CO? Czytajac wszystkie zachwyty i uniesienia na temat tego filmu naprawdę usilnie starałam się znależc w nim coś wyjątkowego. Bezskutecznie. Fabuła - oklepana, banalna, schematyczna, żadnego pomysłu, polotu. Zdjęcia - przeciętne. Muzyka - nijaka. Klimat - żaden. Główny bohater irytujący maksymalnie no i te dialogi żywcem z jakiejś telenoweli brazylijskiej wzięte!
Spodziewam sie teraz głosów pt. "Jakaś ty niewrażliwa, nie potrafisz docenić prawdziwego uczucia" etc.
A ja właśnie uwielbiam filmy, w których nie ma zasadniczej fabuły, bo wszystko rozgrywa się za pomocą gestów, spojrzeń, emocji bohaterów. Ale tutaj tego nie ma. Ponad dwie godziny maksymalnie nudnej, nijakiej i naciaganej historii.
I tylko ze względu na Julitte Binoche, która czarująca jak zawsze: 5/10.
Jest to piękny film o miłości, może jest zbyt poważny jak dla ciebie żebyś zrozumiała go...
Popieram autorkę. Jedyną rzecz z jaką nie mogę się zgodzić, to zdjęcia, które nie były przeciętne. Naprawdę miło mi się robiło gdy mogłem obejrzeć pustynię z takich perspektyw. Ale co do filmu... Nijak.
Naprawdę byłem nastawiony na dobrą miłosną opowieść, ale niestety. Dla ludzi, którzy widzieli mało podobnych pozycji, film może wydawać się ciekawy ale już dla reszty - oklepany.
A główny bohater ni w ząb nie pasuje. (to pewnie dlatego że nie mogę zapomnieć jego roli z Listy Schindlera)
5/10
Żeby ocenić ten film trzeba go pierw zrozumieć a skoro nie rozumiecie to nie oceniajcie. Filmy o miłości dla was do Titanic i inne duperele które każde dziecko zrozumie, żałosne.
A co tu jest do rozumienia?
Że on poznał ją, a ona jego, zakochali się na zabój, ale - och, co za pech - ona była już mężatką. Ale co tam, miłość przezwycięży wszystkie przeszkody, więc romans kwitł. No,ale żeby nie było zbyt cukierkowo (w końcu życie jest okrutne, czyż nie?) bidula zmarła. On rozpaczał niewymownie i do końca życia wierny jej był i nigdy o niej nie zapomniał.
Ach.
Takie rzeczy to moja babcia co dzień na romantice ogląda.
I trudno mi uwierzyć żeby pod tym banałem jakiś głębszy,metaforyczny sens był ukryty (chyba że masz na myśli jakże orginalne przesłanie, że miłość najistotniejszą rzeczą w życiu jest).
Nic głębokiego w tym filmie nie było? Tylko miłość? A nacjonalizm i bezsens wojen ideologicznych i narodowościowych? Nie dotarło to? Jak można nie zauważyć oczywistego?
Widać trzeba dorosnąć i samemu przeżyć cokolwiek by zrozumieć takie filmy.
"A nacjonalizm i bezsens wojen ideologicznych i narodowościowych?"
Twoja odpowiedź mnie zaintrygowała. Czy mógłbyś rozszerzyć temat nacjonalizmu w filmie Angielski Pacjent?
Gulasz - film jest oklepany? Zróc uwagę na rok powstania produkcji. Film odniósł tak ogromny suckes bo w tamtych latach był on jednym z pierwszych w swoim rodzaju. Tak to jest jak oglada sie filmy z 10 letnim "opóźnieniem" :P
"A ja właśnie uwielbiam filmy, w których nie ma zasadniczej fabuły, bo wszystko rozgrywa się za pomocą gestów, spojrzeń, emocji bohaterów. Ale tutaj tego nie ma."
chyba oglądałyśmy dwa różne filmy. ja właśnie dlatego film ten uwielbiam, bo 'diabeł w nim tkwi w szczegółach'.
scena na schodach przed hotelem, nie mów mi że emocji nie widziałaś w jego twarzy. scena w wannie - poezja! tamta rozmowa, gesty właśnie, emocje - przecież trzeba nie widzieć, żeby to przeoczyć.
nawet malutki gest, kiedy kath chciała mu dać te obrazki i podczas rozmowy - idealny.
nie mam pojęcia, które dialogi ci się nie podobały. bo te w wykonaniu laszlo były genialne, mające taką jego manierę, oschłe, a jednak pełne treści. no i akcent...
a sam laszlo irytujący? nie będę cię przekonywać, ale dla mnie wręcz przeciwnie. był taki nieokrzesany, a jednocześnie opanowany, jeżeli rozumiesz.
zakończenie mi nie podpadło również, ale żeby od razu telenowela brazylijska? była dzięki temu historia z pielęgniarką. przyznam, że nieco melodramatycznie się zrobiło, ale wiesz, chociaż w filmach można sobie takie historie pooglądać, bo w rzeczywistości to mało komu się zdarzają.
ale sam zazdrosny almasy był w porządku zupełnym.
muzykę mogliby dać lepszą, a już najbardziej w scenie, kiedy almasy wychodzi pod koniec z jaskini. nie pasowała mi, to prawda.
klimat żaden? ja prawie czułam skwar pustyni, i olejki, i kadzidła. ale znowu - to chyba trzeba umieć się wczuć w film, bo nie zawsze to wychodzi od razu.
no, mowa pochwalna (z małymi zastrzeżeniami) wygłoszona.
Z prawdziwa przyjemnością przeczytałam Twoja "mowę pochwalna" ;) I dodam ze
zgadzam się w zupełności z tym co napisałeś. Ja tez uważam ze film jest
bardzo dobry. I jak dla mnie wielkim plusem jest właśnie duży ładunek
emocji jakie film niesie, i niepowtarzalny klimat.
PS. Scena w wannie - to naprawdę poezja.
Kochankowie w "Angielskim pacjencie" nie są czyści, niewinni. Ich miłość nie zostaje poświęcona w imię wyższych celów. I to uważam za najmocniejszy atut arcydzieła Minghelli. Dodatkowym są dialogi bez bzdur dobrych dla nastolatków w stylu "Kochasz mnie?, "Kocham cię".
Minghella nakręcił romans, który najlepiej trafi do koneserów kina i starszych osób. Amatorzy i dzieciarnia będą piep**yć: "Co tak niesamowitego jest w tym filmie?!".
od razu dzieciarnia.. yey.. to nazbyt często powtarzany 'argument' wśród 'znawców'..
dla mnie - film słaby
aktorsko i fabularnie
zdjęcia piękne, ale flegmatyzm Fiennesa zabija.. zero uczucia, tylko takie 'och.. jakem żem ciem kuchom' wymówione rytmem 10 razy wolniejszym niż marsz pogrzebowy, a dodatkowo mówca miał waciki w polikach.. faktycznie, jak ktoś stary i przygłuchy to może mu się spodoba, ale nawet moja matka, fanka starych dobrych melodramatów (patrz, sztandarowa pozycja to Pożegnanie z Afryką) przyznała, ze nigdy w życiu nie obejrzy ponownie tego przydługiego, nudnego filmu..
diana6echo:
Zachwycaj się Eckhartami i Wahlbergami, a wielkich aktorów zostaw w spokoju. A najlepiej idź oglądać jak Vivien Leigh w tej szmirze, "Przeminęło z wiatrem", ględzi, że nie będzie już nigdy głodna.
Dianeczko, aż prze tyle długich dni intensywnie myślałaś nad swoją ripostą? Od razu widać, że myślenie nie jest Twoją mocną stroną.
nie misiaczku, nie schlebiaj sobie.. ot ten film jest tak pasjonujący i wart dyskusji, że aż zapomniałam, że się wypowiadałam w jakimkolwiek temacie o nim :)
jako duży chłopczyk powinieneś już wiedzieć, że nie wszyscy tak jak ty, przesiadują dniami i nocami na forach :)
Tak sobie czytam różne wypowiedzi, i jakoś w oko mi się rzucił ten
tekst......
Napisze krotko : normalnie, szczeka mi opadła..........;(
Kochani, nie wyładowujcie swojej frustracji spowodowanej faktem, że nie zrozumieliście tego filmu. "Angielski pacjent" to długi i ciężki film, obejrzyjcie jeszcze jeden raz. Ja właśnie skończyłem oglądać po raz pierwszy - zrozumiałem, choć niektóre detale retrospekcji mi umknęły. Nie zmienia to faktu, że uważam film za absolutnie wspaniały. "Banalny" to ostatnie słowo, którego można by użyć opisując tę fabułę. Cały czas mam ciarki.
To było perfekcyjne podsumowanie tego filmu ;P
Jeżeli ktoś z was potrafiłby wymyślić tak piękną historię osadzoną w realiach historycznych a później ją jeszcze zrealizować to proszę bardzo, zobaczymy co potraficie.
Jak dla mnie to jeden z niewielu filmów (po Za wszelką cenę, Forrest Gumpie, Ciekawym przypadku Benjamina Buttona) który mnie poruszył, a sceny wywołujące napięcie (bomba przy wiadukcie przykładowo) zrobione lepiej niż w niejednym thrillerze akcji.
A jak dla mnie to za dużo tutaj mądrali... Pada pytanie o argumentację za tym filmem, a odpowiedzi brzmią "nie rozumiesz/za głupi jesteś/za wysoki poziom jak dla ciebie"... Na tej zasadzie to można Piłę bronić. Nie podoba ci się - nie pojąłeś jej głębi... Śmieszne.
No ale jakiej odpowiedzi oczekujesz? Film mnie np. zachwycił i tyle. To jakby pytać dlaczego uwielbiasz smak czekolady. "Angielski pacjent" to rewelacyjna, wzruszająca fabuła, wyśmienicie zagrana, pokaz pięknych scenografii, nastrojowa muzyka, można tak długo wymieniać. Po prostu bardzo dobre kino.
Chociażby takiej. Nie inwektyw. A o dobrym kinie można dyskutować godzinami, nie obrażając się przy tym wzajemnie. To nie jest trudne.
a innych nie zachwycił - krótka piłka i wymienianie po kolei wszystkich czynników składowych mija się z celem, bo równie dobrze mogą być postrzegane przez drugą osobą za minusy..
A więc najpierw do autora tematu, który zadał dosyć mądre pytanie, na które nie każdy z na odpowiedź, a nawet jeśli to nie w pełni ją rozumie (patrz, ten nieszczęśnik La Pier).
W tym filmie niesamowite są zdjęcia, rola Ralpha Phiennes'a i urok Juliette Binoche. Tyle.
Ten film to przereklamowany, mdły i - w większej części - nudny romans, który ani nic do kina nie wnosi, ani nic nie jest w stanie nam zaoferowac poza błahą opowiastką o miłości. Dodam, że opowiastką, którą wszyscy znamy, czyli on kocha ją, ona kocha jego, ona umiera, on rozpacza i pamięta do końca życia.
Sama historia byłaby pewnie niczym bez Ralpha dzięki któremu ten film w niektórych momentach naprawdę wciąga (szczególnie zakończenie). Jego rola jest świetna, a wykreowana postać przyciąga bohatera jak magnez. Jego pozorna nieczułość, jego skrywane lęki, uczucia i wszystko to wyrażane za pomocą mimiki, gestów i jak najmniejszej liczby słów... majstersztyk.
Podczas oglądania tego filmu natomiast w ogóle nie mogłem utożsamić się z romansem bohaterów, a co za tym idzie z całą historią. Inaczej mówiąc było mi obojętne, czy umrą, czy nie - poza tym, fabuła była tak przewidywalna, że nie trzeba wielkiego intelektu, aby z góry wiedzieć co się stanie. Film mógłby mieć magię, gdyby miał głębie. Takowej niestety obrazowi Minghelli zabrakło.
6/10 dam za piękną oprawę techniczą (przyjemnie się widoczki oglądało) i wyżej wymienione zalety. Poza tym jeszcze zakończenie nie było pokazane aż tak źle jak myślałem przez cały film. A to się chwali. ;)
Pozdrawiam.
PS: Vivien Leigh to wielka aktorka, a Przeminęło z Wiatrem to arcydzieło. Lepiej ode mnie piszący, zargumentowali dlaczego.
Tak przeminęło z wiatrem to arcydzieło, puknij się... To jest dopiero żałosny, mdły romans... Typowy film dla Amerykanów, a Pacjent jest o setki razy lepszy.
Tyle, że w "Przeminęło z wiatrem" nie chodziło o żaden romans. Gdyby tak było to film rzeczywiście byłby płytki.
Mnie film poruszył od pierwszego razu. Potem za każdym razem oglądałam go wbita w fotel. Dla mnie film wielowątkowy - opowiada o miłości, namiętności, zdradzie (zdradach), cierpieniu, żałobie, nienawiści, zemście, o poszukiwaniu i odnajdywaniu.... Mogłabym tak długo. Tak jak w jedenej ze scen Katharine i Almasy spierali się o przymiotniki - dla mnie w tym filmie te przymiotniki to emocje, które przeżywa każdy - prosty i wyskourodzony, zdradzający i zdradzany. To film o ludziach, których historia postawiła w sytuacjach bez wyjścia, która zmieniła ich koleje losu. Chodzi mi o wszystkich bohaterów - na obu płaszczyznach czasowych.
Wg mnie film jest naprawdę wart obejrzenia. Aby jednak wyłapać wszystkie szczegóły należy obejrzeć go dokładnie, nie zaś klapnąć na kanapie w nadziei na miłą i słodką komedię romantyczną, bo tego tam nie znajdziemy.
Co zaś się tyczy innych opinii.....każdy ma prawo do własnego zdania i nie zamierzam podważać czegokolwiek. Wszyscy mamy swoje gusta i guściki. Ja uwielbiam właśnie takie filmy z klimatem, jak choćby "lektor" czy (trochę z innej beczki) "prestiż" i "iluzjonista", dlatego historia pilota, którego losy ukazane są z wojną w tle głęboko zapadła mi w serce.
Autorka posta natomiast (jak miałam okazję zauważyć na jej profilu)jest fanką mangi, zakochanego kundla i filmów ze zdecydowanie innej bajki niż ten, dlatego nie dziwi mnie jej reakcja na niego.
Jeśli jest inaczej, zwracam honor.
To tyle z mojej strony.
mówcie co chcecie ale ten film kojarzy mi się Casablancą, i żeby było jasne to jest jak najbardziej komplement:)