Wbrew pozorom nie jest nim "Kanał" a właśnie "Zimowy zmierzch". W czasie swojej premiery bardzo skrytykowany po latach dopiero został doceniony. W 1957 r był istnym szokiem dla widzów przyzwyczajonych do schematycznych filmów socrealistycznych. Spokojny, stonowany, ukazuje historię wiejskiej dziewczyny, która zostaje przeznaczona synowi swego sąsiada. Tymczasem syn wraca z wojny z żoną i małym dzieckiem.
Wielkie pokłony dla Mieczysława Jahody za zdjęcia (są niesamowite!), dla Tadeusz Konwickiego za scenariusz i Stnisława Lenartowicza za całokształt filmu. Dla mnie prawie arcydzieło.
i dla Walacińskiego za muzykę, panie kolego ;-]
Dzisiaj tematyka filmu nie przystaje raczej do rzeczywistości, bo któżby się przejmował jedną nieszczęśliwie zakochaną, załzawioną panienką. Wewnętrzna niezgoda Rumszy na wyczyny nieodpowiedzialnego syna, dzisiaj przecież już nawet przysięgi małżeńskie niewiele znaczą.
I choć cały problem moralny wydaje się być nam odległy to film ogląda się bardzo dobrze.
[a kanału nie lubię, mam alergię na wajdziznę]