Trudno mu nie zazdrościć. Magazyn "People" ogłosił go najseksowniejszym mężczyzną na świecie, a w sypialni co wieczór u jego boku kładzie się Scarlett Johansson. Jakby tego było mało, właśnie zagrał główną rolę w filmie o przygodach jednego z najpopularniejszych komiksowych herosów. Ryan Reynolds, bo o nim mowa, pewnie zmierza po status hollywoodzkiej supergwiazdy. Przy okazji udowadnia, że jest też dobrym aktorem. Na ekrany naszych kin trafił właśnie thriller "Pogrzebany", w którym Reynolds spędza półtorej godziny zamknięty w... trumnie. W filmie hiszpańskiego reżysera
Rodrigo Cortesa aktor wciela się w postać Paula Conroya – przeciętnego faceta pracującego w Iraku jako kierowca dla jednego z wielkich amerykańskich przedsiębiorstw. W trakcie jednego z wyjazdów ciężarówka bohatera zostaje ostrzelana, a on sam wzięty do niewoli. Gdy odzyskuje przytomność, odkrywa, że terroryści zamknęli go w trumnie i zakopali. Paul ma zaledwie parę godzin, aby wydostać się z drewnianego więzienia, zanim skończy mu się powietrze. W kieszeniach spodni znajduje zapalniczkę Zippo oraz telefon komórkowy, za pomocą którego próbuje kontaktować się z rodakami. Niestety, nikt nie chce bądź nie potrafi mu pomóc.
Reynolds przyznaje, że praca przy
"Pogrzebanym" nie należała do najlżejszych zajęć. W trakcie siedemnastu dni zdjęć plecy aktora obtarły się do krwi, a palce zaczęły przypominać kawałki skwierczącego bekonu (skutki zabaw zapalniczką). O spalonych włosach nie warto nawet wspominać. Gdy tylko padł ostatni klaps,
Reynolds opuścił plan zdjęciowy w Barcelonie i pierwszym samolotem udał się do Los Angeles, gdzie został otoczony troskliwą opieką lekarską.
Cierpienia opłaciły się. Tuż po premierowym pokazie na festiwalu Sundance czołowe hollywoodzkie wytwórnie rozpoczęły zaciętą walkę o możliwość dystrybuowania filmu, zaś krytycy prześcigali się w pochwałach pod adresem jego twórców. W recenzjach
"Pogrzebanego" porównywano m.in. do filmów
Alfreda Hitchcocka. Zadowolony
Cortes publicznie komplementował swojego gwiazdora:
On nigdy nie gra, on widzi. Nie da się go złapać na kłamstwie. W dodatku ma perfekcyjne wyczucie czasu. Choć nie bardzo wiadomo, o co chodziło reżyserowi, gdy mówił o widzeniu
Reynoldsa (ma w oczach noktowizor?), trzeba przyznać, iż kanadyjski aktor stworzył niezwykle wiarygodną kreację. Jego bohater przypomina schwytane w pułapkę zwierzę: jest zdezorientowany i przerażony, a zarazem zdeterminowany, by umknąć śmierci. Gdyby posiadająca prawa do
"Pogrzebanego" wytwórnia Lionsgate wyłożyła kasę na oscarową kampanię,
Reynolds miałby spore szanse na nominację do złotej statuetki. Nieźle jak na gościa, który dotąd kojarzył się głównie z komediami romantycznymi w stylu
"Na pewno być może" czy
"Narzeczony mimo woli".
"Pogrzebany"
Urodzony w Vancouver w 1976 roku Reynolds jest najmłodszym z czterech synów emerytowanego policjanta i sprzedawczyni. Przyszłego
"Pogrzebanego" od małego ciągnęło na scenę i przed kamerę. Nie zraził się nawet wtedy, gdy w podstawówce nauczycielka oblała go na lekcjach aktorstwa. Zaledwie trzy lata później, 15-letni Reynolds otrzymał jedną z głównych ról w młodzieżowej telenoweli
"Hillside". Jej bohaterami byli uczniowie szkoły średniej, zmuszeni radzić sobie z problemami wieku dojrzewania (pierwsze randki, alkohol, kłótnie rodziców). Serial nie cieszył się, niestety, wielką popularnością i w 1993 roku został zdjęty z anteny po zaledwie dwóch sezonach. Mniej więcej w tym samym czasie bohater artykułu zaliczył debiut w pełnometrażowym filmie (
"Ordinary Magic", 1993), a potem tułał się od jednej produkcji telewizyjnej do kolejnej (wystąpił gościnnie m.in. w
"Z archiwum X" i
"Sabrinie – nastoletniej czarownicy").
Przełom nadszedł w 1998 roku. Reynolds wygrał wówczas casting do roli w nowym serialu komediowym ABC, zatytułowanym
"Oni, ona i pizzeria". Przez następne cztery lata wcielał się w postać Michaela "Berga" Bergena – wyluzowanego studenta medycyny, który wraz z kumplem (
Richard Ruccolo) wynajmuje lokum nad tytułową restauracją. Serial cieszył się sporą popularnością, zaś grający w nim główne role aktorzy stali się gwiazdami małego ekranu. Stąd był już tylko krok, by
Reynolds mógł zawojować kina.
"Wieczny student"
W 2002 roku do multipleksów trafiła komedia
"Wieczny student" - kolejna odsłona słynącej ze sztubackiego humoru serii "W krzywym zwierciadle" (
"Menażeria", "Witaj Święty Mikołaju"). Reynolds zagrał tytułowego bohatera – ślicznego jak malowanie Vana Wildera, który dzięki pieniądzom bogatego ojca przedłuża w nieskończoność naukę w college'u. Młodzieniec umie żyć – urządza epickie imprezy, podrywa najładniejsze dziewczyny, a akademickie podręczniki chowa głęboko na dnie szafy. Byłbym zapomniał – potrafi też przyrządzać słodkie bułeczki, do których sosu dostarcza mu pewien pies ze spuchniętymi jądrami. Oglądając scenę konsumowania tych pyszności, mało który widz zdołał powstrzymać odruch wymiotny.
Wizerunek, jaki
Reynolds wykreował w
"Pizzerii" i
"Wiecznym studencie", na długie lata ustalił jego aktorskie emploi – sympatycznego przystojniaka o lekko skretyniałym spojrzeniu. Uskuteczniał je zarówno w komediach (
"Teściowie", "Zostańmy przyjaciółmi", "Kelnerzy") jak i kinie akcji (
"Blade – Mroczna Trójca", "As w rękawie"). Zupełnie nie wyszła mu za to wycieczka w rejony horroru. Jako mąż i ojciec, opętany przez szatańskie siły, był prawie tak samo sztywny jak trzonek siekiery, którą zamierzał ukatrupić swoją rodzinę (
"Amityville", 2005). Dużo lepiej poradził sobie w potrójnej roli w mrocznym thrillerze
"Dziewiątki" (2007). Utrzymany w duchu prozy
Philipa K. Dicka film opowiadał historie trzech facetów, którzy powoli przestają odróżniać rzeczywistość od ułudy.
"Dziewiątki" nie stały się hitem kasowym, zarobiły w amerykańskich kinach zaledwie 63 tysiące dolarów. Reynolds musiał więc wrócić do gatunku komedii, ale nie zapomniał całkowicie o ambitniejszych przedsięwzięciach. (
"Świetliki w ogrodzie", "Papierowy bohater").
Trzy wcielenia Reynoldsa z "Dziewiątek"
Szansa przebicia się do hollywoodzkiej pierwszej ligi przyszła wraz z zeszłorocznym
"Narzeczonym mimo woli".
Reynolds zagrał w nim u boku
Sandry Bullock, która w tamtym okresie nie miała jeszcze wśród producentów opinii kasowej aktorki. Komedia romantyczna o asystencie zmuszonym poślubić swoją apodyktyczną szefową niespodziewanie okazała się wielkim przebojem zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i za granicą (ponad 300 milionów dolarów wpływów). Po premierze wszystkich najbardziej interesowały kulisy sceny, w której rozebrani do naga
Bullock i
Reynolds przez przypadek wpadają na siebie. Jak przystało na dżentelmena, aktor zachował dyskrecję. Bullock odwdzięczyła mu się, chwaląc jego talent i charyzmę. Dziwnym trafem ani razu nie wspomniała o pięknie wyrzeźbionym kaloryferze na brzuchu
Reynoldsa.
Zaledwie miesiąc przed premierą
"Narzeczonego..." gwiazdor pojawił się w nieudanym, ale niezwykle dochodowym
"Wolverinie".
Reynolds wcielił się w drugoplanową postać Wade'a Wilsona – specjalizującego się w broni białej gadatliwego najemnika, który po wzięciu udziału w tajemniczym Projekcie X zamienia się w zdeformowanego fizycznie i psychicznie zabójcę o ksywce Deadpool. Wytwórnia 20th Century Fox ogłosiła, że w 2012 roku psychopatyczny killer doczeka się własnego filmu.
Wcześniej jednak do kin trafi
"Green Lantern" – ekranizacja megapopularnego komiksu opowiadającego o pilocie Halu Jordanie, który otrzymuje od umierającego kosmity magiczny pierścień. Dzięki niemu bohater zamienia się w członka korpusu Zielonych Latarni walczących o pokój we wszechświecie. O angaż do filmu Reynolds rywalizował m.in. z
Samem Worthingtonem (
"Avatar"),
Bradleyem Cooperem (
"Kac Vegas") i
Justinem Timberlakiem (
"The Social Network"). Budżet produkcji wyniósł ponoć aż 250 milionów dolarów, co czyni
"Green Lantern" jednym z najdroższych obrazów w dziejach kina. Wytwórnia Warner Bros. jest przekonana o sukcesie filmu, w związku z czym już trwają prace nad scenariuszem jego kontynuacji.
Jak widać,
Reynolds nie będzie w najbliższych latach narzekał na brak pracy. Fani mają tylko nadzieję, że obowiązki zawodowe nie odbiją się negatywnie na jego małżeństwie ze
Scarlett Johansson.
Reynolds i blond włosa piękność wzięli ze sobą ślub w maju 2008 roku. Od tamtej pory brukowe media regularnie donoszą o kryzysie w ich związku. Ponoć boska Scarlett wyjątkowo kiepsko zareagowała na sceny miłosne, które jej mąż odgrywał w
"Green Lantern" z młodszą o jedenaście lat
Blake Lively.
Johansson nie powinna się jednak przejmować podejrzeniami o zdradę. Pomimo tytułu najseksowniejszego mężczyzny Reynolds nigdy nie słynął z erotycznych podbojów. Zanim poznał swoją aktualną partnerkę przez ponad pięć lat chodził z piosenkarką
Alanis Morissette. W 2004 roku para ogłosiła nawet oficjalnie zaręczyny, ale z niewiadomych przyczyn zerwała je po kilkunastu miesiącach.
Reynolds ze swoją żoną Scarlett Johansson
Reynolds uważa się za nudziarza. W wywiadach podkreśla, że na gorzałę i narkotyki jest już za stary (ciekawi mnie zatem, dlaczego jego ulubione miasto to Amsterdam...). Jeśli aktor ma jakieś uzależnienie, to są nim z pewnością motocykle. Razem z jednym z braci uwielbia przemierzać na stalowych rumakach bezdroża Australii. Wiatr we włosach, unoszący się w powietrzu smród benzyny i skaczące poboczem kangury – w tych pięknych okolicznościach przyrody Reynolds doładowuje akumulatory, zanim ponownie wejdzie na plan. W przerwach między jazdą przegryza bułeczki, na które przepis poznał przy kręceniu
"Wiecznego studenta".