PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30824}
7,9 8,9 tys. ocen
7,9 10 1 8949
7,6 26 krytyków
Amarcord
powrót do forum filmu Amarcord

Amarcord (1973) Wszyscy, którzy poznali najpierw specyficzne filmy Emira Kusturicy myślę, że ze zdumienia będą przecierać oczy obejrzawszy ten obraz Frederico Felliniego. Stylistyczna wybuchowa mieszanka przewijająca się w kinie Serba wywodzi się zdecydowanie z obrazowania jakie zastosował Fellini w Amacord. Włoch bawi się kinem i widać, że czerpie z tego radość i co najważniejsze ta radość udziela się widzowi podpatrującemu luźno spięte obrazki z prowincjonalnego włoskiego miasteczka epoki tuż przed wojennej oplatające klamrą losy wielu postaci. Fellini przepuszcza te czasy przez nostalgiczny pryzmat swoich wspomnień, nadęci, pompatyczni faszyści i ich rytuały określające władzę, pokazani są w żartobliwy, łagodnie pobłażliwy sposób, jako niegroźni bufoni. Cały ten świat, przesiąknięty jest historią setek lat, od czasów cesarstwa rzymskiego, gdzie nie wjedziemy w jakikolwiek włoski w zakątek to czuć zapach przeszłości zaklętej w dziesiątki dat i artefaktów. Już pierwsza, jakże ludyczna scena, reprezentująca całe miasteczko, które gromadzi się na wielkie ognisko symbolicznie odpędzające zimę, pokazane jest tak, jakbyśmy wszystkich znali od lat. Fellini jest geniuszem jeśli chodzi o budowanie nastroju, tworzy fantastyczny świat, w którym od pierwszych kadrów chciało by się przebywać i tak go obrazuje, że mamy wrażenie, że jesteśmy jego częścią. Nie ma tu wyraźnie jednego bohatera, wyróżniony jest młody chłopak łaknący szybkiego poznania aspektów dorosłości będący według mnie alter ego reżysera. Co do formy. Ileż tu smaczków! Wszyscy, którzy kochają za bogactwo szczegółów kino Wesa Andersona zobaczą tu dla niego wyraźną inspirację. |Scenki rodzajowe są przepyszne. Na przykład mecenas co jakiś czas opowiadający do kamery historię miasta, a którego na wpół patetyczne wywody przerywa udawanie puszczania gazów. Fellini bawi się tym filmem, zwyczajnie ten scenariusz, ten film po prostu jest kwintesencją radości z tworzenia celluloidowych obrazów. Sztubackie żarty, zabawne scenki w szkole, dziwaczne indywidua jako nauczyciele to kwintesencja tego obrazu. Fellini balansuje na granicy quasi purenonsensownego humoru w momentami slapstickowej konwencji, zabarwionego mocno sprośnością, mieszając go zarazem z poetyką i melancholią jak chociażby w przymglonej scenie tańca bez muzyki, czy metaforyka co chwila pędzącego przez miasteczko motocyklisty. Scenkę zaś obiadu w rodzinie chłopaka można oglądać wciąż i wciąż. Zwrócić należy uwagę jak Fellini nadzwyczajnie portretuje zespół skrajnych, ekstrawertycznych osobowości, które zestawione ze sobą tworzą wielobarwny, zabawny i zarazem nostalgiczny gobelin ludzkich typów. Co bardzo ujmuje to prezentacja wielu naturszczyków o wielce wyszukanej fizjonomii. Tutaj tłumu podobnych do siebie statystów nie zobaczysz. Każda postać jest jak cukierek z innym nadzieniem - mamy tu całą gamę dziwacznych facjat. Nie ma co rozpisywać się o poszczególnych historiach luźno powiązanych osobami przewijającymi się przez film. To trzeba zobaczyć. Moja ulubiona to zabrany z zakładu dla obłąkanych wujek, który wchodzi na wiele godzin na drzewo i wrzeszczący wciąż na całą okolicę - Voglio una donna! I do tego zdjęcia. Ikoniczny styl bogactwa kadrów, które są zwyczajnie ładne ( zdjęcia nad morzem). Nikt tak jak Fellini nie potrafił przybliżyć ducha bycia Italijczykiem. Genialne kino będące evergreenem.