Felieton

Pro/Contra: Filmweb i Newsweek spierają się o "Dom zły"

Filmweb, Newsweek /
https://www.filmweb.pl/article/Pro+Contra%3A+Filmweb+i+Newsweek+spieraj%C4%85+si%C4%99+o+%22Dom+z%C5%82y%22-56386
Już od dziś w kinach oglądać można nowy film Wojciecha Smarzowskiego "Dom zły". Choć film zbiera głównie pozytywne oceny (wyróżniony został m.in. znakiem jakości Filmweb Poleca), o jednomyślności nie można mówić. Krytycznym okiem na obraz spojrzał Marcin Pietrzyk (Filmweb), obrony podjął się Robert Ziębiński (Newsweek). Zapraszamy do lektury. GŁODNI ARCYDZIEŁA Po premierze "Domu złego" w Gdyni obwieszczono narodziny nowego arcydzieła polskiej kinematografii. Mając w pamięci peany, wyśpiewywane również przez moich redakcyjnych kolegów, postanowiłem odwiesić na bok swój sceptycyzm i dać szansę obrazowi Wojciecha Smarzowskiego. Na film się wybrałem, zobaczyłem i... nic. Absolutnie nic. Zamiast nowej jakości, zamiast arcydzieła, dostałem coś, co można byłoby spokojnie wstawić jako ilustrację encyklopedycznego hasła „polski film artystyczny'. I nie, nie chodzi mi tu o hektolitry lejącego się na ekranie bimbru. Tak, przyznaję, "Dom zły" ma bardzo ciekawy zarys fabularny, a kilka  scenariuszowych pomysłów ociera się o genialność. Co z tego, skoro ważniejsza od historii jest typowa u naszych filmowców kombinatoryka. Tak jak i inni twórcy o zadęciu wieszczowsko-artystycznym, tak i Smarzowski deprecjonuje znaczenie gatunku filmowego. Mając fantastyczny pomysł na czarny kryminał, reżyser pożarł go, przeżuł, wypluł i oblepioną intelektualną śliną papkę przekształcił w tabliczkę, na której wypunktował swoje przemyślenia dotyczące epoki późnego PRL-u. W "Domu złym" wszystko jest pieczołowicie skonstruowane, dopieszczone do ostatniego kadru. Cóż z tego, skoro jak w każdym "porządnym" polskim filmie najważniejsza jest idea kryjąca się za decyzją twórcy o nakręceniu "dzieła". Widzieliśmy to ostatnio dobitnie przy "Katyniu", teraz możemy tego doświadczyć w "Domu złym". Choć nie, przypadek "Katynia" aż tak nie boli, bo jego scenariusz nie miał żadnego potencjału. Konsekwencją odsunięcia na drugi plan fabuły jest przedmiotowe potraktowanie bohaterów, a to grzech kardynalny, którego nie potrafię wybaczyć. Żadna z postaci "Domu złego" w moim odczuciu nie jest postacią z krwi i kości. Są raczej narzędziami, którymi Smarzowski posługuje się w sposób aż nazbyt umiejętny, by uwiarygodnić swoją czarną wizję zgniłego moralnie świata. Jest to wizja sugestywna i przekonująca, co  budzi u mnie jeszcze większy żal. Kroplą, która jednak przelała czarę goryczy, jest sekwencja finałowa. Toż to czysta orgia pretensjonalności i nietrafionych alegorii. Po skończonym seansie "Domu złego" wyszedłem z kina rozczarowany i zasmucony, nie tyle jednak decyzją twórcy – w końcu to jego dzieło, a zatem ma prawo je zniszczyć, jeśli taka jego wola – a reakcją publiki. Słuchając próbujących przekonać mnie głosów, jaki to "Dom zły" jest genialny, odnoszę wrażenie, że polscy widzowie są jak ofiary głodu: wystarczy zaoferować im cokolwiek, choćby kanapkę z tektury i podduszonej trawy, a będą wychwalać je niczym danie z 5-gwiazdkowej restauracji. Marcin Pietrzyk DOM ZŁY - ZWYCZAJNE ZŁO Smarzowski jak mało kto w polskim kinie potrafi perfekcyjnie pokazywać tę zwyczajność i wszelkie jej konsekwencje. Bez lukru, bez owijania w bawełnę. "Dom zły" to film, który można interpretować na wielu płaszczyznach – jako przypowieść o przypadkach losowych i zwyczajności, że życie nie wybiera i nie znamy dnia ani godziny, w dodatku nie znamy ludzi, którzy nas otaczają, a wszystko, co robimy, może być użyte przeciwko nam. Nie ma w jego filmie dobra – są interesy. Nie ma prawdy – są układy. Wizja czarna, owszem – ale jakże prawdziwa. Więcej przeczytacie TUTAJ. Robert Ziębiński *** Na Filmwebie znajdziecie również: - wywiad z Wojciechem Smarzowskim - materiały wideo nakręcone na planie "Domu złego"