Podczas tegorocznej edycji
American Film Festival głośno wybrzmiewają kobiece głosy. We Wrocławiu zobaczyliśmy opowiadający o dziennikarskich łowach na
Harveya Weinsteina "
Jednym głosem" (reż.
Maria Schrader), w którym główne role zagrały
Carey Mulligan i
Zoe Kazan, oraz "
War Pony", wyróżniony w Cannes debiut dwóch reżyserek,
Giny Gammell i
Riley Keough. Filmy recenzują dla Was Daria Sienkiewicz i Gabriel Krawczyk.
***
recenzja filmu "Jednym głosem", reż. Maria Schrader
HERstory
autorka recenzji: Daria Sienkiewicz
"Gdyby wszystkie kobiety, które były molestowane lub napastowane seksualnie, napisały w swoim statusie JA TEŻ, być może moglibyśmy uświadomić ludziom skalę problemu", zachęcała w 2017 na Twitterze aktorka
Alyssa Milano, która przyczyniła się do popularyzacji hasła MEE TOO. Te krótkie dwa słowa wyrażające kobiecą solidarność i zrozumienie przybrały rolę akceleratora zmian oraz społecznego wariografu, dzięki któremu prawda o latach przewinień wreszcie wypłynęła na powierzchnię. Ruch #metoo na stałe zapisał się na kartach długiej historii walki kobiet o emancypację i równe traktowanie. To mentalny game changer w mówieniu głośno o seksualnych przestępcach w środowiskach pracy w Hollywood i nie tylko. "
Jednym głosem" to natomiast filmowe świadectwo solidnej dziennikarskiej roboty, jaką wykonały Megan Twohey (
Carey Mulligan) i Jodie Kantor (
Zoe Kazan) z "New York Timesa", by odebrać głos wpływowym oprawcom i oddać go żyjącym w lęku i traumie ofiarom.
"
Jednym głosem" bezsprzecznie wpisuje się w gatunek kina dziennikarskiego. Wyobraźcie sobie zgrabną syntezę "
Spotlight" (2015), "
Czwartej władzy" (2017) i serialu "
Na cały głos" (2019), w której pierwsze skrzypce grają kobiety: nieustępliwe dziennikarki w pogoni za prawdą, młode i ambitne dziewczyny u progu kariery w branży filmowej oraz wszystkie te, które zostały skrzywdzone w toksycznym środowisku. Nie brakuje tu dobrze znanych i sugestywnych obrazów z pracy każdego reportera, mających łopatologicznie wytłumaczyć odbiorcom, na czym polega praca dziennikarza. Jesteśmy świadkami, jak Megan i Jodie żmudnie zbierają poszlaki w sprawie przestępstw seksualnych popełnionych przez
Harveya Weinsteina. Mimo licznych przeciwności nie zamierzają się poddać. Dziesiątki zatrzaskiwanych im przed nosem drzwi, setki nieodczytanych maili i nieodebranych telefonów oraz ciągła niepewność, czy publikacja artykułu przyniesie spodziewany rozgłos, to żadna nowość – tak dla dziennikarek, jak i obeznanych z gatunkiem widzów.
Filmy ilustrujące żmudne dziennikarskie śledztwa nierzadko tracą narracyjne tempo i zamiast wciągającej opowieści fundują widzom nużące redakcyjne sprawozdanie. Mimo że "
Jednym głosem" można określić mianem filmu-raportu, a jego scenariuszową strukturę uznać za klasyczną i przewidywalną, reżyserka
Maria Schrader nie pozwala, by spotkało to jej obraz.
Przeczytaj całą recenzję "Jednym głosem" Darii Sienkiewicz na karcie filmu TUTAJ. ***
recenzja filmu "War Pony", reż. Gina Gammell, Riley Keough
Mądrze i od serca
autor recenzji: Gabriel Krawczyk
"
War Pony" obiecuje niewiele, daje zaskakująco dużo. Choć rzut oka na ludzi i tutejszy krajobraz rodzi ponure skojarzenie z filmografią
Doroty Kędzierzawskiej, nie porzucajcie nadziei. Nie jest przypadkiem, że
Riley Keough (znana z "
Mad Maksa: Na drodze gniewu") i
Gina Gammell zostały nagrodzone za najlepszy debiut na tegorocznym festiwalu w Cannes. Cichym dramatem o dwóch chłopakach uwięzionych w miejscu, gdzie przetrwanie od heroizmu dzieli niewiele, reżyserki dowodzą formalnej subtelności i społecznego wyczucia, których mogliby im pozazdrościć bardziej doświadczeni reporterzy kina.
W Pine Ridge, najbiedniejszym rezerwacie pierwszych ludów Ameryki, coś najwyraźniej poszło nie tak. Pracę zdobywa się tu od święta, pragnienie gasi się głównie alkoholem, oddycha się takim czy innym zielskiem, a na dietę wybiera mocniejsze używki. Prawo? Sprawdza się jako luźna sugestia; o stylu życia decyduje raczej brutalna weryfikacja potrzeb i szacowanie ryzyka. Jak w przypadku Matho (świetnie poprowadzony
LaDainian Crazy Thunder) i Billa (
Jojo Bapteise Whiting, złodziej scen i aktorskie objawienie!). Na oko dzieli ich dekada, nie znają się, lecz zamieszkują tę samą okolicę. Siłą rzeczy obaj są więc rozdarci między tradycjami Lakotów, z których się wywodzą, bieda-kapitalizmem i społecznymi patologiami z ćpuńskim biznesem na czele. Jak się okaże, dzielą także apetyt na odrobinę miłości. W świecie, w którym niewiele starsi, dilujący ojcowie częstują synów skrętem, matki przesiadują w więzieniach, a lokalne Matki Teresy okazują się wyzyskującymi ciebie, dzieciaku, narkotykowymi baronkami, nadzieję trzeba jednak limitować.
Losy bohaterów zrosną się niczym biografia jednej postaci oglądanej w różnych momentach życia. To scenariusz wiarygodny, półbiograficzny, powstały z przerodzonego w przyjaźń spotkania reżyserek z
Franklinem Siouxem Bobem i
Billem Reddym. Głos rdzennych mieszkańców objawia się scenopisarsko i przed kamerą, dzięki aktorom-nowicjuszom. Przedstawienie trudności ekonomicznych, przemocy rodzinnej, ignorowania przez państwowe instytucje, rasowych podtekstów, więzi społecznych i drobnych aktów dobroci wśród różniących się charakterów upodabnia "
War Pony" do kina
Seana Bakera, specjalisty od społeczności, które Hollywood lubi egzotyzować lub omijać szerokim łukiem.
Przeczytaj całą recenzję "War Pony" Gabriela Krawczyka na karcie filmu TUTAJ.