Właśnie tak odebrałem ten film, jako genialny(!) Prolog, bardzo dobry Epilog i średnio wartościowe "coś" pomiędzy powyższymi. Po obejrzeniu Prologu byłem pod wrażeniem, spodziewałem się wielkiego kina, a było trochę byle jak, trochę zapchajdziurowato, jakby Trierowi brakowało pomysłu. Ja po obejrzeniu Antychrysta byłem odrobinę rozczarowany, niemniej jednak nie żałuję wydanych pieniędzy, polecam choćby dla wyrobienia sobie własnej opinii na temat tego, jakby nie było, dzieła (pozostaje tylko pytanie czy to dzieło geniuszu, czy może szaleństwa).
Rozumiem też dlaczego wiele osób uznaje takie filmy za bezbrzeżnie tandetne, nie jest to niestety wina reżysera, a samych widzów...
granica między geniuszem, a szaleństwem zaiste nieznaczna ... ;) bardzo podoba mi się Twój komentarz :) pozdrawiam
Niestety szaleństwa. Wklejam swoją wypowiedź zamieszoną w innym temacie: Chory film chorego człowieka. To stwierdzenie faktu nie zaś złośliwość. Niestety o ile "Dogville ", "Tańcząc w ciemnościach" i inne filmy von Triera uważam za genialne, tak ten stanowi zupełne przekroczenie granicy dobrego smaku. Film uważam za szkodliwy i raniący. Sam reżyser przyznał, że podczas pisania scenariusza przechodził głęboką depresję. Scenariusz potraktował jako swego rodzaju psychoterapię a jako skutek uboczny popełniony został film. Najgorsze, że cały ten brud wylany został na widza, bez ostrzeżenia. Najbardziej dziwi mnie brak krytycyzmu osób które są w stanie rzucony przez Triera ochłap traktować jako artyzm a w krwawej masturbacji i wycinaniu łechtaczki dopatrywać się głębokiego sensu. Szybkiego powrotu do zdrowia panie Trier!