Pink Floyd to dla mnie najbardziej przereklamowany zespół w historii muzyki.Zaraz fani nazwą mnie debilem i wielbicielem disco polo.Punks not dead.Pozdro
Chodzi ci o to, że wielu ludzi uważa, ze nie ma już muzyki bardziej wytrawnej, złożonej itp.? i że za taką muzykę uważa muzykę Floydów, mimo, że są muzycznie lepsze zespoły, ale większość tych ludzi o nich nie słyszała, bo dalej nie sięga? Owszem. Nie zmienia to jednak faktu, że PF stworzyło kilka genialnych płyt nie gorszych niż poziom innych zespołów, nawet tych których kompozycje były bardziej muzycznie złożone. To naprawdę genialny zespół. Przereklamowane to jest tylko stwierdzenie, że PF to zespół najlepszy pod jakimś tam względem, najbardziej progresywny, bo jak mówię, były też i zespoły tworzące jeszcze bardziej ambitną muzykę i tamte zespoły są bardzo niedocenione a szkoda. Zachęcam do poznania tych zespołów również. Być może najbardziej przereklamowane obok stwierdzenia, że bez Led Zeppelin nie byłoby hard rocka/heavy metalu - co jest śmieszne, bo już rok wcześniej grało tak Jeff Beck Group - a w opinii krytyków ówczesnych nawet znacznie lepiej - a I Led Zeppelin była w recenzjach zjechana jako odgrzewany kotlet -- mimo to historia spłatała psikusa i każdy zna Led Zeppelin i to tej grupie przypisuje prawie wszystko a JBG już nie każdy, dziwne?, Wszystko to nie zmienia faktu, że muzyka PF jest genialna.
które zespoły grały bardziej ambitnie niż PF?ja nie znam zespołu podobnego do nich....tak jak nie znam zespołu który gra podobnie jak LZ......PS 3/4 muzyki Led Zeppelin to utwory akustyczne więc nie szufladkujmy ich do tylko hard rocka....oni maja bardzo szeroką skale
King Crimson, Soft Machine, The Doors, Frank Zappa, Faust, Can, Captain Beefheart, Robert Wyatt, nasze rodzime SBB.......
Pink Floyd osiągnęło taki poziom tylko na Ummagummie, reszcie brakuje jeden szczebel do twórczości wyżej wymienionych i to nie jest jakieś moje osobie zdanie, to zdanie większości siedzącej w progresywnej muzyce
Też nie znam zespołu podobnego do PF dlatego w pierwszej dziesiątce wybitnych zespołów zawsze będą ale te wyżej wymienione i tak PF wyprzedzają poziomem, ale tak jak napisałem PF do dziesiątki najlepszych eksperymentatorów się łapie.
LZ grało znacznie więcej niż hard rock. Najpierw dużo ściągali z bulesa (nawet ukradli parę piosenek) i grali standardy --- to brzmiało najbardziej hardrockowo, później grali przecież folk rocka, trochę zahaczali o proga, nagrali też rasowo heavy metalowego Achillesa, no a przy końcu to już zupełnie odchodzili od rocka w jakies mieszanie stylów, pojawiła się nawet salsa u nich ;p
He he, to i ja wtrące swoje trzy grosze. Jeżeli PF jest zespołem przereklamowanym (cokolwiek to znaczy), to skąd się bierze tak wielka żywotność na tym temacie. Do tego większość wypowiedzi świadczy o znajomości muzyki zespołu i jego historii.
Bo co ? Rotten miał koszulke z napisem ,,i hate pink floyd,, ? Dlatego ich nie lubisz ?Nie podoba mi sie że punki idą ślepo za swoimi idolami mimo że ideologia punkowa takich ,,idoli,, odrzuca ..... jeżeli jesteś prawdziwym punkiem anarchistą to dam ci radę uszanuj to że innym się muzyka floydów podoba (bo według twojej ideologi przecież każdy jest wolnym człowiekiem i może robić co chce) lub po prostu (powiem tak żebyś zrozumiał) miej to w d*pie ...... btw. jeżeli już temat disco polo zaczales to bliżej mu raczej do punkowych 3 akordów niż do pink floydowych utworów
Hehe najśmieszniejsze jest to, że Rotten był fanem Pink Floyd (całej twórczości, ale w szczególności okresu z Sydem Barrettem i tuż po nim). Rozstrojone punkowe gitary wyszły właśnie od stylu grania Barretta. Oczywiście prawdą jest, że Pink Floyd jako najpopularniejszy zespół prog rockowy stał się celem ataków jako że grał niby pretensjonalnie i rozwlekle... co wcale nie jest prawdą, jest wręcz bzdurą, bo nawet w długich utworach Floydzi są powściągliwi, bo ich muzyka oparta jest w części na blues rocku, co zaprzecza temu jakoby miała być pompatyczna, no ale cel musiał być jakiś, tak trafiło i był to pomysł promocyjny McLarena...
czasem nosili podobizny Syda Barretta czyniąc go swoim głównym idolem, co w kontekście całego Pink Floyd jest zabójczo śmieszne, bo to jednak był członek tego zespołu, ba założyciel, to był jego zespół i nawet dał mu nazwę...
natomiast Rotten, Jones lubili słuchac prog/space/psychedelic rocka w tym Floydów.... Wiesz na kim Rotten wzorował swój charakterystyczny śpiew?
wzorował się na Peterze Hammillu z Van der Graaf Generator!!! Skąd by go znał jeśliby nie był wielkim fanem progresu? No skąd, skoro większość fanów Pink Floyd pewnie nie słyszała o Van der Graaf Generator?
także nie taki diabeł straszny jak go malują...
a z tymi 3 akordami to tak dziwnie zabrzmiało, nie jest ważne ile jest akordów w piosence, ale jakie są te akordy a są genialne piosenki oparte nawet na dwóch akordach, ważna jest całość, to co sobą dany utwór reprezentuje, można zagrać 100 akordów do niczego i można zagrać 3 genialnie... dobry punk nie jest zły, punk posunął muzykę na przód, ale w trochę złym kierunku, tak naprawdę to nie zniszczył progresu, progres wyczerpał się po prostu i zjadł swój ogon, dlatego doszli do głosu Ramonesi, Pistolsi itd. punk odnowił muzykę i wszystko byłoby jeszcze bardziej genialne niz przedtem (wystarczy popatrzeć na awangardowe zespoły, które powstały po tej rewolucji) problemem było tylko to, że zlikwidował bluesa/jazz i przyczynił się do upadku muzyki improwizowanej wprowadzając prostotę i to choć ogólnie rozwinęło koncepcję na setki podgatunków to jednak zniszczyło potencjał czysto techniczny i zaczął się upadek muzyki... ale to jest wina wszystkich po trochę, najmniej Pink Floyd bo oni nigdy nie przegrali w tej rewolucji, chyba jako jedyni, choć mieli słabsze momenty, nigdy nie zjedli też własnego ogona, jak kilka innych zespołów, które wkurzyły gitarzystów, którzy znów zaczęli swoją punkową krucjatę....
Tak w ogóle to David Gilmour też nie gra wielu "akordów", bo gra bluesowo a blues to powściągliwość i feeling, ciut więcej niż trzy akordy, ale jakie, właśnie jakie? Wiadomo, że jest to bardziej złożone niż punk, ale bez przesady do jakiegoś jazz rocka to temu brakuje lata świetlne pod względem długości tabulatury. Co nie jest dziwne. Na tym polega granie bluesowych zagrywek, zagrać dwa dźwięki i poruszyć ludzi. Zależy co się gra a nie ile to ma akordów. Sto razy wole czarownika Gilmoura z jego kilkoma akordami niż onanizatorów gitarowych takich jak Pietrucha z Teatru Marzeń, który może i ma technikę pozwalająca mu zagrać wszystko co chce, ale jest cieńszy od Johnnego Ramone grającego dwa akordy, które są na miejscu, bo po prostu nie potrafi skomponować nic naprawdę ciekawego, a wśród 100 każdych dźwięków, które zagra 90 procent jest zupełnie niepotrzebna. I nie chodzi mi tu o złożoność, że za złożone to złe... popatrzeć wystarczy, właściwie posłuchać Franka Zappy... tabulatura do niejednego jego jazz rockowego utworu jest kosmicznie długa i skomplikowana a jednak każdy dźwięk jest tam na miejscu, tak wiec w muzyce chodzi głównie o efekt końcowy a nie o środki jakimi się go osiąga.
blues to 3 akordy? ja tu nie słysze żadnych akordów! na tym polega fenomen grania
http://www.youtube.com/watch?v=tWLw7nozO_U
To jest blues rock a nie blues.
To jest blues
http://www.youtube.com/watch?v=SnsBlY4rKwM
!!!!!
Kurcze, ludzie, robicie nagonkę na faceta, który nie lubi Pink Floyd? Dajcie spokój, przecież każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie i to nie oznacza, że macie go teraz za to prześladować. Wyluzujcie!
Jak to, przecież on tego pragnie, inaczej po co by zakładał wątek i się wypowiadał? Dlaczego mielibyśmy Cię posłuchać i zrobić mu taką przykrość? :D
"ummagumma" i "Animals" są naprawdę przyzwoitymi płytami, "Dark Side Of The Moon" już dawno się przejadło a "The Wall" i "Final Cut" są tak przesiąknięte megalomanią i egocentryzmem Watersa że nie da się ich słuchać bez napadów mdłości. Po Watersie grali już ckliwe piosenki które właściwie wymagającemu słuchaczowi miały niewiele do zaoferowania. pozostałe płyty (MM, Meddle czy WYWH) jakoś się bronią ale bez rewelacji. A największą tragedią tej kapeli jest to że naprawdę niewielu pamięta kim był Syd Barret.
Tak, zdecydowanie jeden z najbardziej przereklamowanych zespołów w historii.
jedna z lepszych rzeczy jakie stworzyli
http://www.youtube.com/watch?v=0CAlSNSCUog&feature=related
Myślę, że gdybyś przejrzał wszystkie płyty tych gości, wraz z tymi mało znanymi jak Obscured By Clouds to pisałbyś całkiem inaczej.
Tak! Zarzucam ci nieznajomość dyskografii Pink Floydów.
Chybiony zarzut zwłaszcza że posiadam (głównie po ojcu -zbieraczu płyt) całą dyskografię floydów na i to na winylach, w większości pierwsze wydania brytyjskie plus takie rarytasy jak meksykańskie wydanie "relics" (wydane jako reliquias) czy "pulse" na czarnym krążku (z diodą - po siedmiu latach mrygania wyczerpała się bateria...), dwie wersje ścieżki dźwiękowej do "more" i przytoczone przez Ciebie La Vallée. W latach 90-tych miałem krótkotrwały odpał na rocka progresywnego / psychodelicznego i wtedy ostro przerabiałem zarówno floydów jak i różne King Crimsony (szacunek), Jethro Tulle (zapomnieć!) czy inne Yes'y.
Szczerze powiem że żaden z wymienionych (no, może z wyjątkiem KC) nawet odrobinę nie zrobił na mnie wrażenia mogącego się równać z takimi perłami rocka jak Captain Beefheart and His Magic Band, Massacre czy późniejszymi GY!BE i obecną Oneidą (pomimo wpływu jaki niewątpliwie mogły na siebie wywierać).
Mała errata: dwa posty temu przez przypadek podałem skrót MM - od Mother's Milk. Chodziło oczywiście o Atom Heart Mother czyli AHM ;)
Nie wiem ile w tym prawdy. Dlaczego zarzuciłem brak znajomości? Otóż Syd Barrett jest chyba najbardziej przereklamowanym członkiem Pink Floyd.
W przerwach od ćpania udzielił się na pierwszej ich płycie, później nieznacznie na drugiej. Zwłaszcza pierwszy album został okrzyknięty genialnym, choć poza Anglią w zasadzie się nie przyjął. Miało do wpływ na ugruntowanie się pozycji grupy, ale przede wszystkim dało Barrettowi niemały rozgłos. Przez jego odejście w 68 roku stał się swoistą legendą. Najlepszym dowodem są opinie jakoby Wish You Were Here były poświęcone właśnie Sydowi.
A to wcale nie Piper At The Gates Of Down czy Spodek Tajemnic wyniosło Pink Floydów na szczyt, lecz kolejne ich płyty. Z pewnej perspektywy patrząc trzeba przyznać, że przede wszystkim dyskografia Floydów jest nadzwyczaj bogata. Pomijając tu te dwie pierwsze psychodeliczne płytki.
Z jednej strony mamy przyjemne dla ucha i charakterystyczne płyty jak Obscured By Clouds czy Meddle, których niektóre kawałki niemal ocierają się o blues. Z drugiej strony mamy płyty typowo Watersowe, czyli ciężkie smęcenie. The Wall i Finalne Cięcie mogą wprawić w depresję nawet zdrowego człowieka.
Typowo progresywny WYWH tutaj pominę, tak jak i bardzo głęboką pod względem tekstu Ciemną Stronę Księżyca.
Jako dekoracja na samym końcu dyskografii bardzo niedocenione dzieła Gilmoura czyli A Momentary Lapse Of Reason i Division Bell. Oczywiście ostatnia płyta znów z udziałem Richarda Wrighta. Płyty pachnące świeżością i zachwycające bogatym kompozycjami. Mające chwilami tak głębokie teksty jak Dark Side Of The Moon, chociaż to stwierdzenie może się komuś nie spodobać.
To tak pokrótce, żebym mógł stwierdzić, że Pink Floyd, to coś więcej niż smęcący Waters i przereklamowana Ciemna Strona Księżyca. To cała gama utworów we wszystkich możliwych klimatach tego gatunku. To chwytliwe, bogate teksty. To genialni muzycy.
Nie znam drugiej takiej grupy, a znam naprawdę ich wiele.
Cały Twój komentarz uznałbym za bardzo mądry i rzeczowy gdyby nie jedno stwierdzenie: "...i przereklamowana Ciemna Strona Księżyca". W jakim sensie przereklamowana?! Ten album to absolutne arcydzieło. Każdy utwór to przebój - przede wszystkim "Time", oparte na basowym groove "Money", "The Great Gig in the Sky" z doskonała Clare Torry, lekko psychodeliczne "Breathe" czy też epickie "Us and Them". Floydzi z pomocą Alana Parsona stworzyli płytę o perfekcyjnym, przestrzennym brzmieniu, która wyznaczyła standardy na lata. Nie bez powodu jest ona określana mianem "Sgt Peppera" lat 70 i nie ma tu za grosz przesady. 40 mln sprzedanych egzemplarzy nie pozostają złudzeń jaki album to największe dzieło tego zespołu. Mimo, że mój ukochany utwór znajduje się na Meddle i jest nim przepiękna suita "Echoes" wraz ze swoją urzekającą solówką, DSOTM to jest właśnie ta płyta, która bym zabrał na bezludną wyspę i to bez zastanowienia.
Użyłem słowa "przereklamowana" w pewnym odniesieniu. Po prostu jako jedna z najbardziej znanych płyt po prostu trochę zaćmiła pozostałą twórczość. Oczywiście osobiście również uważam tą płytę za doskonałą, zwłaszcza za Time - czy istnieje utwór z głębszym przesłaniem?
Nie zgadzam się. Debiut Floydów czyli The Pipiper At The Gates Of Dawn ustępuje poziomem tylko albumowi Ummagumma, natomiast Atom heart Mother, Meddle i Spodek tajemnic są tuż za, dość złozone jest także Animals natomiast to właśnie płyty koncepcyjne Pink Floyd są ciut przereklamowane, bo zdecydowanie mniej progresywne, wręcz proste piosenki poza SYD.
jak się mają te proste muzycznie płyty do poprzedników, czy też do złozonych płyt konkurencji takich jak Lizard Crimsonów itp.?
Chyba mamy też nieco inną opinię o progresywności. Progresywność to to co prezentowali Floydzi przed wydaniem Ciemnej Strony, bo od czasu wydania Ciemnej strony to już jest tylko prostszy o wiele art rock, bardziej przystępny niż wcześniejsze płyty stąd jego większa popularność.
To, że zespół odniósł sukces komercyjny jakąś płytą nie znaczy, że ta płyta była najlepsza, za zwyczaj jest wręcz odwrotnie i sprawdza się też tym razem, to co odniosło sukces jest znacznie prostsze i nijak sie ma do złożoności muzycznej poprzednich albumów.... Ciemna Strona i The Wall są przereklamowane, co nie zmienia faktu, że są bardzo dobre, ale po prostu te wcześniejsze płyty są lepsze muzycznie i to o wiele.
Mówić, że Ciemna Strona jest najlepsza bo odniosła sukces jest jak mówić, że Abacab Genesis jest lepsze od Selling England By The Pound bo odniosła sukces a tej naprawdę genialnej płyty to przecież nikt prawie nie zna, nią się n ie wybili, wiec musi być gorsza. Sratatata jest właśnie odwrotnie.
Nie wiem też czy wiesz jak Barrett był ważnym w historii muzyki muzykiem i jak wiele zmienił w świecie muzyki przez te kilkanaście miesięcy, co reszcie panów nie udało się aż w takim stopniu tworząc kilkanaście lat. Gdybyś miał pojecie jaki miał wpływ nie napisałbyś, że jest przereklamowany. Mówi się, że jego wpływ jest porównywalny tylko do Black Sabbath i Velvet Underground.... jego odejście zaś wcale nie miało nic wspólnego z jego legendą....
on zainspirował i inspiruje muzyków, szczególnie grających techniką slide, cała rzeszę punkowców, która nosiła jego podobizny itp. Nie należy też zapominać, że jest największym symbolem i jednym z najwybitniejszych przedstawicieli rocka psychodelicznego. Tu muszę go obronić, ponieważ fakty są niezaprzeczalne iż przereklamowany to on nigdy nie był. Widocznie nie lubisz hippisowskiego rocka psychodelicznego i ci nie pasuje takie granie....
I tak jak powiedziałem, jasne, że odnieśli sukces po wydaniu Ciemnej strony, ale właśnie sukces przyszedł, gdy obniżyli swoje loty z wielkiego zespołu do zespołu grającego w wiekszości proste piosenki, w porównaniu do eksperymentalnej muzyki z poczatku działalności.
Zapomniałem dodać wszystkie zespoły grające space rocka, które z gry Barretta czerpały garściami na przykład Hawkind. Gdyby nie Barrett nie byłoby tego gatunku!!! a w dzisiejszych czasach nie byłoby stoner rocka, tego można być pewnym... ponoć równiez jego sposób gry na gitarze, właściwie szaleńczy, możnaby to tak nazwać, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie grał wtedy w ten sposób, ponoć również zainspirował Tonyego Iommiego z Black Sabbath do zmiany stroju w swojej gitarze po wypadku, gdyż ten był raz na koncercie Floydów i słyszał grającego Barretta na rozrzępolonej gitarze... a po wypadku dało mu to do myślenia (choć inspiracje muzyczne z pewnością miał inne Beatlesi i ich "She's so heavy" oraz Coven sie tu kłaniają, bo to oni byli inspiracja do grania ciężkiej muzyki) a nie Syd, jednak szaleńcze eksperymenty naćpanego Barretta mogły mieć wielki wpływ na strój metalowy gitary (tak nieraz mówił Iommi, są to tylko jego słowa, może jest fanem Barretta i chce go w ten sposób nobilitować jako inspiratora tak jak Beatlesów? a może rzeczywiście tak było, taki to był przypadek, Syd Barrett mógł mieć na to realny wpływ), później na rozstrajanie gitar przez punkowcców, przeciez Barrett był dla punków idolem, Rotten był jego fanem i Pink Floyd z tego okresu ....
choć ten wpływ jak można sie domyslać znaczny to wynikał przypadkowo, bo Barrett się jak wiadomo nie kontrolował, co słychać wyraźnie na jego albumach solowych, gdzie nawet Gilmour i muzycy jednego z najwybitniejszych zespołow, muzycznie o wiele wiekszego niz Pink Floyd, czyli Soft Machine nie dali sobie rady z materiałem Barretta i mimo, że albumy mają genialne fragmenty, czuć też gdzieniegdzie amatorszczyznę....
Jak już wspomniałem sukces komercyjny, rozpoznawalność niczego nie oznacza, przykładowo Soft Machine stoi w gatunku o wiele wyżej niż również genialne Pink Floyd, chociaż mało kto o nich słyszał poza prawdziwymi znawcami gatunku, to taka dygresja z mojej strony.
Wszystko ok. tylko są to poza Kapitanem Wołowe Serce, który również jak Pink Floyd jest oparty na bluesie i technicznie/muzycznie prosty jednakże awangardowy (wciąż na poziomie płyt do Ummagummy, czy nawet Meddle) zespoły bardziej muzycznie złożone. Nie widzę sensu, aby te zespoły porównywać. Co z tego, że taki Kapitan gra bardziej awangardowo skoro Pink Floyd nadrabia gitarą i gitarowo jest o klasę wyżej? Mówi się coś za coś. Ja już nie takich zespołow słuchałem, bo wymienione przez Ciebie są na porządku dziennym i nadal Pink Floyd uważam za zespół wybitny, może dlatego, że nauczyłem się w pewnym momencie, że do każdej muzyki trzeba podchodzić inaczej. Nie możesz porównywać różnych podgatunków progresu tak jak to robisz, bo jeśli stawiasz na muzykę bardziej złożoną z bardziej rozbudowaną tabulaturą to zawsze wygra u ciebie jazz rock lub muzyka techniczna....Pink Floyd swoją muzykę oparło na blues rocku a ten z założenia musi być prosty technicznie, za to jest najtrudniejszym gatunkiem do zagrania i wiem co mówię, wszyscy najlepsi gitarzyści to gitarzyści bluesowi praktycznie. Również cenię King Crimson, ale do Soft Machine czy tym podobnych zespołów to Karmazynowy Król nie ma nawet startu, nawet do VDGG, które stawia na melodię. natomiast zdecydowanie najlepszym zespołem z wielkiej szóstki jest Gentle Giant według mnie... Crimsoni są na trzecim miejscu na czwartym Floydzi... Najgorzej wypadają niesłuchalne praktycznie ELP (Emerson to po prostu klawiszowy Pietrrucha, karykatura muzyka), no i YES bo miesza dobrą muzykę Howea hmm porównywalną z muzyką Gilmoura tylko dużo bardziej techniczną/klasyczną z kiczem pozostałych członków zespołu ale Close to the Edge jest mimo wszystko świetne....
Całej szóstce jednak daleko do poziomu muzycznego zespołów sceny Canterbury grających głownie jazz rocka....
natomiast siła Pink Floyd tkwi w gitarze Davida Gilmoura, takiej gitary, tak przemawiającej, nie uświadczysz u żadnego białego gitarzysty...
Miało być wielkiej siódemki, nawet ósemki, bo nie mam serca wyrzucić VDGG skoro jest lepszy od większości zespołow z klasycznej wielkiej szóstki, czasami określanej jako siódemka, tylko czemu nigdy jako ósemka, bo sie jeszcze z tym nie spotkałem?, tak nawet ósemki jak dla mnie, bo mi się właśnie Jethtro Tull by nie zmieścił, który też uważam za najsłabszy, najmniej wyrazisty i najbardziej popowy. Najlepsi według mnie są Dżentelmeńscy Giganci jeśli chodzi o te najbardziej znane prog rockowe zespoły.
Marc Ribot jest biały, ma znakomitą technikę oraz niesamowitą fantazję gry wykraczającą daleko poza typowe "pilipili" czyli coś czego moim zdaniem Gilmourowi brakuje.
Z drugiej strony pamiętam jak chyba w knidze "szyderczy śmiech i krzyk rozpaczy" Weiss napisał że Gilmour to jedyny muzyk PF który mógłby zasłużyć na miano wirtuoza.
To ty masz jakieś dziwne te odpały... ja nigdy czegoś takiego nie miałem, z raz poznanej rzeczy, która do mnie przemówiła nie rezygnuję, nie mam odpałów, że słucham czegoś a później przestaje, to jest jakieś dziwne, no ale może mi się tak wydaje, bo ja ubóstwiam, czczę rocka, 99 procent gatunków, wszędzie szukam genialnych utworów, zagrywek, słucham i słucham, to jest moja obsesja ktoś by mógł rzec, jakbym mógł mieć odpał na Gilmoura skoro to jeden z najlepszych gitarzystów rockowych? takiego czegoś słucha się do końca dni swoich i stara się grac tak jak on, ale po swojemu, ze swoją duszą.... Oneida jest świetna, ale to już poziom niżej od niemieckiego krautrocka...
Według mnie oczywiście :)
Są rzeczy które po prostu się nudzą - w tym przypadku jest to muzyka PF, chociaż do niektórych płyt (ummagumma) z przyjemnością wracam.
Eugeniusz jest wyjątkowo dobry, ale do Interstallera się nie umywa, to samo do Echoes czy SYD według mnie. zapomniałes o jeszcze jednym, najbardziej awangardowym utworze Talerzu tajemnic.
Elmo_Is_Dead : "A największą tragedią tej kapeli jest to że naprawdę niewielu pamięta kim był Syd Barret."
A ja uwazam ze gdyby nie pozniejsza dzialalnosc PF to dzis nikt by praktycznie nie wiedzial kto to byl/"jest" Syd Barret. mimo tego ze mial faktycznie spory wklad w rozwój rocka psychodelicznego.
A może dlatego że większość (młodszych słuchaczy) skupia się na tej bardziej spopularyzowanej części twórczości floydów? kwestia dyskusji.
Kiedyś przy piwie rozmawiałem sobie o muzyce z dziewczyną, młodszą mniej więcej o dekadę. Stanęło że jest wielką fanką twórczości Red Hot Chilli Peppers, zacząłem więc prawić zachwyty nad Freaky Styley, Upflit Mofo Party Plan i Mother's Milk. Okazało się że nigdy nie słyszała o tych płytach a przygodę z RHCP rozpoczęła od bodaj Californication, nie patrząc w przeszłość...trochę tak to działa.
"A może dlatego że większość (młodszych słuchaczy) skupia się na tej bardziej spopularyzowanej części twórczości floydów? kwestia dyskusji."
Tylko nie wiem dlaczego ma to byc to tragedia - wedlug Ciebie. Gdyby nie nagrali "nudnego" The wall czy Dark Side podejrzewam ze na polskich portalach nikt by o Baret'cie nie rozmawial. Nie zawsze jest tak ze to co popularne jest gorsze. Dowodem tego jest chdzby Dark Side.
Z twoich postow wynika ze glowny nacisk kladziesz na muzyke, pewnie tez dlatego stawiasz wysoko KC. Inni zachwycaja sie tematyka Concept albumu, wiekszy nacisk klada na tekst itd. Wiec twoja ocena co do wypocin Watersa (wall, final cut) jest bardzo subiektywna. I ja np. sie z nia nie zgadzam. Chodz tez wole epoke z przed the wall. Z naciskiem na to co nagrali w Pompejach.....
Fani muzyki wiedzieliby, bo fani muzyki nie cechują się znajomością płyt, które się najlepiej sprzedały, ale najlepszych płyt danego gatunku, choćby sprzedały się w liczbie czterech kopii. Co do ciemnej strony to album wybitny, ale jest prawdą, że jest przereklamowany, bo twórczość sprzed Ciemnej Strony stoi na zdecydowanie wyższym poziomie a mimo to nie stoi ona na świeczniku jak te gorsze muzycznie płyty, dlaczego? Pytanie dlaczego fani pytani o najlepszą muzycznie płytę nie wymieniaja na przykład Spodku tajemnic tylko wymienią o wiele uboższą Ciemną stronę? To jest nielogiczne, wiesz? Powinni mieć słuch i rozeznanie a patrzą tylko na popularność a nie na muzykę... Czy 20 minutowe utwory w których nie ma prostych melodii są aż tak trudne dla wiekszości? albo eksperymenty z Barrettem też są tak trudne? taki Interstellar Overdrive? Toż to najwybitniejsze co udało im sie nagrać! Co do Barretta to się mylisz, bo jakoś różni muzycy odwoływali się do jego osoby, byli nim zainspirowani, nawet przed tym gdy Pink Floyd stało się znane większej grupie słuchaczy. Także o to byłbym spokojny. Jak to stwierdził David Gilmour, Pink Floyd pierwszą płytą stało się nieśmiertelne w jakiś niezrozumiały sposób, ponieważ Barrett stworzył płytę, która w momencie ukazania się weszła do żelaznego kanonu rocka psychodelicznego i tym samym nie mógł on już przepaść w odmętach historii tak jak Joplin, Hendrix, Beatlesi.......
Ummagumma (jej część koncertowa) jest najwybitniejszą według mnie progresywną płytą nie jazz rockową. Bije wszystko, nawet całą scenę Canterbury. Debiut to gigant psychodelii. Druga płyta jest bardziej awangardowa niż płyty wielkiej szóstki z tego okresu. Animals to arcydzieło przede wszystkim tekstowe, jedna wielka alegoria. Live at Pompei to jeden z najlepszych koncertów. DSOTM choć jako progresywna płyta jest przereklamowana, to jest to zdecydowanie najlepszy koncept album w historii, 40 minut totalnie scalonej ze sobą muzycznej opowieści. No i pewnie najbardziej znana płyta gatunku. Meddele jest to czysta progresja na poziomie najlepszym. Nie rozumiem czego tu chcieć? Owszem, że płyty od DSOTM są słabsze jako progres co za tym idzie przereklamowane jako najlepsze a są to pseudo najlepsze płyty a po The Wall jest to ten potworek Watersa a później Gilmourowi odebrało świadomość i nagrał pop rock po czym zrehabilitował się i nagrał niezły art rock. Nie zapomnij również, że na tej nie do końca udanej The wal znajduje się prawdopodobnie najlepsza robota gitarowa zespołu, jedne z najlepszych solówek. To samo do The Wall płyty tekstowo trzymają najwyższy poziom. Dopiero na Final Cut zaczynają się potworki.
Zespół nie jest przereklamowany, to opinia o nim jakby nie było już nic lepszego muzycznie nad tym wybitnym zespołem jest przereklamowana.
PS. Ja pamiętam kim był Syd Barrett, najwybitniejszym przedstawicielem rocka psychodelicznego obok Beatlesów, Hendrixa , Byrds, The Pretty Things, Love, Greatful Dead, Jefferson Airplane, Janis Joplin i paru innych zespołów....
i każdy kto jest obeznany w tym gatunku a są miliony, pamieta i nigdy nie zapomni o Sydzie Barrecie i starym, oryginalnym Pink Floyd
o gustach się nie dyskutuje, z ludźmi którzy ich nie mają (uwielbiam to stwierdzenie). nie no, sam w wieku 15lat gdzieś kompletnie nie mogłem się do nich przekonać, po paru latach sam się sobie dziwię
albo się coś lubi, albo nie, wiek tu nie ma żadnego znaczenia, możne mieć 10 lat i słuchać jazz rock a można mieć 40 i słuchać disco polo... nie chodzi tu o wiek tylko o wykształcenie, osłuchanie itd. a ono zawsze przychodzi z wiekiem... to tak samo jak z grą na gitarze, zaczyna się od czegoś prostego (punk) a kończy na czymś złożonym (techniczny metal, jazz rock) to naturalna kolej rzeczy.... przynajmniej tak jest z nauką i osłuchiwaniem się.... chodzi tu o dojrzałość muzyczną, jeden był już osłuchany w wieku 10 lat inny w wieku 20tu są tacy, którzy mają już emerytury a nie są osłuchani, życie, a że po prostu każdemu podoba się co innego, to i tak w końcu grasz, czy słuchasz to co najbardziej pokochasz...... widocznie w wieku 15 lat nie podchodziło ci gitarowe granie i tyle..... bo gitara Gilmoura to takie typowe gitarowe granie dla gitarzystów.... (o punku nie mówię bo jest zbyt prosty, od tego co najwyżej można zacząć)
Punk to punk. Jedyna muzyka w której nie liczy się muzyka. Na tym polega jego piękno.
Punk to nie jest rock.
Punk to jak najbardziej rock, bo jest to jeden z gatunków muzyki rockowej, który pochodzi głownie z USA, ale rozwijał się właściwie i w USA i w UK. Po prostu koncepcję takiej muzyki stworzyły zespoły amerykańskie Sonisc, MC5, Stooges, New York Dolls, Ramones..... Głównie zespoły z Detroit a później z Nowego Yorku, natomiast zespoły z UK (głownie Londyn) były znacznie później i to one nadały temu gatunkowi otoczkę z jaką się dziś tą muzykę kojarzy bo punk sam w sobie jest zaprzeczeniem ideałow jakie ze sobą niósł a była to całkowita wolność muzyczna i wolność poglądów, którą niestety później zastąpił sztywny żałosny kostium. Niestety później punkowcy zdradzili swoje ideały i w dzisiejszych czasach oryginalny punk nie zawsze brzmi punkowo w dzisiejszym tego słowa znaczeniu (Exploited).... Oczywiście kalifornijski punk (wszystkie te pop Greendaye) to nie jest punk tylko pop rock. Punk to muzyka z Detroit, Nowego Yorku (USA) oraz Londynu, ....(UK).....
http://pl.wikipedia.org/wiki/Punk
Piękno punk rocka polegało na prostocie przy której można stworzyć coś ciekawego, co muzycznie nie będzie nigdy wybitne, no bo ci artyści nie umieją grać na gitarach a ściśle mówiąc tak jak oni grają może grać prawie każdy, kto troche poćwiczy, żenujące technicznie, ale jest ciekawe muzycznie. Piękno punka to równiez to, że okazało się iż nie trzeba mieć umiejetności Page'a, Satrianiego.... itp. gitarzystów, którzy ćwiczyli latami i są wyjatkowo uzdolnieni, aby w ogóle grać i tworzyć ciekawą muzykę. To nie prawda, że w punku nie liczy się muzyka, muzyka się liczy, bo nawet wśród punkowych płyt znajdują sie płyty muzycznie wybitne, choć technicznie są żenujące jak pisałem, nie liczy to sie technika.
Sranie a nie piekno punka. To o czym piszesz - idea DIY, każdy może być artystą - to założenia leżące u podstaw nurtu. I albo to kupujesz i ci się podoba, albo nie, ale wątpię żeby akurat 'piekno' było jakością której punkowcy poszukują w muzyce. Wręcz przeciwnie, ta muzyka miała brzmieć prosto czy wręcz prymitywnie, na odpi*rdol, bo przecież punk to 'no future', ideały zawiodły itd.
Tak więc niech każdy słucha czego lubi, ale proszę mi nie cudować z 'pieknem' punkrocka, lol
Punk to nie jest żaden "no future".... oryginalne zespoły punk rockowe nie dotykały praktycznie polityki ani socjologii, śpiewały o wszystkim i grały tak jak im się podobało, każdy inaczej.... nie porównasz Ramonesów czerpiących z rock n rolla, New York Dolls czerpiących z glamu, Dammned, Joy Division, Wire, czerpiących garściami z kraut rocka a chyba nie muszę wspominać jak wybitnym gatunkiem był kraut rock na którym była oparta większość wybitnej muzyki od lat 80tych do dziś - wybitnej, nie tej znanej masom, Clashy czerpiących z garażu i gitarowego popu, The Jam czerpiących z muzyki modsów, Buzzckoks czerpiących wprost z populat 60tych, Gun Club czerpiący z bluesa czy nawet Misfits, którzy stworzyli horror punk.... bo nie da się.... pierwsza fala punk rocka nie była falą typu walć system, anarcha i no future.... nie wiem dlaczego chcesz sprowadzić do tego punk... Sex pistols było jedno a zespołów punkowych dziesiątki i każdy grał co innego, choć grał prosto... (nie tak na jedno kopyto jak w Polsce) bo jak już mówiłem ideą punk rocka była różnorodność i prostota muzyczna....
jeśli sądzisz, że płyty Wire, The Clash, Sonic Youth (nawet na maksa prymitywnych Ramonesów) są na odpierdl to się mylisz, jest co najmniej kilkanaście punk rockowych albumów, które są proste technicznie, ale muzyka na nich jest formą sztuki porównywanej do tego co grały zespoły lepsze technicznie....
idea czy też hasło no future, punkowy kostium, irokez na głowie są zaprzeczeniem tego co legło u podstaw punk rocka czyli wolności artystycznej i różnorodności w oparciu o prostotę wyrazu....
To, że muzyka jest prosta technicznie nie znaczy, że nie może być wybitna artystycznie....
polecam takie zespoły jak Sonic Youth, Husker Du, Wire, The Clash,....
bywa, że jest to muzyka trudniejsza w odbiorze niż prog rock bo prostota nie oznacza łatwości...
Może dam przykład z tyła ale
prosta muzycznie avant rockowa płyta Trout Mask Replica zespołu Captain Beefheart jest uznawana za najwybitniejszą artystycznie płytę a wszyscy dobrze wiemy, że jest to technicznie prosta muzyka
Velvet Underground też grał prosta muzykę (proto punkową niemal) a w wiekszości książek są podawani jako najwybitniejszy zespół rockowy w historii, ponieważ nie liczy się to ile chwytów ma dany utwór, ale to jaki jest....
z pieknem punka to wcale nie jest cudowanie, punk to nie tylko Sex Pistols, ale także wiele wybitnych zespołow niemal tak jak wybitny był bluesowy Captain Beefheart
Proszę bardzo, masz tu link gdzie możesz przesłuchać Trout Mask Replica -- Captain Beefheart --- album według większości muzyków i krytyków jest najwybitniejszym artystycznie kawałkiem muzyki jaki został kiedykolwiek nagrany a nie ma tam nic technicznie złożonego, nie ma tam suit, wirtuozyjnych zagrywek itd. Z tym, że nie jest to punk tylko prosty avangardowy blues.... album znajdziesz tutaj --- trzeci od góry po prawej -- wystarczy kliknąć na niego i się włączy --- jest w zbiorze 1001 albumów, które trzeba przesłuchać przed śmiercią --- wszystko jest za darmo...
http://www.radio3net.ro/dbalbums/albume1001/page:7
polecam stronkę
http://www.radio3net.ro/dbalbums/albume1001/page:18
trzecia od góry po prawej debiut Ramones
proste, wręcz prymitywne, ale z pewnością nie jest to granie na odwal się
http://www.radio3net.ro/dbalbums/albume1001/page:19
dwa albumy u góry po lewej stronie
Wire i Talking Heads (jedyne punkowe płyty tych zespołów --- proste technicznie acz wybitne pod względem artystycznym, jakże inne to granie od prymitywnych garażowych Ramonesów --- często wyprzedzają wiekszość rocka progresywnego w rankingach oceniających albumy pod względem czysto artystycznym) a nie są to wcale najbardziej złożone punkowe płyty bo jest cała masa lepszych i bardziej złożonych....
o post punku, który jest na punku oparty w ogóle wspominać nie powinienem bo to w ogóle potrafi być czysty artyzm....
także z cała pewnością punk rock potrafi być piękny i artystyczny, problem tylko w tym, że mało osób w ogóle jest świadoma jego istnienia, ale tacy ludzie nie znają też tych naprawdę wybitnych rockowych zespołów jak Captain Beefheart, Can, czy Velvet Underground....
teraz jeden z najwybitniejszych punkowych albumów lat 70tych, w ogóle jeden z najwybitniejszych albumów lat 70tych, może coś nagranego przez Faust, Can, albo któregoś z wielkiej szóstki progresu (w tym genialne Pink Floyd oczywiście) przeskakuje to artystycznie, bo cała większość nie ma nawet startu...
http://www.radio3net.ro/dbalbums/albume1001/page:19
album Suicide z 1977 roku (trzeci od góry po lewej stronie)
Zatkao kakao, jak to mawia Marian Paździoch? Nie jest to tępe Sex Pistols ani inny shit tego typu.....
Pozdrawiam i życzę miłego słuchania, wiele na tej liście wybitnych płyt (w zasadzie przekrój najwybitniejszych albumów około - rockowych), polecam i jeszcze raz pozdrawiam ;)
pięknie to brzmi w teorii (w praktyce w większości też) ale koledze chyba chodziło oto że punk to nie tylko muzyka ale i cała otoczka i kultura w około. I nie chodzi tylko o "no future", wręcz przeciwnie, o maksymalnie pozytywny przekaz, opierający się na bezkompromisowej prostocie, czyli na tym na czym opiera się idea D.I.Y. Garażowe wręcz alergicznie reagujące na mainstream zespoły (Minor Threat, Youth Of Today, Black Flag...) które jednak wywarły gigantyczny wpływ na współczesną muzyką zarówno podziemną jak i popularną (jak Rage Against The Machine którego zresztą protoplastą był znakomity Inside Out ).
W temacie tzw.pre-punka, czy jak to nazwałeś "pierwszej fali punk rocka" zawsze polecam znakomity lecz niestety zapomniany Death.
http://www.youtube.com/watch?v=N6qrzCbNsi4&feature=related
Podsumuję dyskusję której nota bene raczej nie śledziłem cytatem z Dezertera.G...no mnie obchodzi co o mnie myślicie itd.Stare punki wiedzą jak to leciało.Nadal nie lubię Pink Floyd więc dyskusja nic nie wniosła.W tajemnicy napiszę że nie lubię też Ich Troje.Chociaż na weselach się raczej sprawdza.
Ich Troje mieli jedną "w porządku" piosenkę o ile można to tak nazwać(bo był to poziom ciut większy niż weselny choć tylko minimalnie bo punk to punk, muzyka dla nieumiejących grać i tak jak punkowcy to każdy może pitolić na gitarze - a jako, że jestem gitarzystą to nie-umiejetności gry panów z Dezertera wywołują u mnie uśmiech politowania, bo leszcze z nich jak cholera - chyba, że przymkne oko na to i tamto to przyznam, że da się tego słuchać a teksty dają rzeczywiście do myślenia - sam zespół lubię -ale ich muzyczny poziom jest prawie zerowy jak w disco polo -zero umiejętności i tyle co nie znaczy, że nie ma tam dobrych prostych kompozycji, bo widzisz ilę ich wymieniłem - sam lubię punk, ale potrafię przyznać, że technicznie punk to poziom disco polo i wesela, no bo tak niestety jest.. 3 akordy i darcie mordy - złożoność muzyczna techno polo) XD pewnie wiesz jaką i czego to był cover, reszta rzeczywiście nadaje się na wesela. A co do Pink Floyd to nie lubienie ich jest głupotą i tyle w temacie. Wiesz kto to był Syd Barrett? Nie lubisz rocka psychodelicznego itp. klimatów? ok.
Znasz jakąś solówkę Davida Gimoura? Ten gość jest mistrzem solówek. Jak nie lubisz solówek a zwłaszcza jego solówek mocno opartych na blues rocku to jesteś przyznam szczerze jakiś dziwny.
Zresztą co ci będę mówił. Twoja sprawa i twoja strata. Niemniej pozdrawiam.
"trzy akordy darcie mordy" to najbardziej oklepany i głupi stereotyp jaki istnieje o muzyce punkowej.
http://www.youtube.com/watch?v=ppR6LcGnkUY&feature=fvst
http://www.youtube.com/watch?v=S7_5a9_As6A
http://www.youtube.com/watch?v=yfskVxCn_qo&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=edaxLq7QSxQ&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=pvQtMcETc0g
http://www.youtube.com/watch?v=RxpZ_fb6B3I
http://www.youtube.com/watch?v=KC58HzENhoQ
Od solówek Gilmoura wolę grę chociażby Marca Ribota
http://www.youtube.com/watch?v=A9O4wJl8mEk
czy Treya Gunna
http://www.youtube.com/watch?v=_IwjnT70Oi8
http://www.youtube.com/watch?v=QYgKSJX8rBQ&feature=related
Jest o wiele ciekawsza.
W kwestii lubić / nie lubić Pink Floyd - uważam że scena muzyczna ma do zaoferowania tyle rzeczy na tle których PF naprawdę nie jest niczym szczególnym że nie warto zawracać sobie nimi głowy. Osłuchałem się Floydów w czasach liceum i to mi wystarczy. Sentymentu nie mam. Jeżeli już wracam to tylko do Ummagummy.
Pozdrawiam.
A gdzie ja napisałem, że punk to tylko trzy akordy i darcie mordy kolego?
To właśnie ja odpowiadając na posty innych napisałem, że były też wybitne zespoły.
Jak podałem ci linki do złożonych muzycznie punkowych płyt jakie tworzyli
Wire, Pere Ubu, Talkin Heads, Suecide, Husker Du, Fugazzi,
to napisałeś mi, że
"pięknie to brzmi w teorii"
a wiec teraz sobie sam zaprzeczasz. Skoro pięknie brzmi w teorii to znaczy, że nie zgadzasz się z moją opinią, że były też wybitne artystycznie punkowe zespoły (do których nie zaliczam Ramones, Pistols itp. tylko np. Wire). Natomiast później zarzucasz mnie jakimiś linkami mającymi mi udowodnic to co sam pisałem. tak jakbyś chciał mi weprzeć, że stwierdziłem, że punk to tylko 3 akordy i darcie mordy.
Esencja punk rocka to 3 akordy i darcie mordy, punk jako gatunek to 3 akordy i darcie mordy. Reszta bardziej złożonej muzyki od tego schematu i od punka już znacznie odchodzi, Niemniej były zaspoły, które grały całkiem artystyczną muzyke. Te wymieniłem już wcześniej.
Nie musisz mi podawać linków.
Znam te zespoły, płyty bardzo dobrze.
Muzycznie ma to z punkiem mało wspólnego choć jest w tym gatunku niewątpliwie, ale jest o wiele bardziej złozone i tu do prostoty i punkowatości Sex Pistols to startu nie ma ale ru nie chodzi o prostote i punk sam w sobie.
Artystycznie to to co podajesz jest na dość wysokim szczeblu i tu Sex Pistols i inne proste pitolenie nie ma startu a broń Boże prymitywne do bólu muzycznie Ramones.
Nie zapomnij jednak, że ta cała muzyka jaką podałes mi w linkach to tylko popłuczyny
po genialnym niemieckim KRAUT ROCKU....