Rzadko kiedy sięgam po melodramaty, bo to raczej nie moja
bajka, ale udało mi się jakimś cudem trafić w życiu na takie,
które były dla mnie na prawdę interesujące. Niestety ''Big
Love'' nie ma według mnie nic wspólnego, ani z prawdziwą
miłością, a tym bardziej z ciekawym filmem. Po tych
wszystkich koszmarnych polskich komediach ostatnich lat,
myślałem, że chociaż w tak ''delikatnym'' gatunku, ktoś jest w
stanie ''urodzić'' coś wzniosłego, coś czym mnie do siebie
przekona, coś na prawdę zajebistego. Pozostaje tylko żal, że
znów się nie udało na własne życzenie.
To, że opowieść ta jest tragiczną, bo bazuje na autentycznych
wydarzeniach, powinno dodać jej jeszcze bardziej powagi i
dramatyzmu. Ja tego w niej nie zauważam. Bo to zwykły
gówniarski niewypał, który kończy się głupią tragedią.
Opowieść ta jest wręcz KOSZMARNA. Nie jest niczym innym
jak irytującym i odrzucającym widza widowiskiem. Nie mam
pojęcia co takiego jest .... , co w ogóle widzą ci, którym się to
podoba? ''Big Love'' przedstawia beznadziejne, dosłownie
chore szczeniackie uczucie, będące dalekie od prawdziwej
miłości. Jest to po prostu zwykła poj...ana egzystencja dwojga
młodych ludzi, którzy swoim niby ''uczuciem'', niszczą tylko w
bolesny sposób siebie wzajemnie. Czy zatem ta para ma być
przykładem dla dzisiejszej młodzieży? Czy związek opierający
się na bezgranicznym braku zaufania, oszukiwaniu się,
składający się z chorej zazdrości, bez jakiejkolwiek
przyszłości, ma być idealnym wzorcem? To jest ta wolna
miłość? Mam nadzieję, że takie rzeczy są tylko skrajnością.
Lecz tak prawdę mówiąc nie samo życie Emilii i Maćka jest tu
bez krzty wartości i nie tylko to może się odbić czkawką. To
dopiero początek.
Jeszcze gorzej ma się do tego forma z jaką twórcy oddają
nam ten irytujący spektakl. Chłonięte sceny, dialogi, czy obraz
mogą mocno drażnić, ale przede wszystkim te rozmowy, które
są najczęściej prostackie, wulgarne, chamowate i
pozbawione sensu. Typowe zauroczenie i mechaniczny seks,
przeradzają się tu obojętność i nienawiść głównych
bohaterów.
Równie dennie prezentuje się tu prężenie aktorów. Styl w
jakim ukazują nam swoje postaci, jest bliski dna. Ola
Hamkało ma jeszcze minimalne przebłyski, ale to i tak chyba
tylko dzięki metamorfozie. Z postrzelonej, rozwydrzonej
małolaty, powstaje pusty, nic nie warty produkt sceniczny.
Natomiast jej gra, jest jak sztuczna wydmuszka.
Jeżeli chodzi o Pawlickiego, to jest on po raz kolejny słabym
ogniwem w filmie. Koleś - cwaniak, grający rzeczywiście
cięgle zbitego psa, wstrętnie chaotyczny, beznadziejnie
nadpobudliwy, facet nie posiadający charakteru na planie.
Jego gra ogranicza się do strojeniu pary głupich minek i
machania rękoma. Dla mnie, to on nie posiada za grosz
talentu aktorskiego.
Dodam jeszcze, że reszta aktorów to blade, nic nie znaczące epizody. Tak samo szkodzą, jak i wnoszą coś do całości.
Ogólnie dostałem mega chorą historyjkę, cholernie nierówną, napakowaną debilnymi rozmówkami (tekstami), o bezwartościowych bohaterach i kiepskiej reżyserii.
Gdyby nie wspomniana, całkiem sprawna przemiana, którą da się dostrzec, pełne, śnieżnobiałe uzębienie Oli Hamkało, jej nietypowa uroda, której nie powinna piętrzyć ponad grę, gdyż ona kiedyś przeminie, psychodela i drapieżność, jaka bije ze sceny podczas jej występów, jedna lub dwie niezłe piosenki, nie wystawiłbym nawet 2/10.
''Big Love'' przypomina mi polską wersję ''Zmierzchu'' w wydaniu mega niedojrzałym.
Żadnej polemiki???? Pewnie dlatego, że ludzie tacy jak ja nie mają pojęcia o czym Ty mówisz tutaj. Próbuję Cię zrozumieć, ale nie potrafię! Tak jak Ty mnie - dla mnie to rewelacyjny film.
Już Ci coś napisałem chwilę temu na temat własnych doświadczeń.
Żeby to zrozumieć, trzeba przejść przez coś takiego. Uwierz mi, wolałbym do tego nie wracać. Poza tym z perspektywy czasu, dziś inaczej już na to patrzę.
Co do polemiki..... Czekałem tylko, aż ktoś znów napisze coś w stylu: ''i kto ci to przeczyta''. Ludzie są leniwi jak sama wiesz.
Można się z kimś nie zgadzać, ale jednym, prostym zdaniem się tego nie załatwi.
Ilość literek nie ma znaczenia kiedy między dwojgiem ludzi nie ma nici porozumienia w danym temacie.
A doświadczyłeś tego, że tak się spytam? Dla mnie też nie ma znaczenia. Jednak jak widać dla wielu ma. Ale cóż się dziwić, jak małolaty okupują filmweba, a im się często tak chce pisać/ czytać.... I absolutnie nie chcę tu uogólniać i wszystkich szufladkować.
Jak widać, nie dojdziemy do porozumienia.
A tak z innej beczki. To, że ''BL'' ma tak wysoką średnią, nie oznacza, że nie znaleźli się i tacy, którym film zupełnie nie podszedł.
Wystarczy zerknąć na inne tematy, w których ''założyciele'' dają zdecydowanie mniej niż 5.
Doświadczyłam wielu sytuacji z tego filmu. Choć nie wspominam tego dobrze - sentyment pozostał. Czytałam wiele recenzji tego filmu. Nie znalazłam takiej, pod którą mogłabym się podpisać. Zdaję sobie sprawę z jego niedoskonałości , ale nie rozkładam go na części pierwsze - zła mina, zła dykcja, za dużo seksu, kiepskie dialogi itd. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Żadnego! Jeśli po obejrzeniu filmu jestem podekscytowana, zaczynam o nim myśleć, szukam w necie muzyki, słucham jej w wannie i przed spaniem, idę do pracy, robię papierki i zaczynam oglądać go znowu i znowu... tu nie ma logiki, tu nie ma nic wspólnego z wiekiem - liczy się tylko oddziaływanie.
Mam dokładnie to samo, przez co moim zdaniem film jest w jakims sensie magiczny..
nie zgodzę się z autorem posta , ten film jest inny od wielu poprzedzających które miały już utarte schematy , rąbankę i nieodłączne przekleństwo. Może rzeczywiście aktorstwo nie jest na najwyższym poziomie ale mnie ten film poruszył , takie histrorie warto opowiadać a nam poddać je refleksji to tyle
Pozwoliłem sobie przeczytać twoją wypowiedź (pomimo jej rozmiarów:P) i pozwolę sobie również wdać się z nią w osobista polemikę. Mam niejakie doświadczenie w temacie "toksycznych" związków, pełnych "bezgranicznego braku zaufania, oszukiwania się, składających się z chorej zazdrości, bez jakiejkolwiek przyszłości". Lecz czy to dyskwalifikuje mnie z posiadania uczuć? A może moje uczucia trzeba zawsze otaczać znaczącym cudzysłowiem (o tak: "uczucia";) Czy "beznadziejna, dosłownie chora i szczeniacka miłość" nie jest wciąż prawdziwa? Czy "poj...na egzystencja dwojga młodych ludzi, którzy swoim niby ''uczuciem'', niszczą tylko w bolesny sposób siebie wzajemnie" jest aż tak ciężka do wyobrażenia sobie i zaakceptowania? Nie takie rzeczy się dzieją na świecie drodzy Państwo. Żadna to skrajność. "Ot życie!" jak powiedziałby zapewne mędrzec... :)
Dokładnie. Zaskakującym dla mnie jest jak wielu z komentujących interpretuje ten film w tak jednowymiarowy sposób. Młoczieńcza/szczeniacka miłość, choć uważam, że nie tylko taka, często bywa niedojrzała, tym bardziej jeśli brakuje jej odpowiednich wzorców. Czy nie można nazwać tego uczuciem? Moim zdaniem można, dodatkowo takim, które na etapie zakochania/zauroczenia jest nie do zatrzymania. Film być może nie jest idealny, ale nie zaprzeczałaby z taką pewnością jego realności. Związki cechujące się brakiem zaufania, nieustannym oszukiwaniem, chorą zadrością funkcjonują mimo, że zazwyczaj nie mają przyszłości.
A kto twierdzi, że to ma być wzór dla kogokolwiek i że film mówi o prawdziwej miłości? Tytuł jest ironiczny, a film przedstawia właśnie toksyczny związek. Białowąs nie ukrywa tego, że sięgnęła do klasyki (genialne "Gorzkie gody" Polańskiego czy "Urodzenie mordercy" Stone`a).
Co do gry aktorskiej masz rację - leży i kwiczy.
problem w tym, ze Big Love nie kojarzy mi sie wcale z tymi filmami, jest za slaby psychologicznie.
Juz bardziej kojarzy mi sie z Uprowadzeniem Agaty...hehe
Jeśli ktoś (w tym przypadku Ty) poszedł na ten film by zobaczyć melodramat tudzież historię miłosną, to nic dziwnego, że się rozczarował. A wystarczyło obejrzeć choćby wywiad z reżyserką, w której mówi, że "Big Love" ukazuje ANTY - MIŁOŚĆ i nie ma nic wspólnego z tkliwym melodramatem. Lepiej jednak nastawiać się na romansidło, wychodzić rozczarowanym i obniżać ocenę filmu, a co!
Tak, a Ty wiesz przecież lepiej na co ja się nastawiłem. Nie nastawiałem się na żaden melodramat, a tylko ciekawą historię.
To nie komedia, abym szukał w niej gagów, ani horror bym czekał, aż mnie coś przestraszy.
Poza tym nie oglądałem tego sam, by móc jednostronnie stwierdzić, że film jest beznadziejny.
Nigdy nie zaniżam ocen filmów, bo nie mam w tym zupełnie żadnego interesu. Mściwy także nie jestem.
To w 100% moja subiektywna opinia, a Ty masz prawo się z nią nie zgodzić. Rzecz oczywista.
Pozwól, że przytoczę fragmenty Twoich wypowiedzi, które świadczą o nieznajomości tematyki filmu, na który się wybrałeś.
"Niestety ''Big
Love'' nie ma według mnie nic wspólnego, ani z prawdziwą
miłością, a tym bardziej z ciekawym filmem. Po tych
wszystkich koszmarnych polskich komediach ostatnich lat,
myślałem, że chociaż w tak ''delikatnym'' gatunku, ktoś jest w
stanie ''urodzić'' coś wzniosłego, coś czym mnie do siebie
przekona, coś na prawdę zajebistego. "
Ten film nie ma nic wspólnego z prawdziwą miłością, bo NIE MIAŁ MIEĆ nic wspólnego z takową, co było wielokrotnie podkreślane przez reżyserkę i w opisach filmu - miał on przedstawiać ANTY miłość i ja jakoś przed obejrzeniem go to wiedziałam to raz.
"Jest to po prostu zwykła poj...ana egzystencja dwojga
młodych ludzi, którzy swoim niby ''uczuciem'', niszczą tylko w
bolesny sposób siebie wzajemnie. Czy zatem ta para ma być
przykładem dla dzisiejszej młodzieży? Czy związek opierający
się na bezgranicznym braku zaufania, oszukiwaniu się,
składający się z chorej zazdrości, bez jakiejkolwiek
przyszłości, ma być idealnym wzorcem?"
Ten film NIE MIAŁ BYĆ również wzorcem. Miał ukazać, jak miłość oparta tylko na fizyczności i pożądaniu, a także chęci posiadania drugiej osoby doprowadza do destrukcji, w tym przypadku do śmierci.
Takie to trudne?
dla mnie jak najbardziej jest to film o milosci. Milosci mlodzienczej, szalonej, niosacej ofiary, destruktywnej, byc moze i zlej, ale milosci na maxa
Dla mnie opinia rezyserki nie ma znaczenia, bo ona, co widac w wywiadzie, nie potrafi sie sensownie wypowiedziec nawet na temat swojego (???) filmu. Film, co tu duzo mowic, jest o milosci. Ludzie, jak to inaczej nazwac???
Hej, piszę tu, bo nie mogę wysyłać prajwat mesydży :> Wysłałeś mi Pan friend rikłesta, czy my się znamy? :)
podpisuję się pod djrav77, wyjątkowo nieudany polski film. strata czasu. starałam się oglądać przez pierwsze 20 minut, ale później zaczęłam robić w trakcie co innego, bo nie szło wytrzymać. film nudny, monotonny, aktorzy chaotycznie próbują stworzyć jakiś wątek - bezskutecznie.
Bardzo dobrze opisany brak miłości w tym filmie z miłością w tytule. Nie rozumiałam tego od samego początku (może to moja wina) kiedy i czemu oni się zakochali? Nie widziałam ani kszty jakiegoś uczucia między bohaterami czy nawet powodu, dla którego miałoby powstać. Koleś podjechał pod gimnazjum samochodem jak paliła pod drzewem a minutę później się przeprowadza - w międzyczasie zero dialogów czy scen z jakąkolwiek treścią, ot po prostu Białowąs mówi nam "chcialam miec pare to se zrobilam nie pytajcie o nic"... A spaczenie w zachodnich społeczeństwach do nazywania możliwości niszczenia i krzywdzenia drugiego człowieka "miłością" lub "pasją" to już zupełnie inny temat...
Właśnie obejrzałam film i częściowo muszę się zgodzić. Ale tylko częściowo. Od strony technicznej film jest do kitu: beznadziejna gra aktorów pierwszoplanowych, scenariusz momentami nielogiczny (mimo, że sam pomysł ciekawy), za bardzo przekombinowane ujęcia odbierające wiarygodność obrazów, muzyka zdecydowanie nie nadająca się od odsłuchania na trzeźwo (wokal Emilii/Aleksandry Hamkało wyjątkowo drażni - nienawidzę takiego bezsensownego wycia pomieszanego z miauczeniem niczym u umierającego kota). Nawet sceny seksu za bardzo tutaj nie wyszły (chociaż uważam, że potrzebne były - ale na pewno nie w takiej ilości i nie takiej jakości).
Teraz sama treść filmu - ja uwierzyłam w taką miłość, jaką pokazano w filmie. A taka miłość zdarza się tylko u młodych ludzi. W wieku nastoletnim wszystko wygląda inaczej, nie myśli się o konsekwencjach, tylko podąża za głosem serca. I pozwala się na ogrom szaleństwa. Bo nastolatek prędzej będzie wpatrzony w drugą połówkę i łatwowiernie uwierzy we wszystko. Wchodząc w związek, nie zacznie kalkulować przyszłości na zimno, jak dorosły ( ja zasadzie - czy warto?!). Takie rzeczy nie zdarzają się u dorosłych, więc film nie ma praktycznie prawa spodobać się dorosłych.
Ja patrząc na relację głównych bohaterów, uznałam ich za totalnych idiotów. Patrzyłam na szczeniacką miłość z punktu widzenia dorosłego i podświadomie sobie powtarzałam "Jam bym to poprowadziła inaczej" a potem "Ja bym nie związała się z takim typem. Szkoda czasu". I tak pewnie pomyślało też innych czytelników starszych niż główni bohaterowie.
Właśnie zastanawiam się, jak ocenić ten film. Kierując się emocjami dawnej młodości czy logiką dorosłej osoby?
Cóż, nastolatką nie jestem już od bardzo dawna, więc kieruję się logiką. Ocena 2/10
Moze nie w tak ostrych slowach ale podzielam twoja opinie na temat tego filmu. Jezeli to ma byc prawdziwa wielka milosc to ja dziekuje bardzo. Zauwazylam ze im bardziej patologiczny film tym szybciej jest okrzykiwany arcydziełem czy jakims wybitnym dziełem. W tym filmie pokazano toksyczny zwiazek dwojki mlodych ludzi. Realistyczne sceny seksu, uzywki i staczanie sie na dno to chyba mialo zaszokowac widza i dzieki temu go przyciagnac do kina. Ogolnie nie rozumiem zachwytow nad tym filmem. Nie powiem ze to kompletna beznadzieja bo temat rokował dobrze, ale gra aktorska głownej pary i ogolnie to jak zostal ten motyw przewodni poprowadzony jakos mnie nie przekonuje.
Nie moge napisac, ze film mi sie podoba, bo to nie jest dobre kryterium. Ale ma cos w sobie takiego, ze mam ochote do niego wracac. Jest to film troche obrzydliwy, ktory zostawia jakis osad i niesmak, ale przez to, ze odwoluje sie do marzen o wolnosci i szalonej milosci potrafi zaciekawic. Mam totalnie mieszane uczucia: z jednej strony rozsadek mowi, ze to jest be, a z drugiej zazdroszcze bohaterom tej dzikosci, fascynacji jakkolwiek moze i chorej, tych uczuc na maksa, tego ze czarne jest czarne, a biale biale, ze wszystko sie rzuca i nie mysli o przyszlosci dla kilku chwil teraz. Zaden film nie moze podobac sie wszystkim, a co dopiero taki. Dla mnie, jezeli trzymamy sie konwencji chorej milosci, jest troche zle poprowadzony. Mialam wrazenie, ze Emi sie opamieta, kiedy Maciek zachowywal sie jak swir i stwierdzi, ze to jednak koles nie dla niej i ze to on z zazdrosci ja zabije. Tymczasem to ona sama decyduje sie na smierc. Jezeli trzymamy sie tego to moze troche jest to za malo zagrane przez aktorke. Mimo wybrykow i tego calego przeobrazenia na przesrzeni lat, Emi zostala jednak taka grzeczna, naiwna dziewczynka, troche sie buntujaca. NAtomiast bardzo daleko jej do Emanuelle Seigner z Gorzkich Godow, ktora jest w 100% autentyczna. Tak wiec w filmie zgrzyty sa, jak dla mnie nie jest dopracowany spychologicznie, gra aktorska nie jest genialna, ale... mysle, ze sama tematyka filmu przyciaga, bo wiele osob, ktore lubia wszystko co ekstremalne pewnie marzy o takiej milosci i namietnosci i o takim destruktywnym uzaleznieniu. A takie rzeczy zdarzaja sie kiedy jestesmy mlodzi, glupi i jeszcze nie skazeni normalnoscia, dazeniem zlapania faceta, posiadania domku z ogordkiem, dwojki dzieci i psa.
Tak jest romantyzm w tym szaleństwie i to jest piękne. włąśnie ta bezmyślnośc, bezkompromisowość, to bycie tu i teraz, a potem to choćby i śmierć - to jest bardzo ludzkie marzenie. Dlatego prawdziwa miłość (czyli ta szalona, a nie ta dojrzała) musi stykać się ze śmiercią. Bo ona doprowadza do śmierci poprzez zatracenie. Po takiej miłości pozostaje tylko śmierć.
Ja znałem jednego chłopaka, który zakochał się w takiej złej dziewczynie - chorej, zazdrosnej, ale pierwszy seks mieli razem i on po pięciu latach szarpania się z nią zdecydował się aby odejść. znalazł sobie inną i mówił: "no dobra, jestem z tą nową, lubię ją, chodzimy do łóżka, ale nie mogę przestać myśleć o tamtej. tej nowej nie kocham." Coś jest takiego i chyba przeżyć to można w życiu tylko dwa razy :-)
Między nimi nie było miłości a jedynie pożądanie. Gdy jest miłość to chce się jak najlepiej dla drugiej osoby a nie strzela się jej w głowę patrząc prosto w oczy a potem jakby nic się nie stało wcina mandarynki nad zwłokami.
Po części przyznam Ci rację jednak ja do tematyki filmu nie podchodzę jako do "Miłości dwojga młodych ludzi" ale jako do chorej relacji pomiędzy osobami z dysfunkcjami emocjonalnymi. W moim przekonaniu użycie przez twórców filmu pojęcia "miłości" w tytule było nieco błędne (a może był to taki celowy artystyczny zabieg Pani Barbary :) - no nieważne). Może moje postrzeganie tematu różni się nieco od innych osób, ponieważ miałem tą nieprzyjemność znać parę, która zachowywała się w swoim "związku" w dość podobny sposób. Tak czy inaczej jest to film dla wszystkich, nie tylko dla widzów ze złymi doświadczeniami w tej kwestii.
Dla mnie podstawowym problemem w przedstawieniu tego zjawiska było ukazanie profilu psychologicznego bohaterów (lub jak kto woli kompletne jego spłaszczenie), ale nie oszukujmy się tematyka ciężka i takie "armaty" aktorskie jak duet Pawlicki/Hamkało nie mogły tego udźwignąć. Wszelkie próby wyciągnięcia "czegoś więcej" miały nieco irytujący skutek. Pawlicki sprawdzał się dobrze w roli "obijacza mordy", ale jak przyszło do pokazywania emocji wychodziło to nieco - komicznie ? W zasadzie był to film, który powinien bazować na emocjach/uczuciach, tak żebyśmy mogli się zastanowić (i chcieli się zastanowić) nad prawdziwą przyczyną zachowań bohaterów....a tak, mamy film o zazdrosnym chłopaku i głupiutkiej panience, która rozlewała zbyt wiele wódki na podłogę.
Jeśli chodzi o całokształt nie deptałbym go aż tak bardzo, film był nakręcony ładnie, estetycznie - scenariusz był również ciekawy, oderwany od konwencji mdłych romansideł - pomimo, że chyba najbardziej irytowało mnie rozpoczęcie filmu od spojlera.
A same zachowania bohaterów powinny być rozpatrywane, a nie skazywane na "niemożliwość". Każdy ma inne poglądy i zachowań może być tysiące, na dobrą sprawę starałem zrozumieć czym kierowali się Ci ludzie, a nie wygłaszać kazania, jak powinna , a jak nie powinna wyglądać miłość - bo nie ma to większego sensu, ale fakt jest taki, że Białowąs już samym tytułem strzela sobie w stopę.
W mojej ocenie produkcja przyzwoita na 4+