Chwila wspomnień. Wyjechałem na wakacje ze scenariuszem Przymanowskiego, typowym, socjalistycznym produkcyjniakiem, w stylu "Dyrektorów" Kiedy wracałem znad morza , w Gdańsku wybuchł strajk i miałem wielkie kłopoty z dostaniem się do Warszawy na zdjęcia. Już pierwszego dnia pracy okazało się, że scenariusz jest kompletnie archaiczny i ekipa załamała się. W trakcie zdjęc doszło do podpisania porozumień gdańskich, upadł Gierek, skończyła się pewna epoka. Sens naszej pracy stanął pod wielkim znakiem zapytania. Szlachtycz postanowił na bieżąco dopisywac, dosłownie z dnia na dzień, scenariusz. Było tak, że dostawałem kilkustronicową scenę na kilkadziesiat minut przed ujęciem. Nawet pomiędzy ujęciami Szlachtycz wprowadzał zmiany. Praca była bardzo trudna, bo reżyser z niego jak z "koziej dupy trąba", a scenarzysta jeszcze gorszy. Rola Andrzeja to papier, papier i jeszcze raz papier. Mimo wielkiego wysiłku i stresu nie udało mi sie tchnąć życia w tę rolę. Żałuję, że zgodziłem się na to przedsięwzięcie - z góry skazane na niepowodzenie, chociaż kasa z tego jakaś była, nie powiem.Żałuję, bo być może pogrzebałem tą "rolą " szansę na fajny debiut. Z aktorami jest trochę tak, że jezeli debiut im się nie uda, muszą latami pracować na swoją twarz w filmie, większości zresztą los nie sprzyja i znikają. A Szlachtycz i ekipa dostali nawet jakąś wewnętrzną nagrodę kierownictwa TVP za "społeczną wrażliwość", która wyrażała się w tym, że serial kończył się sceną strajku ( dodaną przez Szlachtycza) W rolę przywódcy strajku wcielił się sam Filip Bajon, zakładając robotniczy kask, po prostu.
Jerzy Pożarowski