Tak czytam te posty i nie potrafię zrozumieć niektórych zarzutów stawianych aktorowi i generalnie fabule.
1. Na temat odczuwania bólu już chyba wszystko było powiedziane. Facet był w totalnym szoku, dlatego nie czuł przygniecenia. Prawdopodobnie nerwy też zostały uszkodzone, bo ręka została całkowicie zmiażdżona.
2. Bezbolesne odcinanie ręki? Łamanie zniszczonych już kości nie było zbyt bolesne, ale gdy przecinał ścięgna to wył z bólu. Przecież wyraźnie było pokazane jak nim spazmatycznie rzucało. Już nie mówiąc o tym, że ból i wysiłek wykończyły bohatera pod koniec filmu.
3. Wytykacie, że brak komórki, pozostawionej wiadomości itp. to błąd fabuły/scenarzysty, a przecież to obraz oparty na faktach. Miejcie pretensje i pytania do Arona Ralstona, a nie do filmowców bo to conajmniej dziwne, że można tego nie rozumieć.
4. Wspomnienia i przebitki z przeszłości. Facet stanął twarzą w twarz ze śmiercią, więc to chyba logiczne, że będzie sobie przypominał sceny ze swojego życia i analizował je po kolei. To jest właśnie istota tego filmu - to, że miał 127 godzin na przemyślenie wszystkich błędów i generalnie swojego postępowania. Każdy by o tym myślał, gdyby wiedział, że niedługo umrze.
5. To już nie zarzut, tylko opinie, że film był nudny. Wiadomo, co kto lubi, ale mi się podobał. James Franco świetnie oddał wszystkie emocje i mimo, że przez zdecydowaną większość widzieliśmy tylko jego na ekranie, to ani na moment się nie znudził. Jedyne minusy w tym filmie to dla mnie to, że w pewnym momencie przeciągnęli sceny dotyczące wspomnień bohatera. Dosłownie o jedną scenę za dużo oraz to, że za mało skupili się na samotności człowieka i na tym, że już niedługo umrze. Były takie sceny, ale jak na taką sytuację za mało wyraziste, powinni bardziej się na tym skupić.
Zgadzam się w zupełności a od siebie dodam, że film w rzeczy samej nie jest nudny. Oglądając go zastanawiałam się co ja zrobiłabym na miejscu Aarona Ralstona.
1. Nerwy, nawet jeżeli się zepsuły - to dochodzi do depolaryzacji wszystkich ich włókien i wywołania bodźca = boli jak sam sk*******. Szok mija.
2. Łamanie zniszczony/nie zniszczonych kości i tak jest bolesne (dla normalnego człowieka, nie wiem - może on jest jakiś mutant).
3. No tu akurat wytyka się głupotę pierwowzoru w takim razie : )
1. też w filmie pokazane było, że bohater dwukrotnie podchodził do amputacji. Udało się dopiero, gdy już wszystko "zgniło". Na początku ból był zbyt silny
2. w filmie pokazano, że jak ciął ścięgna i nerwy to jednak bolało.
3. brak komórki akurat aż tak bardzo mnie nie raził biorąc pod uwagę, że wątpliwe, aby wgłębi kanionu był zasięg ;)
Ja tam tylko odpowiadałem na punkty mikoreja.
3. Jest takie coś jak telefon satelitarny. Ratuje życie, a idioci giną.
Pamiętajcie proszę, że ta sytuacja miała miejsce w 2003 r. Nawet obecnie telefonia satelitarna nie jest tak powszechna jak komórkowa.
Proszę Cię... nawet w drugim czy trzecim Jurasic Parku spłukana rodzinka taki miała : P
A poza tym przecież można wypożyczyć i oddać po powrocie.
W Jurassic Parku hahaha dowaliłeś. A w Gwiezdnych Wojnach jaki sprzęt mieli:)
Rozumiem, że za każdym razem jak jedziesz nad jakieś jezioro lub w jakieś góry itp wypożyczasz telefon satelitarny?:>
Ja pi**dolę, ale masz logikę. Kij z tym, że Park był o dinozaurach, wtedy już były telefony satelitarne a kręcili go 10 lat wcześniej.
Jeśli pojadę sam gdzieś, gdzie nie ma zasięgu i są wysokie góry, dżungla czy coś takiego a chcę żyć długo to tak, postarałbym się o taki sprzęt.
No a Gwiezdne wojny powstały jeszcze wcześniej. Twoja logika wygrywa:) A tak serio, to chodziło o to, że te filmy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, a 127h powstał na faktach.
Twierdzisz, że telefon satelitarny w Parku to science fiction? Star Wars może niewiele, ale Park ma - ludzie giną jeżeli ich rozszarpać, samochody tam są i wcale nie mają nic wspólnego z SW... Tak samo samochody jak i telefony satelitarne istniały w latach 90. XX wieku, toteż sugeruję, że bohater 127h mógł taki sobie sprawić... tak więc Twoje wyskoczenie z SW jest za przeproszeniem z d*py.
Ja nie mówię, że 127h ma zły scenariusz, tylko, że główny bohater tej historii (ten prawdziwy) za mądry to nie był.
To tylko zwykła tendencja do przewidywania wstecz, czyli "gdybym był na jego miejscu, to na pewno zrobiłbym to i tamto". Znasz już wynik zdarzenia. Bohater go nie znał. Z resztą niewiele osób pozostawia wiadomość bliskim o tym gdzie wychodzi i kiedy zamierza wrócić. Dla kogoś kto zajmuje się wspinaczką, podróżowanie po górach nie jest jakimś nadzwyczajnym zajęciem o którym należy informować osoby trzecie. To tak jakbyś pojechał na przejażdżkę samochodem i zostawił mamie wiadomość, że jeździsz sobie samochodem po mieście. Szczerze wątpię, że przykładasz do tego aż taką wagę. Z resztą bohater był lekkomyślnym egocentrykiem, więc to, że nie zabrał telefonu i nie powiadomił o tym gdzie wychodzi raczej nie jest niczym dziwnym;)
Zaprzeczasz sama sobie. Najpierw to normalne, że nie bierze telefonu i nie mówi gdzie będzie żeby się zabezpieczyć w razie Wu, a później, że jest lekkomyślnym egocentrykiem. Zdecyduj się : D
Nie napisałam, że to normalne a wysoce prawdopodobne. To zupełnie dwie różne definicje.
Osobowość bohatera zmieniła po prostu prawdopodobieństwo wystąpienia zachowania (w stosunku do ogółu społeczeństwa) w normę właściwą danej jednostce.
Czy tylko ja zauważyłem wypowiedź "tylko ja muzyka i noc" ona jest baaardzo ważna, on specjalnie nie brał telefonu (po 1 i tak nie ma zasięgu), chciał być w 100% sam, żeby nikt się nie mógł z nim kontaktować i sam się też nie chciał kontaktować z nikim, a masz pewność, że tego nie zrobisz tylko jak nie masz takiej możliwości. Sam też lubię od czasu do czasu się odizolować od rzeczywistości i nie chcę wtedy żadnych telefonów. W moim przypadku jednak muszę go mieć przy sobie bo słucham z niego muzyki i jestem zbyt "rozważny" na jego wyłączenie/wyjęcie SIM.
Telefon satelitarny można włączyć jak się chce. A jeżeli aż tak bardzo chciał się odizolować od społeczeństwa, to mu się należało to co mu się stało.
Ad.2 W części telefonów można włączyć tryb offline/samolotowy - wciąż słuchasz muzyki a nikt się nie dodzwoni.
ok, ale chodzi o to ze go masz i w każdej chwili możesz zadzwonić, a czasami jedyną opcją żeby nie dzwonić jest jego brak, z resztą chodzi też o takie założenie psychiczne, jestem odizolowany, nie mam telefonu i nikt nie wie gdzie jestem= tylko ja, noc i muzyka w 100% a nie tylko ja, noc, muzyka i wyłączony telefon, który można w każdej chwili włączyć...
No cóż, telefony powstały m.in. po to, by można wezwać pomoc z daleka - świadome rezygnowanie z tego dobrodziejstwa cywilizacji ma konsekwencje.
A jeżeli tak lubisz to "tylko ja i nic innego" to polecam nurkowanie. Na choćby 15 metrach nie wiadomo gdzie jest góra, gdzie dół i nic się nie liczy (no, może prócz licznika tlenu : ). Świetne uczucie.
planowałem spróbować (bo póki co to tylko w Polsce z typem co pilnował mnie i nie dał odejść na 5 cm i byliśmy jakieś 2 metry pod wodą więc świetnie to nie było)
pkt. 3 nie nazwałbym głupotą - Aron wyrusza w miejsce gdzie telefon mu jest nie potrzebny, ponadto widać, że chce odpocząć od rzeczywistości. ;)
No niestety nie bardzo, bo bardzo sprawnie sobie wszystko zorganizował, przemyślał i podejmował jak najbardziej racjonalne próby działania w okolicznościach, które go spotkały. Więc nie był w żadnym szoku, albo jedno, albo drugie.
A łamanie kości zawsze, w każdych okolicznościach, ZAJE****** boli, zapewniam. :)
ciekawe... bo ja złamałem palec na wfie i nawet nie poczułem... potem w szatni zaczął być jakiś ciepły a na następnej lekcji bardzo ciepły, ale bolała mnie wtedy głowa i poszedłem do sekretarki szkolnej, żeby zadzwoniła do mamy i mnie odebrała, bo boli mnie głowa. Mama przyjechała i zobaczyła opuchnięty palec. Mogłem go zginać cały dzień, następnego dnia na prześwietleniu wyszło złamanie.Drugie moje złamanie palca (kciuka prawego a jestem praworęczny) było tuż przed wfem, i ćwiczyłem 30 minut piłkę ręczną, ale jak mi palec spuchł że nie mogłem go w ogóle zginać= łapać piłki, powiedziałem panu, ze muszę przestać ćwiczyć i potem się okazało, ze go złamałem... do tego dochodzi jeszcze naciągnięcie więzadeł w kostce, po uderzeniu jednocześnie z rywalem piłki do nogi zabolała mnie stopa, minęło 15 sekund i było ok. Dokończyłem mecz (30 minut) w międzyczasie przeskakując płot... potem poszedłem się myć i po 5 minutach nie mogłem chodzić i w ogóle zginać kostki ;/ przyznasz, że to trochę dziwne... a co za tym idzie są takie przypadki, gdzie urazy nie bolą od razu ;]