Oto przed państwem film, który udaje, że ma coś do przekazania. Mnie nabierał cały kwadrans, po tym czasie zrozumiałem, że tu żadnej treści nie ma.
Fukui nakręcił film wyraźnie inspirującym się cyberpunkowym arcydziełem, jakim niewątpliwie jest "Tetsuo - Człowiek z żelaza" Tsukamoto. Gdzieś w początkowych migawkach pojawia się i słychać wiertło, potem jeszcze ujrzymy bieg Pinokia i coś jakby animację poklatkową. Piszę "coś jakby", bo to i nie dorasta do pięt temu, co zrobił Tsukamoto, i do końca nie wiem, czy to była rzeczywiście animacja poklatkowa (gdyby ktoś był w stanie rozjaśnić mi całą sprawę, byłbym wdzięczny).
Papugowanie cudzej twórczości to zarzut pierwszy. Drugi zowie się "nieustanne bieganie". To właśnie przez lwią część filmu robią główni bohaterowie, czyli Pinokio oraz Himiko (dziewczyna, która zaopiekowała się Pinokiem). Na początku przyjemnie jest obserwować te szaleńcze biegi, dziwne podrygi, kiedy z ust kapie ślina, a jeśli śliny nie ma, to dlatego że postać biegnie z maską spawacza zakrywającą całą facjatę. Świetnie jest obserwować zdziwienie tłumu, bo film kręcony był m.in. w stacji metra, na zatłoczonej ulicy. Ale ile można? Mnie też się podobał pościg w "Tetsuo", ale do diabła tam to miało ręce i nogi. I była wgniatająca w fotel industrialna muzyka. W "964 Pinokio" muzyki było mniej i była nieciekawa.
Na uwagę zasługuje mimo wszystko strona wizualna. Antyestetyczne tło wydarzeń (jakieś opuszczone piwnice, złomowisko) daje niesamowitego kopa. Z antyestetyką posunął się jednak Fukui za daleko. Na przykład scena wymiotowania. Dlaczego, do cholery, trwała ona aż 3, 4 minuty? Rzygania było jednak twórcom filmu chyba i tak za mało, bo na końcu sceny ich bohaterka zaczynała się tarzać w swoich "treściach żołądkowych". Do tego momentu doszukiwałem się w tym filmie czegoś głębszego, po tej scenie zrozumiałem, że niczego tu nie ma. Pustka. Nie mam nic przeciwko wymiotowaniu, ale jeżeli trwa ona parę minut filmowych, to mamy tu do czynienia z próbą szokowania (tylko kogo i po co?) i/albo zapychaczem czasu (także "nauka" robota, żeby ten wypowiedział swoje imię była nużąca i za długa).
Końcówka filmu ukazuje symbiozę dwóch organizmów (kolejne nawiązanie do "Tetsuo"). Tylko co z tego wynika i po co to, nie mam bladego pojęcia.
Nie polecam. Szanujcie swój czas.
Zapomniałem: w filmie jest parę elementów gore oraz sceny niemalże pornograficzne (niestety, jest ich bardzo mało i są bardzo krótkie ;p).
Uu czyli słabo. W shorcie Gerorisuto też jest zbyteczna 2 min bodajże scena rzygania.
Rubber's Lover też nie zachwyca.Tyle że czarno-biały czyli tak jak lubisz.
No nie wiem, też chciałem to obejrzeć bo chwilowo jarają mnie takie klimaty. Bo jak to zawiedzie to z cyberpunku pozostanie tylko anime.
Zgadzam się z założycielem tematu. Bardzo lubię Tetsuo, ale ten film, moim zdaniem, to jeden wielki BEŁKOT.
Twoja recenzja jest wystarczająca. Miałem nadzieję na kolejne dobre 'mechaniczne' dzieło w stylu Tetsuo, ale pomijam ten film.