(Tekst ten zawiera pewne spoilery) W wielu recenzjach przywoływa się ten film do "Pulp fiction". No i w pewnym sensie słusznie. Choć nie jest to jakaś tam podróbka Tarantino, lecz połączenie gangsterskich filmów w stylu "Pulp fiction" oraz pewnej tradycji Japońskiej. Oto bowiem i mamy Taratninowski język (a już najlepsza jest chyba końcowa "litania" Denny'ego, która pokazuje jak nie wiele słów trzeba znać, by wyrazić swe uczucia) czy brutalnych gansterów. A do tego należy dożucić typowo Japońskie wynalazki - sepuku (wychodzą jelita), lojalność wobec szefa czy obcinanie palców (choć w "Czterech pokojach" w których także maczał palce Tarantino, jest podobna scena). No na tym się jeszcze nie kończy. W "Pulp fiction" była scena, kiedy podczas jazdy samochodem Vincent Vega rozwala (niechcący) głowę współpasażera. Tu jest podobnie, Yamamoto, choć tym razem celowo, rozwala pistoletem głowę kierowcy. ;)
Na uwagę zasługują także niektóre zdjęcia, a zwłaszcza nocne strzelaniny (najlepsza jest ta z mafią pod koniec). Oto bowiem na ekranie kina nie widać prawie nic, ale gdy tylko zaczyna się strzelanina, widać pewne krótkie poświaty ognia wystrzału, które dopiero pokazują co się w danej scenie dzieję. Myśle, że rozwiązanie jest to bardzo ciekawe.
No i jeszcze "F***king Jap". O ile pierwsze słowo nie powinno budzić niezrozumienia ;), o tyle Jap to pogardliwe powiedzenie o Japończykach, albo nawet i o wszystkich Azjatach (żółtych). W każdym razie w filmie pojawia się scena, kiedy Ariki mówi coś w tym stylu (po tym jak pozabijał gansterów): "F***king Jap, to akurat rozumiem". No bo należy dodać, że znaczna część filmu jest po Japońsku.
Niech będzie pochwalony.
To, że Tarantino w 'czterech pokojach' obcięcię palca przyjął za główny wątek swojej nowelki nie znaczy, że się wzorował na tradycji yakuzy. Przed 'czterema pokojami' hitchcock nakręcił niedługi film (niestety nie pamietam tytułu), w którym bogaty milioner zakłada się z przypadkowo napotkanym człowiekiem z zapalniczką, chwalącym się o jej niezawodności. Milioner (podobnie jak Tarantino) zachęca go obietnicą oddania swojego samochodu gdy zapalniczka 10 razy z rzędu się zapali - w przeciwnym razie = odrąbuje palec :) Oczywiście oba filmy różnią się klimatem - Hitchcock skupia się na wzrastającym napięciu podczas kolejnego odpalania zapalniczki, a Tarantino (jak to on ;) dokonał kolejnego świetnego pastiszu i zaskakującego zakończenia (niezwykle zabawnego gdy zna się film Hitchiego).
Pozdrawiam.
Samarytanin.
P.S. A film Brother do zobaczenia i zapomnienia, niestety...