Pink Floyd to dla mnie najbardziej przereklamowany zespół w historii muzyki.Zaraz fani nazwą mnie debilem i wielbicielem disco polo.Punks not dead.Pozdro
Dobrze, że Pink Floyd nie do wszystkich przemawia bo to by znaczyło, że chłopaki grali zwyczajną muzyczkę :)
do muzyki Pink Floyd trzeba dojrzeć, bo trzeba ją zrozumieć... Najwyraźniej założyciel tematu jeszcze do tego nie dorósł...
Do Aksnilgam i bruno71. Dojrzeć do Floydów? Niekoniecznie :) Ja wielbię ich od 10. roku życia (czyli trochę od ponad 20 lat). Czy byłem wtedy dojrzały? O Floydach można mówić różne rzeczy, ale określenie ich mianem "przereklamowani" oznacza nieznajomość historii muzyki. Nie mam zamiaru deprecjonować jakichkolwiek gatunków muzycznych, czy zespołów, bo wychowałem się na muzyce i mam do czego porównywać. Uważam, że przereklamowane zwykle bywają zespoły tworzone przez tradycyjne składy wokal+gitara+bas+perkusja itp. Dlaczego? Bo takich są setki tysięcy. A Floydzi? To oni jako pierwsi testowali kwadrofonię na koncertach, to oni nagrywali płyty latami, pracując na sprzęcie często skonstruowanym przez siebie i dopracowując nagrania do perfekcji (przez co nota bene przyczynili się do rozwoju sprzętu, który mamy w domach). Jeśli mówisz: "Floydzi są przereklamowani", to zacznij od przeczytania jakiejś broszurki na ich temat. Polecam gorąco obejrzenie "Live At Pompei" łącznie ze zdjęciami ze studia nagrań ( nie wiem czy całość, ale jest tu: http://video.google.com/videoplay?docid=2157824805736114591 ). Jako jedni z pierwszych zaczęli łączyć gatunki muzyczne, nie ograniczając się do konkretnych subkultur - grają tak, jak umieją. Może dlatego stali się tak popularni? A reklamy Floydów? Nie widziałem. Ja mogę być ich reklamą :)
Pink Floyd jest historią. Zgadzam się z przedprzedmówcą , że nie do każdego dociera ich muzyka. Ona ma głębię. Tylko trzeba umieć ją usłyszeć .
Nie ma to jak skrytykować zespół a potem oddalić się w cień nie podając żadnych argumentów a jedynie wszczynając ciekawość i zdenerwowanie innych ludzi a zwłaszcza fanów. Poowiem coś w twoim stylu: Ja uważam, że Pink Floydzi są najlepszym zespołem w historii ludzkości.
A to nic nadzwyczajnego. Ten koleś to tylko zwykły troll, który podnieca się ilością wpisów i tym, że ktoś go zbluzga. Wiesz to jedyny sposób żeby ktoś na niego zwrócił uwagę.
Mam takie dziwne wrażenie, że PF słucha trochę snobów, którzy robią to być być cool i być uważanymi za koneserów - to tak jak z jazzem. Ale pozerzy są wszędzie. Uważam, że jest kilka słabych kawałków na the Wall! ZAbijcie mnie ale wole te kilka boskich, które tam są :P.
Jak by ktoś chciał tak jak piszesz "być cool" w dzisiejszych czasach, to na pewno nie za sprawą tego, że słucha Pink Floyd, no błagam Cię xP to kompletnie "niemodne" więc to co napisałeś nie ma sensu. Ja Jazzu nie lubię i do tego się przyznaję, Pink Floyd to największy i najlepszy zespół w historii muzyki, to też przyznaję ;) a to, że PF, tak samo jak Jazz nie jest dla każdego, ale tak jak napisałeś dla koneserów, to prawda. Tylko zauważ, przyznałem że nie lubię Jazzu, PF kocham. Znajdź tu snobizm. Ja z kolei widzę to tak - ci co nie widzą nic w PF i nie rozumieją ich muzyki atakują tych co ją kochają.
Ale wiesz, to trochę tak jest - oczywiście nie w każdym przypadku, ale w wielu (tak jak napisał daihat - "pozerzy są wszędzie"'. W jego wypowiedzi nie ma nic o tym, że wszyscy słuchający Floydów są pozerami, więc nie rozumiem skąd ten bulwers). Ktoś chce uchodzić za osobę znającą się na muzyce, więc opowiada wszem i wobec, jak to słucha takich niezwykle ambitnych zespołów, jak na przykład Pink Floyd, Black Sabbath czy Iron Maiden, patrząc z góry na wszystkich, którzy mają odmienny gust muzyczny. W niektórych środowiskach nie można powiedzieć słowa krytyki na temat tych zespołów, bo zostanie się uznanym za zakochanego w disco-polo idiotę. Sama jestem wielką fanką klasycznego rocka, ale niektórzy "współfani" trochę mnie wkurzają xp.
Przede wszystkim żeby być uważanym za konesera, trzeba się chwalić tym, co się słucha, żeby inni mogli to docenić. Ile osób wokól Ciebie chodzi i się chwali słuchaniem PF? Bo jeśli ktoś słucha i się nie chwali, to jak ma wyjść na snoba?
Ja słucham PF na okrągło. W samochodzie mam wszystkie ich najważniejsze płyty (i kilka mniej ważnych) na CD, i oprócz bluesa nie włączam nic innego. Tylko Blues i PF. W domu mam ich całą dyskografię na winylach, i w mp3. Film The wall znam na pamięć. Ale nikomu się nie chwalę, bo mnie nie interesuje, czy innym się to podoba. Ja ich po prostu lubię. I trwa to już od ponad 30 lat. Dokładnie od chwili, jak pierwszy raz usłyszałem album The wall )u kumpla z kasety). Uważasz, że robię to, żeby być cool? Mnie "cool" nie interesuje. Wisi mi to. Każdy ma jakiś ulubiony zespół. Ja mam PF i już. Uważasz, że jestem pozerem?
Dodam jeszcze, że też kilka kawałków na The wall uważam za gorsze. Ale kilka jest po prostu najleoszych. Nie wiem, czy wiesz, że solówka z utworu "Comfortably numbs" w wersji z koncertu P.u.l.s.e, a konkretnie ta:
http://www.youtube.com/watch?v=jaoH25TaM-c&hd=1
została uznana przez słuchaczy i krytyków z Anglii i USA za najlepsze solo gitarowe wszech czasów. Dodam jeszcze, że od wielu lat firma Fender organizuje plebiscyt na najlepszego gitarzystę świata grającego na ich gitarach. Od lat niezmiennie co rok wygrywa David Gilmour. Uważasz, że słuchanie ich jest snobizmem i modą?
Pink Floyd ogólnie miało szczęście do gitarzystów, Barrett miał genialny slide. David Gilmour, co by nie mówić jest jednym z najlepszych gitarzystów pod względem feelingu. Nie ma on wielkiej techniki, ma za to coś co ma niewielu, jest to talent do grania solówek opartych na kilku dźwiękach, solówek typowo bluesrockowych, choć i jazz rock mu się zdarzało cudnie zagrać. Technikę gry można wyuczyć, ale takie wyczucie to jest wielki talent a Gilmour śmiem to powiedzieć jest w tym najlepszy z żyjących jeszcze gitarzystów (było kilku z takim wyczuciem również Allman, Gallagher, itp. ale zdaje mi się, że Gilmour i tak był w tym najlepszy, mimo że wcale nie jest moim ulubionym gitarzystą a jednym z wielu ulubionych) On potrafi rozwalić solówką opartą na kilku dźwiękach. Wszyscy przy nim odpadają pod tym względem, przynajmniej biali gitarzyści. Nie mam pojecia skąd w tym człowieku ten dar, ale posłuchajcie
http://www.youtube.com/watch?v=nsploxjiLkA
to jedna z moich ulubionych piosenek z jednej z moich ulubionych płyt (pierwszej rock opery w historii - zresztą jednej z najlepszych)... panowie, własciwie dziadkowie z The Pretty Things zaprosili dziadka Davida Gilmoura...
posłuchajcie jakie solo odwalił!!!!
to jest wręcz niesamowite, że ten człowiek ma tak wielki potencjał. Zawsze myślałem sobie, co by było gdyby koncepcja muzyki Pink Floyd go nie ograniczała i grał w heavy-blues rockowym zespole... bo jego solówki, jego gitara jest cudowna... wiem, oczywiście Gilmour potrzebowałby takiego Watersa (kompozytora, konceptualisty itp.) wszak ani on ani Waters nie byli samowystarczalni jak Barrett, po prostu jeden to gośc od gitary drugi od kompozycji a nie dwa w jednym, ale po prostu gdyby grali blues rocka... to mogłoby być... na miarę najlepszego składu w dziejach naprawdę... chociaż Pink Floyd i tak jest wielkie, mimo, że są muzycznie lepsze zespoły, co muszę obiektywnie stwierdzić. Słuchanie Pink Floyd to czysta przyjemność, żaden snobizm, zwłaszcza, że Pink Floyd jest znane.... jeśli słuchanie Pink Floyd miałoby być snobizmem to czym jest słuchanie jakiegoś Soft Machine czy Pere Ubu? To byłby dopiero snobizm zwarzywszy na to, że są to o wiele mniej znane zespoły a jedne z najwybitniejszych.
Pozdrawiam.
Heh... Po przeczytaniu Twojego posta nasunęła mi się analogia do... Władcy pierścieni :) Zarówno filmu, jak i książki. Oglądałeś? To powiedz... Ile razy w filmie widać, jak Gandalf używa czarów? Dokładnie DWA. I są to czary słabe i nieefektowne. A jednak wszyscy wiedzą, że jest wielkim magiem i czarodziejem, prawda? Skąd to wiadomo? Po prostu wiadomo i już. Tak samo jest z techniką Gilmoura :) Nie używa jej w nadmiarze, a jednak jest jednym z najlepszych gitarzystów świata. Porównaj go z Yngwie Malmsteenem, który lata paluchami po gryfie jak popapraniec, i.. nic z tego nie wynika. Gra solówki bardzo szybkie, i prawidłowo trzyma tonacje, ale jak dla mnie nie ma w tym żadnego feelingu. Zero finezji. I właśnie o tą finezję chodzi. Ona jest najważniejsza.
http://www.youtube.com/watch?v=LnSpVsefuhU&feature=related
Co do kompozycji, to nie do końca się zgodzę, że w PF tylko Waters był kompozytorem dobrym. Akurat wszystkie utwory z The wall, które zdobyły większą popularność (nie tylko wśród fanów), zostały skomponowane przez Gilmoura :) Na przykład "Another brick in the wall part 2", czy wymieniony już przeze mnie "Comforably numb". To są kompozycje Gilmoura. Wcześniejsze ich wielkie dokonania, jak cała "Dark side of the moon" to jest wspólna kompozycja wszystkich członków zespołu, i... jednej dziewczyny z chórku (dokładniej Clare Torry, ale to nie jest nigdzie uwidocznione - nawiasem mówiąc bardzo śmieszna historia, ale nie chcę się tu za bardzo rozpisywać). W The wall po prostu Waters już tak zdominował zespół, że nie pozwolił nikomu nic dodać od siebie. Nawet te kompozycje Gilmoura były powodem wielkich kłótni, i ostatecznie doprowadziły do rozpadu (The Final Cut - wydana cztery lata później, to były w zasadzie odrzuty po The wall).
A na koniec dobra wiadomość (dla zorientowanych w temacie). Wiecie, co się stało w czasie tegorocznej trasy koncertowej Watersa? Nagle w czasie grania na scenie pojawił się GIlmour, a później Nick Mason, i panowie po 30 latach zagrali razem. Niestety bez Wrighta, który nie dożył tej pięknej chwili. Ale to jeszcze nie wszystko... Na oficjalnej tronie Pink Floyd jest film z tego wydarzenia. W pewnym momencie Waters mówi tam coś, co przyprawia o dreszcze... A mianowicie, że po 30 latach kłótni i wojen... spór został zakończony. Panowie znów są przyjaciółmi :) Niestety nie mówi, czy to oznacza reaktywację Pink Floyd, i czy stworzą jeszcze coś razem. Oby... Ja tylko powiem jedno. Gdyby nie te głupie spory, to przez te 30 lat mogło by powstać kilka genialnych płyt, które już nie powstaną. I to jest prawdziwa strata ludzkości.
Amen.
Tak, dokładnie to miałem na myśli. Gilmour jest geniuszem jeśli chodzi o proste środki wyrazu. Ja zawsze mówię tak, jak patrze na jakąkolwiek listę wybitnych gitarzystów:
Kurcze, David Gilmour powinien być jednak na pierwszym miejscu, bo to naprawdę najwybitniejszy gitarzysta mimo, że technikiem to on nie jest, techniki można się nauczyć, ale takiego feelingu to nie słyszałem, to jest prawdziwy dar.
I wiem, że było na tym świecie i jest wielu genialnych gitarzystów, Hendrix, który grał jak szaman, niezwykle kreatywni Gallagher i May, Page, Allman, Blackmore, Howe..... tak można by tych gitarzystów wymieniać i wymieniać a jednak po wysłuchaniu poraz nty muzyki tych panów, po ochłonięciu, za każdym razem musiałem stwierdzić, że to David Gilmour ma największy talent, nie ma wielkiej techniki, ale jest największym gitarowym muzykiem (nie mylić z kompozytorem bo jest przede wszystkim gitarzystą, który tworzy do podsuniętych tematów)....
No właśnie, nie miałem na myśli tego, że Gilmour niczego nie skomponował, ba niektóre rzeczy aranżował praktycznie sam a tylko teksty były Watersa, na Animals nawet bas jest jego autorstwa....
chodziło mi o to, że jednak lepiej radził sobie gdy miał u boku chłopaków, szczególnie Watersa, ten coś zagrał na akustyku a Gilmour robił z tego prawdziwe dzieło... nie przeczyłem temu, że stworzył wiele utworów sam, ale wiele tylko obrobił... faktem jest natomiast to, że Waters ma talent do kompozycji (zobacz na to, że najczęściej przeciętni gitarzyści, albo rytmiczni czy też basiści są genialnymi kompozytorami, niektórzy nawet pojęcia o akordach nie mieli a komponowali lepiej niż wymiatacze po szkołach muzycznych, chociaż zawsze potrzebowali zespołu, albo kogoś kto to obrobi, było takich wielu, ale nie potrafili tego obrobić bo nie byli gitarzystami solowymi i nie mieli wyczucia.... )
Co do Malmsteenema to jest on uosobieniem wszystkiego czego nie trawię w muzyce, zero feelingu, odgrywanie nut w taki sposób, że każdy wymiatacz tego typu zagra tak samo, kropka w kropke a przeciez nie o to chodzi, to ma być żywa muzyka a nie muzyka jak z samplera, pozatym kompozycja jest niezaciekawqa, dźwieki nie na miejscu, co mu po jego technice... mówię to ja już wolę Johnnyego Ramone i to 1000 razy, wolę trzy akordy, które są u niego na miejscu, technikę miał żenującą, ale to się trzymało wszystko kupy (choć nie każdy musi trawić takie pioseneczki) a u wymiataczy nic się kupy nie trzyma, ci panowie zapomnieli o jazzie i umiejętności grania muzyki złożonej, do bluesa nie maja feelingu, a na punk mają zbyt wielkie ambicje....
Nie trawię muzyki Malmsteenema, jest on idolem wszystkiej maści wymiataczy grających na Ibanezach,k wszystkich Petruccich itp.osobników o technice pozwalającej im zagrać wszystko i zerowemu talentowi kompozytorskiemu oraz braku feelingu...
Oooo to miło by było jakby się panowie zeszli, choć nie ma już z nami Ricka Wrighta (a dla większej części twórczości jest on teoretycznie niezastąpiony, bo bez niego to już nie będzie to samo, to jak granie Astronomy Domine bez Syda Barretta trochę czegoś jest brak, nie?) ale chętnie wybrałbym się na ich koncert. Może wróciłby chociaż klimat z P.U.L.S.E
David Gilmour z pewnością by się spisał bardzo dobrze, bo przychodzi mu to tak naturalnie, zresztą z kim by nie zagrał to okrasza utwory takimi solówkami, że przynajmniej ja jestem zawsze totalnie sponiewierany tym czymś. I to jest dla mnie zagadką, skąd u niego to wyczucie, opanowanie skali itd. U innych gitarzystów takie solówki zdarzają się kilka razy w ciągu kariery, David Gilmour robi to prawie w każdej kompozycji.
Gdyby nie głupie spory, charakter Watersa, to kto wie co by było....
Tylko dwie krótkie sprawy jeszcze. Wiesz, jakie były okoliczności powstania suity Atom Heart Mother? Panowie wtedy nie znali jeszcze nut ani zasad kompozycji :) (To tak appropos tego, co napisałeś o znajomości kompozycji itd). A wymyślili suitę :) Zaprosili do współpracy kompozytora (Rona Geesina). Oni wygrywali mu na gitarach swoje pomysły, a on to przerabiał na partytury dla orkiestry symfonicznej i chóru :) A na koniec, jak już nagranie było skończone, Gilmour stwierdził: "Stworzyliśmy niewyobrażalnego gniota" :) A fani orzekli: "Pink Floyd stworzył arcydzieło" :)
I jeszcze drobnostka. Wiesz, że w Pink Floyd gra zięć Wrighta? :) I to grał już na PULSE? :) Ciekawe, czy wiesz, który to..
To chłopaki z PF stwierdzili, że stworzyli gniota, pewnie dlatego, że ta suita nie była zbyt rockowa dla Watersa, ani nie miała za wiele wspólnego z bluesem, którego uwielbia grać Gilmour, przynajmniej ja tak sądzę, ale nie zgadzam się z nimi. To jest świetny kawałek muzyki. Oczywiście jest dużo bardziej wyrachowany, niż ich pozostała twórczość, ale to oczywiste, muzyka poważna jest wyrachowana i zimna, w przeciwieństwie do uczuciowego bluesa. Pewnie to im się nie podobało, bo muzyka z tej suity trzyma poziom. I o dziwo zaryzykuję twierdzenie, że bardzo dobrze, prawie najlepiej wytrzymała próbę czasu spośród ogółu twórczości panów z PF a znaczy to tyle, że mogłaby powstać nawet dziś i nikt nie określiłby jej wieku. Z tym arcydziełem to bym nie przesadzał, owszem to świetne połączenie rockowego instrumentarium i muzyki poważnej, ale nasuwają się od razu porównania do tego typu suit w samej muzyce poważnej a tu już suita ta nie wypada tak genialnie, co nie zmienia faktu, że jest to świetny kawałek muzyki a nie żaden tam gniot. Oczywiście nie wszystkim musi się podobać.
Wiem tyle, że zięć Ricka Wrighta grał w PF na basie, ale nie jestem sobie w stanie przypomnieć nazwiska ot tak z głowy. Słychać, że wychodzi mu to całkiem zgrabnie....
Mnie w każdym razie Atom hearth mother się bardzo podoba. Oprócz pięciu minut efektów pod koniec :) Od których zeby bolą :)
Zgadza się. Zięć Wrighta to jest basista. Guy Pratt:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Guy_Pratt
A tutaj on w akcji z Floydami (ten młody blondasek z basem:) ):
http://www.youtube.com/watch?v=iiNixCgkPcA
Nawiasem mówiąc jak dla mnie najlepsza wersja Money w historii (jak chyba wszystko w PULSE).
Jeśli o mnie chodzi to uważam, że większość rzeczy na P.U.L.S.E jest nie do przebicia, jednak są dla mnie dwa wyjątki plus jedna dla mnie sentymentalna rzecz, może die rzeczy
Astronomy Domine w wersji live z Ummagummy według mnie najbardziej mroczne
http://www.youtube.com/watch?v=w0PcY5Ym0TU
oraz
Comfortably Numb z trasy The Wall (głos Watersa, solówka Gilmoura, mimo, że krótsza to jednak mnie bardziej ujmuje niż ta równie genialna z P.U.L.S.E, pewnie dlatego, że wyczuwalna jest większa świeżość, jakiś, większy dramatyzm, może przez sytuacje w zespole?) o ile wykonanie z P.U.L.S.E jest dla mnie perfekcyjne to w wykonaniu z 1980 r. Gilmour gra jakby sam płakał i ledwo radził sobie z graniem, ta swego rodzaju niedokładność jest tu piękna...
http://www.youtube.com/watch?v=cxrlSRIth8E
Sentymentalna rzecz to głos Watersa, bo na resztę nie będę się już skarżył, ponieważ rzeczywiście na P.U.L.S.E jest lepiej to jednak brak Rogera Watersa ;/
http://www.youtube.com/watch?v=K3gx2MA_8sA
Tak wiem, Waters wyrzucił wszystkich ze "swojego" zespołu a na końcu jak został sam wyrzuciał samego siebie, to przykre...ale ponoć naprawdę tak było.....
No i może sentyment do tego co wyprawia Nick Mason w One of These Days z Live at Pompeii
http://www.youtube.com/watch?v=YgvAwBDbuIo#t=4m33s
Oczywiście to tylko moja opinia...
Miło mi, że mogę wymienić kilka opinii z jak widzę wielkim fanem muzyki PF :)
Jestem wielkim fanem Pink Floyd. Wiem o nich sporo. Także takich ciekawostek, o których powszechnie mało kto wie :) Na przykład wiesz, skąd się wzięły niektóre ostrzejsze brzmienia na płycie "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" Beatlesów? Na przykład w tytułowym utworze?? Beatlesi przecież wcześniej nie używali takich brzmień. Otóż Beatlesi nagrywali płytę... DOKŁADNIE w tym samym momencie, jak Pink Floydzi nagrywali swoją pierwszą płytę - "The Piper at the Gates of Dawn", a żeby było ciekawiej, nagrywali w tym samym studiu w sąsiednim pomieszczeniu :) (EMI Abbey Road Studios) I starzy doświadczeni Beatlesi podsłuchali młodych początkujących Pink Floydów :) I od nich zapożyczyli pomysł na brzmienia :) A mimo swojej wiedzy niedawno miałem solidną zagadkę. Mianowicie jak to się stało, że w filmie "Wieli szef" Bruce'a Lee znalazły się fragmenty "Time" Floydów, mimo, że film powstał ZANIM Floydzi zaczęli pracę nad "Dark side of the moon" :) Ale zagadka już rozwiązana :)
Osobiście z dawnych utworów (sprzed Dark side...) bardziej od "Astronomy domine" wolę "Set the controls for the heart of the sun" z "A Saucerful of Secrets". Ten rytm wywołujący niemal hipnozę jest absolutnie genialny :)
Co do rozpadu Floydów - Przez pewien czas istniały dwa zespoły Pink Floyd :) Jeden Watersa, a drugi pozostałych członków zespołu. Waters podał pozostałych do sądu o prawa do nazwy, ale przegrał.
A jeśli chodzi o Live at Pompei to cały koncert jest świetny. No i muzyka z Meddle jest wspaniała. One Of These Days to niesamowity utwór. Ale z tej płyty absolutnie biją go echa (Echoes). Moment, kiedy ściana dźwięku jak by rozszczepia się na dwa osobne kanały, i gra jak by funkowy rytm, i na tym tle solo Gilmoura jest dla mnie jak ze dwie setki wódki :) Jak tego słucham, od razu lepiej się czuję :)
O tym, że Beatlesi nagrywali obok swój album i podsłuchiwali Floydów kiedyś słyszałem. Ponoć nagrali wspólnie też jakąś piosenkę, to prawda czy tylko takie pogłoski? Beatlesi w ogóle byli dobrymi obserwatorami, tu podpatrzyli, tam podpatrzyli, podrasowali i wypuścili w świat jako swoje.
czasem wspomagali się też Claptonem jak w While My Guitar Gently Weeps lub tworzyli supergrupy, aby odświeżyć swoją muzykę poprzez nowe pomysły. Wychodziło im to często genialnie.Przykładem może być Yer Blues
http://www.youtube.com/watch?v=sHqvN5YO9wY
tak, tak, jak chcieli potrafili się zebrać i stworzyć coś dorównującego poziomem rzeczy, na której się wzorowali, ale temat jest o Floydach :)
Ja jestem wielkim fanem Bruce'a Lee jak również tego filmu, w którym znalazła się swego czasu ścieżka z DSOTM, bo tam można usłyszeć chyba więcej niż fragment samego Time. Zdaje mi się, że przy przerabianiu oryginalnej wersji z 1971 na jakąś późniejszą, pewnie a nawet na pewno w latach 90tych, zmieniono podkład muzyczny, bo oryginalny podkład stanowiła muzyka funk i funk rockowa o ile dobrze pamiętam. Kiedyś, bardzo dawno temu oglądałem taką właśnie wersję, równie świetną, z takim oto właśnie motywem przewodnim (jako, że lubię bardzo funk to też bardzo mi się podoba, ma swój klimat)
http://www.youtube.com/watch?v=z2R6UpCrqa4
Masz na ten temat jakieś informacje?
"Set the controls for the heart of the sun" nie wymieniałem, bo odnosiłem się do rzeczy, które są zawarte na P.U.L.S.E. Jasne, że Echoes na live at Pompeii przebija wszystko, ale są też równie genialne A Saucerful of Secrets czy Eugeniusz. Solówka Gilmoura w Echoes, szczególnie to sławne podciąganie to coś niesamowitego, niesamowity dźwięk, zawsze jak to oglądam to rozkłada mnie to na łopatki :)
Generalnie nie można oceniać The Wall na podstawie kilku kawałków. Ta płyta jest całością. Każdy jej utwór się uzupełnia. To tak jakby ocenić książkę po jednym rozdziale.
Nie można ocenić np. tylko Young Lust bez uwzględnienia Empty Spaces. Każdy utwór jest konsekwencją poprzedniego i niesie kontynuację historii głównego wątku płyty.
Poza tym jeżeli już oceniamy Pink Floyd, to warto przyjrzeć się całej dyskografii. Każda płyta jest inna.
to samo można powiedzieć o każdym innym zespole, chociażby zajarane kurtem cobainem nastolatki które znają tylko jedną, najbardziej znaną piosenką nirvany, a obnoszą się z faktem, że są wielkimi fanami. tak naprawdę kto lubi daną muzykę czy zespół szczerze wcale nie trąbi o tym na wszystkie kierunki świata.
Bruno71 - Dlaczego ktoś ma Cię nazwać debilem?
-A jeśli słuchasz disco , to już kwestia Twojego muzycznego sumienia ;)
Dziś "Cool" można być co najwyżej słuchając Biebera albo Lady Gagi ,
a nie klasyków .
Co do wielkości PF nad innymi zespołami , to już indywidualna opinia każdego z osobna .
Może teraz się nie zgodzicie ,
ale według mnie żaden gatunek muzyczny nie jest dla każdego , na tym polega urok każdego z nich ,że spotka się z sympatią , i jej brakiem.
Jeśli powstanie gatunek , który spodoba się każdemu , do czego nie dojdzie , to byłoby niszowe w całej rozciągłości .
Potrzeba czasu żeby zagłębić się w muzyce , zrozumieć jej istotę , sens powstawania ,
kiedy ktoś podąża ślepo jak głupia owca za modą na rynku muzycznym , no to niestety , ma niewielkie na to szanse ...
Co do kilku słabych kawałków na "The Wall" ... to już znowu indywidualność , każdy jako jednostka ma swoja opinię , ale z kolei chyba nie ma takiej płyty , która prezentowałaby same w naszym mniemaniu perfekcyjne utwory , rzeczywiście skupmy się na tych najlepszych ;)
Jeszcze taka moja mała dygresja...
-Bruno , dużo tracisz , ale może w disco jest jakiś urok , na który ja pozostaje ślepa ;-)
A.
A dlaczego mamy się nie zgodzić? Oczywiste jest, że jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Mało tego. jak by każdy zaczął wymieniać, które utwory na The wall mu nie odpowiadały, to pewnie by się okazało, że każdemu inne :) Mnie na przykład (oprócz Comfortably numb i Another brick in the wall part 2) najbardziej się podoba utwór, który mało komu w ogóle odpowiada, a mianowicie The trial. I Waiting for the worms. Dwa utwory, które mało komu w ogóle się podobają, są dla mnie absolutnie genialne.
Ja akurat uwielbiam "The trial " , i uważam ,że wszystkie piosenki PF z "The wall" (odnośnie tej akurat płyty ;-) są genialne , choćby ze względu na teksty , jeśli ktoś nie jest przekonany do muzyki.
Rzeczywiście dwa podane przez Ciebie utwory , nie są raczej ulubionymi ,ale ja uwielbiam wszystkie ,
a "The trial" , niesie za sobą taką niepewność , szaleństwo , a nawet powiedziałabym dziwactwo ,że mogę się z tym w pełni utożsamić ;-)
Pozdrawiam
A.
Dla mnie Pink Floyd to zespół ikona (szczególnie płyta The Wall), jednak nie przesadzajcie ze snobizmem w PF.
Bardzo ich sobie cenię, a z tego co widzę to bruno jeśli też jesteś punkiem to podaj czego słuchasz ?
Ja na przykład The Clash, Sex Pistols i Dezertera z Punka.
Nie jestem fanem Pink Floyd (gdybym się tak nazwał, to zaraz "prawdziwi Fani" by się obrazili), ale stworzyli - w The Wall przede wszystkim - kilka na prawdę fajnych utworów. Oprócz Another Brick in the Wall i Comfortably Numb bardzo lubię właśnie The Trial, Goodbye Blue Sky, Vera i Mother.
jak tu potrzegac the wall? lubie ta muzyke, lubie pink floyd, ale najbardziej lubilem sluchac tego albumu jak bylem maly, angielskiego nie znalem i nie wiedzialem o czym waters spiewa. na innych albumach teksty mi nie przeszkadzaja ale na wall draznia mnie - nie lubie takiego publicznego wywlekania smutkow.
a muzyka? mimo ze fanem nie jestem, lubie ich muzyke. atom heart mother, shine on.., money, cale animals, mother... perelki! muzycznie floydzi sa swietni. szczegolnie gilmour i jego bezkompromisowa gra na gitarze.
ale ogladajc film the wall mozna popasc w depresje.
Myślę, że to co wymieniłeś jest "zasługą" Watersa. To właśnie on nadał kilku płytom taki melancholiczny, a wręcz depresyjny wydźwięk. Można to polubić, chociaż niektórym to przeszkadza.
Uważam, że z tego typu tematami lepiej radzi sobie Gilmour. Utwór High Hopes z Division Bell mówi o wejściu w dorosłe życie, oraz wspomina minione dzieciństwo. A mimo to utwór ma w sobie jakąś taką nadzieję, coś niesamowitego. Waters tego nie potrafi, chociaż mam szacunek do jego dzieł.
Ja się z tym do końca nie zgodzę. Zależy jak się podchodzi do muzyki. Bardziej powiedziałbym, że rodzaj muzyki może się komuś nie podobać a nie koniecznie gatunek. Jest na tym świecie wiele osób, które z przyjemnością słuchają zarówno jazz rock, punk rock, heavy metal, blues, folk rock,..... dosłownie wszystkie odmiany muzyki gitarowej i to prawie nałogowo nie patrząc na to w ten sposób, że Sex Pistols musi być gorsze od King Crimson i odwrotnie itp. A może to ja jestem takim wyjątkiem, że każda dosłownie zagrywka gitarowa potrafi mnie zachwycić jeśli jest w niej to coś, bez względu jaki będzie to typ muzyki (gatunek)? Gatunki są sztucznym podziałem wymyślonym przez nadętych krytyków, muzyka może być gitarowa, albo na przykład orkiestrowa. Nie wiem jak komuś może podobać się muzyka gitarowa i może nie trawić jakiegoś gatunku muzyki gitarowej... osobiście to dla mnie byłaby profanacja jako fana takiej muzyki, skoro w każdym gatunku znajdzie się mnóstwo świetnych zagrywek i wiele się można nauczyć słuchając po prostu dobrej gitary.
PS. Wiem dziwnie zabrzmiało, pewnie nie jestem ani snobem, a z pewnością nie podlegam pod kogoś znajacego jedna piosenkę jakiegoś zespołu itp. ja po prostu fanatycznie wielbię dźwięk gitary (no chociaż słucham bandy rockowe, które mają też tylko bas np Van der Graaf Generator, ale to też gitara!!) i rockowe kapele, wielbie i oddaje im codziennie cześć, szukam nowych i ucze się od wielu lat, bardzo wielu.
Ciężko jest znaleźć najlepsze zespoły ja najwięcej słucham metalu i takie zespoły jak Metallica, Megadeth czy Iron Maiden chociażby to dla mnie historia ale nie można nie doceniać zespołów takich jak Pink Floyd czy wyżej wymieniony Led Zeppelin to zespoły które (no niestety :/ ) przewyższają te "moje" u góry. Te zespoły są wielkie sam ma kilka ich płyt bo mimo że nie słucham za często muzyki w ich wykonaniu jest świetna.
Mamy podobne gusty:) do tych dwóch dorzuciłabym od siebie jeszcze The Doors.
Zgadzam się, że każda płyta Floydów jest inna. Ja uwielbiam ich pierwsze, psychodeliczne kawałki i płyty z pączątku lat 70., ale dla większości ludzi są znani właśnie przez 'The Wall' (która jest dla mnie właściwie płytą Rogera Watersa, a nie zespołu, dlatego mam do niej pewien dystans). JAKKOLWIEK NIE PATRZEĆ NA ICH TWÓRCZOŚĆ - SĄ JEDNYM Z NAJWAŻNIEJSZYCH ZESPOŁÓW W HISTORII ROCKA i tego nie można im odmówić :)
Masz racje Zyga95 The Doors są świetni (zacząłem ich słuchać dopiero nie dawno) do tego dorzuciłbym jeszcze Nirvane i Guns 'N roses.
MietekGuma też słucham tych zespołów co ty :)
Ma ktoś może z was konto na Last.fm?
Po prostu z takimi zespołami, jak Pink Floyd, Led Zepelin, Black Sabbath, Deep Purple, The Doors itp jest jedna sprawa, o której nikt tu dotychczas nie napisał. Oni dla poszczególnych odmian rocka są tym, czym bracia Wright dla lotnictwa. To oni TWORZYLI nowe gatunki muzyki. Wcześniej królował prosty rock'and'roll. A to Pink Floyd właściwie stworzył muzykę psychodeliczną. Black Sabbatch stworzył ciężki rock, Deep Purple stworzyło hard rocka itd itd. A nawet jeśli któryś z tych zespołów nie stworzył danej odmiany rocka, to ją spopularyzował. Takie zespoły, jak Metallica, czy Guns'n'Roses - przy całym moim szacunku dla nich (oba zespoły bardzo lubię) tworzyły może swoje brzmienia, style gry itp. Ale nie stworzyły GATUNKU. Oczywiście nie wolno tu pomijać absolutnego guru rocka -Jimiego Hendrixa. Nie wiem, czy wiecie, że przesterowane brzmienie gitary to jego wynalazek. I to dokonany przypadkiem :) I chociaż ja osobiście nie przepadam za jego graniem (są setki gitarzystów grających lepiej od niego), i uważam, że fałszuje, aż uszy puchną, ale faktem jest, że to on wynalazł przester, a co najważniejsze - to on wymyślił sposoby na jego wykorzystanie, których gitarzyści uczą się do dziś :) Dla mnie jego umysł i pomysłowość zdecydowanie przewyższały jego technikę, ale i tak jest największym gitarzystą rockowym wszech czasów (no.. na równi z Gilmourem hehehe:) ).
W sumie jak na to popatrzeć ze strony tej sesji obok Beatlesów to w zasadzie Pink Floyd byli być może największym z twórców rocka psychodelicznego. No chyba, że miałbym liczyć jeden eksperymentalny album Beach Boysów. Choć tak naprawdę to trudno jest uchwycić początek danego gatunku. Na przykład przesteru próbował też Budy Holly, ale to były pojedyncze eksperymenty a nie tak jak Hendrix i wymyślanie efektów. Hendrix zrobił tyle dla gitary co sam Les Paul ośmielę się tak napisać. Nie zgodzę się, a w zasadzie nie do końca, że Hendrix fałszował, on nie fałszował, on po prostu grał bardzo "brudno", wychodził poza skale itp. i dlatego może się tak wydawać, miał też niewątpliwy talent, oczywiście miał o wiele większą technikę niż na przykład Gilmour, ale o wiele mniejszą niż na przykład Van Halen, który nawet jak na dziś to technikiem nie jest... Jednak nie liczy się technika a całokształt... Hendrix jako jedyny grał jak szaman, on zawsze odprawiał jakieś nabożeństwo swoją grą, a że grał brudno to inna sprawa, czasem do tego stopnia, że przeginał i w niektórych fragmentach przegina bo warczy jak Canibal Corpse..... no i nie należy zapominać, obojętnie czy się jego muzykę lubi czy też nie... że debiut Hendrixa jest muzycznie jedną z najwybitniejszych płyt w historii rocka a reszta nie jest wcale gorsza, tylko inna....
tak samo przed Black Sabbath były zespoły takie jak Gun i Coven, ale metal stworzył tak naprawdę Iommi z Sabbatów, miał wypadek w fabryce, obciął sobie koniuszki palców i nie mógł grać bo struny mu się wbijały w mięso, zrobił sobie nakłądki na palce ale nie pomagało, więc pomyślał o koncercie Pink Floyd z Barrettem i też postanowił obniżyć strój co za tym idzie naciąg ... no i tak zaczął nagrywać..... tylko całą reszte muzyki wziął od Coven i Gun... no i wiadomo, że inspirował się piosenką The Beatles She's so heavy oraz Hendrixem, być może też drugą płytą Pink Floyd.... i mimo że na tej drugiej płycie Barret gra na gitarze tylko w czterech piosenkach a dwie są tylko jego w całości (w tym jedną śpiewa) to tak grało Pink Floyd na koncertach Z Barrettem jak brzmi mniej więcej ta płyta, jest to proto (doom) metal... od metalu różni to tylko podejście do riffów, które są grane najczęściej slide a nie jak Hendrix polówkami akordów...
Z Led Zeppelin to już pisałem, że Jeff Beck Group rok wcześniej (przed Zeppelinami) wydało płytę brzmiącą jeszcze mocniej niż jedynka Led Zeppelin... a jak ukazała się płyta Zeppów to została skrytykowana za odgrzewany kotlet, plagiat pomysły itd. no i krytycy pisali, że jest wyraźnie muzycznie gorsza od płyty Becka jednak historia spłatała psikusa i to o Led Zeppelin mówi się jako o głównym twórcy ciężkiego grania.... choć ja wybiegam jeszcze trochę w przeszłość i dla mnie jest to zespół Cream, który jest dla zachodniego rocka tym czym w Polsce debiut Breakoutu...
Gilmour i tak wyznacza swój odrębny poziom... wielki poziom...
Sporo było grup, które w tamtych czasach wytyczały nowe drogi, a dziś nikt o nich nie pamięta. Krokiem milowym była na przykład płyta "In-A-Gadda-Da-Vida" grupy Iron Butterfly. Kto dziś o nich pamięta? Prawie nikt. A to był arcygenialny zespół.
Chociaż główny temat z tego utworu słyszałem wiele razy w różnych filmach :)
Mowisz tak, a sam znasz penwo tylko ten i kilka innych co byly popularnych utworow. Szkoda mi takich jak Ty.
Ogolnie widze ze tu prawie nikt nie zna ich poczatkowej tworczosci ktora byla o wiele lepsza. Psychodeliczno-progresywny rock.
http://www.youtube.com/watch?v=cJR2kz573cc
lub http://www.youtube.com/watch?v=v5_0iZQ-TuA
Ale co innego jak nie rozumisz tej muzyki.
"Dla mnie Pink Floyd to zespół ikona (szczególnie płyta The Wall)"
Tak jak mowilem, wczesniej - zero zainteresowania, karmicie sie tym co telewizja i radio wam daje. Żałosne to jest.
heheh dla mnie Wish you were here to ta "późniejsza" twórczość;p, co do A Saucerful of Secrets zgodziłbym się z Tobą :) The wall może i faktycznie stała się znakiem rozpoznawczym Floydów, z wielką szkodą dla nich niestety. Nie chce tego rozwijać, kto bystrzejszy wie o co mi chodzi.
Mimo że baardzo lubię PF, zgadzam się z autorem tematu (mimo że jest debilem bez opinni który powtarza opinie punkowca sprzed 30 lat). Tak, pink floyd są jednym z najbardziej przereklamowanych zespołów wszech czasów.