Western blaxploitation, czyli tryumf czarnych braci na Dzikim Zachodzie. Czarnoskóry łowca nagród, znany jako Boss (Fred Williamson), oraz jego wierny kompan Amos (D'Urville Martin) trafiają do przesiąkniętego rasizmem miasteczka. Boss nie patyczkuje się z burmistrzem i wkrótce zostaje szeryfem. Choć wywiązuje się ze swych obowiązków lepiej niż wszyscy poprzedni szeryfowie (tzn. nie daje się zabić w pierwszy dzień piastowania urzędu), nie wszyscy obywatele są zadowoleni z jego rządów. Zwłaszcza ci na bakier z prawem. Postanawiają pozbyć się "tego paskudnego czarnucha". Ale Bossa zabić nie tak łatwo... to praktycznie niemożliwe!

Choć film piętnuje rasizm, ma obecnie problemy z legalną dystrybucją w USA. Ością w gardle cenzorów jest sam tytuł. Słowo NIGGER - CZARNUCH uznane jest za tak niepoprawne politycznie, że żadne szanujące się wydawnictwo nie ośmieli się wypuścić filmu pod tym tytułem. Stąd skrócona nazwa: BOSS. Co więcej, w dostępnej kopii ocenzurowano również słowa piosenki, pojawiającej się na napisach początkowych. Wielka szkoda, bowiem jest ona bardzo chwytliwa i mogłaby stać się hitem retro.

Sam film jest mieszanką komedii i westernu, zrealizowaną dość przeciętnie. Filmowcom najbardziej zależy na uszczęśliwieniu czarnoskórej publiczności poprzez wbicie jej w dumę. Dlatego też zamiast opowiadać solidną westernową historię, prezentują ciąg skeczy, w których Murzyn przewyższa białasów pod każdym względem (jest lepszym akrobata, strzelcem, kochankiem...). Strzałem w dziesiątkę jest obsadzenie w roli głównej Freda Williamsona, charyzmatycznego aktora, który już chyba zawsze kojarzony będzie ze złotą erą blaxploitation. Przy takim twardzielu nawet obraźliwy epitet "Nigger" nabiera pozytywnego charakteru.