Jest tyle dowodów świadczących o tym że Bóg po prostu nie istnieje i to nie on stworzył
wszechświat, a ludzie nadal wierzą w te stare bujdy i chodzą do kościołów, modlą się.. do
czegoś co nie istnieje. Dla mnie to jest bardzo proste, Boga stworzyli ludzie kiedy nie
potrafili wyjaśnić sensownie jak powstawał świat, przecież jeszcze nie tak dawno ludzie
myśleli że słońce krąży wokół ziemi i że ziemia jest płaska a od spodu ktoś ją podtrzymuje.
Na prawdę nie rozumiem, jak w dzisiejszych czasach można wierzyć w Boga, dziękuję że
mogę to napisać, jeśli ktoś chce to zapraszam do dyskusji na ten temat, mało wiem, ale
chętnie pogadam :).
"Słońce"- WTF?
Poza tym kolejny zbędny komentarz. To Ty komplikujesz, Nie ładnie tak przypisywać innym swoje negatywne cechy.
Czytam sobie Twoje wypowiedzi. "Naucz się żyć akceptując fakt występowania różnych poglądów u ludzi. " napisałaś w jednym z komentarzy do kogoś. Zastosuj to również do siebie. Pozdrawiam
Moja droga, Ty nadal nie zauważasz, że ja Ci nic nie narzucam i inność Twoich poglądów nijak mi nie przeszkadza. Możesz mieć dowolne wyobrażenie na temat religii, Boga, bogów, mitologii czy czegokolwiek innego. Po raz pierwszy odpisałam na Twój post jedynie dlatego, że myślałam, że jesteś naprawdę zainteresowana tematem, a nie że - jak się później okazało (a i okazywało się wcześniej, ale nie patrzyłam na Twoje poprzednie wpisy) - jedynie najeżdżaniem na osoby, które nie uznają Twojej wypowiedzi za wspaniałą i słuszną. Ja Ci piszę, że chciałam być dla Ciebie miła i myślałam, że mój wpis będzie dla Ciebie pomocny, a Ty nie ustajesz w wysiłku wmawiania mi, że było dokładnie na odwrót. No bo Ty przecież wiesz lepiej co ja myślę i jakie kierują mną pobudki. No ok.
Nie wiem dlaczego zakładając swoją nieomylność obrażasz się kiedy ktoś chce Ci coś wyjaśnić, a co ciekawsze potem twierdzisz, że nie uważasz się za nieomylną, a w końcowym poście stwierdzasz, że co do paru kwestii jednak masz inne zdanie niż to, które wałkowałaś wcześniej... Trudno się w tym połapać, ale nie ma sprawy. Jak pisałam i tak nie mam zamiaru Ci więcej tłumaczyć. Miałam zamiar w pierwszym poście, ale wobec Twojej reakcji oczywiście zaniechałam dalszych wysiłków.
Ja jestem w stanie żyć z tym, że masz inne poglądy. Odezwałam się do Ciebie, bo myślałam, że to, co napiszę może być dla Ciebie interesującym. Ale skoro Ty ciągle widzisz w tym wszystkim jakieś niecne, zupełnie inne niż moje, zamiary, to powstaje pytanie na ile Ty jesteś w stanie żyć z tym, że inni ludzie mają inne niż Ty poglądy?
Nazywasz ludzi wierzących schizofrenikami, stwierdzasz, że jeśli ktoś jest osobą wierzącą to z założenia nie może mieć żadnych sensownych argumentów. Obrażasz i atakujesz tylko dlatego, że ktoś ma inne zdanie niż Ty. I w końcu patrząc przez swój pryzmat przypisujesz mi chęć poniżenia Cię. Może lepiej zamiast dawać mi rady zastanów się sama nad sobą.
Podobne odczucia mam w stosunku do Ciebie. Ty, jeśli ktoś (w tym przypadku ja) ma inne zdanie niż TY, twierdzisz, że jest w błędzie, że ma dziecinne rozumowanie, czy wreszcie nie zasługuje na to, by cokolwiek mu tłumaczyć. Nie zakładam swojej nieomylności. Zdanie typu "Napisałam, że -jeśli jesteś osobą wierzącą- ( a zapewne jesteś) to nie masz, bo i mieć nie możesz, przynajmniej sensownych- jak każda osoba wierząca w irracjonalne bajki. " przyjmuję za pewniak, tak jak Ty to, że myślisz (zastanawiasz się nad pewnymi rzeczami, więc myślisz) bo jakie logiczne czy sensowne argumenty może mieć osoba wierząca w irracjonalny byt. Ok, może przesadziłam z tym, że NIC nie przyjmuję za pewnik.
"Odezwałam się do Ciebie, bo myślałam, że to, co napiszę może być dla Ciebie interesującym. Ale skoro Ty ciągle widzisz w tym wszystkim jakieś niecne, zupełnie inne niż moje, zamiary" zaskakuje mnie Twoje rozumowanie.
"Może lepiej zamiast dawać mi rady zastanów się sama nad sobą.'"- może lepiej zamiast dawać ludziom rady na forum też się nad sobą zastanów.
Wiesz, nie rozumiem jak możesz jednocześnie z założenia w tak bezczelny sposób obrażać osoby wierzące (nie to, że jakieś konkretne, o których poglądach miałabyś jakiekolwiek pojęcie, ale po prostu z góry wszystkie osoby wierzące) i dalej myśleć, że ktokolwiek mógłby Cię odbierać jako osobę inteligentną, miłą czy przynajmniej względnie kulturalnie się zachowującą.
"Wiesz, nie rozumiem jak możesz jednocześnie z założenia w tak bezczelny sposób obrażać osoby wierzące" nadal nie rozumiem dlaczego tak się bulwersujesz. W jaki bezczelny sposób? Że stwierdziłam fakt że nie mają sensownych argumentów ? To jest według Ciebie tak strasznie bezczelne? Czy to, że wiarę porównałam do schizofrenii? (co nie wydaje mi się nawet obraźliwe- nie mówię, że to to samo (wiara w nierealne byty=choroba psychiczna), ale że ma podobne syndromy).
"i dalej myśleć, że ktokolwiek mógłby Cię odbierać jako osobę inteligentną, miłą czy przynajmniej względnie kulturalnie się zachowującą." no to tylko Ty mnie tak nie odbierasz, bo wcześniej nie miałam tego problemu. Nikt nie przypisywał mi takich negatywnych cech jak Ty.
No to masz wiele szczęścia jeśli rzeczywiście udało Ci się trafić choćby na jedną osobę, która odbiera Cię jako miłą, kulturalną czy inteligentną. Koniecznie trzymaj się tej znajomości.
Nie no Ty naprawdę czerpiesz przyjemność z takich głupawych docinków... Czy naprawdę myślisz, że Twój komentarz wyżej ma jakikolwiek sens?
Zobacz co Ty robisz :) Mogłaś napisać na pierwszy mój post, że nie odpowiada Ci to, co napisałam i że Cię obraża itd. Co tam byś sobie dowolnie chciała nawymyślać jak to Ty najlepiej potrafisz. Można było wymienić parę postów i skończyć. I wydawało się, że się skończyło te 5 dni temu :) Ale Ty nie dałaś rady. Musiałaś sprowokować rozmowę w innej części tematu. Czujesz się samotna czy jak, że tak szukasz kontaktu? ...No i co potem? Raz chciałam skończyć, nie wyszło. Dzisiaj chciałam skończyć i też nie wyszło. Nie mogłaś przeżyć mojego sprostowania do Twojego wpisu, który miał być ostatnim. A co Ci szkodziło, że chciałam podkreślić, że jednak sens mojej wypowiedzi nie był taki na jaki raczyłaś go przekręcić? To było sprostowanie. Nie wymagało dalszych kontynuacji,ale Ty musiałaś... No i ciągniesz dalej... I żeby było jeszcze zabawniej podopisywałaś się jeszcze w innych miejscach. Puste wpisy o niczym. Takie rozdzierające prowokacje kontaktu. Byle ciągnąć rozmowę jednocześnie twierdząc, że chcesz ją kończyć. No kochanie, jakoś tego nie widzę.
Wiesz, że już mnie nawet nie irytujesz? Ty jesteś tak bardzo w tym wszystkim rozbrajająca. Biedna jesteś, no biedna. Ale co ja Ci poradzę? Poszukaj sobie jakichś znajomych. Bądź dla kogoś choć trochę sympatyczna, to może ktoś Cię polubi i będziesz miała z kim rozmawiać. Mi się naprawdę nie chce z Tobą pisać.
"Zobacz co Ty robisz :) Mogłaś napisać na pierwszy mój post, że nie odpowiada Ci to, co napisałam i że Cię obraża itd. Co tam byś sobie dowolnie chciała nawymyślać jak to Ty najlepiej potrafisz." nic nie wymyślam, w przeciwieństwie do Ciebie
"Raz chciałam skończyć, nie wyszło. Dzisiaj chciałam skończyć i też nie wyszło." no ja też poprzez napisanie, że rozmowę uważam za zakończoną, ale jak widać Ty również nie dajesz za wygraną.
"A co Ci szkodziło, że chciałam podkreślić, że jednak sens mojej wypowiedzi nie był taki na jaki raczyłaś go przekręcić?" nic mi nie szkodzi.. Byłam nawet skłonna przyznać Ci rację, że może gdzieś przekręciłam, dlatego zapytałam w którym momencie, ale że nie uzyskałam odpowiedzi, no cóż, bywa w rozmowie z Tobą.
"To było sprostowanie. Nie wymagało dalszych kontynuacji,ale Ty musiałaś... " sprostowanie? Należałoby to uzasadnić, gdzie coś przekręciłam. Wtedy uznałabym, że w którymś momencie mnie sprostowałaś. Nie, kiedy rzucasz słowa na wiatr.
"I żeby było jeszcze zabawniej podopisywałaś się jeszcze w innych miejscach. Puste wpisy o niczym." Komentowałam po prostu TWOJE jałowe wpisy o niczym.
" No kochanie"- przestań z tymi niby uprzejmościami, bo na forum to nie wypada, tak do obcej osoby, zwłaszcza, kiedy wcześniej używałaś w stosunku do niej niezbyt uprzejmych sformułowań.
"Wiesz, że już mnie nawet nie irytujesz?" Ty mnie niestety zaczynasz.
"Ty jesteś tak bardzo w tym wszystkim rozbrajająca. Biedna jesteś, no biedna. Ale co ja Ci poradzę?Poszukaj sobie jakichś znajomych. Bądź dla kogoś choć trochę sympatyczna, to może ktoś Cię polubi i będziesz miała z kim rozmawiać." No coraz bardziej się staczasz z tymi komentarzami. Ten ostatni akapit pomagało Ci pisać dziecko z podstawówki?
"Mi się naprawdę nie chce z Tobą pisać." Mi z Tobą też, więc proponuję zakończyć rozmowę.
Aż bym się chciał dołączyć, ale przerasta mnie czytanie tego wszystkiego.
Żeby nie było, że piszę tu po nic, stwierdzę, że rozbawiło mnie przeczytanie zdania mówiącego "wchodzenie na tematy religii na tego typu portalach kończy się baardzo długą, bezsensowną rozmową", przeskoczeniu przez pięć podstron pełnych rozbudowanych wypowiedzi, a w końcu zobaczenia Cię tu, na samym końcu. I nie piszę tego zgryźliwie, po prostu - taka miła ironia.
Kończy się bardzo długą rozmową jak słusznie zauważyłeś. Moja teza się sprawdziła. Nie chciałam się bardziej rozpisywać, bo widziałam czym się to skończy. Jednak komentarze prowokowały kolejne i się rozwinęła właśnie taka, może nie do końca, ale w dużym stopniu bezsensowna rozmowa. Pozdrawiam.
Z tymże tu prawie w ogóle nie było rozmowy na temat religii. Zwłaszcza ostatnie - najliczniejsze - wpisy, mimo że rozsiane są po całym temacie (jakby nie można było kontynuować rozmowy tylko w jednym miejscu) odnoszą się właściwie do jednego mojego wpisu (na drugiej stronie tematu), w którym po prostu stwierdzam, że pisząc wpis poprzedni miałam na myśli co innego niż Myiu666 raczy sugerować. To sprostowanie nie wymagało żadnych dalszych komentarzy i rozmowa swobodnie mogła się w ten sposób zakończyć. Myiu666 nie potrafi zrozumieć, że jej wpis, w którym nadaje inny wydźwięk cudzej wypowiedzi sam w sobie jest dowodem tego, że ona to uczyniła, a autor takiego wpisu ma prawo chcieć zaznaczyć, że nie zgadza się z tą cudzą interpretacją jego własnego wpisu. To tak jak nie potrafić uwierzyć, że dowodem tego, że mleko zostało wylane jest wylane mleko. Jasne, że można by też przedstawić film pokazujący jak zostało wylewane, ale trzeba by go mieć - to raz, a dwa to to, że nie jest to już potrzebne, kiedy po prostu widzimy to wylane mleko. No ale Myiu666 z uporem godnym lepszej sprawy twierdzi, że to widoczne wylane mleko jest jedynie tezą, która wymaga udowodnienia. Na tak daleko posuniętą abstrakcję nie widzę już sensu odpisywać. W dodatku Myiu666 nie może zrozumieć, że nawet jeśli ona sama nie zauważa czy/i nie rozumie tego, co robi, to osoba, której wpis przekręciła może chcieć zaznaczyć, że co innego miała na myśli. Myiu666 za często się wydaje, że to co ona myśli, że ktoś myśli jest prawdziwsze i ważniejsze od tego, co ta druga osoba naprawdę myśli.
I tych którzy wierzą w stworzenie kobiety z żebra i setki innych bredni z bibli.... dla nich faktycznie ewolucja się zatrzymała i to o wiele dawniej niż 6 tys lat temu.
Świetne pytanie -gratuluje odwagi i jasności wypowiedzi problemu, który być może gryzie wielu nawet chodzących do kościołów (ot co tradycja -przyzwyczajenie -filozofia tłumu). Dziękuję za fantastyczny pomysł na taką dyskusja (super jeśli takowa mogła by toczyć się w mediach, mając szerszy zasięg była by szansa zweryfikować wierzenia i tym samym ulepszyć świat -dla mnie to znaczy przybliżyć się prawdzie uwalniając od stereotypów, obiegowych przekonań i rożnych związanych z tym ideologii /zastępując wiarę i spekulacje wiedzą/).
Na samym gruncie logiki istnienie takiego Boga jakiego obraz serwują nam religie zwyczajnie jest niemożliwe -wyklucza się logicznie!
Można by zadać drugie pytanie -komu i dlaczego zależy, zależało przez wieki na kształtowaniu w ludzkich umysłach takiego obrazu i szerzeniu przy jego użyciu STRACHU i posłuszeństwa. Wmówić ludziom, że są niewolnikami kogoś niewidzialnego i że muszą się bać nawet gdy są sami i że ich życie nie jest wiele warte, że są tu za karę by cierpieć i pokutować, że ich obowiązkiem jest przekazywać dalej tą "świętą" umysłową zarazę to jest GENIALNY majstersztyk psychomanipulacji i zniewolenia, podporządkowania sobie mas.
Jestem pod warzeniem siły oddziaływania tak skonstruowanej broni masowego rażenia świadomości (czyniąc z ludzi stado głupich owiec, które są niekiedy oddać życie za wierność guru takiej czy nie innej religii -czytaj sekty, bo różnica polega jedynie na powszechności).
Pozostają kwestie nie wyjaśnione -kto stworzył świat i dlaczego, czemu tu jesteśmy tacy, a nie inni. Obecnie na te pytania nie muszą odpowiadać już żadne śmieszne mitologie (które nawet przyjmuję, że zostały stworzone w dobrej wierze przez mędrców typu Jezusa, Buddę -zostały wykorzystawszy przekręcone i zmanipulowane stając się narzędziami władzy i terroru. Ostatecznie jak plotka lub zasady w folwarku zwierzęcym, zmieniając się często o 180 stopni. Kto czyta dziś i rozumie biblię -niemal nikt, bo jeśli nawet to wg. ścisłej wykładni kościoła, który swego guru śmie nazywać nieomylnym:) a jak było wcześniej -krwawe rzeźnie, stosy, indeksy ksiąg zakazanych -prześladowania naukowców typu Kopernik). Po owocach poznacie -i poznawali byśmy, gdyby nie było nacisku na odebranie samodzielnego myślenia (idealny niewolnik to ten, który nie myśli i nawet tego się boi, bo mógłby popełnić grzech niewierności i spłonąć w iluzorycznym piekle). Super zastraszenie pod każdym względne -jestem pełen podziwu dla twórców religii -na pewno Hitler i Stali im zazdrościli, takiej siły rażenia:)
Cóż widać, że mam żal do kościoła (sam siedziałem w tym bagnie dłuższy czas). Sorry za ten wstęp nie za bardzo na temat, ale jeśli przymrzyjmy się w jaki sposób rozprzestrzenia się wiedza o Bogu, to wiele wyjaśnia. Źródłem informacji są zwalczające się sekty, gdzie nie ma miejsca na racjonalizm, logiczne i samodzielne myślenie. Dlatego takie dyskusje są unikane i bardzo trudne -bo ma się odczynienia w większości z jakby zahipnotyzowanymi Zombie! A jeśli nawet nie to wszyscy żyjemy w społeczeństwie zbudowanym na różnych mitach i w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy nimi przesiąknięci mając MARNE szanse na obiektywizm i własne zdanie (tzn. nie wprogramowane przez jakąś sektę albo grupę ideą -bo ateizm to też takowa działająca podobnie, nie na zasadzie poszukiwania prawdy, a ku obronie powziętego stanowiska).
Jeszce nim na koniec ujawnię swoje stanowisko nadmienię, że dotarcie do tej prawdy -poznanie i zrozumienie Boga było moim marzeniem:P
(z perspektywy zaangażowanego katolika w duchu nie podobał mi się kościół i czułem że coś tu nie gra -zatem starałem się odnaleźć źródła i zrozumieć cały ten system zwany światem).
Rok poszukiwań i studiów doprowadził mnie, przy sprzyjaniu szczęścia (z góry) do ostatecznej ale dziwnej odpowiedzi.
BOGA NIE MA i jest (jednocześnie).
Serio to jest szczere i logiczne gdy przyjmiemy relatywistyczny sposób rozumowania (wtedy też nie ma zła i dobra jako takich,
nie ma też możliwości popełnienia grzechu, sprzeciwienia się woli Boga -zresztą co wcześniej było logiczne).
Skoro /jak głoszą różne tradycje/ Bóg jest wszechwiedzący, wszechmogący (słowem DOSKONAŁY) i zaprojektował, stworzył świat to w tym świecie, w jego dziele nie ma miejsca ma błąd, na nie doskonałość -czyli na coś co nie było by zgodne z jego WOLĄ! to też wszystko jest idealne i perfekt, głód, biedne dzieci, zabójstwa, morderstwa itp. Także. Jakim to cudem? A takim, że dzieciakom grającym on-line w duma, strzelanki czy inne krwawe symulacje np. polegające na rozjeżdżaniu się samochodami nie powiemy przecież aby były dla siebie miłe, uprzejme i zaprzestały tej ohydnej zabawy w imię zaoszczędzenia cierpienia postaci i oszczędności dóbr jakimi posługują się w grze -bo to TYLKO GRA. To nie rzeczywistość, to na niby. Taka też jest perspektywa widzenia naszego świata z góry. To tylko gra, zabawa. Nie ma nic lepszego do robienia:) Nie ma śmierci, nie ma boga, nie ma nic -jest wolność i doświadczenie nigdy nie kończącego się życia, pasjonującej pełnej przygód podróży poprzez wiele wymiarów. O których, coraz odważniej mówi się w świecie współczesnej nauki. Co zatem jest jeśli zastana rzeczywistość jest przejściową, nietrwałą scenerią, jakby planszą wiecznej gry (jak w filmie matrix, czy Trzynaste piętro, lub eXistenZ, lub wiele wiele innych zdradzających wielowymiarową naturę wszech świata). Jest rozszerzająca się świadomość, to które każdy zna -poczucie "JA" (i nic poza tym nie ma, ani Boga, ani...). Jednak jest coś jeszcze, a mianowicie WSZYSTKO dosłownie wszystko co sobie owo "JA" zaprojektuje, we własnym umyśle, jako własne najczęściej subiektywne odczucie. Innymi słowy w co się wierzy staje się częścią rzeczywistości jednostki. Dlatego jednym ludziom zdarzają się cuda, innym nie. Jedni w tych samych warunkach są szczęśliwi, inni smutni. Aby gra była ciekawa jest tu wspólna plansza -stabilizująca robiąca wrażenie niezmiennej, materia. Wszystko jest przemyślane i dopracowanie do perfekcji:) Jesteśmy w grze i tyle -prawdą jest dla nas to w co wierzymy, daliśmy sobie prawo, wolność tworzenia i wyboru. Z tym że najczęściej robimy to nieświadomie, nie wiedząc iż mamy władzę, iż jesteśmy czymś więcej niż kupą kruchego mięsa. Jesteśmy autentycznymi niezniszczalnymi duchami, istotami z innego wymiaru, które opuszczają się tu do świata materii, na potrzeby gry zapominając o swej mocy i naturze -wcielamy się udając ludzi. Analogicznie gdy zasiadamy przed grą komputerową wcielając się w jakieś role dla zabicia czasu, rozrywki, nauki itp. Mając do dyspozycji wieczność, nieśmiertelność i wszechmoc trzeba było coś wymyślić -i tak powstał ten nasz matrix. Który przejrzeli co niektórzy mądrzejsi typu Budda i Jezus (lecz ich nauki nie zostały zrozumiane, co zresztą sami mówili i do dziś przekręcono je jak przysłowiową plotkę). Na szczęście przekazów i nawet środków komunikacji jest więcej (dopiero dziś dzięki dostępności wiedzy, internetowi są ogólnie dostępne i faktycznie kto szuka ten znajdzie -też niezależne odkrycia naukowe potwierdzają to samo -materialny świat to rodzaj iluzji, hologramu -którego umysł jest projektorem, istnieją inne wymiary gdzie nie ma upływu czasu o czym mówią naukowcy).
Ja nie rozumiem, dlaczego nie którzy ludzie tak bardzo chcą udowodnić, że Boga nie ma. Nie ważne, czy on się nazywa Bóg, Allah..czy jeszcze jakoś inaczej..Wiele ludzi w coś wierzy i dlaczego ktoś ma im to odebrać? Przecież kościół nie uczy niczego złego, są to dobre zasady, nie zabijaj, nie kradnij..nic złego w tym nie widzę. Oczywiście nie jestem zwolennikiem kościołu jako instytucji, bo dużo jest tam zakłamania i tak naprawdę wykorzystywanie Boga do swoich celów. Ale wiara w Boga, nie jest niczym złym. Wręcz daje nadzieję, że po naszej śmierć nie jest koniec. Tutaj dobrym przykładem na to, że jednak coś tam może być, jest mój ojciec. On jest ateistą i zawsze nim był został tak wychowany. Ale ostatnio miał udar mózgu..i wiecie co, po tym zobaczyłam u niego w mieszkaniu na ścianie krzyż. Mój ojciec, który nigdy w nic nie wierzył..mnie to poraziło. Tak, samo kiedyś mnie zaskoczył, moja prababcia już świętej pamięci, ona za życia była bardzo wierząca. I mój ojciec zagorzały ateista, powiedział, że ona mu się pokazała w mieszkaniu, on to wytłumaczył, że to musiało mu się przewidzieć, mózg mu taki figiel zrobił i jego podświadomość. Rzeczywiście z punktu widzenia nauki jest to możliwe, ale żebym ja to usłyszała od mojego ojca, który nie wierzy w nic..jak mógł zobaczyć ducha skoro w niego nie wierzy..I jeszcze, żeby to mówiła wierząca osoba, a nie człowiek, który całe życie mi mówił, że nic tam po drugiej stronie nie ma..
Dekalog istniał na długo przed kościołem. Poza tym skoro jest taki dobry, to po co Krk przy nim majstrował? Wiara w Boga daje nadzieję? Być może, ale dość złudną, więc w tej materii nie różni się niczym od (w najlepszym razie) placebo. A co do Twojego ojca to mi przykro, ale to w żaden sposób nie zwiększa racjonalności wierzeń religijnych, a wręcz potwierdza, że jednym z ich głównych źródeł to strach przed śmiercią, a nie jakieś głębokie przemyślenia. A co do szkodliwości wierzeń religijnych, to jest to tak szeroki temat, że starczyło by na grubą książkę.
Np.Czego złego uczy religia? Podaj mi przykład, bo ja nie wiem. Owszem ludzie , a może inaczej kościół,wykorzystują wiarę Boga dla kasy, władzy itp. Ale sama wiara w Boga niczego złego nie uczy..chyba, ze mnie czymś zaskoczysz...Mój ojciec jak mówił, że zobaczył moją świętej pamięci babcie w mieszkaniu, nie był umierający..więc gdzie tu strach przed śmiercią?. Nie wiem, bo mnie to bardzo zaskoczyło, tym bardziej, że to padło z jego ust..
to zależy, którą religię masz na myśli, bo żeby było jasne, mam na myśli wszystkie religie, w mniejszym lub większym stopniu. Chociażby historia o Adamie i Ewie oraz owocu, która nagradza ślepe posłuszeństwo, a potępia samodzielne myślenie. Poczytaj sobie też historię o rodzicach Jamesa Hetfielda. Do tego dochodzi jeszcze wrogość do nauki, kryminogenność, a także wspomniane przeze mnie dawanie złudnej nadziei, czy drenowanie publicznych pieniędzy, które mogłyby być lepiej spożytkowane; parę innych powodów też by się znalazło. A co do strachu przed śmiercią, to wskazałem go jako jedno z głównych źródeł, ale nie jedyne.
Żadna religia nie uczy niczego złego, to ludzie ją wykorzystują dla swoich korzyści. A historia, Adama i Ewy to jest symbol i źle go interpretujesz, tam nie chodziło konkretnie o jabłko tylko o grzech..a , że kradzież jest zła, to nie widzę w tym złej nauki. Prawo tez działa na takiej zasadzie, że jest za to kara i nie i widzę w tym nic złego. Religia uczy wrogości do nauki? Nie rozumiem, o co konkretnie Ci chodzi? Nie czytałam historii rodziców Jamesa Hetfielda, ale z chęcią sobie ją przeczytam.
To, że ludzie wykorzystują religię dla swoich korzyści, do nie do końca fortunna wymówka. Adam i Ewa nie zostali wyrzuceni z raju za kradzież, tylko za nieposłuszeństwo wobec Boga. Co do wrogości do nauki to jest sporo przykładów, jak utrudnianie badań nad komórkami macierzystymi, utrudnianie walki z epidemią AIDS, zwalczanie ewolucji, szykanowanie dostępu do usług medycznych dla kobiet itd., żeby ograniczyć się do czasów nam współczesnych. Jeżeli chodzi o rodziców Jamesa Hetfielda (dotyczy to zwłaszcza matki) to oboje byli wyznawcami tzw. Chrześcijańskiej Nauki, która zakładała nie korzystanie z medycyny, a jedyną formą leczenia są wiara i modlitwa. Wskutek czego oboje zmarli na raka, choć, gdyby poddali się leczeniu to by żyli. Niestety nie poddali się z przyczyn religijnych
Adam i Ewa zostali wypędzeni z raju za grzech , a jabłko było symbolem tego grzechu, tak samo grzechem można nazwać kradzież. Pierwszy raz słyszę że religia utrudnia walkę z AIDS, czy utrudnia badania nad komórkami macierzyńskimi. Chyba w Biblii tego nie wyczytałeś..:), to wszystko o czym mówisz wymyślił człowiek, więc i człowiek z tym walczy, co ma tutaj w ogóle religia do rzeczy. Kościół jako instytucja to prawda, że jest zacofana..ale to nie wiara w Boga zakazuje np metod invitro, tylko kościół. I każdy myślący człowiek i tak pójdzie swoją drogą, a to że chodzi do kościoła w niczym mu nie przeszkodzi na pewno. Takie same zarzuty można postawić np w naszym prawie, wypuszczają mafie pruszkowska na wolność, a chłopaka za fałszowanie legitymacji sadzają za kratki. Ale gdyby nie było prawa, nie było by tej religii, jak nie którzy sądzą bardzo złej,tej świadomości, że gdzieś tam za te wszystkie grzechy spotka nas kara..to jaki by bałagan na świecie istniał -Kradliby i mordowali na potęgę. A ten przypadek rodziców Jamesa Hetfielda, o którym piszesz, to jakaś skrajna nie wiedza..owszem może dawno temu i tak robili, ale teraz -wątpię, żeby jakikolwiek nawet ksiądz kazał Ci nie iść do lekarza tylko odmawiać zdrowaśki..Zdarzają się i teraz znachorzy, czy bioenergoterapeuci oszuści, ale to nic nie ma wspólnego z wiarą.
A jeszcze skoro mówisz, że Boga nie ma..to skąd się biorą te wszystkie cuda np Matka Boska płacze krwią, albo co nie dawno było w Sokółce hostia zmieniła się we fragment ludzkiego serca i wiele innych tych cudów, skąd to się bierze?..Albo opętanie jak człowiek nagle zaczyna lewitować, albo wyjmuje noże z ust, albo mówi w nie znanych sobie językach..nagle taka osoba staje się super magikiem?
rzeczywiście, jestem ateistą, ale niewiele to ma do rzeczy. Po pierwsze, za bardzo religię utożsamiasz z katolicyzmem. Owszem katolicyzm jest religią, ale nie jedyną. Samo chrześcijaństwo ma około 34000 oficjalnie zarejestrowanych odłamów, bardzo między sobą się różniących. Po drugie wyraźnie zaznaczyłem, że rodzice Hetfielda nie byli katolikami, lecz należeli do kościoła, zwanego Chrześcijańska Nauka. Po trzecie powszechnie znany jest wrogi stosunek Kościoła rzymskokatolickiego (i nie tylko) do antykoncepcji, zarówno prezerwatyw (tu mam na myśli, utrudnianie walki a AIDS) jak i farmaceutycznej. Jak na ironię masz rację, twierdząc, że w Biblia antykoncepcji nie zakazuje. Po czwarte wypuszczenie członków mafii na wolność, to efekt nieudolności prokuratury, a nie wina prawa. Po piąte rodzice Hetfielda zmarli w latach 90-tych XX w., więc wcale nie są to jakieś zamierzchłe czasy. Po szóste wreszcie sam Bóg, jako powód wypędzenia Adama i Ewy z raju podaje nieposłuszeństwo (Księga Rodzaju 3:17). A po siódme mam podobne zdanie do Twojego jeżeli chodzi o medycynę alternatywną. Inny przykład, gdy wiara religijna utrudnia walkę z AIDS, to Reginald Finger. Jest bodajże baptystą oraz członkiem Komitetu Doradczego do spraw szczepień, przy Centrum Kontroli Epidemii USA. Z powodów religijnych postanowił się wycofać, z badań nad szczepionką na HIV, motywując to tym, że mniejszy ona ryzyko związane z uprawianiem seksu pozamałżeńskiego. Dalej, konserwatywni chrześcijanie w USA z tego samego powodu doprowadzili do wstrzymania szczepień przeciw wirusowi HPV, na który w USA umiera rocznie około 200000 kobiet.
Zaś jeżeli chodzi o cuda, to najprawdopodobniej są to bądź przypadek, bądź oszustwa. Kilka takich zostało już udowodnionych doprowadzając tym do furii katooszołomów. A tak na marginesie - Biblia zakazuje kultu świętych traktując to jako łamanie pierwszego przykazania dekalogu i nie ma tu wyjątków, w tym również Marii, matki Jezusa ;p
Wiesz ja rozumiem Twoje poglądy, bo jak wcześniej pisałam zostałam wychowana przez katoliczkę i ateistę, więc moje zdanie jest podzielone na ten temat. Nie wierze w instytucje kościół, ale w Boga wierze. I to że ja utożsamiam religie z katolicyzmem to źle mnie zrozumiałeś, fakt, że ta religia jest mi najbliższa. Ale myślę, żę coś tam nad nami jest..i nie wiem czy to się nazywa Bóg, Allah czy jakoś inaczej. To wszystko o czym piszesz, np zaprzestanie badań nad szczepionką HIV to jego jakieś dziwne poglądy i chyba nie zrozumienie wiary, bo moim zdaniem zaprzestanie badań nad szczepionką HIV wcale nie zmniejszy uprawiania przez ludzi seksu pozamałżeńskiego. Tak samo w rodzinie Hetfielda, to jest jakiś skrajny przypadek, idź do kościoła i zapytaj się kogokolwiek czy zrobiłby tak jak oni, nawet ksiądz by tak nie zrobił. Co do poglądów w kościele to tez mam swoje obiekcje i wcale nie zgadzam się z ich poglądami, np dlaczego księża nie mogą mieć rodzin? Wiesz ja myślę że chodzi o kasę, bo jeżeli by mieli rodziny to część by szła to na dzieci to na zonę, a tak cały budżet wpada do kościoła. No i dlaczego kobiety nie mogą być księżmi? Mówię tutaj oczywiście o wierze katolickiej , bo w innych wiarach mają pastorzy rodziny i kobiety są księżmi. Właśnie to mnie razi w kościele, to o czym tu mówimy wykorzystywanie Boga, zasłanianie się nim dla kasy, władzy itp..Ale ja myślę , że coś jest nad nami, widzisz sam nie potrafisz wyjaśnić nie których zjawisk jakimi są cuda, bo nie można nazwać przypadkiem tego że ktoś nagle lewituje, albo hostia przemienia się w ludzkie serce..no chyba nikt dla żartu nie wyciął swojego serca i nie podłożył..:) A jeżeli już to skąd my jesteśmy na tym świecie, ok niech będzie że nawet z ziarnka grochu, a skąd się te ziarnko grochu wzięło? a skąd powstałą ziemia, niech będzie że z meteorytu, który wybuchł, a skąd ten meteoryt?..itd coś zawsze bierze się skądś..i gdzie jest początek..widzisz nie wszystko da się pojąć rozumem..
Zgadzam się, że hamowanie badań nad szczepionką przeciw AIDS, jest niebezpieczne. Również, żeby było jasne, nie obarczam Cię za te wszystkie nieszczęścia, tylko dlatego, że jesteś wierząca i że te wszystkie przypadki, które podałem popierasz. Odpowiedziałem na Twoje pytanie, o przykłady szkodliwości wierzeń religijnych. Również trafiłaś w sedno, jeżeli chodzi o celibat księży. Krk, jest chyba jedynym kościołem chrześcijańskim, w którym on obowiązuje (częściowo obowiązuje również w cerkwi prawosławnej). Powodem były pieniądze, by majątek kościelny nie wypływał do rąk trzecich, a także dlatego, że duchowny, zawsze będzie bardziej lojalny wobec kościoła, niż kochanki. W przypadku żony, już tak mogłoby nie być. Również nie twierdzę, że księża na kazaniach zabraniają korzystać z medycyny, chociaż próby wprowadzenia możliwości odmowy sprzedaży środków antykoncepcyjnych jest bardzo niebezpieczny, bo w skrajnych przypadkach, może pozbawić kobiety możliwości korzystania, lekarstw w ogóle, gdyż praktycznie każdy lek odpowiednio użyty, może być wykorzystany do tego celu. Innym przykładem jest również przypadek Matki Teresy z Kalkuty. Otrzymywała mnóstwo pieniędzy zarówno, ze środków publicznych, jak i państwowych na prowadzenie hospicjów. Mimo to, odmawiała swoim podopiecznym nawet zwykłych leków przeciwbólowych, bardzo poważnie traktując powiedzenie "cierpienie uszlachetnia". Sama zaś leczyła się w najlepszych i najdroższych klinikach, pomijając, już drobny szczegół, że większość gotówki po prostu zdefraudowała, gdyż zamiast na pomoc medyczną dla potrzebujących szła na budowę kościołów i szeroko rozumiany katolicki prozelityzm. A pamiętaj, że sprzedaż leków antykoncepcyjnych, już prawie wszyscy księża potępiają (żeby było jasne, nie twierdzę, że tu się z nimi zgadzasz). Jeżeli zaś chodzi o cuda, to już wspomniałem o nich. Podam przykład Sanala Edamaruku, który podczas jednego takiego "cudownego" zdarzenia doprowadził do furii indyjskich katolików. W jednym obrazie Matki Boskiej w Bombaju, rzekomo polała się krew. Co poniektórzy od od razu okrzyknęli, to jako cud. Niestety rzekoma "krew" okazała się celowo podanymi fekaliami, z pobliskiej latryny. Pamiętaj, że np. wydarzenie w Sokółce, Kościół nie zajął oficjalnego stanowiska w tej sprawie (chodzi mi o stanowisko Kościoła jako instytucji, a nie wypowiedzi poszczególnych księży), więc nawet dla Kościoła cud jest dość wątpliwy. A co do tego, że nie na wszystkie pytania znamy odpowiedzi? Po prostu braki w wiedzy i tyle, które kiedyś zostaną usunięte. Religia również tego nie wyjaśnia. Bo wg niej świat stworzył Stwórca (możemy go nazwać roboczo Bogiem), ale to też nie wyjaśnia wszystkiego, bo wtedy rodzi się pytanie, kto stworzył Stwórcę, a potem kto (lub co) stworzył stwórcę Stwórcy, stwórcę stwórcy Stwórcy itd. możemy iść w kierunku nieskończonego regresu. Nauka nigdy nie twierdziła, że zna odpowiedź na wszystkie pytania.
..ale sam stwierdziłeś, ze nie wszystko można pojąć rozumem..i to jest argument , który Boga nie wyklucza..nie masz dowodu na to, że go nie ma..Kościół, fakt jest słabym przekaźnikiem wiary, bo jak się patrzy na to zakłamanie ..to można zwątpić, w wiarę. Wszędzie są tylko ludzie i tak jak wcześniej podałam ten przykład z wypuszczeniem mafii pruszkowskiej, mimo że prawo jest potrzebne, a ludzie sami go ustanawiają. Tak samo jest z kościołem, myślę że wiara pomaga, a ludzie jak to ludzie którzy są w tym kościele są różni i również fałszywi. Jasne, że w cudach znajdują się i oszustwa, jak w każdej dziedzinie, ale są też takie cuda, które nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć. I tak jak mówisz każde z cudów bada kościół, w przypadku np Sokółki badali lekarze..kupę ludzi sprawdza to czy daną rzecz można uznać za cud. I cuda są, nie wyjaśnione dla ludzkiego rozumu..Czyli jednak może istnieć ktoś lub coś co jest 100 kroć mądrzejszy od nas..i wie gdzie był początek..
jeżeli dla Ciebie dowodem istnienia Boga, są braki w wiedzy, lub zjawiska, których nauka jeszcze nie odkryła, bądź odkryła, lecz nie jest w stanie wyjaśnić to sprowadzasz Boga do roli Boga-zapchajdziury. Nie jest to jednak zbyt pochlebne dla Twojego Boga. Oczywiście, że istnieją mądrzejsi od nas. Ja w każdym razie z pewnością znam mądrzejszych ludzi od siebie. A jeszcze co do samego istnienia, to zależy jaką koncepcję boga przyjmiesz. Jedną jest Bóg trzech monoteizmów, a druga bogowie z religii politeistycznych. W pierwszym wypadku nieistnienie Boga można udowodnić, w drugim, nie. Pamiętaj jednak, że również nie można udowodnić, że nie istnieją krasnoludki, elfy, duchy, UFO, Królewna Śnieżka, Baba Jaga i inne bajkowe postacie.
Ja również uważam że są ludzie mądrzejsi ode mnie. Można udowodnić, ze coś nie istnieje jeżeli ma materialną postać..Chciałam Ci powiedzieć, że nie wszystko da się pojąć rozumem, skoro do tej pory ludzie nigdy nie zaprzeczyli istnieniu Boga. I nie mów my tutaj o bajkach tylko o faktach. Nie zaprzeczyła temu również nauka i wiedza jaka zbieramy przez miliony lat. Te wszystkie cuda, opętania, nadprzyrodzone zjawiska..to coś czego człowiek nie umie wytłumaczyć, są dowodem na to , że Bóg czy jakaś wyższa siła jest nad nami.
ja mówię o faktach. Jeżeli masz na myśli Boga monoteizmów, to dowodem, że albo nie istnieje w ogóle, albo na pewno nie istnieje w takiej postaci są sprzeczność wszechwiedzy z wszechmocą (a trzy religie Abrahama wyposażają go w te atrybuty jednocześnie) oraz paradoks omnipotencji. Ewentualna wyższa siła, która by była nad nami, wcale nie musi być osobowym Bogiem, a zwykłym zjawiskiem fizycznym bez nadnaturalnych właściwości. A co do bajkowych postaci, to wspomniałem o nich, ponieważ niedorzeczny jest argument, że nie można udowodnić, że coś nie istnieje, bo idąc takim tropem rozumowania, musiałabyś brać pod uwagę istnienie tychże postaci. Jak na razie nauka nie stwierdziła jeszcze istnienia jakiegokolwiek zjawiska nadprzyrodzonego
..ja napisałam, że nie można udowodnić, że coś nie istnieje nie pod sensem bajek, nie wchodźmy w absurdy. Miliardy dzieci lepiło plastusia z plasteliny i nigdy nie ożył, czyli masz już namacalny dowód że postacie rysunkowe nie istnieją:) na pewno nie zajmuje się tym świat nauki..bo tym tropem idziemy.. Rzeczą naturalną jest, że nauka nie stwierdziła zjawisk nadprzyrodzonych, bo wedle definicje tego słowa zjawiska nadprzyrodzone to takie, które istnienie nie zostało potwierdzone eksperymentem naukowym i których istnienie wydaje się sprzeczne z panującymi obecnie teoriami naukowymi. A tutaj znalazłam artykuł jak świat naukowy patrzy na istnienie Boga http://nauka.wp.pl/title,Naukowa-odpowiedz-na-pytanie-o-istnienie-Boga,wid,10567 889,wiadomosc.html , tak na to nauka tego nie potwierdza, ani nie przeczy.
no cóż :) poczucia humoru odmówić Ci nie można :)) jednak miałem na myśli konkretną Babę Jagę
a teściowej na szczęście nie mam ;]
skoro ten artykuł zrobił na Tobie takie wrażenie to obejrzyj sobie to:
http://www.youtube.com/watch?v=LFE_Thy5bSQ
Film fajny..i faktycznie można się z nim zgodzić..ale to co mamy to inteligencja, jakiej podobno nie ma żadne inne stworzenie na ziemi. Specjalnie napisałam podobno, bo czytałam kiedyś, że gdyby szczury były trochę większe to one rządziły by światem. Są podobno bardzo inteligentne, nawet sam fakt, że jak statek tonie to pierwsze uciekają szczury.
Kiedyś oglądałam film dokumentalny o szczurołapie i pamiętam jak on mówił, że zdarzało mu się, że jak on przychodził na miejsce to szczurów już tam nie było.
Skąd te zwierzęta mogły wiedzieć, że on przyjdzie, przecież nie znają naszej mowy, nie umieją czytać, a jednak mają to czego u nas z rozwojem cywilizacji zanikło, a może nigdy nie było, bardzo dobrze rozwinięty instynkt, czy tez szósty zmysł, bo nie wiem jak to nazwać.
inteligencję mają wszystkie zwierzęta, jedne wysoką, inne niską. Z tego co mi wiadomo, to rekord wśród zwierząt należy do jednego gatunku ośmiornicy. U jednego egzemplarza stwierdzono IQ 91, więc bardzo wysoko. No cóż to, że szczury potrafią się dostosować do różnych warunków, to nie jest żadna niespodzianka ;]
Wiesz, węże są podobno bardzo głupie, posługują się tylko instynktem. A o ośmiornicy co napisałeś to bardzo ciekawe, nie słyszałam o tym. Tyle, że ośmiornica, może z warunków fizycznych nie jest zdolna do zawładnięcia światem.Zwłaszcza, że ona może żyć tylko w wodzie. A wiesz szczur te jego zęby, które przegryza prawie wszystko. Powiem Ci, że ja osobiście boje się szczurów, brzydzą mnie ich te długie, grube ogony, ale fakt że ich inteligencja mnie powala. Pamiętam kiedyś jak byłam jeszcze dzieckiem, mój wujek chciał zabić łopatą schorowanego szczura. Wiesz, że inny szczur podbiegał do niego i piszczał. Wiesz, chciał żeby wujek gonił za nim, a tamten szczur zdążył by spokojnie uciec. Sprytne stworzenia, to trzeba im przyznać.
przeczytałem całe forum. Troszkę mi na tym zleciało :)
Moim skromnym zdaniem rozum wygrywa z wiarą. Rozkłada ją na łopatki :)
Ludzie wierzący to obecnie albo ludzie chorzy umysłowo, fanatycy albo słabe jednostki które potrzebują czegoś które jest nad nimi. Na ewolucję jest dowodów tyle że nauka już dawno powinna rozwiać te zabobony i głupie wierzenia, ale tak się nie stało, czemu? Kościół nie broni się jedynie sam, bronią go również kraje- religie są potrzebne by kierować ludźmi.
Wierzenie w Boga w obecnych czasach jest po prostu głupie, dam sobie rękę uciąć że 90% katolików NIGDY nie czytało samodzielnie z własnej woli biblii, gdyby czytało nie byłoby tyle katolików.
he he - Twoją pierwszą myśl już 2000 lat temu świetnie ujął Seneka Młodszy: "religia dla mędrców jest fałszem, dla ludu prawdą, a dla władzy jest po prostu użyteczna" :)
co do drugiej myśli to opowiem Ci dowcip: w Krk jest wciąż formalny zakaz czytania Biblii, przez osoby świeckie :) (synod w Tuluzie z 1228 roku ;) do dziś nie został uchylony)
Warto chyba przeczytać:
Niewierzący profesor filozofii stojąc w audytorium wypełnionym studentami zadaje pytanie jednemu z nich:
- Jesteś chrześcijaninem synu, prawda?
- Tak, panie profesorze.
- Czyli wierzysz w Boga.
- Oczywiście.
- Czy Bóg jest dobry?
- Naturalnie, że jest dobry.
- A czy Bóg jest wszechmogący? Czy Bóg może wszystko?
- Tak.
- A Ty - jesteś dobry czy zły?
- Według Biblii jestem zły.
Na twarzy profesora pojawił się uśmiech wyższości
- Ach tak, Biblia!
A po chwili zastanowienia dodaje:
- Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy że znasz chorą I cierpiącą osobę, którą możesz uzdrowić. Masz takie zdolności. Pomógłbyś tej osobie? Albo czy spróbowałbyś przynajmniej?
- Oczywiście, panie profesorze.
- Więc jesteś dobry...!
- Myślę, że nie można tego tak ująć.
- Ale dlaczego nie? Przecież pomógłbyś chorej, będącej w potrzebie osobie, jeśli byś tylko miał taką możliwość. Większość z nas by tak zrobiła. Ale Bóg nie.
Wobec milczenia studenta profesor mówi dalej
- Nie pomaga, prawda? Mój brat był chrześcijaninem i zmarł na raka, pomimo że modlił się do Jezusa o uzdrowienie. Zatem czy Jezus jest dobry? Czy możesz mi odpowiedzieć na to pytanie?
Student nadal milczy, więc profesor dodaje
- Nie potrafisz udzielić odpowiedzi, prawda?
Aby dać studentowi chwilę zastanowienia profesor sięga po szklankę ze swojego biurka i popija łyk wody.
- Zacznijmy od początku chłopcze. Czy Bóg jest dobry?
- No tak... jest dobry.
- A czy szatan jest dobry?
Bez chwili wahania student odpowiada
- Nie.
- A od kogo pochodzi szatan?
Student aż drgnął:
- Od Boga.
- No właśnie. Zatem to Bóg stworzył szatana. A teraz powiedz mi jeszcze synu - czy na świecie istnieje zło?
- Istnieje panie profesorze ...
- Czyli zło obecne jest we Wszechświecie. A to przecież Bóg stworzył Wszechświat, prawda?
- Prawda.
- Więc kto stworzył zło? Skoro Bóg stworzył wszystko, zatem Bóg stworzył również i zło. A skoro zło istnieje, więc zgodnie z regułami logiki także i Bóg jest zły.
Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi..
- A czy istnieją choroby, niemoralność, nienawiść, ohyda? Te wszystkie okropieństwa, które pojawiają się w otaczającym nas świece?
Student drżącym głosem odpowiada
- Występują.
- A kto je stworzył?
W sali zaległa cisza, więc profesor ponawia pytanie
- Kto je stworzył?
Wobec braku odpowiedzi profesor wstrzymuje krok i zaczyna się rozglądać po audytorium. Wszyscy studenci zamarli.
- Powiedz mi - wykładowca zwraca się do kolejnej osoby
- Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa synu?
Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora:
- Tak panie profesorze, wierzę.
Starszy człowiek zwraca się do studenta:
- W świetle nauki posiadasz pięć zmysłów, które używasz do oceny otaczającego cię świata. Czy kiedykolwiek widziałeś Jezusa?
- Nie panie profesorze. Nigdy Go nie widziałem.
- Powiedz nam zatem, czy kiedykolwiek słyszałeś swojego Jezusa?
- Nie panie profesorze..
- A czy kiedykolwiek dotykałeś swojego Jezusa, smakowałeś Go, czy może wąchałeś? Czy kiedykolwiek miałeś jakiś fizyczny kontakt z Jezusem Chrystusem, czy też Bogiem w jakiejkolwiek postaci?
- Nie panie profesorze.. Niestety nie miałem takiego kontaktu.
- I nadal w Niego wierzysz?
- Tak.
- Przecież zgodnie z wszelkimi zasadami przeprowadzania doświadczenia, nauka twierdzi że Twój Bóg nie istnieje... Co Ty na to synu?
- Nic - pada w odpowiedzi - mam tylko swoją wiarę.
- Tak, wiarę... - powtarza profesor - i właśnie w tym miejscu nauka napotyka problem z Bogiem. Nie ma dowodów, jest tylko wiara.
Student milczy przez chwilę, po czym sam zadaje pytanie:
- Panie profesorze - czy istnieje coś takiego jak ciepło?
- Tak.
- A czy istnieje takie zjawisko jak zimno?
- Tak, synu, zimno również istnieje.
- Nie, panie profesorze, zimno nie istnieje.
Wyraźnie zainteresowany profesor odwrócił się w kierunku studenta.
Wszyscy w sali zamarli. Student zaczyna wyjaśniać:
- Może pan mieć dużo ciepła, więcej ciepła, super-ciepło, mega ciepło, ciepło nieskończone, rozgrzanie do białości, mało ciepła lub też brak ciepła, ale nie mamy niczego takiego, co moglibyśmy nazwać zimnem. Może pan schłodzić substancje do temperatury minus 273,15 stopni Celsjusza (zera absolutnego), co właśnie oznacza brak ciepła - nie potrafimy osiągnąć niższej temperatury. Nie ma takiego zjawiska jak zimno, w przeciwnym razie potrafilibyśmy schładzać substancje do temperatur poniżej 273,15stC. Każda substancja lub rzecz poddają się badaniu, kiedy posiadają energię lub są jej źródłem. Zero absolutne jest całkowitym brakiem ciepła. Jak pan widzi profesorze, zimno jest jedynie słowem, które służy nam do opisu braku ciepła. Nie potrafimy mierzyć zimna. Ciepło mierzymy w jednostkach energii, ponieważ ciepło jest energią. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, zimno jest jego brakiem.
W sali wykładowej zaległa głęboka cisza. W odległym kącie ktoś upuścił pióro, wydając tym odgłos przypominający uderzenie młota.
- A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jak ciemność?
- Tak - profesor odpowiada bez wahania - czymże jest noc jeśli nie ciemnością?
- Jest pan znowu w błędzie. Ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło, jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, nie ma wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie? Właśnie takie znaczenie ma słowo ciemność. W rzeczywistości ciemność nie istnieje. Jeśli istniałaby, potrafiłby pan uczynić ją jeszcze ciemniejszą, czyż nie?
Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada się dobry semestr.
- Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku?
- Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiego rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy.
Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie:
- Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?
- Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie - wyjaśnia student
- twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemy poddać pomiarom. Panie profesorze, nauka nie jest w stanie wyjaśnić nawet takiego zjawiska jak myśl. Używa pojęć z zakresu elektryczności i magnetyzmu, nie poznawszy przecież w pełni istoty żadnego z tych zjawisk. Twierdzenie, że
śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy o ignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem. A teraz panie profesorze proszę mi odpowiedzieć Czy naucza pan studentów, którzy pochodzą od małp?
- Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to tak właśnie jest.
- A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy?
Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę.
- Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych I nie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie, to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacją, nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan w takim razie bardziej kaznodzieją niż naukowcem?
W sali zaszemrało. Student czeka aż opadnie napięcie.
- Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moim poprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład - student rozgląda się po sali
- Czy ktokolwiek z was widział kiedyś mózg pana profesora?
Audytorium wybucha śmiechem.
- Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał, dotykał, smakował czy wąchał mózg pana profesora? Wygląda na to, że nikt. A zatem zgodnie z naukową metodą badawczą, jaką przytoczył pan wcześniej, można powiedzieć, z całym szacunkiem dla pana, że pan nie ma mózgu, panie profesorze. Skoro nauka mówi, że pan nie ma mózgu, jak możemy ufać pańskim wykładom, profesorze?
W sali zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma szerokimi z niedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwać wieczność profesor wydusza z siebie:
- Wygląda na to, że musicie je brać na wiarę.
- A zatem przyznaje pan, że wiara istnieje, a co więcej - stanowi niezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszę mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak zło?
Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi
- Oczywiście że istnieje.Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocy
obecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło.
Na to student odpowiada:
- Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się wmomencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła.
Profesor osunął się bezwładnie na krzesło.
PS.
Tym drugim studentem był Albert Einstein. Einstein napisał książkę
zatytułowaną "Bóg a nauka" w roku 1921.
Ten cały wywód jest głupi, argumenty o źle zarzucają człowiekowi że nie ma dobra w sobie. Sumienie i dobro istnieją tylko w rodzaju ludzkim dlatego że jako jedyni mamy tak rozwinięte umysły i co za tym idzie, uczucia. Według mnie każdy rodzi się dobry, złym można stać się idąc przez życie, przez sytuacje które nas napotykają.
Na ewolucję dowody są, na istnienie Boga nie ma, więc ta cała rozmowa Einsteina z profesorem akurat dzisiaj już traci swoje argumenty.
Religia istnieje i istniała jedynie po to by panować nad ludźmi, nie oszukujmy się.
Wiesz mnie tam takie panowanie nade mną nie przeszkadza, przynajmniej czuję że coś może mi pomóc w wtedy kiedy mam jakiś problem (nie mam pewności i nigdy miał nie będę że to COŚ istnieje) ale pewnie gdybym teraz miał zrezygnować z wiary czułbym się bardzo pusty i samotny (Bóg zawsze był i będzie dla mnie ostatnią deską ratunku), to jest po prostu mój świadomy wybór i cieszę się że rodzicie pomogli mi w tym wychowując mnie na katolika. Uwierz mi że wiele razy wahałem się i miałem momenty zwątpienia ale o wiele mocniej odczuwam moc jaką daje mi moja wiara niż na przykład moc jaką może mi dać jakiś logiczny wynik wywodu nad tym czy Bóg istnieje czy nie. Wiesz czasy się zmieniają i niestety jak dla mnie wiele rzeczy idzie w złym kierunku, kiedyś inaczej życie wyglądało i inaczej ludzie podchodzili do spraw kościoła, teraz gdy zmarł papież młodzież ma inne poglądy bo nie widzi w tym sensu, bycie nie wierzącym jest wygodniejsze i łatwiejsze, dlatego te właśnie powody nieświadomie dla człowieka tworzą w nim ateistyczne poglądy. Ja i inni nie zmienię tego co Ty masz w środku, a Ty (Miczok13) nie zmienisz tego we mnie, możemy tylko powymieniać się swoimi poglądami. Nie wiem jak Ty ale ja np mam w tym semestrze taki przedmiot jak Etyka i tam prowadzący bardzo fajnie nam wszystko wytłumaczył, sumienie i dobra istnieją w człowieku i z tym się z Tobą zgadzam ale religia katolicka (i wiele innych rodzajów religii) jest fundamentem dobra, 10 przykazań mówi nam o tym że ich przestrzeganie czyni nas człowiekiem którego sumienie jest wolne i nie obciążone grzechami, sorki ale chyba nie jest w tym nic złego ani głupiego że chrześcijanie wybierają coś co pomaga im żyć bez grzechu (oczywiście grzechy się pojawiają ale pojawia się też pokuta i żal za grzechy), to tak trochę jakbyś poszedł na siłownię i widział ludzi ćwiczących z instruktorami, no tak ale Ty sam też możesz ćwiczyć, a oni ćwiczą tylko że ktoś im podpowiada jak dobrze wykonywać ćwiczenia, układam im program i motywuje do pracy nad sobą, a kiedy mają jakiś problem to mają się do kogo zwrócić. Ja nie wierzę w kościół (czyli księży pedofilii, ciągłych składek na nowy ołtarz, nakazów z ambony na jaką partię głosował itp) , taki kościół jest nieudolny i źle prowadzony, zmienił się bardzo od czasów Jezusa Chrystusa, Watykan jest zakłamany i niesprawiedliwy wobec wiernych, jest tam tyle nieścisłości i kontrowersji co ziarenek piasku na pustyni, ale cała podstawa mojej religii jest niezmienna i stała i mówi to samo co za czasów jej początków. Ja wierzę w Kościół tylko ten Kościół pisany z dużych liter, Kościół jako wspólnotę. Nigdy nie zapomnę okresu w którym umierał JP II , byłem wtedy w gimnazjum i jeszcze nigdy nie widziałem tak prawdziwych twarzy moich kumpli z klasy którzy co lekcję przeszkadzali, po lekcjach pili, palili i napieprzali się na pięści z kim tylko można, a wtedy zobaczyłem ich prawdziwą twarz i poczułem tę wspólnotę, wszyscy byli świadomi tego że coś niewidocznego wisiało w powietrzu, coś mające wielką moc, a to coś właśnie nazywało się WIARĄ. Było wiele takich momentów, ja przeżyłem śmierć papieża inni solidarność jeszcze inni dwie wojny światowe i przy każdych tych sytuacjach Bóg był przy tych ludziach i dodawał im siły, może to dla Ciebie głupie ale kiedy nie masz już nic do stracenia to cholera jasna co Ci szkodzi paść na kolana wydukać modlitwę i dodać sobie wewnętrznych sił nawet gdyby to była największa na świecie zmyślona bzdura ? Ja nie zmienię Ciebie i nie mam zamiaru tego robić bo jesteś wolnym człowiekiem, Ty też nie zmienisz mnie, więc żyjmy dalej na tym świecie, patrzmy na wojny, morderstwa, gwałty, kradzieże i inne nie dobre rzeczy, ale jak ja spotkam na swojej drodze kogoś kto tego typu nie dobre rzeczy tworzy i realizuje to ja będę miał świetny podręcznik do zmiany takiej osoby a Ty będziesz miał swój dowód na ewolucję człowieka ;) A to co tkwi w nie dobrym człowieku nie jest widoczne gołym okiem i nie jest wytłumaczalne językiem naukowym, więc gdyby wszystkich pozamykać w zakładach psychiatrycznych i zdiagnozować ich za chorych umysłowo to nie wiem jak ty ale mnie szkoda by było tych którzy poprzez znalezienie Boga w sowim życiu żyją sobie w pokoju będąc dobrymi ludźmi, a przecież mogli by żyć już do końca w kaftanie, z workiem leków rano i wieczorem lub z żółtymi papierami. Mam nadzieję że jesteś i będziesz szczęśliwy w swoim życiu i jak będziesz miał jakiś problem to szybko go rozwiążesz (bo nie chcesz chyba przeczyć swoim poglądom i w ostateczności paść na kolana) ;) Pozdrawiam:D ps a na koniec wrzucam Ci fragment filmu the rite (rytuał) , nie wiem czy oglądałeś ale jest on oparty na faktach i z całego filmu zapamiętałem jedną scenę w której Hopkins mówi niezwykle mądre i ważne słowa pokazują pewny sens wiary w boga :) http://www.youtube.com/watch?v=zCv0AZeyCaQ
Genialny wywód, antidotum na pseudointelektualne, jałowe wypowiedzi wojujących ateistów. Nie wiem co komu może przeszkadzać personifikacja dobra i miłości, do czego mamy dążyć jeśli nie do ideału ?
Ale fail. Tak czy owak, Einstein nie był teistą - jego samego oburzały takie zarzuty wobec niego (wiemy to z jego listów, wypowiedzi itd.) - a jednak do dziś wielu wierzących bezczelnie kłamie, że "nawet wielki Einstein był wierzący". Widocznie nie pasował mu sposób argumentowania profesora - mnie też on nie w smak, choć jestem niewierzący.
Einstein o przyrodzie: "Widzę przede wszystkim jej wspaniałą strukturę, którą pojmujemy w bardzo ograniczonym stopniu, a która z konieczności wywołuje u każdego myślącego człowieka poczucie znikomości. Stanowi to iście religijne przeżycie, które wszakże nie ma nic wspólnego z mistycyzmem. Koncepcja osobowego Boga jest mi zupełnie obca i uważam ją wręcz za naiwną".
Koncepcja osobowego Boga faktycznie nie ma żadnego sensu z tymże nie trzeba być ateistą, żeby to zauważać. Swobodnie można być wierzącym i stwierdzać, że takie postrzeganie Boga jest bez sensu lub innymi słowy, że nie wierzy się w Boga w ten sposób rozumianego. W istocie rzeczy taka koncepcja jest sprzeczna z każdą religią jak i tym, co rozumie się przez Boga w poglądach związanych z duchowością, a nie będących elementem religii zinstytucjonalizowanych.
ooo... dawno Cię tutaj nie widziałem (o ile pamiętasz). Tym postem bardzo mnie zaskoczyłaś. Kiedyś zasugerowałem, że może jesteś panteistką, ale chociaż nie wprost zaprzeczyłaś. Z jednej strony się cieszę, z drugiej nie. Cieszę się, że nie dzieli nas tak dużo jak mi się na początku zdawało.
Natomiast polemizowałbym zwłaszcza z pierwszym zdaniem. Bo popełniasz błąd semantyczny. Ateista, to ktoś, kto nie wierzy w Boga/ów lub po prostu brak wiary w niego. Jeżeli, ktoś nie jest ateistą, to raczej przyjmuje koncepcję Boga osobowego. Taką koncepcję przedstawiają wszystkie trzy religie Abrahama. Boga, który stworzył świat, i który ingeruje w nasze losy. Mam tu na myśli nie tylko kościoły, czy związki wyznaniowe, ale również święte księgi: Koran, Biblia, Talmud. Tak więc jeżeli uważasz, że koncepcja osobowego Boga jest bez sensu, to jesteś ateistką. No chyba, że wierzysz w Boga, którego istnienie jest bez sensu ;]
Generalnie staram się trzymać z daleka od tego tematu ze względu na niepoważne podejście większości dyskutantów obu "obozów", jednak tamten post aż błagał o skomentowanie.
Dzieląc ludzi wyłącznie na ateistów i teistów zapominasz o agnostykach.
Nie wypowiadałam się na temat bycia lub nie bycia panteistką.
Co do największych religii pisząc o ich podstawowych księgach nie powinieneś wymieniać Talmudu tylko Torę mając na myśli judaizm, przy czym akurat tak naprawdę - kiedy się na serio chce pogrzebać w tych religiach, a nie bazować na najpopularniejszych i najpłytszych poglądach na ich temat - to wykluczają one koncepcję Boga osobowego. Ale właśnie nie tylko one, bo także i inne religie wykluczają taką koncepcję, co nie dziwi, bo jest ona pozbawiona sensu i sprzeczna z samą istotą religii jako takiej (religii czy ogólnie obszaru wiedzy związanego z kwestiami dotyczącymi innych wymiarów istnienia). Oczywiście szereg osób wierzących jak i niewierzących rozumie Boga w taki naiwny sposób na kształt supermana, ale to jest kwestia wyobrażeń tych ludzi, ich niezrozumienia idei wszelkich religii. Jeśli ktoś na poważnie i rozumnie (a trzeba rozumnie jeśli traktuje się coś faktycznie poważnie, a jeśli nie to nie wiem w ogóle po co się tym czymś zajmować, bo to tylko strata czasu) interesuje się tą tematyką szybko się zorientuje co do postulowanej w religiach istoty Boga. Bardziej to można nazwać pewnym rodzajem energii, powiedzmy absolutem, stanem świadomości. Trudno to wyjaśnić językiem przeznaczonym do opisu świata fizycznego. W każdym razie świadomość taka jest zarówno nieskończona jak i skończona, ale to ostatnie w tym sensie, że nie ma już nic co mogłaby sobie uświadomić (w tym sensie skończona, że nastąpił koniec jej powiększania się). W związku z tym całkowicie odpada możliwość, by taki "absolut świadomości" myślał. Myślenie zachodzi dopóki proces rozwoju świadomości się nie zakończył, kiedy możliwe jest jeszcze uświadomienie sobie czegoś. Większość ludzi nie rozumie nawet tej kwestii. A już samo to wyklucza tak ludzkie zachowania jak myślenie czy np. mściwość, chęć karania, nagradzania i tym podobne zachowania i emocje, które ludzie lubią przypisywać "osobowemu Bogu". To są przymioty całkowicie ludzkie, ściśle związane z postacią człowieka - stopniem rozwoju, na którym się znajduje.
W religiach można spotkać się z twierdzeniem, że Bóg jest miłością i to jest niegłupie stwierdzenie, tyle że żeby dostrzegać jego prawdziwy sens trzeba rozumieć, że miłość jest uczuciem wyższym i w ogóle nie do końca jedynie uczuciem. Jest bardzo specyficzną wibracją czy powiedzmy poziomem energetycznym. I faktycznie jest to wysoka wibracja, która potrafi "rozpuścić" niższe wibracje, ma silne działanie, które można by określić boskim. Jakieś głębsze wytłumaczenie tego zajęłoby trochę czasu, więc na tym skończę. Z tymże wracając do sedna - istnienie czegoś takiego jak miłość nie jest do udowodnienia, choć jest to rzecz/zjawisko jak najbardziej realne. I w tym przypadku też gdyby ktoś chciał tak dla sportu upierać się, że miłość nie istnieje, to oczywiście mógłby, tylko pytanie po co? Nie rozumiem tego zapału w bezcelowym laniu wody. Niezbyt inteligentnym w dodatku i w większości przypadków nastawionym głównie na to, by udowodnić komuś innemu (zupełnie nie wiadomo po co), że nie ma racji, choć jednocześnie wcale udowodonić mu się tego nie umie.
Co więcej jest też przynajmniej jedna religia, która postuluje, że miłość jest Bogiem, a nie Bóg miłością. I faktycznie jest różnica w tym postulacie. Piszę o tym dlatego, że tak małe zmiany - wydawałoby się, że dotyczące jedynie porządku słów - często prowadzą do zupełnie innego wydźwięku danego zdania czy całych zbiorów zdań. Osoba faktycznie - na poważnie - zainteresowana będzie starała się to zrozumieć. Osoba niepoważnie zainteresowana na szybko stwierdzi, że to niby to samo, choć będzie to nieprawda. Nie będzie starała się zrozumieć. Ewentualnie przyjmie coś na wiarę.
Fakt, że wielu wyznawców różnych religii, a szczególnie religii chrześcijańskiej podkreśla, że wystarczy wierzyć, nie znaczy, że to zalecenie jest faktycznie zgodne z podstawami tej religii, czy istoty religii jako takiej. Wiara nie wystarcza, a nawet jest dość szkodliwa. Wyznając jakąkolwiek religię lub po prostu chcąc się rozwijać duchowo (bo przecież nie trzeba robić tego w ramach religii zinstytucjonalizowanej) przede wszystkim trzeba chcieć zrozumieć/poczuć. To jest dociekanie istoty świata, czy inaczej istoty Prawdy. Z przyjmowaniem na wiarę i poprzestawaniem na tej wierze prawdziwy rozwój duchowy nie ma nic wspólnego.
To, że wyznawcy różnych religii mają na temat różnych religii, tzw. kwestii duchowych czy mistycznych, czy samego Boga ułomne, pozbawione sensu wyobrażenie, nie jest argument na nic. A ściślej nie stanowi żadnego argumentu za lub przeciw istnieniu Boga czy prawdziwości czegokolwiek co uznaje się za tematykę związaną z ezoteryką itp. To są poglądy tych ludzi i biorąc je pod uwagę można jedynie prowadzić rozważania na temat tego na ile sensowne lub bezsensowne są ich poglądy. I to samo odnośnie poglądów ateistów czy agnostyków. Należy odróżnić czyjeś wyobrażenie na dany temat od tego, czego to wyobrażenie dotyczy. Jeśli w danym momencie większość ludzi wyobraża sobie np. Ziemię jako płaski dysk, to można omawiać to ich wyobrażenie, nie można natomiast twierdzić, że podważając sensowność ich wyobrażenia na temat Ziemi podważa się istnienie samej Ziemi.
Natomiast co do metod pseudonaukowych, to przypominają mi się badania Duncana MacDougalla, który to facet chciał naukowo (według jego mniemania) udowodnić istnienie duszy ludzkiej (i w konsekwencji według niego też istnienie Boga, choć już nawet z tą konsekwencją można by polemizować) ważąc ludzi tuż przed śmiercią i tuż po zgonie. Zapewne słyszałeś o jego doświadczeniach, ponieważ ich rezultatem jest to słynne 21 gramów postulowane jako waga duszy. No i cóż. Podejście MacDougalla było tak samo naukowe jak Dawkinsa, czyli całkowicie nienaukowe i pozbawione logiki, bo jak można oczekiwać wagi od czegoś, co z założenia nie ma być składową ciała fizycznego, a czymś niematerialnym? Idiotyczne rozumowanie, ale zawsze znajdą się ludzie, którym się wydaje, że to niby naukowe podejście.
nie podzieliłem ludzi tylko na teistów i ateistów, wiem, że są też agnostycy, jednak:
ateiści - wykluczają istnienie Boga osobowego (co Ty zrobiłaś w poprzednim poście)
agnostycy - nie wykluczają jego istnienia, ale też nie są pewni, że istnieje
teiści - wierzą w istnienie Boga
więc sama widzisz, że po Twojej wypowiedzi zaliczyłem Cię do pierwszej grupy.
Co do dalszej części, to nie bazuję na powszechnych poglądach (nie twierdzę, że mi to wmawiasz, ale piszę by było jasne), tylko na po pierwsze - wypowiedziach bądź to duchownych, czy publicystach w środkach masowego przekazu (prasa, tv, internet itd.), po drugie rozmowach z wyznawcami, a także jak się trafi z duchownymi, po trzecie literaturze fachowej (książki bądź religioznawców, bądź świętych, bądź duchownych), a po czwarte z ich świętych ksiąg, a przeczytałem wszystkie trzy (Tora to pierwsze 5 ksiąg Biblii chrześcijańskiej, więc jeżeli przeczytasz Biblię chrześcijańska, to automatycznie przeczytasz też Torę, no i czytałem również Koran, którego mam własny egzemplarz).
Niestety wszystkie te źródła optują za istnieniem Boga osobowego, nie wiem natomiast skąd Ty czerpiesz swoją wiedzę na temat religii. Również są tam często wymieniane cechy Boga-supermena jak to obrazowo nazwałaś (chociaż nie pasuje to w 100 % do tej postaci).
Co do istnienia miłości, to dziwię się, że twierdzisz, że nie da się udowodnić istnienia takiego uczucia jak miłość. Owszem nie zawsze jesteśmy z całą pewnością stwierdzić, że konkretna osoba rzeczywiście darzy kogoś uczuciem (np. możesz nie być pewna, że Twój chłopak/mąż Cię kocha lub na odwrót), ale to w niczym nie zmienia faktu istnienia samej miłości jako takiej. Nie trzeba być biegłym psychologiem by raz po raz nie zauważyć jej skutków. Chociaż myślę, że lepiej by Ci to wyjaśnił zawodowy psycholog.
Co do wiary, to nawet jeżeli nie jest aspekt wystarczający dla danej religii, to jest on bardzo ważny, o ile nie najważniejszy. Szczególnie mam tu na myśli religie abrahamowe. Nigdy również nie stwierdziłem, że braki w wiedzy teologicznej wyznawców poszczególnych religii, na temat swojej wiary. Swoje powody, dla których ja nie wierzę już Ci w swoim czasie przedstawiłem i nie chce mi się powtarzać, co nie przeszkadza mi wykorzystywać tych braków, w rozmowach z różnymi "misjonarzami" :D również nigdy nie stwierdziłem, ze poza religiami nie ma życia duchowego. Wręcz przeciwnie to często teiści zarzucają to niewierzącym utożsamiając ateizm z nihilizmem duchowym (żeby było jasne, nie jest prztyczek pod Twoim adresem).
Co do Twojego argumentu, że niektórzy mają błędne wyobrażenie na temat religii jest argumentem na nic śmiało można zastosować do ewolucji. To że sporo kreacjonistów nie ma pojęcia na czym ona polega (albo świadomie udaje) nie jest dowodem przeciwko niej, nawet wręcz przeciwnie, to jest argument by ją nauczać by uczniowie lepiej ją zrozumieli.
Porównywanie Dawkinsa do kreatur typu Duncan MacDougall, jest co najmniej niesmaczne o ile nie obraźliwe na tyle, że Dawkins mógłby wytoczyć Ci proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych. Równie dobrze mogłabyś go porównać do Kenta Hovinda, albo Darwina powrównywać do Hitlera ;p