum
QoS
zacznę od końca. Czy odeszli od pierwowzoru Fleminga? Tak. Ale to jest spowodowane tym co widownia
chciała oglądać. Próba powrotu do korzeni czyli seria z Daltonem została niezbyt ciepło przyjęta. A teraz
Panowie producenci stwierdzili że Bond wyprawiający cuda na ekranie, mający gadżety które Lemowi się nie
śniły i ratujący świat przed coraz bardziej dziwnymi przeciwnikami( myślę tu o Victorze Zokasie) już nie co się
widzom przejadł. Dodatkowo po sukcesie krucjaty Bourne'a( i tu też z całkiem niezłej szpiegowskiej książki
zrobili widowiskowe kino akcji), stwierdzili że w tym kierunku idzie kino sensacyjne i w takim klimacie zrobię
następne Bondy. Tylko że o ile Casino Royale to rewelacyjne kino sensacyjne, powiedzmy stoi na granicy bycia
filmem o 007, to QoS to prosty i zwykły film sensacyjny. Dlatego że właśnie brakuje tej "bondowskosci". czyli
spojrzania na wszystko z lekkim przymróżeniem oka, inteligentnych dowcipnych dialogów, Bonda który jest
agentem a nie "czołgiem". tego ostatniej części brakuje, za to mamy cierpiącego wypranego z uczuc
morderce.
Dzięki za zrozumienie. A i sam rozumiem opinia publiczna i takie tam.
Zrozumiałe też jest czemu Dalton odpadł po dwóch częściach. No i to
zrozumienie bondowskośći bo wielu to się kojarzy z nie wiadomo jakim
wynalazkami i zgodzę się że siła leży lekkim przymrożeniu oka i
inteligentnym dowcipie. A bond jako zabójca to cóż ale wg Fleminga taki
by właśnie jest Bond mnie podoba się Bond na którym wywarł wrażenie a do
tego nie został zapomniany motyw z poprzedniej części. A taki jaki był w
QoS to po prostu to jaki był by taki człowiek po przejściach z CR