''THERE WILL BE BLOOD''- po obejrzeniu tego filmu, własciwie nie widze konkurencji, ona dla mnie juz nie istnieje, no może poza filmem Coenów który jest rewelacyjny, ale nie ma tej zabojczej perfekcji ktora w filmie Andersona jest od pierwszej do ostatniej minuty. Daniel Day-Lewis już ma swojego Oscara w domu, a jego ''I... drink... your... milkshake! '' przejdzie do klasyki cytatów razem ''You talkin' to me?'' i propozycją nie do odrzucenia Dona Corleone. Brak nominacji dla Paula Dano za drugoplanową role jest karygodna, hipnotyzuje swoją grą i aparycją chwilami równie mocno jak Lewis. ''Aż poleje się krew'' to studium charakteru którego nie było w kinie chyba od czasu ''Taksowkarza'' i ''Wscieklego Byka'' Scorsese, bo też genialna rola Daniela pozwoliła na to. Jesli Bardem był waszym zdaniem genialny w ''No Country...'' to ciekaw jestem jak nazwiecie role Lewisa. Jego twarz z ekranu prawie nie znika, a jest jej i tak cały czas za mało;)
Mocny emocjonalne(dla Tadka Sobolewskiego film martwy???), a technicznie??? Anderson jest moim zdaniem juz wsrod najlepszych w historii jesli o to chodzi i mówie to po obejrzeniu wszystkich jego filmów.
Mam nadzieje że po ''Aż poleje się krew'' wreszcie wszyscy w pełni docenią talent P.T. bo jak dotychczas pomimo tego ze robi same dobre i wybitne filmy cicho o nim u nas(spójrzcie na jego forum).
''Aż poleje się krew'' mnie zahipnotyzowało, wpływ na to miała oczywiscie jakby odrealniona muzyka Greenwooda, która jest chwilami szalona jak Plainview. Chaotycznie troche tu się rozpisuje ale zachwyt nad filmem trzyma mnie w tym stanie.
Podsumowujące - przyznałbym 8 statuektek, Michael Clayton i Pokuta czyli takie typowe ''dobre'' filmy oskarowe nie powinny mieć szans, ale niestety wiem że mają. ''Juno'' nie widziałem, zapewne bardzo fajny film będzie, ale pamiętam już kilka takich fajnych np. Zakochany Szekspir''okonujący ''Szeregowca...'' i ''Thin Red Line''.
Także ruszajcie moi drodzy do kina!!!jest na co
Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak podpisać się pod twoją opinią. Właśnie wróciłem z seansu i jestem pod ogromnym wrażeniem. Fenomenalna reżyseria Andersona, genialne aktorstwo (Day-Lewis nie ma sobie równych!), niesamowita muzyka, hipnotyzujący klimat, perfekcyjna strona wizualna. Naprawdę nie sądziłem, że można jeszcze dziś nakręcić taki film - rzecz na miarę największych dzieł amerykańskiego kina lat 60. i 70. Słusznie przywołałeś Scorsese, mnie również nasunęły się skojarzenia z nim, a także z Cimino, Coppolą, czy Kubrickiem. Nie ma oczywiście mowy o jakimś kopiowaniu, film Andersona od początku do końca ma swój własny, niepowtarzalny styl, ale sądzę, że tamta era w amerykańskim kinie i ci twórcy na pewno w jakimś stopniu inspirowali Andersona. Nie znam jego pozostałych filmów (może wstyd się przyznawać, no ale trudno...) ale w "There Will Be Blood" odnalazłem to, czego od czasów świetności wyżej wymienionych można szukać ze świecą. Z pewnością postaram się zapoznać z całym dorobkiem pana P.T.A.
Film Andersona, choć osadzony w konkretnym miejscu i czasie, nie jest analizą narodzin przemysłu naftowego. Może początkowe partie mają taki bardziej dokumentalny charakter, jednak w miarę rozwoju akcji film nabiera bardziej uniwersalnego wymiaru. To przede wszystkim fascynujące studium charakteru i motywacji ludzkich działań. To przypowieść o destrukcyjnych pragnieniach, chciwości, żądzy sukcesu za wszelką cenę, prowadzących do szaleństwa. Anderson, tak jak jego bohater, nie ma chyba najlepszej opinii o naszym gatunku. Plainview podąża wybraną przez siebie ścieżką z uporem i determinacją, nie zważając jednak na koszty i nie bacząc na konsekwencje. Odnosi zwycięstwa na jednym polu, które przypłaca porażką na innym. Gdzie jest granica jego obsesji? Jego fanatycznej chęci współzawodnictwa i walki ze wszystkimi i wszystkim wokół? Odpowiedź daje oczywiście tytuł.
"Aż poleje się krew" jest filmem bardzo pesymistycznym, przytłaczającym i z pewnością niełatwym w odbiorze. Mnie jednak wciągnął całkowicie. Powodzenie filmu zależało oczywiście w ogromnej, jeśli nie największej mierze od kreacji głównego bohatera. Jak wspomniałeś, Plainview praktycznie nie znika z ekranu. To wokół niego wszystko się skupia. Day-Lewis poradził z tym sobie po mistrzowsku. O jego roli można by się rozpisywać bez końca, a i tak żadne słowa nie oddadzą jej geniuszu. To trzeba zobaczyć. Oklaski należą się również partnerującemu mu mu Paulowi Dano.
Jestem naprawdę ciekaw jak film Andersona wypadnie w oscarowej rywalizacji. Szczerze mówiąc zdziwiłem się, że dostał aż 8 nominacji. To dzieło wybitne, ale nie typowo oscarowe. No ale trzymam kciuki. Nie widziałem jeszcze "To nie jest kraj dla starych ludzi", ale zamierzam to na dniach nadrobić i wtedy będę mógł powiedzieć, który z tych filmów i w jakiej kategorii widziałbym wśród triumfatorów.
wczesniejsze filmy Andersna sa nieco inne ''Boogie Nights'' formą przypomina ''Goodfellas'', ale funkcjonuje doskonale na wlasnych nogach. ''Magnolia'' to odpowiedz P.T. na porównywany z racji wielowątkowosci do ''Na skróty'' Altmana, jest kolejnym swietnym filmem dla mnie 10/10.
Patrząc na całą kariere Andersona można bez cienia przesady napisać, że to wybitny reżyser aktorów, co gdyy zwrócimy uwagę na jego stosunkowo młody wiek jest godne podziwu, spójrzmy
Burt Reynolds(Boogie Nights) - rola życia i chyba jedyna nominacja do Oskara,
Julianne Moore - jedna z bardziej niedocenionych wybitnych ról kobiecych, kto wie czy nie historii kina w Boogie Nights, w Magnoli własciwie tak samo dobra
William H. Macy - tragikomicznie powalajacy w Boogie Nights i Magnoli.
Adam Sandler - tu również życiówka u Andersona, Sandler dobrym aktorem? Okazało sie że może nim być!
Luis Guzman i Phillip Seyoumur Hoffman kolejni ludzie Andersona, doskonali w jego filmach
Tom Cruise w Magnoli??? Ja go zawsze lubiłem i ceniłem, ale tu docenią go nawet ci którzy go nienawidzą, sceny z jego udziałem należa do najlepiej zagranych i posiadaja chyba najwiekszy ładunek emocjonalny.
Anderson debiutował swietnym kryminałem ''Sydney'' lub ''Hard Eight'' polski tytuł ''Ryzykant'' i od razu pokazywał że mamy do czynienia z duzym talentem. ''Aż poleje się krew'' to chyba najlepszy jego film, dla mnie kompletne mistrzostwo. Jego ocena na IMDB.com nie jest przesadzona.
Wszystko co piszesz brzmi bardzo zachęcająco. Z pewnością postaram się nadrobić zaległości. Wspomniałeś Altmana i przypomniał mi się wywiad z Andersonem w ostatnim "Total Film", gdzie wspominał on właśnie twórcę "Na skróty" jako swojego nauczyciela i mentora. Czyli kolejny wielki reżyser amerykański, którym inspirował się P.T.A. Naprawdę, "Aż poleje się krew" jest jakby filmem z innej epoki, jakże dalekim od dzisiejszych standardów. Coppola podobno powiedział o Andersonie, że jest największa nadzieją amerykańskiego kina. Po "Aż poleje się krew" nie mam wątpliwości skąd taka opinia. Ale chciałbym jak najszybciej obejrzeć także jego pozostałe dzieła. Naprawdę nie wiem, jak mogłem to wszystko przegapić...
Nie wiem jak kolega GhostFace, ale ja widziałem na przedpremierowym pokazie w kinie Helios we Wrocławiu.
wlasnie wyczailem, ze w Poznaiu tez sa przedpremiery :D ale dobrze, bede przygotowany na niedziele :D pozdro, dzieki
No ja niestety nie będę miał w tym roku możliwości obejrzenia gali na żywo, z czego jestem bardzo niezadowolony, bo wyjątkowo ciekawie się zapowiada. Cóż, trudno się mówi.
Pozdrawiam i życzę niezapomnianych wrażeń z seansu :)
ja jade do kumpla na wodeczke na gale, bedziemy ogladali na Pro7. Tym lepiej, ze nie ma zadnego niemieckiego komentarza, lektora... polski zawsze nawalal, dobrze ze Niemcy sobie odpuscili.
widziałem na przedremierze w KINEPOLIS w Poznaniu, widziałem dwa razy, bo za pierwszym w sobote projektor nawalił w koncowce!!! Dokonczyłem w niedziele
oo, kolega tez z Poznania.. wlasnie kombinuje dojazd... jak wyjde z chaty o 17, to przed 23 bede z powrotem :D a miales jakis bonus z tego, ze projektoe nawalil :P?
bonus był taki, że dostałem wejsciowke jednorazowo na dowolny seans, wybrałem jeszcze raz ''Aż poleje sie krew'' chciałem zobaczyć koncówke, a poza tym byłem tym co zobaczyem zachwycony wiec drugi raz jak najbardziej. Najgorsze było to ze trzymali nas w sali z 30 min powtarzajac co chwile ze to chwilowa awaria. Okazało sie jednak inaczej
Zgadzam się, że Daniel Day-Lewis nie ma sobie równych - od lat tak twierdzę. Może się z nim mierzyć niewielu - na pewno Meryl Streep, która tak, jak Daniel jest genialna w każdej, nawet najmniejszej roli. I w tym filmie Day-Lewis dał niesamowity popis. Jest hipnotyczny i fascynujący. W niektórych scenach jego gra sprawiała, że zapierało mi dech w piersiach. Jednak właśnie scena finałowa jak dla mnie była nieco przeszarżowana. Ale pewnie nie dało się lepiej tego zagrać.
Lewis po tym filmie bezsprzecznie dołącza do tych najwekszych Brando, Newman, Olivier, De Niro, Hoffman, Kinsky , Pacino, Peck, Bogart, Lemmon jak o kims zapomniałem to dopiszczie...
Akurat tak się składa, że Depp jest znakomitym aktorem i gra nietuzinkowe role: Ed Wood, Truposz, Edward Nożycoręki, Odważny, Arizona Dream, Las Vegas Parano - możnaby jeszcze długo wymieniać. Dlatego zawsze go bardzo ceniłem. Przez całe lata udało mu się wybronić przed wizerunkiem "pięknego chłoptysia od całowania". Dopiero tak na dobrą sprawę po sukcesie "Piratów..." nastolatki masowo drą majty z głowy. Myślę, że to przejściowe, a Johnny jeszcze nie raz nas zaskoczy. No, ale to inny temat ;-)
Hehe... myślę, że nie bez kozery sam Marlon Brando namaścił Johnny'ego Deppa na swojego następcę, więc myślę, że zasłużył sobie na uczestnictwo w tym zaszczytnym gronie.
Ja myślę, że on w tym gronie jest już od dawna - żeby wspomnieć tylko takie role, jak "Moja lewa stopa", "W imię ojca", "Wiek niewinności", "Gangi Nowego Yorku"...
widzis a według mnie dołącza...Depp oczywiscie musiał sie pojawic Depp jest ok Di Caprio i Pitt też al ju tu gigantów podałem, także inna bajka.
No to z całym szacunkiem, ale Lewis takim gigantem jeszcze z pewnością nie jest.
no z całym szacunkiem ale dla mnie DDL jest o klase lepszym aktorem niz dziony depp...
A można wiedzieć czemu niby nie jest? Moim zdaniem niektórych wymienionych przez Ghost Face'a aktorów, Day-Lewis bije na głowę. Już od dłuższego czasu każdy występ tego aktora staje się wydarzeniem, na które czeka się z niecierpliwością (i to nie tylko dlatego, że gra tak rzadko). W swych najlepszych rolach pokazuje kunszt, o jakim inni - w tym także może bardziej znani i uznani - artyści mogą tylko pomarzyć. Niewielu może się poszczycić takimi kreacjami, jak on w "Mojej lewej stopie", "Wieku niewinności", "W imię ojca", "Gangach Nowego Jorku", czy najnowsza w "Aż poleje się krew".
polecam ci Dwight sprawdzić też jedną z jego początkowych kreacji w ''Pokoju z Widomkiem'' Ivory'ego PERŁA!!!
fakt - Daniel to chyba jeden z bardzo niewielu aktorów, którzy mają metodę Stanisławskiego w jednym palcu ;). Zagrał rewelacyjnie, a film jest porażającym studium socjopatii. Także rewelacyjne zdjecia i praca kamery, muzyka doskonale budująca napięcie oraz świetna robota scenografów i charakteryzatorów - wszystko wygląda niezwykle autentycznie i nie odnosi się wrażenia, że stroje z epoki wyszły prosto od krawca a twarze nie są jak z żurnala ;)
A owszem, widziałem ten film i zgadzam się w pełni co do kreacji Daniela. Świetnych ról ma on na koncie oczywiście więcej, niż te, które wymieniłem. To po prostu te najgłośniejsze, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Ale można tu dopisać także "Moją piękną pralnię", "Boksera", "Nieznośną lekkość bytu" czy właśnie "Pokój z widokiem".
Bo za tamtymi aktorami stoi jednak pewna kategoria "wyjątkowości", osiągalna z reguły po latach. Wymienieni przez Ghosta to już legendy kina, coś takiego zazwyczaj osiąga się na starość. Daniel Day-Lewis z pewnością takim aktorem będzie, bo zdecydowanie jest aktorskim geniuszem. Ale tej nienamacalnej wartości jeszcze nie osiągnął. Trudno o tym pisać. Kurde nie chcę się z Tobą sprzeczać, bo obserwuję Twoją filmwebową działalność i mam do Ciebie sporo szacunku. Rozumiem też, o co Tobie chodzi i nie mam zarzutów wobec tego rozumowania. Tylko ja tutaj mowię o nieco innych kategoriach. Lewis moim zdaniem nie ma jeszcze tego hollywoodzkiego nimbu wyjątkowości.
Ogólnie kumam o co ci chodzi :) Tyle, że - jak zauważyłeś - mówimy tu o dwóch różnych rzeczach. A na tyle, na ile ja zrozumiałem Ghost Face'a, chodziło mu raczej o kategorię kunsztu aktorskiego, skoro pisał, że "tą rolą" wkracza do panteonu gigantów. Dlatego pisałem, że dla mnie to on już jest wśród najwybitniejszych w historii kina. Natomiast zgodzę się, że tego "hollywoodzkiego nimbu wyjątkowości" Day-Lewis nie ma i myślę, że nigdy mieć nie będzie. Bo też on wcale o to nie zabiega. Nie twierdzę, że wymienieni przez Ghosta szukali bądź szukają poklasku, idą na komerchę czy coś w tym stylu. Ale w światku Hollywood żyje się w świadomości ludzi także poza swoimi dokonaniami filmowymi, jest się na afiszu, ma się to wszystko, co wiąże się ze statusem gwiazdy, stąd ta kategoria wyjątkowości. Day Lewis gwiazdą nie jest i nie będzie. Nie jest popularny, trzyma się od Hollywood z dala, nie gra w komercyjnych przedsięwzięciach, zresztą gra dość rzadko. A pomiędzy kolejnymi rolami zaszywa się z dala od wszystkich i ma wszystko gdzieś :)
oczywiscie jak Dwight roztropnie zauważył mam tu na mysli kunszt, nie każda ze starych gwiazd mogła się pochwalić takowym jak DDL. On ma już status ''prawie-legendarny'' zauważcie jak wypowiadają sie o nim ludzie z branży. Clooney w grupowym wywiadzie z udzialonym jednej z amerykańskich stacji mówił że w tej chwili - mamy Daniela i reszte, cos w tym jest. De Niro, Pacino, Hoffman, Hopkins i inne starsze tuzy od kilku(niektórzy od kilkanastu)lat nie elektryzują już swoimi rolami wydaje sie ze najlepszy czas za nimi. Lewis pozostaje w tej chwili jakby samotnym gigantem u szczytu kariery, jest w stanie na ten moment ''ograć'' każdego. Jesli chodzi o umiejetnosci to jest troche jak Federer w tenisie - o poziom wyżej od reszty. Obecnie prezentuje taką aktorską moc jak, Bogart lub Olivier w latach 40, Brando,Newman czy Lemmon w 50tych i 60tych lub De Niro,Pacino,Nicholson, Hoffman czy Kinsky(przez wielu na filmwebie zapewne mniej znany polecam ''Aguirre-gniew boży''CUDO) w 70tych. Wypisywanie obok niego skontinont dobrych atorów jak Bale, Depp, Pitt, Norton, Washington czy nawet swietny Penn nie ma sensu, poniewaz żaden z nich nigdy nie wspiął sie na takie wyżyny aktorstwa jak Lewis w ''Aż poleje sie krew'' czy w 'Gangach...'' i My Left Foot.
Jego gra w ''THERE WILL BE BLOOD'' może byc porównywana z czasem z występami Brando w ''Na Nabrzeżach'' lub De Niro w ''RAGING BULL'' czyli absolutnie gigantyczne występy. Mam tu na mysli role w których potrzebny jest nie tylko kunszt i technika i talent ale także osobowosc ktorą kto jak kto ale DDL ma wielką!
Zgodzę się niemal w 100%. Niemal, bo uważam, że akurat wywołany przez ciebie Sean Penn, to już znacznie bliższa Day-Lewisa półka, jeśli nie ta sama. Moim zdaniem to najlepszy aktor amerykański swojego pokolenia. Ma na koncie role, które śmiało można porównać do najwybitniejszych kreacji Day-Lewisa. I tak jak Daniela, tak i jego cenię za staranny dobór ról, za wszechstronność i różnorodność kreacji, za unikanie komerchy i gwiazdorstwa i za to że jest, a przynajmniej bardzo często bywa, genialny w tym, co robi. Zawsze wiarygodny i przekonujący, prezentujący nie tylko mistrzowski warsztat, ale także tą iskrę prawdziwego talentu, charyzmę i osobowość. Myślę, że kreacje Penna w równym stopniu co Day-Lewisa pokazują, czym jest prawdziwy kunszt aktorski. Absolutnie najwyższy światowy poziom. W moim prywatnym rankingu najlepszych z najlepszych obaj zajmują czołowe pozycje.
powiem ci tak, jesli kogos z młodszej generacji miałbym zestawić z DDL to byłby to własnie Penn, kreacją w MYSTIC RIVER swego czasu mnie oczarował i omamił, moment kiedy dowiaduje się o stracie córki, pasja z jaką to odgrywa są niesamowite. Jednak Daniela cenie troszkę wyżej...
Do pierwszej ligi moim zdaniem ma szanse trafic również Leo Di Caprio, po Aviatorze i Departed wiem że ma ''papiery'' na to. Dla mnie lepszy od np. Deppa który w Sweeney Todzie bardzo mnie rozczarował wydawało mi się że widze Sparrowa, tylko w innej charatkeryzacji, identyczna prawie mimika.
O masz na myśli pisząc o kimś "z młodszej generacji"? O ile mi wiadomo, Penn jest niemal równolatkiem Day-Lewisa ;)
Zgodzę się w 100% jeśli chodzi o "Mystic River". Pełna emocji, zagrana z ogromną pasją, po prostu wielka rola. Absolutnie zasłużony Oscar. Takich pereł ma jednak Penn na koncie więcej. Już we wcześniejszych latach kariery zdradzał wielki talent, by wspomnieć choćby takie filmy jak "Sokół i koka", czy "Ofiary wojny". A potem przyszły coraz głośniejsze, fenomenalne kreacje w takich filmach jak "Życie Carlita", "Przed egzekucją", "Słodki drań", "Cienka czerwona linia", "I Am Sam", "21 gramów" czy "Zabić prezydenta". Podobnie jak w przypadku Day-Lewisa, tak i w przypadku Penna mam wrażenie, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Gdybym miał wybrać, którego cenię wyżej, byłoby mi cholernie trudno :)
Jeśli z kolei chodzi o to rzeczywiście młodsze pokolenie i kto z niego ma szansę trafić do pierwszej ligi, to akurat DiCaprio nie jest moim pierwszym typem... Nie zrozum mnie źle - lubię go i uważam za naprawdę bardzo dobrego aktora, ale nie jest to jeszcze "to". Póki co, współpracą ze Scorsese i w ogóle graniem ciekawszych ról, zerwał na pewno z wizerunkiem ładnego chłopaczka i pokazał, że jest przede wszystkim utalentowanym aktorem. Ostatnio zapracował na Złoty Glob i dwie nominacje do Oscara i to w krótkim odstępie czasu - to musi budzić szacunek. Cały czas się rozwija i mam nadzieję, że kiedyś pokaże najwyższy poziom. Ale jeszcze nie teraz.
Według mnie najbliżej osiągnięcia tej pierwszej ligi jest Christian Bale. Śledzę jego karierę z uwagą i naprawdę jestem pod wrażeniem jego talentu, ciężkiej pracy, wszechstronności i charyzmy. Potrafi całkowicie skupić na sobie uwagę, ma to trudne do zdefiniowania "coś", co cechuje tylko najlepszych aktorów. A przy tym imponuje mi jego zaangażowanie i poświęcenie na jakie potrafi się zdobyć przygotowując się do roli. W tym podobny jest do mistrzów metody Stanisławskiego - De Niro i Day-Lewisa.
I jedno pytanie do pewnej wypowiedzi w tym temacie - ten człowiek wyskakujący z Borysem Szycem - on żartuje prawda? Bo mając w pamięci niektóre wypowiedzi na forach tego serwisu to nie jest takie znowu oczywiste ("Nie wiadomo kiedy głupi żartuje").
Również mam nadzieję, że ten facio żartował. Przy całej mojej sympatii do Szyca, wymienianie go tutaj jest jednak pewnym nieporozumieniem...
boze... tepy narod... chyba widac od razu ze jest to stuprocentowa ironia, a powiedzialem to dlatego bo wkurwil mnie pan o nicku "sammy cos tam", bo uwazam ze depp jest swietnym aktorem i spokojnie mozna go postawic obok de niro, day-lewisa itp itd, a forma wypowiedzi pana sammiego z gory neguje moja wypowiedz, zanim jeszcze dazylem cos napisac!
tak samo nie mam pojecia dlaczego niektorzy ludzie czepiaja sie caly czas deppa i piratow, nie kumam tego w ogole, film swietny, a postac sparrowa jeszcze lepsza, nawet mozna powiedziec ze kultowa, i trzeba pamietac ze gdyby nie depp to tej postaci w ogole by nie bylo, sam wymyslil cala charakteryzacje i sposob bycia bohatera, a jezeli dla kogos argumentem na nie jest to ze film podoba sie nastolatkom ktore piszcza na widok deppa, jest w ogole dla mnie nie do pojecia. Ja sie pytam -> co z tego? Mam w dupie komu film sie podoba a komu nie, wazne jest moje zdanie. Uwazam ze film jest swietny a depp jeszcze lepszy i moge zaryzykowac stwierdzeniem ze jest to jedna z lepszych rol deppa i do konca bede bronil mojego zdania.
bruno, unosisz się, jakby jeszcze było o co... Z całym szacunkiem dla Deppa, którego lubię i uważam za dobrego aktora, to jednak stawianie go obok Day-Lewisa, jest lekkim przegięciem. To znaczy, stawiać go sobie możesz gdzie ci sie podoba, tylko co z takich porównań wynika dla Johnny'ego, to wszyscy widzą i mają na ten temat zdanie wyrobione. Jak napisał Sammy, za wysokie progi. Ale ty oczywiście możesz uważać inaczej, nikt ci nie broni.
hehe co za koleś, to rzeczywiście masz sie czym wkurwiać:P...uważaj sobie co chcesz bruno czy ktoś ci broni? dla mnie DDL to za wysokie progi jak dla dzionego, który z całym szacunkiem dla niego, ostatnio gra jedna mina, jedna i ta sama postać we wszystkich filmach...wiec po co sie tak podniecasz?
ale ja nie powiedzialem ani slowa o DDL, to swietny aktor, wrecz fenomenalny, bardzo go szanuje, choc widzialem go tylko w trzech filmach, ktos powie ze to malo ale mi to wystarczy aby powiedziec ze ktos jest dobry. niestety nie moge sie zgodzic ze depp gra jedna mina, ty sammy po prostu go nie lubisz, ok masz prawo ale nie musisz go tak poniewierac przy kazdej okazji, ja np nie lubie pacino ale nigdy nie powiedzialem o nim zlego slowa
Zobaczyłem film wczoraj,kawał kina 8/10.O punkt mniej niż Coenom,bo film daje sie jednak wg mnie, wpisać w schemat takich obrazów jak wymienione wcześniej filmy Scorsese,czy nawet ,,Ojciec chrzestny".Osobny atut to muzyka w filmie,czasem odwracająca uwagę od obrazu,innym znowu cudownie go uzupełniającą.O aktorstwie nie wspominam bo to poziom dostępny nielicznym.
Gdybym był Pawłem Małaszyńskim czy innym Tomaszem Kotem sczezł bym z zazdrości.Esforty.
Najlepsze było ostatnie zdanie :). Ja bym nie szczezła, ja bym się załamała.
Tylko parę rzeczy, bo nie śmiem się zbyt merytorycznie wtrącać między dyskutujące tuzy tego portalu :)
Daniel wielkim aktorem jest. To niezaprzeczalne. Ma charyzmę i to Coś, co dla zwykłego wyrobnika filmu jest nieosiągalne, bo chyba trzeba się z tym urodzić. Wtedy nawet małe role, takie, z których zdawałoby się nie da się nic wycisnąć, przeradzają się w perły, a w nietrafionym gniocie, z fatalnym scenariuszem taki aktor po prostu kradnie film, przyćmiewa. Czy ktoś może wymienić źle zagraną postać w repertuarze Daniela ? Nie kojarzę sobie :) Co do Deepa, cóż, miał lepsze i gorsze wcielenia, ale jak narazie wystarczy mi jego parę ról, ta z Truposza, z Arizona Dream, żeby skompensować mi jego skoki w bok, w stronę Piratów czy Edwarda Nożycorękiego. W. Wonka mnie załamał :( Do Daniela mu jednak nadal daleko.
Filmowi ( Aż poleje się...) dałam tylko 7/10. Może ktoś z bardziej wysublimowanym gustem filmowym się oburzy, ale mnie tu czegoś jednak zabrakło. Ciągle staram się dociec - czego ? Ktoś się tu w superlatywach wyrażał o pracy operatora, poproszę szczegóły, tu czuję pewien niedosyt, owszem, robią wrażenie oszczędnie kadrowane pustkowia, świetna scena pożaru, dobre zbliżenia, a jednak nadal coś nie tak...tak, wiem, oscar za zdjęcia...Muzyka rewelacyjna, pełen szacunek, temu koledze, który wyłączył głośniki - szczerze współczuję :( . Day-Lewis znakomity. A jednak ciągle mam wrażenie, że zbyt wiele jest zachwytu nad Andersonem tylko z powodu ogólnej jakości amerykańskich produkcji, nawet to zdanie z recencji : " takiego filmu dawno nie nakręcono w Ameryce " określa film w opozycji do. A ja bym chciała wyjść z kina ze świadomością, że to samodzielne arcydzieło. Jeszcze chyba poczekam, będę sobie śledzić Andersona uważnie. W ogóle mam wrażenie, że to film z gatunku dojrzewających, dojrzewa sobie we mnie, bardzo dobrze zapowiadający się rocznik, może niech poleży :)
Pzdr.
Mam pytanie, w ostatniej scenie, po zabiciu kaplana, Daniel Plainview odpowiada swojemu sluzacemu "im finished". Czy chodzilo mu o to ze "jestem skonczony" bo przeciez w okrutny sposob zabil kaplana z zimna krwia w swoim wlasnym domu. Czyli "jestem skonczony" poniewaz pojde do wiezienia za to, byc moze nawet do konca zycia tam zostane za ten czyn.
Z drugiej strony facet byl tak nieprzyzwoicie bogaty, ze chyba bez wiekszych problemow mogl ukryc ten fakt - przekupic/zastraszyc/wlasnorecznie zabic/zlecic komus zabicie sluzacego i wynajac odpowiednich ludzi do pozbycia sie ciala kaplana (problemem jest tylko kasa a u Daniela kasa przeciez niej est problemem...).
Wydaje mi sie, ze Daniel byl zbyt cwany by nie zdawac sobie sprawy, ze moze sie z tego wykaraskac dzieki swojej fortunie.
na tym właśnie polega mistrzostwo tej sceny, że można ją rozumieć dwojako; socjopata Plainview mówiąc "I'm finished" z jednej strony mógł mieć na myśli to, co sugerujesz - że jest skończony, bo tego morderstwa już nie zatuszuje, że "przecholował". Z drugiej strony mógł mieć na mysli to, że skończył w sensie, że już skończył swoją bezwzględną i czasami (jak widać) krwawą drogę do upragnionego celu - jak największego bogactwa, potrzenego mu, by uciec od ludzi, za którymi w większości nie przepadał lub wręcz nienawidził. I drugie, jakże "prozaiczne" i groteskowe (w tych okolicznościach) wyjaśnienie - "I'm finished" oznaczałoby po prostu, że zagadniety przez służącego po prostu oznajmił, że właśnie skończył (z kapłanem/zabijanie kapłana/to, co robił)- tak jakby np. służący zastał go podczas jakiejkolwiek innej czynności ;P
"drugie, jakże "prozaiczne" i groteskowe (w tych okolicznościach) wyjaśnienie - "I'm finished" oznaczałoby po prostu, że zagadniety przez służącego po prostu oznajmił, że właśnie skończył (z kapłanem/zabijanie kapłana/to, co robił)- tak jakby np. służący zastał go podczas jakiejkolwiek innej czynności"
Skoro juz mowimy o prozaicznosci i socjopatycznych zachowaniach to mozna tez zinterpretowac to w ten sposob, ze Daniel powiedzial do sluzacego "skonczylem jesc, mozesz zabrac brudne naczynia do kuchni". Zauwaz ze Plainview w trakcie rozmwy z kaplanem cos tam pałaszuje. Facet byl tak niestabilny psychicznie, ze po dokonaniu brutalnego morderstwa na kaplanie mogl poprostu powiedziec "[ok zabierz brudne naczynia do kuchni] skonczylem" :) :) :)
To zdanie można interpretować, jako cyniczny żart głównego bohatera, który trawestuję w ten sposób ostatnie słowa Jezusa wypowiedziane przed smiercią. Sam tytuł jest w końcu cytatem z Biblijnej Księgi Wyjścia.
film mnie zmiazdzyl. fantastyczny! nie mialem pojecia na co ide i zgodnie z tytulem "there will be blood" myslalem ze to moze bedzie kolejna opowiesc o kowbojach ktorzy walcza o zloto i rope poprzez budowanie swoich armi z wlasnych synow wraz z ktorymi pozniej krwawo zdobywaja majatki innych familii. ale dzieki Bogu ogladalem arcydzielo.
fajne jest tez to ze film dopiero na samym koncu spelnia swoja obietnice zawarta w tytule :D
Wszystko to prawda. To prawdziwe arcydzieło. Ten film jest tak dobry, że nawet cieszę się, że nie dostał oscara. On jest za dobry na oscara (to byłoby dla niego obelgą figurować obok Titaniców i innych) tak jak filmy Kubricka i Scorsese'ego. Najlepszy obraz ostatnich lat. Spodziewam się, że Anderson stanie się następnym gigantem kina. Obecnie nie ma lepszego.
Mam pytanie
Co dokladnie ma na mysli Daniel Plainview gdy pod koniec mowi do kaplana "i drink your milk shake, i drink it all" i wspomina o dlugosci slomki przez ktora to robi. Czy chodzi tutaj o to, ze "milk shake" to ropa na terenie, ktory chcial mu wydzierzawic kaplan, "drink" - odnosi sie do wysuszenia złóż a dlugosc slomki odnosi sie do tego ze ciagnac rope wszedzie na okolo (ze sporej odleglosci) osuszyl caly olbrzymi teren w zwiazku z czym zabral rope nawet z pod miejsc ktore do niego nie nalezaly???