Już 9 listopada do polskich kin trafi kolejne dzieło cudownego dziecka kanadyjskiego kina, Xaviera Dolana ("Zabiłem moją matkę", "Wyśnione miłości"). "Na zawsze Laurence" to poruszająca historia nauczyciela akademickiego, który postanawia poddać się operacji zmiany płci. O filmie rozmawiamy z odtwórczynią roli ukochanej głównego bohatera, Suzanne Clément. Aktorka otrzymała w tym roku nagrodę na festiwalu w Cannes.
"Na zawsze Laurence" to Twój drugi film nakręcony wspólnie z Xavierem Dolanem. Jak opisałabyś relację łączącą Cię z młodym filmowcem z Montrealu? Myślę, że łączy nas całkiem silna więź.
Xavier przyjaźni się naprawdę blisko z kobietami, które go otaczają. Sam jest przyjacielem, który bardzo dużo daje. Jeśli idzie o nasze zawodowe relacje, ten gość mnie po prostu inspiruje. Wiesz, jego wolność i brak ograniczeń w podejściu do życia i sztuki. Ciągle rzuca wszystkim dookoła wyzwania. Lubię go za to, bo dzięki temu, w metaforycznym sensie, udaje mi się dotrzeć tam, gdzie chcę.
Akcja filmu rozgrywa się w latach 80. Masz jakieś wspomnienia związane z tą dekadą? Powinnam! Ale z perspektywy czasu wydają się niewyraźne i mało interesujące. Przez długi czas zdawało mi się, że lata 80. w ogóle nie wpłynęły na mnie. Nie wydawały się szczególnie atrakcyjną epoką, nie kręciła mnie ówczesna moda. Dlatego byłam zdumiona, gdy okazało się, że
Xavier uczynił z tej dekady jednego z bohaterów filmu. W dodatku było w tym wszystkim tyle emocji i pasji. Nagle uświadomiłam sobie, że jednak zostało coś we mnie z tego okresu, chociaż pozornie o tym zapomniałam.
Co okazało się największym wyzwaniem w trakcie kręcenia filmu? Emocjonalny ładunek tej historii, smutek wynikający z utraconej miłości i...
No powiedz to! Fryzura.
A jakim reżyserem na planie jest Dolan – dyktatorem czy negocjatorem? Dyktatorem na pewno nie. Jest pewnym siebie marzycielem, przywódcą, silnym artystą i negocjatorem.
Ale mu słodzisz.
Serio. Umie bardzo szybko przystosować się do nowej sytuacji. Poza tym na planie potrafi być także rozbrykanym, wesołym dzieciakiem.
Rozbrykana nie jest za to Twoja bohaterka. Fred to raczej osoba bardzo silna i zdecydowana. Czy w prawdziwym życiu jesteś do niej podobna? Mam w sobie sporo zwątpienia. Jest parę aspektów życia, w których czuję się niepewnie. Ale mam też w sobie siłę i potrafię walczyć o swoją wizję. Poza tym myślę, że nie brakuje mi fizycznej krzepy.
To groźba? (śmiech)
A tak na serio: jak przygotowywałaś się do tej roli? Żyłam z tą historią przez kilka lat. Przez cały czas ciągle dyskutowałem o niej z
Xavierem. Przed rozpoczęciem i w trakcie zdjęć stawialiśmy sobie nawzajem wyzwania.
Co przyciągnęło Cię do tego filmu? Chyba szansa nakręcenia historii miłosnej z
Xavierem na stanowisku reżysera. Świadomość tego, że będziemy to mogli zrobić po swojemu, że nie damy się zamknąć w jakiejś skostniałej formie sztuki. Taki mamy styl pracy. Chcemy być wolni.
Za rolę w "Laurensie" dostałeś w tym roku nagrodę w Cannes. Czy wpłynęło to w jakiś sposób na Twoją karierę? Pewnie. To dobra wizytówka, gdy spotykasz się z nowym twórcą spoza Quebecu.
Suzanne Clément i Xavier Dolan
Jakie masz plany na przyszłość? Mój pierwszy plan to film
"Amsterdam". Kręcę go z reżyserem z Quebecu, Stephane'em Miljevicem. Drugi to
"Les Condamnées". Powstaje we Francji z młodziutką Audrey Estrougo na stanowisku reżysera. Są jeszcze dwa inne projekty z mocnymi rolami żeńskimi.