Myślę, że w dobie powszechnego zidiocenia światowych społeczeństw, ogłupionych medialną papką i kłamstwami propagandy, taki film po prostu nie ma szans.
Debile, wychowani na wiekopomnych dziełach sztuki filmowej, typu "Miłość na wysypisku" (czy jakoś tak) nie pojmą tego filmu, nie zrozumieją przesłania i skomplikowanej struktury.
To nie jest film dla wszystkich - po prostu.
Wachowscy wyprzedzili swoją epokę robiąc Matrixa, a ten film wcale nie jest taki "do przodu". To po prostu kawał dobrego kina, które pozostanie niezrozumiałe, gdyż widownia się zmieniła.
Mówiąc krótko: zidiociała.
Zaraz Ci odburknie, że jesteś trollem, albo zasugeruje powrót do "chińskich bajek". ;)
nie wiem, czy znasz tę "klasykę" - ale w jakimś polskim filmie (chyba Bajona, ale głowy bym nie dał) pada niesmiertelna riposta na tekst tu anonsowany (bodaj przez Holoubka wypowiedziana): "doprawdy? Nie przypominam sobie"
Stare ruskie SF to nudne knoty. Najlepszy z nich: "Piknik...." Strugackich ledwo daje się czytać.
Pokaż mi film na podstawie Lema, Dostojewskiego, Dickensa, Balzaca... lepszy od Atlasu Chmur. Na podstawie Conrada - znam taki: "Apocalypse Now". Wyjątek potwierdza regułę. :)
Do napisania soundtracku nie Atlasu Chmur nie zaproszono Mozarta ani Chopina z przyczyn.... khem, tego... obiektywnych.
Ale muzyka i tak jest b. fajna w tym filmie.
Ignorantem mój drogi i parszywym trollem to ty jesteś, bo nie rozumiesz, że sztuka i kultura wciąż się (mimo zidiocenia populacji) rozwijają. I nie ogarniasz prostego faktu, że Wachowcy stworzyli bardzo ważny film. I po raz kolejny pokazali kto jest cienkim bolkiem a kto prawdziwym innowatorem i wizjonerem.
no spróbowałeś. szacun za wysiłek. Niestety, rozumku nie stało. Strugackich nie daje się czytać? Synu co ty wiesz o SF? Nie obrażaj Dostojewskiego, Lema i reszty, na litość. Wyzywanie ludzi, którzy wiedzą więcej od takich parszywych ignorantów jak ty weszło wam w krew. Wachowscy po raz kolejny stworzyli bardzo cienki film. Bardzo tego żałuję, bo pierwszy Matrix był rzeczywiście świetny, a potem... dno. Możesz zwyzywać cały świat, możesz kipieć złością, możesz tupać cienkimi nóżkami i zaciskać piąstki, schować głowę pod poduszkę, ale - niestety - Atlas chmur to banalny gniot
Córeczko, o SF wiem wszystko! :)
Strugackich daje się czytać z trudem. Na podstawie Lema nie powstał ANI JEDEN dobry film. Lem jest przereklamowany.
Dostojewski? Sorry - to jest GRAFOMANIA w postaci czystej.
Twój król jest nagi, córeczko.
O SF wiesz wszystko... Na podstawie Lema powstały dwa dobre filmy i jedno świetne widowisko teatralne (i kilka filmów średnich). Na podstawie Strugackich powstało arcydzieło, do którego Atlas chmur ma się jak spinacz do papieru do wieży Eiffla. Jeżeli uważasz Dostojewskiego za grafomana, to, wybacz, ale jesteś - nomen-omen - idiotą.))) Widzisz, no jest problem komunikacyjny, bo jestes upośledzony mocno w sensie estetycznym - pewnych rzeczy po prostu nie widzisz, jesteś filmowym (i nie tylko ) daltonistą; i gdybyś spróbował spokojnie o tym porozmawiać, byłoby ciekawie, ale ty od razu pyszczysz - jak ten krótkowidz - rewolwerowiec w "Unforgiven" Eastwooda - nic nie widzi, więc strzela na wszelki wypadek
Dwa(!!!) dobre filmy na podst. Lema? AŻ DWA? Jezu, jakie? :) Zdradzisz mi tytuły? Sam kręciłeś czy ze szwagrem? :)
O jakimż to ARCYDZIELE na podstawie Strugackich mowa? Ja nic dobrego na podstawie ich twórczości nie widziałem. Jest gra STALKER - całkiem niezła ale chyba nie o tym mówimy?
Co do Dostojewskiego to będę się upierał - jest to najczystsza grafomania, z nieznanych mi przyczyn uznana za największą literaturę. Rzeczą ludzką jest błądzić, więc nie skomentuję tego.
Ależ dlaczego, drogi El Rio, świat czeka na Twą wykładnię dzieł Dostojewskiego, a Dostojewski przewraca się w grobie))). Dwa - Solaris Tarkowskiego i Przekładaniec Wajdy. Strugaccy - Stalker, ale nie gra, łosiu, tylko film tarkowskiego; przy okazji czegoś się nauczysz)))
Widzisz problem takich gimnazjalistów (nie przeceniam skali wykształcenia?) jak ty jest następujący - nic prawie nie widzieliście i nic nie czytaliście, nagle obejrzycie Atlas chmur - i jest OBJAWIENIE. Nadto - to też niesamowite - chwalicie się tym przed całym światem, choć przecież powinniście się raczej wstydzić. Trzecia zabawna twa cecha - kiedy przegrywasz dyskusje wykazując się ignorancją niebywałą, a przegrywasz nieustannie, nawet tego nie zauważasz i wieścisz swe wielkie wiktorie. Problem twego kolegi Pankracyka, który występuje tu w ukryciu jest inny - to masochista, który lubi obrywać. zatem z podziwu godną konsekwencją wystawia się na ciosy. Jest problem - ja nie jestem sadystą i po jakimś czasie zaczyna mi być was trochę żal, nieboraki.
BUHAHAHAHHAHAHA Solaris i Stalker Tarkowskiego??? Przecież to ŻAŁOSNE produkcje - jaja sobie robisz?
Jeśli branzlujesz się nad takim shitem to się nie dziwię, że gdy pojawia się kawał prawdziwie dobrego kina w postaci "Atlasu Chmur" - nie umiesz go docenić.
Dlaczego? Bo jesteś starym komuchem i wciąż wierzysz w potęgę kina radzieckiego! :)
Taki Filmwebowy Pawka Morozow... żałosne. BUHAHAHHAHAHHAHA
El ryjo, przekonałeś mnie. Atlas chmur jest wielki, Bergman był komuchem, Tarkowski trockistą, ty jesteś konserwatystą, a stare SF zrobiły prlowskie fleje. Lem był idiotą, a ty jesteś genialny.
no i Dostojewski był grafomanem, a ty jesteś pisarzem wielkim i docenionym przez wszystkich użytkowników FW
Pawka Morozow - ruki pa szwam! :)
Jako stary czekista i komunista na pewno mnie rozumiesz.
Bardzo dobrze. Teraz mam dobre posty, żeby odsyłać ludzi, gdybyś jeszcze gdzieś dyskutował. Jakim jesteś żałosnym pozerem i ignorantem. Dzięki, pomogłeś mi bronić świat! :D
Nie sądzisz, że porównywanie muzyki z Atlasu z muzyką Mozarta, po to by wykazać niższość tej pierwszej jest trochę bez sensu? Jesteś w stanie wymienić muzykę (oryginalną) z jakiegokolwiek innego filmu, która dorównywałaby w najmniejszym stopniu powiedzmy 21 koncertowi Mozarta czy 5 koncertowi Beethovena? Nie sądzę by było to możliwe. Na tej zasadzie można w ogóle zdyskredytować muzykę filmową. Nie zapominajmy też, że nie wszystkie koncerty Mozarta były arcydziełami. Pierwsze z nich to aranżacje utworów innych kompozytorów.
Widzisz, to jest na zasadzie eminencji do nieskończoności. Założyciel tego tematu (podobnie jak niesławny Pawełek, o którym słuch zaginął) wzmaga cechy tego filmu ku nieskończonościom, sugerując, jaki to film arcydzielny; zatem Behoolder podejmuje grę, wykazując jak nikły jest w istocie, jeśli zestawimy go z prawdziwymi arcydziełami. Pewnie, że chwilami przesadza, ale jest to przesada zwalczająca przesadę założyciela. Niechcący, poruszyłeś dość ciekawy problem związany z muzyką filmową - otóż są filmy, gdzie muzyka pełni rolę osnowy fabuły - jak "Wszystkie poranki świata" Corneau z Depardieu (fajny) albo "Niebieski" Kieślowskiego, gdzie sugeruje się, że jakiś kompozytor tworzy muzykę genialną. I teraz jest problem - tę sugerowaną "genialność" jakoś trzeba w filmie "ucieleśnić". W literaturze można się wyłgać - opisać, że muzyka była "niebiańska" itd., ale w filmie mamy do czynienia z pułapką dosłowności. Lubię muzyczkę Preisnera, ale nikt mi nie wmówi, że jest to arcydzieło muzyki współczesnej. Ciekawy problem.
Czy rzeczywiście zwalczanie przesady przesadą jest najlepszym rozwiązaniem? Behoolder wyraził swoje zdanie w kulturalny sposób. W większości wypadków jednak jest inaczej. I nie jest to domena, jak zapewne chętnie byś stwierdził, jednej tylko strony. Choć przyznaję, że rynsztokowy język u osób zachwycających się szlachetnym przesłaniem filmu budzi... już nawet nie śmiech. Raczej jakieś zażenowanie. Zidiocenie, o jakim tu się często mówi nie polega na tym, że jedna osoba jara się filmem, który inni uważają za banał. W moim odczuciu miarą zidiocenia naszych czasów jest raczej to, że "dyskusja" o filmie, który, bez względu na to, jak się go ocenia, traktuje o jakichś szlachetnych wartościach, sprowadza się do mieszania innych z błotem.
Nie ma nic szlachetnego w mieszaniu innych z błotem. Dostrzegam w sobie skłonność nie do odparcia, z której nie jestem dumny (pisałem już o mojej reaktywności i nieustępliwości - taka ma konstrukcja, choć reaktywność polega też na adekwatności reakcji - jak ktoś jest grzeczny i pragnie dialogu - ok). Ale to jest trochę jak jazda autobusem, gdzie chamskie byczki czują się jak u siebie w domu, co oznacza chlew obyczajów. Większość ludzi się boi - i to stanowi o pewnej klęsce, generalnej klęsce. Podobnie jest na FW (nie mówię o Tobie i kilku innych osobach, których nie rozumiem, bo film zdaje mi się trochę żenujący, ale wiem, że zdarza się, że dziwny film do niektórych sensownych osób po prostu trafia) Niestety, czasem trzeba dawać odpór bezczelności, hucpie, niewiedzy. Co do szlachetnego przeslania tego filmu - wiesz, ono pewnie jest, ale - nie chcę się powtarzać, zresztą Behoolder świetnie to ujął - to wszystko już było, to jest przemielone. Jedna rzecz - wielu ludzi tu broni filmu i jego świetlistego przesłania w ogóle się do niego nie stosując, czyli stosując metody kiepskie. My jesteśmy po ciemnej stronie mocy, ale Wy - Was zobowiązuje przesłanie Atlasu chmur wszak ))) Często nie widzę stosowania się do jakichkolwiek zasad po stronie "Dobra".
Właściwie jos_fw wyjaśnił moje intencje odnośnie tego porównania. Chodziło mi o szafowanie słowami w rodzaju "arcydzieło" na prawo i lewo bez uzasadnienia, pomijając słynne "to nie jest film dla wszystkich". Co do muzyki filmowej - tak, trochę dyskredytuje to muzykę filmową. Często słyszę, jak wiele "wspaniałych soundtracków" to lekka przeróbka np. Beethovena (uwertura Egmont - Piraci z Karaibów) albo Dworzaka (Gwiezdne Wojny cz.1. - III część symfonii nr 9) i jest jeszcze kilka mniej lub bardziej rzucających się w "uszy". Za to uważam, że arcydziełem jest ścieżka do "Władcy pierścieni". Jest to oczywiście zupełnie inna kategoria muzyczna - być może coś bliższego oratorium, więc nie porównam tego do koncertów Mozarta. Ale za to mogę porównać dzieło Shore'a do "Atlasu" - bieda z nędzą. Właściwie każdy film z więcej niż jednym motywem muzycznym w soundtracku wygrywa z tym gniotem. Morricone, Hisaishi, Desplat (choć wiem, że trochę zżyna z klasyki), Rota - mam tak wymieniać? Postawili poprzeczkę na tyle wysoko, żeby nazywanie muzyki z "Atlasu" arcydziełem było grubym nieporozumieniem. Być może lepszym, niż reszta innych filmów (czyli wysoko na skali względnej tego roku) ale w skali bezwzględnej - słabo. Więc dlatego arcydziełem nigdy bym tego nie nazwał. I analogicznie przeprowadzamy wywód dla fabuły, przesłania, filozofii, zwrotów akcji, każdego elementu filmu i dochodzimy do wniosku, że film nie jest arcydziełem pod żadnym względem, Q.E.D.
Rozumiem Twoje intencje i zasadniczo trudno się nie zgodzić z tym co napisałeś w pierwszym poście. Moją natomiast intencją jest zwrócenie uwagi na jakiś wyjątkowy brak umiaru zarówno przy komentowaniu tego filmu (dotyczy to obydwu stron tego sporu), jak i przy tego rodzaju porównaniach, jakimi się posłużyłeś. Daruję sobie brnięcie w wymienianie nazwisk kompozytorów i ich dzieł, bo nabiera to posmaku popisywania się, co wydaje mi się dość śmieszne. W dobie Internetu naprawdę nie trzeba znać się na temacie by w krótkim czasie znaleźć informacje pozwalające nadać sobie sznytu specjalisty. Zakładam po prostu, że wiesz o czym piszesz.
Co do nadużywania słowa „arcydzieło”... Wszystko przecież zależy od kontekstu w jakim się go używa i od przypisanej mu skali. Muzyka z Władcy pierścieni (rzeczywiście zdecydowanie lepsza od tej z Atlasu) jest arcydziełem w kategorii muzyki filmowej. Ale gdy wyjmiemy ją z tego kontekstu to określenie może budzić raczej zakłopotanie, bo tak naprawdę okaże się wtórną, „łatwiejszą” wersją muzyki, którą jest inspirowana. Jest nadal bardzo dobra, ale słowo arcydzieło, wiedząc jakie utwory noszą zasłużenie to miano, wydaje się już grubym nadużyciem.
Co do muzyki z Atlasu... Nie jestem pewien czy to właśnie sugerujesz, ale jest w niej więcej niż tylko jeden motyw muzyczny. A czytając określenia, jakimi ją obarczasz w połączeniu z Twoją opinią na temat filmu trudno się oprzeć wrażeniu, że jest to jakaś skumulowana niechęć nakazująca twierdzić, że wszystko w tym filmie jest denne. Poza tym przeczysz sobie w tych dwóch zdaniach:
„Właściwie każdy film z więcej niż jednym motywem muzycznym w soundtracku wygrywa z tym gniotem.”
„Być może lepszym, niż reszta innych filmów (czyli wysoko na skali względnej tego roku) ale w skali bezwzględnej – słabo.”
Moim zdaniem muzyka z Atlasu, choć rzeczywiście dość prosta, w żadnym razie nie jest prostacka. Ja oceniam ją dobrze, a nie wydaje mi się bym miał jakiś szczególnie niewyszukany gust muzyczny.
Co do treści filmu i jego przesłania to nie mam ochoty zbyt mocno brnąć w ten temat, bo mam wrażenie, że to co się tu odbywa w 90 procentach przypadków bardziej przypomina mordobicie niż dyskusję. Film nie jest arcydziełem, nie jest supergłęboki. Niemniej ma swoje przesłanie, które, mimo że nie jest nowatorskie i jest podane w maksymalnie prosty sposób, okazuje się obce i niemożliwe do przyswojenia dla wielu osób. Przynajmniej trudno się oprzeć takiej refleksji gdy obserwuje się rzeczywistość, która nas otacza. Przecież de facto od stuleci wciąż używa się tych samych argumentów by usprawiedliwić prześladowanie czy dyskryminowanie innych. Zmienia się obiekt prześladowań, mechanizm i słowa w jakie zostaje ubrany pozostaje dokładnie ten sam. Jeśli chodzi o pewną naiwność filmu to mnie ona akurat nie razi. Współgra z naiwnością (z naciskiem na pozytywny sens słowa naiwność) postaci, które przedstawia.
Film nie jest arcydziełem (czemu dałem wyraz w jego ocenie) jest jednak bardzo ważnym i bardzo dobrym dziełem.
Oczywiście osobniki tępe i prymitywne nie pojmą jego głębi więc szkoda strzępić języka. :)
Co nie zmienia faktu,że będąc Piotrkiem,Wojtkiem czy Krzyśkiem,który mieszka "gdzieś tam" jesteś osobą tępą,prymitywną i z ewidentnymi zaburzeniami...EIRio.
Dla wielu z nas jesteś anonimowy i z tej anonimowości korzystasz.Jednak dla wielu osób w realnym świecie istniejesz w sposób namacalny.Dużo twoich znajomych orientuje się że ma kretyna w gronie towarzyskim?
Mareczku, nie rozumiesz znaczenia pojęcia fakt. Fakt to jest np taki, że rejestrując się na portalu FW, podałeś nick Marekgdapl. To co napisałeś wcześniej jest tylko twoim domniemaniem.
Aleś ty mondry)))))Zresztą jak zwykle.Taki constans...pod tym względem.Błyszczysz))))))))
Nie ironizuj, proszę, już lepiej używaj pojęć których nie rozumiesz, ale z sarkazmem daj sobie spokój. To naprawdę nie dla ciebie mareczku.
Ironizować też nie można?
Ktoś... kiedykolwiek,poza samym sobą, wziął cie na poważnie?
Nie odpowiadaj...retoryczne było))))))))))))))))))
"Ironizować też nie można?"
Też? A czego jeszcze nie możesz? Pewnie osiągnąć więcej niż 80 punktów w testach na IQ, ale ja nie o tym.
Wcześniej sarkazm teraz pytania retoryczne, rozwijasz się. Czy to dzięki temu, że ukończyłeś zaocznie podstawówkę?
Ty to potrafisz załatwić.Tyson wymian słownych)))))
Ta zaoczna podstawówka...jak mogłeś?))))))))
Leżę))))))
Ja nie branzluję się przed kompem, trollując. :)
Zaburzeń szukaj więc u siebie. A pomocy - u psychiatry. :P
Ironia, krytyka i sarkazm to cecha ludzi słabych, niedocenionych i którzy nie mają wiary sami w siebie lub przez swoje kompleksy leczą to zbyt wysokim mniemaniem o sobie drogi ElRio.
Stylistycznie przypominasz mi dwóch użytkowników - Pankracego 7 i asynchronicznego, którzy są jednym użytkownikiem. Koincydencja stylistyczno-światopoglądowa, zdarza się.
To tak dla Twojej wiadomości ( w którą możesz wierzyć lub nie, wolna wola) założyłem, jak zauważyłeś, to konto wczoraj i na FW jest to moje pierwsze konto.