Fragment książki Hollywood:
- Zjeżdżają się pijacy sprawdzić wiarygodność filmu - zażartowałem.
- Na pewno się nie oszukają - powiedziała moja droga żona.
- Nie mam sobie równych jako kronikarz wódy.
- Tylko dlatego, że żaden z nich nie pociągnął tak długo jak ty. Czy mógłbyś wyjawić sekret twojej długowieczności?
- Nigdy nie wstaję do południa.
Wyglądało na to, że gromadzi się niezły tłumek. Podeszliśmy do kina. Stanąłem przy kasie.
- Dwa - poprosiłem młodą kasjerkę. - Jeden emerycki.
Potem koleś wziął od nas bilety, przedarł i weszliśmy do środka. Głośniki na cały regulator ryczały o nadchodzących atrakcjach filmowych. Miejsca znów mieliśmy z boku, ale przynajmniej w głębi sali. Zaczęło się oczekiwanie. W kinie siedziało chyba ze 100 osób.
Skończyła się reklama filmów i na ekran wpłynął Taniec Jima Beama. Przeleciała czołówka. Zaczął się film. Widziałem go ze 3 czy 4 razy na wideo i znałem prawie na pamięć. Ha, oto oglądałem historię własnego życia. Komu innemu chciałoby się wciskać tę opowieść w usta aktorom? Muszę zastrzec, że nie chodziło mi wyłącznie o napawanie się własnym pępkiem. Próbowałam pokazać, jak dziwne i rozpaczliwe bywa życie niektórych pijaków, a żadnego pijaka nie znałem tak dobrze jak siebie.
Niejeden wielki alkoholik robił przede mną to samo. Eugene O'Neil, Faulkner, Hemingway, Jack London. Wóda oliwiła klawisze maszyny, dodawała im śmiałości i polotu.
Na ekranie akcja posuwała się do przodu.
- Jak myślisz, czy ktoś wie, że tutaj jesteś? - spytała Sara.
- Myślę, że wyglądam jak pierwszy lepszy widz.
- Martwisz się tym?
- Owszem. Nie lubię wyglądać jak pierwszy lepszy widz.
Siedzący przed nami wysoki, szczupły mężczyzna odwrócił głowę.
- Pan wybaczy, ale chciałbym obejrzeć film.
- Przepraszam - pokajałem się.
Akcja toczyła się dalej. Nieoczekiwanie z ekranu padło jakieś świństwo.
- Pfuj - powiedziała dziewczyna przed nami, krzywiąc się z niesmakiem.
- Nie denerwuj się, Darlene - uspokoił ją wysoki towarzysz.
Zaledwie Darlene przełknęła oburzenie, kiedy zaczęła się prosta scenka, w której jedna z bywalczyń baru chełpi się tym., jakoby strzelała najlepszą w mieście minetę.
- Łykam klajster jak żadna w tym mieście - mówi.
- To przechodzi ludzkie pojęcie... - oświadczyła Darlene, kryjąc twarz w dłoniach.
- Nie denerwuj się, złotko - uspokajał ją mężczyzna u jej boku.
Do końca filmu Darlene co rusz zakrywała twarz, ale żadne z dwojga nie opuściło widowni.
Wreszcie film się skończył i publiczność powoli zaczęła wypływać z rzędów. Czekaliśmy, aż wszyscy wyjdą. Cóż, widywało się gorsze filmy, zwłaszcza w latach trzydziestych.
Wstaliśmy z Sarą i ruszyliśmy do wyjścia. Doszliśmy do samochodu i z foteli patrzyliśmy, jak się rozjeżdżają. Opuściłem okna i daliśmy sobie po dymku.
Przed nami wolno przejeżdżał stary samochód, w środku siedział tylko kierowca. Zauważył nas i zaczął machać ręką. Odmachnąłem mu i pojechał sobie.
- Poznał cię - ucieszyła się Sara.
- Ale heca.
- No nie.
Pojechaliśmy zwyczajnie, jak po każdym filmie, do domu.
Na miejscu odkorkowałem butelkę porządnego czerwonego wina. Krew bogów.